18 czerwca 2014

23. Czy istnieje broń ?

Przepraszam Was.
Normalnie płaczę, jak tylko sobie uświadomię, że to koniec gimnazjum.

Notka dedykowana mojej klasie :)

Lilka.

*****
MUZYKA



Dorcas szła pewnym siebie krokiem. Słyszała, że zaraz za nią biegną dziewczyny, ale nie zwolniła swego kroku. Była zdeterminowana jak nigdy.

 Po ostatnim liście mamy, zawiadamiającej ją o śmierci cioci Mary, była tak wściekła, że rozwaliła krzesło w jednej z klas. Połamała, spaliła i zdmuchnęła popiół po całej sali. Jeszcze nigdy nie była tak nabuzowana.
Zniknęła nieśmiała dziewczyna, a pojawiła się pewniejsza siebie, wściekła.

Dlatego też jej głowa nie była spuszczona w dół, tylko patrzyła na każdego dookoła. Kroki były długie i pewne, nie włóczyła już nogami. Cała jej postać emanowała siłą młodej czarownicy.
- Dorcas! Dorcas, zaczekaj! - Lily dobiegła ledwo do niej, równając z nią swój krok.
- Przepraszam - mruknęła ciemnowłosa.
- Dorcas, nie jesteś tu jedyna, każda chce to zrobić i każda ma powód, więc zwolnij i na nie zaczekaj!
Krzyk Evans podziałał na dziewczynę. Na policzki wkradł jej się rumieniec.
- Nie wiem, co we mnie wstąpiło - oznajmiła ze skruchą, stając przy parapecie.
- Rozumiem, każda z nas jest teraz zdenerwowana.
- O, jesteście! - wydyszała Alicja, wybiegając zza zakrętu.
- Możemy iść.
Szły wolniej, ale w całkowitej ciszy, jedynie czasem na siebie spoglądając.
Gdy doszły do gabinetu Dumbledora, pojawił się standardowy problem: jakie było hasło?
- Śmiejżelki?
- Kakaowe ślimaki?
- Śmierdzące skarpety?
Reszta spojrzała na Alicję ze zmarszczonymi brwiami.
- No co? To przecież Dumbledore...
Przyjaciółki rzuciły jej ostatnie spojrzenie i próbowały dalej.
- Miętuski?
- Lodowe żaby?
Chimera odskoczyła na bok, a dziewczyny odetchnęły z ulgą. Każda z nich obawiała się, że Dumbledore nie będzie chciał ich słuchać. W końcu gdyby miał przyjmować każdego ucznia, nie starczyłoby mu czasu na nic innego.
- Proszę - usłyszały głos zza drzwi, choć nawet nie zapukały.
- Dzień dobry, dyrektorze - odezwała się Lily i zamknęła za sobą drzwi. Stanęły w rządku.
- Jak mniemam, pan Longbottom podzielił się z wami wiadomościami? - usiadł i splótł dłonie w koszyczek.
- Tak - wydukała Ann, od razu dostając rumieńców.
- Konkretnie w jakiej sprawie tu przychodzicie?
- My... - zaczęła Rachel, a dokończyła już pewniej - Chcemy walczyć.
- Merlinie Najświętszy!
- Co to za dziewuchy!
- Za kogo one się mają?!
- Ta dzisiejsza młodzież, doprawdy!
Dumbledore dał chwilę postaciom z portretów na komentarze.
- Cisza - powiedział po chwili, a wszyscy zamilknęli - Wiecie, jakie z tym wiąże się ryzyko? Możecie stracić życie, siebie nawzajem, swoją rodzinę, tylko dlatego, że należycie do Zakonu Feniksa?
Po krótkim momencie dziewczyny pokiwały głowami.
- Jesteście tego pewne? Ja... - pokręcił głową w zamyśleniu.
- Tak! - odpowiedziału chórem, powoli się denerwując.
- Nikt nie może się o naszej organizacji dowiedzieć, mogę ściągnąć was, gdy będziecie brać prysznic, spać. Oczywiście, póki jesteście w szkole, nie biorę was na żadne akcje... - Dziewczyny już chciały wyrazić swój protest, ale dyrektor powstrzymał je jednym ruchem ręki - Ale to, co robicie poza szkołą, to już was własny interes, choć gdy macie zamiar dołączyć do naszej organizacji, możecie być mi potrzebne o każdej porze dnia.  Muszę być pewien, że podołacie temu zadaniu.
Zapadła chwilowa cisza, dziewczyny spojrzały po sobie, aż w końcu na dyrektora.
- Jesteśmy pewne - rzekła Dorcas.
Dumbledor westchnął i przymknął oczy. Po krótkiej chwili otworzył je z powrotem, by spojrzeć na nie badawczo.
- Jeśli tak, podpiszcie to...
Wyciągnął z szuflady pergamin z nazwiskami.
Lily podeszła pierwsza, przeleciała wzorkiem po liście, widząc kilka znajomych nazwisk, i złożyła swój podpis pod nimi. Po kolei zrobiły to samo.
- Należycie do Zakonu Feniksa, dziewczęta. Pamiętajcie, że zawsze możecie się od tego odwołać, jeśli to was przerośnie. Nie będzie łatwo, to wam mówię od razu - pokiwały gorliwie głowami - I proszę, nie róbcie tego, co pan Potter. Ceni się odwagę, ale nie lekkomyślność. Choć i ją czasem można wybaczyć - spojrzał na nie z błyskiem w oku znad swoich okularów - połówek.
Wyszły, każda z mętlikiem w głowie.

****

Dzień później James ocknął się o godzinie dziesiątej. Przyjaciele siedzieli wokół jego łóżka i śmiali się z czegoś. Zanim dał poznać, że już nie śpi, dyskretnie poruszył rękami, nie czując żadnego bólu.
- Znowu żeś odleciał, Rogacz - zarechotał Black, gdy otworzył oczy.
- To było straszne - burknął James. Podniósł ręce do góry, a później na boki i odetchnął z ulgą. Przyjaciele spojrzeli na niego, jak na głupka.
- Dobrze się czujesz? - spytała Rachel.
- Wyśmienicie! - krzyknął. Wyskoczył z łóżka i skierował się do łazienki. Usłyszał jeszcze, jak Frank i Remus mówią równo "nie patrz! ". Spojrzał w dół i zobaczył na sobie jedynie bokserki.
Zaliczył poranną toaletę i chwilę później wracał do przyjaciół w koszulce i w spodniach.
- Już się nie chwalisz tyłkiem? - spytał go Syriusz.
- Wiem, że mi zazdrościsz zgrabnych pośladków, Łapo, ale nie rozmawiajmy o tym przy dziewczynach, nie wypada - położył przyjacielowi ręke na ramieniu, a ten zrzucił ja i dał mu łokciem w bok.
- Widzę, panie Potter, że już wszystko z tobą w porządku - usłyszeli głos pani Pomfrey -  W razie silnego bólu głowy, lub powtarzających się tych koszmarów, proszę do mnie zawitać.
- Oczywiście! - zaśpiewał chłopak, wziął swoje rzeczy i prawie wybiegł ze Skrzydła Szpitalnego.
-Aha, Rogacz, na moim łóżku są dla ciebie notatki i lista wypracowań. Masz je zrobić do wtorku - krzyknął za nim Remus.
- Że co?! - James zatrzymał się gwałtownie - Dzisiaj jest sobota! Mam tylko trzy i pół dnia! A jeszcze kiedyś muszę spać, Quidditch, jeść! Jaki ja jestem głodny! Nic nie zdążę ! - wyrzucał z siebie chaotycznie.
- Mogę ci pomóc - zaoferowała się Lily. Reszta spojrzała na nią zdziwiona.
- Ruda, walnęłaś się w głowę? - spytał się Łapa.
- Black, a chcesz może oberwać  zaklęciem? - spytała podobnym tonem. Syriusz podniósł ręce w geście kapitulacji - Tak myślałam.
********
Śmierć babci Carol i dziadka Toma, ciocia Mary, brat mamy Jerry, jego malutka córeczka Candy, ciocia Victorie. I wszystko przez niego. Voldemort.
Dorcas zmierzwiła sobie włosy i posłała kolejne zaklęcie w stronę krzesła.
Oblizała wargi i zacisnęła pięści. Przypomniała sobie kolejne zaklęcie i cisnęła nim w stół, który natychmiast roztrzaskał się na drobny mak. Jeden z odłamków przeciął jej policzek.
Złość jeszcze bardziej w niej rozgorzała. Jej różdżka śmigała tak szybko, że nie sposób było ją dostrzec. Każde krzesło, każdy stół w tej sali było rozniesione. Rzuciła ostatnie mocne zaklęcie w  stronę lustra, aż prawie odrzuciło ją do tyłu. Szkło poleciało po całej sali. Patrzyła, jak jego odłamki lecą w jej stronę, ale zatrzymują się w ostatnim momencie.
- No nieźle - usłyszała głos z boku i odwróciła się do Jaya.
- Czego chcesz? - spytała, lecząc szybko swój policzek.
- Unikasz mnie - stwierdził i usiadł na biurku.
- Bystry jesteś.
- Dorcas, nie chciałem, żeby tak wyszło. Wolałbym, aby wszystko wróciło do normy.
Dziewczyna westchnęła.
- Tak, ja też. Przepraszam, musiałam to sobie uporządkować. Tyle się teraz dzieje - machnęła ręką.
- Masz rację - zgodził się i różdżką zaczął zmiatać wszystko pod ścianę, by kolejnym ruchem sprawić, że zniknęło - Czyli wszystko już okej? - upewnił się.
- Absolutnie.
Stali przec moment w ciszy, słuchając chichotów jakiejś pary, wymykającej się na błonia. Wyjrzała za okno, widząc Syriusza Blacka i jakąś blondynkę. Wiedziała, że to on. Miał swoją nieśmiertelną, skórzaną kurtkę. Wstrzymała na chwilę oddech, ale zaraz potem się uspokoiła i odwróciła do chłopaka, zaczynając inny temat.
- To takie niesprawiedliwe - poskarżyła się - Niewinni ludzie giną, tylko dlatego, że on tego chce. To mnie przerasta - znów zmierzwiła włosy.
- Wiem, Dorcas. Ale póki co, jesteśmy w Hogwarcie, jesteśmy całkowicie bezpieczni.
Przez chwilę milczała. Powstrzymała się od powiedzenia, że to nie prawda. Gdyby tylko Jay wiedział, że Huncwoci kilka dni temu ryzykowali życiem, by uratować Hogwartczyków z rąk Śmierciożerców, zmienił by zdanie.
- Tak, Jay, masz rację - powiedziała w końcu.
Po co go martwić ?
- Więc...tak odreagowujesz złość? - zaśmiał się.
- No wiesz, ja nie podejdę do nikogo i nie dam mu w gębę - założyła ręce na piersi. W jednej wciąż trzymała różdżkę.
- Słuszna uwaga - pokiwał głową i uśmiechnął się, a ona za nim.
- Mógłbyś mi pomóc, w sumie - stwierdziła nagle.
- Jak?
- Wyciągnij różdżkę.
Gdy tylko to zrobił, rzuciła zaklęcie. Chłopak odbił je umiejętnie i zaatakował. Z uśmiechem je zablokowała. Przy kolejnym ataku z jego strony, zrobiła piruet, unikając zaklęcia. Tym razem to ona rzucała w jego stronę zaklęcia. Robiła to tak szybko, że kilka z nich nie zdążył zablokować. Miał już lekko podpaloną bluzę i nie mógł się powstrzymać od chichotu.
- Zaklęcie śmiechu ze mnie ściągnij! - krzyknął między salwami śmiechu. Dorcas rzuciła przeciw zaklęcie, ale nie zaprzestała atakować go innymi, tym razem poważniejszymi. Jedno odbite zlało się z innym i ugodziło w jej prawą kość policzkową. Gdy ona szła do przodu, Jay cofał się coraz bardziej, aż w końcu dotknął kamiennej ściany i podniósł ręce do góry.
Dorcas ciężko dyszała. Otarła pot z czoła i uśmiechnęła się.
- Dziękuję - uśmiechnęła się i potarła policzki.
- Możemy się tu spotkać w przyszłym tygodniu, co ty na to ? - spytał, zbierając się do wyjścia.
- Bardzo chętnie! - ucieszyła się - Dobranoc, Jay!
Rozstali się na rozwidleniu korytarzy na trzecim piętrze. Dziewczyna otuliła się szczelniej swetrem i przyśpieszyła.
Po chwili pomyślała, że może zaliczyć ten spacer jako patrol. Zaglądała co jakiś czas po klasach i nasłuchiwała.
Gdy była już na szóstym piętrze, ktoś na nią wpadł.
- O, Meadowes - usłyszała głos Blacka.
- O, Black - odpowiedziała mu i ruszyła do przodu.
- Zaczekaj - poprosił i dobiegł do niej.
- Po co? Nie miałeś czasem jakiejś randki? Chyba powinieneś już iść na następną - warknęła.
Zaśmiał się, a po chwili coś sobie przypomniał.
- Stój.
Zdziwiona jego tonem przystanęła i spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.
- Po co?
- Ja...chciałem tylko powiedzieć, że cię wtedy nie zostawiłem.
Dorcas przez chwilę przypominała sobie, o co mu chodzi. Gdy wreszcie wróciła pamięcią do tamtego wieczoru, na policzki wkradł jej się rumieniec. Na jej szczęście na korytarzu było ciemno, więc Syriusz nie był w stanie tego zobaczyć.
- Nie ma o czym rozmawiać - rzuciła i odwróciła się, ale złapał ją za ramię.
- Powinnaś wiedzieć, że odprowadzałem cię na mapie - burknął.
- Dżentelmen, doprawdy! - zaśmiała się i wyrwała z jego uścisku.
- O co ci chodzi, co? Jak cię olewam to źle, jak się okazuję, że wcale nie, też źle! - znów ją dogonił, ale tym razem nie miał wesołej miny.
- No to znów mnie zostaw, co ci szkodzi.
- Cholera, Meadowes, jaki ty masz problem ?! - stanął przed nią i zrobił unik przed jej zaklęciem.
Chwilę potem  oszołomiony, że go zaatakowała, ruszył za dziewczyną.
Biegła tak szybko, na ile miała sił w nogach. Wiedziała, że nie ma szans z Huncwotem, a to jeszcze bardziej ją motywowało. Gdy była już przed portretem Grubej Damy, on wyszedł z jednego z tajemnych przejść, kilka kroków od niej.
- Dzwoneczki! - krzyknęła do portretu.
 Gruba Dama zaczęła marudzić coś o ich zachowaniu, ale ona jej nie słuchała. Przeskoczyła przez dziurę pod portretem i przecięła Pokój Wspólny, wspinając się po schodach. Sekundę później do salonu wskoczył Black. Rozejrzał się i przeklął pod nosem.

****

- Dzięki, że mi pomagasz - westchnął James, odkładając kolejne wypracowanie na dwa inne.
- Mam u ciebie dług, więc spłacę go tak - odpowiedziała, zaznaczając w książce od Zaklęć odpowiednią stronę.
- Żartujesz sobie, tak? Nie masz żadnego długu - wyrwał jej księgę z rąk i zmusił, by na niego spojrzała - Nie jesteś mi nic winna.
Pokiwała głową, patrząc na niego zrezygnowana.
- Za dużo tego wszystkiego - stwierdziła po kilkunastu minutach pracy - Nie powinniśmy nigdy doświadczyć czegoś takiego. Voldemort,  Śmierciożercy...chciałabym, aby istniała na nich broń. Niezniszczalna, niepokonana broń.
- Chyba każdy tego chce. Póki co, musimy walczyć. W końcu po to powstał Zakon Feniksa - zniżył ton - Walczymy o lepsze jutro, by ktoś kiedyś zrobił tę broń.
- Tak, masz rację - zgodziła się - Tylko ilu ludzi zginie do tego czasu...
- Na to nic nie możemy poradzić - westchnął - Jedynie próbujemy temu zapobiegać, ale póki jesteśmy w Hogwarcie, nie możemy nic zrobić.
- Ty zrobiłeś - przypomniała mu - I to dużo.
- Bo się wyrwaliśmy - przyznał.
- Jesteście pewni siebie i odważni. To się ceni.
- Ty tak to widzisz, a każdy inny, że jesteśmy zbyt porywczy. A ja w sumie sam nie wiem. Czasem krzywda innych przesłania mi oczy i rzeczywiście jestem nie do utrzymania, ale czasem tylko przeszkadzam.
O rany, pomyślała dziewczyna.
- Masz tu błąd - wykrztusiła, wskazując na coś w jego wypracowaniu.
- Ah, racja - odpowiedział lekko rozkojarzony.
Dziewczyna zamilkła. Spojrzała na niego i myślała. On, nieświadom bitw w jej głowie, zmarszczył brwi i poprawił zdanie.
Nagle ciszę przerwał trzask otwieranych drzwi. Do środka wparował Black.
- Ona rzuciła we mnie zaklęciem - oznajmił sam jeszcze w szoku.
- Jaka ona? - spytał James, odsuwając od siebie kartkę.
- No Meadowes !
Lily wytrzeszczyła oczy i po cichym " muszę iść " wyszła z ich pokoju, kierując się do siebie.
- Dorcas cię zaatakowała? - zaśmiał się James.
- Nie śmiej się! - warknął Syriusz i rzucił w niego książką. Potter złapał ją, zanim trafiła w jego brzuch.
-  Za co od niej oberwałeś ?
- Tak jak mi mówiliście, postanowiłem wyjaśnić jej, jak wtedy było ! A ona znowu jakieś problemy! Baby! - burknął i zamknął się w łazience.
Rogacz przestał się śmiać i spoważniał.
Gdyby Łapa tylko wiedział...
Pokręcił głową.
****
Dorcas zeszła do Pokoju Wspólnego z torbą i kilkoma książkami. W połowie drogi do ulubionego fotela chciała zawrócić.
Dziewczyna przez kilka dni skrzętnie omijała Syriusza, unikała go przy każdej możliwej okazji, po lekcjach ciągnęła dziewczyny jak najszybciej do dormitorium.
Od czasu kiedy go zaatakowała czuła ogromny wstyd. Była jeszcze nabuzowana po pojedynku z Jayem i zadziałała machinalnie. Nawet nie pamiętała, jakim zaklęciem go potraktowała.
Niestety było już za późno.
- Dor, chodź do nas ! - zawołał James, podnosząc się z jej fotela.
Uśmiechnęła się niemrawo i ruszył w ich stronę. Kawałek przed fotelami Remus odebrał jej ciężką torbę i zwolnił jej miejsca przy stoliku, zabierając stamtąd swoje wypracowania.
- Dzięki - mruknęła i zajęła miejsce, otwierając książkę dla zaawansowanych z Obrony Przed Czarną Magią.
- Dorcas, zechcesz może powiedzieć, czemu rzuciłaś zaklęciem w Łapę? - spytał grzecznie Peter, patrząc na nią wyczekująco.
Podniosła głowę z książki. Jej oczy wyrażały wyzwanie.
- Widocznie sobie zasłużył.
- Doprawdy ? - zaśmiał się Syriusz - Nic nie zrobiłem!
Meadowes wyprostowała się i wycelowała w niego piórem.
- Pan dżentelmen Black sam się o to prosił.
- Ah, no tak. Tylko, że to ty miałaś jakiś problem!
- Ja ? To ty masz problem! Ze sobą! - warknęła i potrąciła swój kałamarz  - Dzięki Black, patrz, co narobiłeś.
Syriusz wciągnął powietrze oburzony.
- A więc całe zło świata to moja wina?!
Peter, który sam rozpoczął tę kłótnię, skulił się przy fotelu Pottera. Lupin patrzył na to wszystko z pobłażaniem.
- Być może! - odpowiedziała.
Sama nie wiedziała, skąd wzięła się u niej pewność siebie, by kłócić się z Huncwotem. Jeszcze nie dawno w jego towarzystwie nie mogła wydukać słowa, a teraz była na niego tak wściekła.
- Ah, wspaniale! - Łapa opadł na kanapę i pokręcił głową, mrucząc pod nosem "baby".
- Chcesz coś jeszcze dodać? - spytała się dziewczyna, której ręka zawiła nad pergaminem.
- Nie, bo jeszcze w czymś we mnie rzucisz.
Te słowa podziałały na dziewczynę jak czerwona płachta na byka. Wyszarpnęła różdżkę z kieszeni i stanęła nad chłopakiem.
- Dorcas, tylko proszę nie zabij go. Nie mamy innego ścigającego - zaśmiał się James.
 Syriusz pokazał mu środkowy palec i przeniósł wzrok nad wiszącą nad nim Dorcas.
Jej pierś falowała szybko, a włosy wypadły spod uścisku gumki.
- Cukiereczku, nie ciskaj się tak. Złość piękności szkodzi! - zaśmiał się.
- Widzę, że często jesteś zły - prychnęła, a Remus i Potter zabuczeli w tle.
Black zrobił kwaśną minę. Te słowa na pewno ugodziły w jego ego.
- No dalej - rzucił i wstał - Dalej, zrób to!
Dorcas spojrzała na boki. Już większość uczniów patrzyła się na rozgrywaną scenę.
- Nie chcę cię skompromitować - rzuciła konspiracyjnym szeptem.
- Nie dam się skompromitować - wyciągnął różdżkę i machnął nią, a pierwszy guzik od koszuli dziewczyny odpiął się.
Nie bacząc na to, Dorcas rzuciła w jego stronę zaklęcie, które odrzuciło go do tyłu. Upadł na kanapę i prawie przez nią przeleciał. W Pokoju Wspólnym zabrzmiał śmiech.
- Masz szczęście, że kobiet się nie bije - powiedział chłopak i wstał. Przeskoczył kanapę i wycelował w nią.
- Na szczęście ja nie mam takich problemów - zaśmiała się. Odbiła jego zaklęcie i rzuciła swoje. Kurtyna wody obleciała chłopaka. Ten odpłacił jej się tym samym.
- Oto nasza miss mokrego podkoszulka! - wskazał na prześwitującą bluzkę Meadowes. Machnął różdżką i kolejne guziki bluzki Dorcas uchyliły jej biust.
- A oto nasza miss bez spodni! - krzyknęła dziewczyna i pasek w dżinsach Syriusza pękł, pozwalając spodniom opaść do kostek.
- Sprytne - pochwalił chłopak i nachylił się, żeby je podnieść. Wtedy Dorcas rzuciła ostatnie zaklęcie, popychające go do przodu.
Następnie zabrała swoje rzeczy i ruszyła, żegnana oklaskami.
Black ryknął śmiechem i usiadł na kanapie.
- Dobra jest - parsknął i odetchnął.
- Wiesz, że mógłbyś ją pokonać dwoma ruchami, nie? - spytał się Peter, patrząc na niego zdziwiony.
- A jaka byłaby wtedy frajda? - spytał Łapa, kręcąc głową.
- Jesteś szurnięty - zaśmiał się Potter i położył nogi na stoliku.
- No już mnie tak nie komplementuj, Rogaś! - Black puścił do niego oczko.
- Podrywa mnie! Zbok! Lunio, ratuj mnie! - wrzasnął James, rzucając w niego poduszką.
- Debil - skwitował Syriusz, a po udawaniu głębszego zastanowienia, dodał - Kochany debil! -  i puścił buziaka do przyjaciela.
- Zmieniłeś orientację, Black? - spytała się Lily, podchodząc do nich.
- To miał być sekret, ale cóż... tak - powiedział poważnie.
- Sekret? My to wiemy od zawsze - podniosła brwi - Tylko się upewniałam.
Huncwoci ryknęli śmiechem.
- No, Ruda. Będą z ciebie ludzie - stwierdził Łapa i potrząsnął dłoń dziewczyny.
- Nie ważne, przyszłam do Pottera - odwróciła głowę w jego kierunku - Chciałabym wiedzieć, o której po mnie będziesz, w dzień ślubu Alicji i Franka - zarumieniła się, ale jej postawa została wyprostowana.
- Jeśli sam się nie ożeni do tego czasu, to myślę, że o czwartej - wtrącił Syriusz, gdy Potter otworzył buzię.
- Ah, no tak. Zapomniałam o tym - dziewczyna podrapała się po głowie - Więc o czwartej?
James znów chciał się odezwać, ale i tym razem Black był pierwszy.
- Tak, a jego żona gratis - wyszczerzył się.
- Łapa! - James kopnął go w kostkę - Tak, będę o czwartej - zapewnił, a gdy dziewczyna odeszła, dodał - Nie możesz się opanować, nie ?
- Uhuhu, Rogacz ! Niech wie, że niedługo będziesz nie do wzięcia. Chyba, że lubisz skoki w bok.
Potter przejechał ręką po twarzy.
- Brałeś coś dzisiaj, czy coś? - spytał rozzłoszczony.
- Wiedziałem, że te parówki na śniadaniu dziwnie pachniały - stwierdził Remus, kiwając głową, jakby nagle wszystko zrozumiał.
*****

Na rozwalonym biurku, w rozwalonym pokoju, leżała mała, rozwalona pozytywka.
Nagle otworzyła się, a złamana baletnica zaczęła obracać się dookoła siebie.
Lekko się trzęsąc, pozytywka wydała z siebie cichą melodię.
Popłynął Marsz Mendelsona.
Ślub.
Śmierć.
Nicość.