31 października 2013

16.Wiedzą o sobie coraz więcej....to powinno przerażać.

PIOSENKA

Jesteśmy młodzi, kiedy mamy szaleć, jak nie teraz?
To nasz czas, to my rządzimy!
Pijmy, walczmy, kochajmy, jesteśmy młodzi, tylko to się dzisiaj liczy!
A więc dalej!
Nie żałuj, kochaj, popełniaj błędy i ciesz się życiem!
*****
Zaklął i wykreślił linijkę tekstu. Westchnął głęboko i zaciągnął się. Promienie słońca padały na jego twarz, trafiając w oczy, ale on zdawał się tego nie zauważać. Jego głowę rozsadzały nowe teksty i melodia. Obok spoczywała stara gitara, świetna niezmiennie od dwudziestu lat. Na niej zaczął, na niej skończy.
- Nie wiem, na czym stoję, będąc gdzieś na uboczu. Zmęczony ciągłym czekaniem. Czekam tu, w kolejce z nadzieją, że jeszcze znajdę to, co tak ścigam.
Zapisał pośpiesznie słowa. Znów zaciągnął się papierosem i wypuścił małe kółeczka z dymu.
O czym pisał? O czym śpiewał?
Chyba nawet nie wie on sam, gdyż słowa piosenek przychodzą, gdy targają nami emocje, często sprzeczne - ból, szczęście, cierpienie, radość.
*****
Od kilku dni chodził, a w zasadzie snuł się rozdrażniony. Nawet najmniejsza rzecz go denerwowała, nie odzywał się więc wcale, chociaż nie raz zdarzało mu się powiedzieć parę słów więcej. Na szczęście Huncwoci to rozumieli. Pokazał im zaproszenie na pogrzeb Alexa, który miał się odbyć za dwa dni.
"Celując w niebo, utknąłem na ziemi. Dlaczego wciąż próbuję, skoro wiem, że i tak upadnę?"
Inne były dziewczyny, które nie wiedziały co się dzieje. James często nie reagował na ich zaczepki, wołania, ponieważ wyłączał się i zamykał w swoim świecie. A one były coraz bardziej wkurzone i zdezorientowane.
Jak się zachować, jak nie przejmować się tymi oskarżycielskimi spojrzeniami rodziny Alexa?
*
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Nie ma - mruknął cicho, mając nadzieję, że to odgoni natręta. Niestety, drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich głowa Lily.
- Co tu robisz? - spytał, zakładając czarną marynarkę.
- Przyszłam, bo... - zaczęła i usiadła na jego łóżku, obok bukietu pogrzebowych kwiatów - To moja wina, a ty musisz to znosić. Widziałam, co się działo z tobą przez ostatnie dni, dopiero nie dawno odkryłam, co może być tego powodem, rozmawiając z Amelią. Proszę, nie zadręczaj się, nie przeze mnie - odetchnęła.
- Chyba już o tym rozmawialiśmy - warknął.
Wstała i podeszła do niego. Złapała za krawat, wspięła się na palce, sprawnie przekładając mu go przez szyję. Zawiązała prawidłowy supeł i poprawiła koszulę.
- Rozmawialiśmy, ale wciąż czuję się winna. To ja powinnam jechać na ten pogrzeb i błagać matkę Aleca o wybaczenie. Mówiłeś, że gdyby nie ja, nie uratowałbyś reszty. Ale co mi po tym? - jęknęła.
- Lily, nie ma sensu już tego roztrząsać, daj sobie spokój - westchnął James - Nie chce mi się z tobą kłócić, więc po prostu wyjdź - odwrócił się do niej plecami. Odbicie w lustrze zdradzało, co dzieje się za nim. Dziewczyna spuściła głowę, chciała coś powiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Odwróciła się i wolno wyszła. Usłyszał trzask drzwi. Zaklął głośno i potarł twarz rękami.
Drzwi otworzyły się z hukiem i wpadł przez nie Syriusz. Wyglądał, jakby przebiegł co najmniej kilka kilometrów.
- Co jest? - spytał i rzucił się na łóżku. James wzruszył ramionami - Rogacz, już to przerabialiśmy. O, jak wrócisz, to pójdziemy się urżnąć.
I od tego są przyjaciele.
****
Wylądował na dróżce wypełnionej kamieniami. Obejrzał się dokoła i na jednej ze skrzynek pocztowych nazwisko Stylis. Pchnął białą furtkę i ruszył do drzwi. Firanka w oknie poruszyła się lekko i kilka sekund później zza drzwi wyjrzała pulchna i niska kobieta. Uśmiechnęła się smutno i zaczekała, aż do niej dojdzie. Onieśmielony szedł wolno, a gdy doszedł, złapała go z ramię.
- Dziękuję, że jesteś - powiedziała ciepłym głosem - Jestem mamą Alexa, to ja napisałam do ciebie list.
- Ah, tak - wydukał - James Potter.
- Oh, wiem - wzięła go pod rękę i zaprowadziła do domu. Poczuł się jeszcze gorzej, wkraczając do domu pełnego ludzi w żałobie.
Przez niego.
****
Uroczystość była długa. James był najdalej, zostawiając miejsce rodzinie Alexa. Opierał się o pień drzewa i patrzył, jak kobiety szlochają, panowie dzielnie je przytrzymują, a dzieci siedzą cicho, bawiąc się źdźbłami trawy, nieświadome niczego. Czasami spoglądał też na Amelię, która przyszła ze swoją mamą.
Matka Alexa rzucała mu co jakiś czas zatroskane spojrzenia, ale on nie mógł wtedy spojrzeć w jej oczy.
- Uczcijmy jego pamięć minutą ciszy - zabrzmiał spokojny głos księdza.
Opuścił głowę i zamknął oczy. Wszelkie myśli odpłynęły, zostały tylko gorzkie słowa obijające się o czaszkę:
" Przepraszam, wybacz mi, to moja wina, tak bardzo cię przepraszam ".
*
Nie został na stypie, nie chciał patrzeć na twarze tych ludzi. Zamiast tego siedział na drewnianym mostku i palił papierosa. Czy przesadzał? Nie sądzę...co wy byście zrobili w takiej sytuacji?
Rzeczka oddalona była jakiś kilometr od domu Alexa. Świstoklik miał za jakieś pół godziny. Pół godziny i witaj świecie, gdzie jedna sprawa została zamknięta, lecz jej konsekwencje pozostaną na zawsze.
****
Włóczył się pustymi już korytarzami, wbijając ręce w kieszenie. Nagle zza zakrętu wyszedł Syriusz. Nie, on nie wyszedł - on wystrzelił, łapiąc Pottera za rękaw. Zdziwiony pobiegł za przyjacielem. W pół minuty dobiegli do Pokoju Życzeń.
- Pośpiesz się! - Syriusz pchnął go w stronę ściany.
"Potrzebuję dobrego baru, potrzebuję dobrego baru, potrzebuję dobrego baru"
Pojawiły się drzwi, które od razu otworzyły się przed nimi. Łapa, najwyraźniej coś słysząc, wepchnął się przed Jamesa. Coraz bardziej zdezorientowany wszedł za nim i zamknął drzwi. Ucieszony widokiem ruszył do baru, wyciągając dwie zakurzone butelki Ognistej Whiskey. Nie bawił się w nalewanie do szklanek, tylko odkorkował butelkę i pociągnął sporego łyka z gwinta. Przyjemnie zapiekło go gardło.
- A więc, co wystraszyło naszego Syriusza Blacka? - spytał, siadając na wysokim stołku.
- Metr sześćdziesiąt czystego zła, pięćdziesiąt kilo szaleństwa plus pięć kilo tapety - wzdrygnął się - Dwoma słowy, Jessica Kuterner. Jest z  Ravenclawu, klasa szósta.
James zarechotał.
- Pierwszy raz słyszę, że uciekasz przed dziewczyną. Na pewno wszystko z tobą okej?
Syriusz spojrzał na niego, jak na stare mięso hipogryfa.
- Ze mną jest jak najbardziej w porządku. Ta dziewczyna jest nienormalna! Wczoraj, gadałem sobie z niczego sobie Ślizgonkami, kiedy ta wpadła między nas i władowała mi swój stanik pod koszulę! - Syriusz opowiadał to z przejęciem, co jakiś czas pociągając z butelki. Za to James świetnie się bawił.
- Nie wierzę, nie cieszysz się z takiego seksownego prezentu? - powstrzymywał śmiech.
- Rogacz! To.nie.jest.śmieszne!
- Ale absolutnie! - Potter pokręcił głową - I co zamierzasz zrobić z tym fantem?
- Nie mam pojęcia! - jęknął Syriusz.
- Chyba ją kojarzę. Rzeczywiście jest aż taka zła?
- Stary, ona jest gorsze od czterech Evans! I trzymaj się mocno...organizuje zlot fanek Jamesa Pottera i Syriusza Blacka!
James wypluł to, co miał w buzi, a jego oczy przypominały spodki.
- Eee...- wydukał, po czym wybuchnął śmiechem - No bez jaj!
- I, poprosiła mnie, żebym namówił ciebie do zaśpiewania! Rozumiesz? Ona chce, żebyśmy tam byli, mało tego! Jeszcze mamy wystąpić!
Zapadła kilkuminutowa, wcale nie niezręczna cisza.
- A już lepiej? - spytał Łapa.
- Tak - odpowiedział James, patrząc w okno - Zdecydowanie lepiej. Chciałbym przestać o tym myśleć, by wspaniale bawić się, patrząc, jak dziewczyny próbują być rozrywkowe - uśmiechnął się.
- O tak, to może być bardzo interesujące. Wiesz, może ich nie doceniamy? Właśnie podobne te najcichsze są najgorsze.
- Pomyślmy.... Evans plus alkohol, plus dobra zabawa? Nie sądzę - spojrzał na Syriusza ze zwątpieniem.
- Tak, chyba masz rację. Ale znów przytoczę tu cytat mojego zacnego, normalnego wujka, a mianowicie, że te ciche w dzień są głośne w nocy - zarechotał.
- Uwierzę jak usłyszę - mrugnął do Łapy.
Syriusz podniósł butelkę.
- Bracie, za te gówniane czasy, byśmy je przeżyli.
****
Do ich dormitorium ktoś zapukał. James niechętnie wstał i otworzył drzwi. Przed nim stał Mark, jeden z szóstorocznych Gryfonów.
- Hej! Z pozdrowieniami od Lily Evans i Dorcas Meadowes - wręczył Potterowi cztery podłużne kartoniki.
- Czy to bilety na Spetryfikowane Mandragory!?
- Podejrzewam, że sami traficie do Hogsmeade?
Huncwoci i Frank spojrzeli na niego jak na głupka.
- Same bilety to chyba mało, żeby ans przekonać - mruknął Remus.
- No raczej - zgodził się James - Zbieramy się.
****
Gdy weszli do Trzech Mioteł, powitały ich krzyki, ciasnota, śmiechy i zapach piwa kremowego. Wszyscy prócz Petera, górując wzrostem ponad innych wyhaczyli w tłumie dziewczyny. W najlepsze siedziały sobie przy barze i właśnie stukały się kieliszkami.
- Idziemy do nich - zadecydował Syriusz.
- Czekaj - James wyciągnął rękę, zatrzymując resztę - Ile widzisz tam kieliszków? Powinno być pięć, a jest dziewięć.
- O cholera! - Remus otworzył oczy - Siedzą ze Spetryfikowanymi Mandragorami!
Zanim zdążyli podejść, czterech wysokich chłopaków, w czarnych, skórzanych kurtkach wyszło na scenę i podeszło do instrumentów.
- Piosenkę dedykujemy pięciu pięknym paniom, z którymi wspaniale się pije! - mrugnął do dziewczyn, a chłopacy przyśpieszyli kroku.

PIOSENKA wyłączcie tamtą, włączcie tą <---

- Witam - powiedział Syriusz, siadając obok nich.
- O, dostaliście bilety! Bawcie się dobrze! - powiedziała Lily. Pociągnęła Dorcas i Rachel za ręce i zaczęły skakać do rytmu muzyki. Po chwili dołączyły do nich Ann i Alicja, patrząc niepewnie na swoich chłopaków.
Chłopcy obserwowali je, ale nie był to podziw - nie byli przekonani, o nie. No bo jaką sztuką było zdobycie kilku biletów i tańczenie?
W jednej chwili Rachel zrobiła coś nieprzewidywalnego. Ignorując roześmiane dziecwzyny, ściągnęła stanik i rzuciła na scenę. Kilka fanek zrobiło to samo.
Chłopcy spojrzeli na nią z otwartymi buziami. A dziewczyny nie przejmując się nimi, ocierały się o siebie, tańczyły coraz odważniej, coraz głośniej się śmiejąc. Miały w tym swój cel, to na pewno.
W pewnym momencie do dziewczyn podeszli jacyś chłopacy z szóstego rocznika Ravenclawu. Wszystkie, co do jednej, złapały ich za ręce i zaczęły z nimi tańczyć. Nie tak wyzywająco, ale dwoje z panów już miało czerwone policzki. Pozostała część zamówiła po kieliszku Ognistej.Tupali stopami do rytmu, James nawet zaczął po cichu śpiewać. Syriusz spojrzał na niego z uśmiechem.
- Śpiewasz lepiej od niego, kochanie - posłał mu całusa w powietrzu. Panowie wybuchnęli śmiechem, a Potter teatralnie zasłonił twarz rękami.
- A teraz zapraszamy na scenę nasze urocze koleżanki, które zgodziły się z nami zaśpiewać, gdy wygraliśmy zakład.
Chłopcy zwrócili twarze w stronę sceny, gdzie każdy z zespołu podawał rękę innej z dziewczyn. Obecni w sali zaczęli wrzeszczeć i klaskać, niektórzy gwizdali.

PIOSENKA wyłączcie tamtą, włączcie tą <----

Dziewczyny świetnie się bawiły. Lily i Dorcas były głównymi wokalistkami, śpiewały raz jedna, raz druga. Miały bardzo podobne do siebie głosy. Alicja, Ann i Rachel były w chórkach, gdyż wszystkie trzy nie lubiły śpiewać, mimo, iż nie fałszowały.
Mężczyźni będący pod sceną klaskali, wrzeszczeli, panie patrzyły z zazdrością na dziewczyny.
Cały bar trzeszczał, od mocy skakania ludzi. Było duszno, głośno, ciasno.
Huncwoci i Frank nigdy nie pomyśleliby, że dziewczyny wytrzymają w takim miejscu. Na szkolnych potańcówkach owszem, tańczyły, ale nie wyglądało to tak, jak teraz. James już prawie zapomniał o wcześniejszych wydarzeniach, patrzył na scenę i uśmiechał się. Nie obchodziło go w tej chwili to, że był na pogrzebie, patrzył, jak Amelia bawi się w tłumie.
I dobrze, pomyślał, Ona ma gorzej.
- Ale mamo, jestem zakochana w przestępcy!
- Taa, jasne - Syriusz parsknął śmiechem - Jakby Dorcas była zakochana w przestępcy, to byłby koniec świata. To tak, jakby była zakochana w którymś z nas.
Dziewczyny z tyłu objęły się i skakały po scenie. Chłopcy z zespołu grali im do ostatniej nuty, śmiejąc się i śpiewając męskie partie, które w sumie były tylko chórkami.
- Mamo, proszę nie płacz, ze mną będzie dobrze. Cały rozsądek na bok, nie mogę zaprzeczyć. Kocham tego gościa!
Salę wypełniły wiwaty, gdy zeszły ze sceny. Niektórzy wołali 'bis'! Ale one podeszły już do baru, by czegoś się napić.
- No, no, no. Nie wiedziałem, że umiesz śpiewać, Rudzielcu - Black spojrzał na Lily zaczepnie.
- No widzisz, okazało się, że śpiewam lepiej od ciebie - odpowiedziała z uroczym uśmiechem.
Syriusz wyglądał na zbitego tropu, a reszta zabuczała.
-  A TERAZ OSTATNI UTWÓR DLA WSZYSTKICH NA TEJ SALI!

PIOSENKA wyłączcie tamtą, włączcie tą i zostawcie do końca <----

Dorcas wzięła trzy butelki spod baru, gdy barman nie patrzył. Biorąc za ręce resztę dziewczyn, przy akompaniamencie piosenki, chciały wyjść z baru, ale przedtem przewinęły się przez tłum, kręcąc biodrami na wszystkie strony. Wszystkim szumiało już lekko w głowach.
- JESTEŚMY MŁODZI, JESTEŚMY MŁODZI, PIJEMY, WALCZYMY I KOCHAMY TYLKO DLATEGO, ŻE JESTEŚMY NAWALENI!
- Hej! - ktoś krzyknął grubym głosem. Dziewczyny obejrzały się za siebie. To barman wyszedł zza baru, i patrzył prosto na nie. Ann zaśmiała się radośnie wraz z Alicją i pomachały mu. Za to barmanowi nie było do śmiechu. Był rozjuszony.
Chłopcy patrzyli na to z zaciekawieniem, gotowi zawsze stanąć w obronie dziewczyn, ale póki co, obserwowali rozwój wypadków.
Barman powiedział coś do dwóch osiłków, stojących przy scenie. Dziewczyny spojrzały na siebie z przerażeniem, gdy barman wskazał palcem na nie. Ochroniarze zaczęli się przeciskać przez tłum, gdy dziewczyny zaczęły biec. Wyleciały z baru, widząc kątem oka, jak dwóch osiłków właśnie wydostało się z tłumu i zaczęło za nimi biec. Lily ze śmiechem przyśpieszyła, a za nią reszta dziewczyn. Za całą grupką biegli chłopacy. Już, gdy prawie wydawało się, że dziewczyny przegrają z umięśnionymi mężczyznami, te wystrzeliły do przodu. Huncwotom i Frankowi aż chciało się przetrzeć oczy.
A w barze wciąż brzmiały słowa piosenki.
- UCIEKAMY I NIGDY NAS NIE DOGONISZ, JESTEŚMY MŁODZI, JESTEŚMY MŁODZI, JESTEŚMY MŁODZI, I NIGDY NAS NIE DOGONISZ, JESTEŚMY MŁODZI!
****
Chłopcy znaleźli je, gdy wracali już normalnym tempem do zamku. Siedziały przy drzewie, wokół nich walały się puste butelki po Ognistej Whiskey.
- Witam, drogie panie - powiedział głośno James.
- Czego chcecie? - spytała Dorcas, chichocząc.
- Możemy usiąść z wami? - spytał Łapa.
- I tak zrobisz co chcesz - odpowiedziała mu Meadowes - Ty zawsze robisz to, co chcesz.
Chłopcy spojrzeli po sobie rozbawieni.
- Wszyscy robicie to co chcecie, nie martwicie się o konsekwencje, ani o reputację. Jesteście sławni w szkole, możecie robić to co chcecie, bo was kochają. Ale my już nie, dbamy o naukę, chcemy jak najlepiej skończyć szkołę. Nie wszyscy mają takie szczęście jak wy. Staramy się o reputację latami, wy osiągacie to po jednym kawale. I tak to już jest. Mówiąc nam, że jesteśmy nudne, spójrzcie na innych. To wy jesteście ponad normą, nie my poniżej niej.
Zapadła cisza. Wszystkie umysły, nawet te zaćmienione teraz, wiedziały, że Dorcas ma rację.
Nagle Lily zaczęła chichotać. James pokręcił głową.
- Nie mogę wstać - Lily wybuchnęła śmiechem - Zimno mi.
Remus spojrzał na zegarek.
- Już późno - oznajmił.
Po chwili zastanowienia Szukający wstał i złapał Rudowłosą. Dźwignął ją i zarzucił sobie na plecy.
- Nie! James, ty chcesz zrobić jej coś złegooo! - wydarła się Alicja, ale zaraz zamilkła, wzięta przez Franka.
- Ja jestem trzeźwa, dziękuję bardzo - oświadczyła Rachel i chwiejnie podążyła za chłopakami - Nie pozwolę, by mnie macali, co to, to nie. I koniec kropka, przecież oni chcą tyyylko jedneeeego! I taaka jest właśnie prawda! Ja się nie dam! Bo mnie żywcem nie weźmiecieee! Ha! Ha! Ha! Nigdy, powiadam wam! Nigdy, nigdy, nigdy, nigdy nigdy!
Syriusz wywrócił oczami i pochwycił Dorcas. "Zarzucił" ją sobie na plecy i ruszył. Była lekka, ledwie czuł, że ją trzyma.
- Uuu, Syriuszek! Jestem kaflem, złapałeś mnie! Ale jaja! - zaśmiała mu się do ucha. Na chwilę zapadła cisza - Czemu ty mnie nie kochasz, Łapciu? Ja cię tak kocham, a ty mnie nie!
Zamurowało go na chwilę, nie odezwał się słowem. Na pewno żartowała, przecież była pijana.
- Rachel kochasz, Jamesa kochasz, wszystkich kochasz tylkoooo nieeeee mnieeeeee!
- Kocham Cię Dorcas, tylko bądź już cicho, okej? - powiedział. Ucho już go bolało od jej wrzasków.
- JEST! Syriusz mnie kochaaa! Lilyy! Słyszałaś? Black mnie kochaaaa!
- Dorcas, wspaniale! Ja będę chrzestną waszych dzieci, okej? Będę im robić kocyki na drutach! Jamesik, pomożesz mi, okej? - spytała poważnie.
James zaśmiał się.
- Dobrze, Lily, zrobimy im nawet poduszeczki, okej? - obiecał, klepiąc ją po plecach.
- Doruś, słyszałaś!? Będziesz miała poduszki i kocyki dla dzieci! Będą miały czarne włosy, a zamiast płakać, będą szczekać, tak jak Syriusz!
Chłopacy wybuchnęli śmiechem, a Black zrobił zdziwioną minę.
- Nie dziw się tak, Black. Zawsze, jak się śmiejesz, mamy wrażenie, że odzywa się wtedy twoja prawdziwa natura - wytłumaczyła Ann - Powinieneś być psem.
- Zdecydowanie - powiedziały wszystkie równo.
Chłopacy już nie mogli ze śmiechu, a Syriusz był coraz bardziej zdezorientowany.
- Moje panie, teraz bądźcie trochę ciszej - poprosił Frank, klepiąc Alicję w pupę.
- Ale dostaniemy kolorowy kisiel? - spytała Rachel, wchodząc w ścianę.
- Że co? Znaczy, jasne!
Do końca podróży były cicho, tylko czasem chichotały. James jedną ręką trzymał Lily, w drugiej trzymał Mapę Huncwotów.
- McGonnagal jest na drugim piętrze, Filch na drugim. Na szczęście dzisiaj patrol mają Puchoni, nie wsypią nas. Są na czwartym.
Gdy Dorcas dla zabawy pociągnęła za sobą zbroję, chłopcy zaczęli biec.
- Świetnie! McGonnagal tu idzie! Nie, on biegnie! - przez chwilę patrzył, jak kropka profesor porusza się szybko po Mapie, ale Syriusz pociągnął go za rękaw. Wbiegli w dziurę pod portretem.
- Syriusz, szybko!
Patrzył, jak Black odblokowywuje schody, a gdy tylko to zrobił, wbiegł na samą górę i otworzył drzwi. Czym prędzej położył Lily na jej łóżko, potykając się w między czasie o suszarkę, leżącą na ziemi. Pozostali pojawili się w pokoju. Peter pootwierał okna, by nie czuć zapachu alkoholu, Remus wyczarował silnie pachnące kwiatki i położył je na biurku.
- Jak teraz przez... ile czasu dajemy jej na dobiegnięcie z szóstego piętra?
- Pięć minut - odpowiedział Syriusz, a reszta parsknęła śmiechem.
- ...piętnaście minut będziecie cicho, przyniesiemy wam tęczowy kisiel, okej?
Pokiwały potulnie głowami i dały nakryć się kołdrami. Chłopcy wybiegli z dormitorium dziewcząt, słysząc, jak otwiera się dziura pod portretem. Nie wiele myśląc otworzyli tajemne przejście i wślizgnęli się przez nie. Peter, na końcu, wciągnął brzuch i wcisnął się w szczelinę. Pojawiła się z powrotem ściana. Chłopcy siedzieli w tajemnym przejściu. Ciasny był przy wejściach, w środku było jak w mały pokoju. Na ziemi leżały poduchy, chłopcy mieli tam swój barek, nie wiadomo dlaczego. Ogólnie na ziemi leżały jakieś papierki, kartki, czyli jednym słowem był syf, tak, jak wszędzie, gdzie są Huncwoci.
Peter nadal tkwił w przejściu, więc James podszedł do jego tylnej części ciała i złapał go za kostki. Zaczął ciągnąć z całej siły. Glizdogon jęknął.
- Trzeba było nie jeść tyle na kolację, teraz jest problem - westchnął Syriusz, ale został zgromiony wzrokiem przez Remusa. Black wymamrotał bezgłośnie "no co?!".
Usłyszeli, jak czyjeś pantofle stukają po schodach. Odetchnęli z ulgą.
- Glizdek, jak tylko wyjdziesz, idziesz z Lunatykiem do kuchni. Weźmiecie Mapę, my zajmiemy się dziewczynami.
****
- Jaaames! Gdzie mój kisieeeeel!?
****
BACH!
Resztki papierosa spadły na podłogę, rozwaloną, zaśmieconą.
Przeznaczenie weszło na dobry tor.
Pamiętacie może mocno rozwalony pokój?
Było tam mocno rozwalone biurko, na którym leżał mocno rozwalony zeszyt.
Właśnie z tego zeszytu wyleciała kartka, przez mocno rozwalone okno.