30 lipca 2014

25. A strzał przechodzi przez moją głowę...

Nareszcie udało mi się złapać kawałek wolnego czasu !
Przepraszam, że tak długo to trwało, ale chyba więcej czasu mam podczas roku szkolnego, niż w wakacje !
Oczywiście nie narzekam, opalona jestem na brązowo, wspomnienia mam wspaniałe, a to przecież jeszcze nie koniec !
Mam nadzieję, że Wam również wakacje mijają...magicznie !

Upalne całusy,
Lilka.

*****

MUZYKA HEJ !


Widziała wszystkie współczujące spojrzenia i chciało jej się znowu płakać. Wiedziała jednak, że nie mogła pokazać, że nie jest dość silna. Na Ślizgonów patrzyła z podniesioną głową i wysyłała im wyzywające spojrzenia.
Nikt jednak nie widział, co działo się  z nią po zmroku, gdy mogła ukryć się na jednej z wież. Wtedy kolejne łzy toczyły się po jej gładkich policzkach, a ona nie mogła ich zatrzymać. Śmiała się z siebie, że znów się rozkleja i mimo to nadal płakała.
Prawie wszystkie jej myśli zaprzątał Voldemort. W jednej z nieużywanych sal była tablica, na której było o nim wszystko. Pogłoski o nim, jego zdjęcia, zdjęcia ofiar, choć na nie nie było już miejsca, a nie wiedziała pewnie nawet o połowie. Wszystko co tam umieściła miało ze sobą spójny związek.
Na korytarzach szła dumnie, nie pokazując, jak bardzo dotknęła ją śmierć brata. Co kilka dni dostawała kondolencje, nawet listownie od przyjaciół Michaela i od rodziny, która nie była na pogrzebie.
Obiecała, że go pomści i właśnie to miała zamiar zrobić.
Próbowała unikać Syriusza, ale zbytnio jej to nie wychodziło. Było jej wstyd za to, że musiał zobaczyć ją w takim stanie. Wiedziała, że być może to nie ostatni raz, biorąc pod uwagę teraźniejsze czasy, ale nie chciała nigdy, by oglądał ją taką słabą.
W głębi duszy czuła się coraz bardziej pewna siebie.
Te trzy miesiące szkoły zmieniły ją dość diametralnie. Tyle bólu i nieszczęścia dookoła nie pozwoliło jej już bujać w obłokach, a nauczyło twardo stąpać po ziemi. Wiedziała, że człowiek nie może się tak szybko zmienić, bo wciąż w środku pozostawała miękka na wszystko. Przeklinała swoją wrażliwość, że też musiała ją mieć ! Może uznałaby to za zaletę, ale biorąc pod uwagę czasy, jakie nastały, nie mogła być jak jajko. I właśnie to zamierzała zmienić.
Ze smutkiem zauważyła, że zamyka się coraz bardziej w sobie, ale nie miała odwagi wypowiedzieć na głos wszystkich swoich lęków. Przecież to by było słabe.


" And the shot goes through my head and back
  Gun shot, I can't take it back
  My heart cracked, really loved you bad
  Gun shot, I'll never get you back "

****

- Cześć - do klasy wkroczył Jay. Skinęła mu głową, obserwując go uważnie.
Od kilku dni nie zauważyła, by rozglądał się za innymi chłopakami, a niegdyś przy niej robił to bardzo, a czasem zbyt często. Za to ze zdziwieniem zauważyła, że najchętniej czas spędza z Rachel, co wydało jej się bardziej niż dziwne.
- Możemy zaczynać, czy chcesz pogadać ? - spytał, siadając na jednej z ławek.
- A o czym chcesz tu rozmawiać ? - podniosła brwi.
- Dorcas, od kilku dni zachowujesz się jak maszyna. Niepokoję się o ciebie - wyznał, zakładając ręce na piersi.
To była prawda. Wstawała, szła na śniadanie, na lekcje, na jedzenie, odrabiać lekcje, do nieużywanej sali i szła spać.
- Bez obaw, Jay. Panuję nad sytuacją, nie widać ? - podniosła różdżkę - A teraz zobaczymy, czy powtórzyłeś zaklęcia - posłała w jego stronę kilka niegroźnych zaklęć.
Prawda była taka, że aż nie mogła się doczekać, kiedy zaczną grać na poważniej. Złość i frustracja, która zbierała się w niej od kilku dni, znalazła wreszcie ujście.
- Confringo! - krzyknęła, a krzesło tuż przy stopie Jaya rozprysło się na wszystkie strony.
Chłopak zdążył wyczarować tarczę, by nie dotknęły go kawałki drewna, ale Dorcas była zbyt przejęta, że mogła go skaleczyć. Jeden kawałek przeciął jej twarz, a drugi obojczyk.
- Przepraszam - wyszeptała przejęta, gdy pył opadł.
- Nic się nie stało - odparł spokojnie i podszedł do niej - Trzeba to zaleczyć.
- Lily to zrobi, lepiej zobaczyć, czy nie ma żadnych drzazg.
Pokiwał głową.
- Chyba masz dość na dziś, Dor - pogłaskał ją po głowie. Odwróciła się do okna.
- Zaraz do ciebie dołączę - obiecała, gdy spojrzał na nią podejrzliwie. Wyszedł z klasy i zamknął drzwi. Meadowes odczekała chwilę a następnie odchyliła tablicę i wsadziła za nią własną, której na szczęście Jay nie zauważył. Rzuciła jeszcze kilka zaklęć ochraniających i opuściła salę.

****

Gdy weszła do Pokoju Wspólnego, ci którzy zobaczyli ją, posłali jej przerażone spojrzenia. Przypomniała sobie o ranach. Rzuciła im ostre spojrzenia by się odczepili i podeszła do przyjaciół w niepełnym składzie.
- Dorcas! Co ci się stało ? - spytał ostro James, wstając gwałtownie i podchodząc do niej. Lily przeszła pod jego ramieniem i stanęła obok.
- Nic ci nie jest ?
- Nie. Mogłabyś mi pomóc ? - spytała z przepraszającym uśmiechem. Rudowłosa kiwnęła głową.
- Ale co się stało ? - Potter złapał ją za rękę.
- Ja...- zastanawiała się gorączkowo - Zbyt bliskie spotkanie z Bijącą Wierzbą - zaśmiała się.
James i Lily odetchnęli z ulgą. Dorcas z ubolewaniem patrzyła na to, że nie są parą. Pasowali do siebie w zasadzie w każdym aspekcie.
- Chodź, zobaczymy, czy nie ma drzazg - zarządziła Evans i pociągnęła przyjaciółkę do dormitorium.

****

Śnieg znów zawitał do Hogwartu. Na ich szczęście było już po lekcjach i teraz każdy zajmował się swoimi sprawami.
Była jednak jedna osoba, która nie obawiała się śniegu prószącego w oczy i gnała przez błonia, jakby gdzieś się spóźniła. Jej długie ciemne włosy falowały na wietrze.
- Spóźniłaś się - oznajmił kobiecy głos - Głupia dziewucha.
- Głupia dziewucha, która ma lepszy dostęp do Jamesa Pottera niż ty - odgryzła się dziewczyna.
- I wyszczekana - Bellatrix uśmiechnęła się z pobłażaniem - Czy sprawy nabrały tempa ?
- Przez tą Meadowes dawno się z nim nie widziałam.
- Ta mała dziwka co raz bardziej mnie wkurza. Zabiliśmy jej brata ! To miało pomóc, czyż nie, Malfoy ? - zwróciła się do Blondyna stojącego obok.
- Myślę, że nasza przyjaciółeczka powinna postarać się bardziej, a śmierć Meadowsa powinna jej to ułatwić - oznajmił stanowczo - Masz z niego wyciągnąć co się da. Zrób coś, może poświeć cyckami, nie wiem. Oby zadziałało - syknął jadowicie i zniknął.
- Doprawdy ! - dziewczyna aż zapowietrzyła się ze złości.
- Słyszałaś go, a teraz spadaj - Bellatrix podniosła różdżkę - Nie wiem ile jeszcze czasu zechce bawić się z twoją matką. Nudzi go to - dodała, po czym deportowała się z trzaskiem.
Brunetka otarła łzę z policzka i czym prędzej wróciła do zamku.

****

James zmęczony przetarł twarz. Dzisiejszy trening Quidditcha mocno dał mu w kość, choć sam taki zarządził. Chyba wtedy zapomniał, że wieczorem ma jeszcze do odbębnienia obchód. Był sam, bo Dorcas oświadczyła, że idzie spać.
Westchnął, gdy przypomniał sobie, że ma jeszcze do odrobienia Transmutację.
I jak zwykle na mojej warcie, pomyślał, gdy usłyszał pojedynczy jęk i huk.
Wyszarpnął różdżkę z rękawa i wbiegł na sąsiedni korytarz.
Trzech Ślizgonów mierzyło z różdżek do jednego Puchona.
Super, Dor, wielkie dzięki!
- No nie, znowu to samo! Trzech na jednego, serio ? - spytał głośno, stając obok drżącego Puchona - O, się masz, John.
- A bohater Potter jak zwykle pojawia się w samą porę - zaszydził jeden z wychowanków Domu Węża.
- Skoro pałętają się po tej szkole takie szumowiny jak wy, to ktoś musi - założył ręce na piersi.
- Uważaj na słowa - Dołohow podniósł różdżkę i wycelował w Jamesa - Drętwota!
Rogacz był dobrze przygotowany na atak i odbił zaklęcie leniwym ruchem.
Pozostali też rozpoczęli pojedynek, niestety to na Jamesa poszło dwóch przeciwników.
- Bardzo nie czysto! - skomentował i podciął nogi wyższemu ze Ślizgonów.
- Defodio! - krzyknął kolejny Ślizgon, a posadzka pod Jamesem załamała się.
W ostatniej chwili z niemałym wysiłkiem wskoczył na stabilną podłogę, jednocześnie czując silny ból w kostce. Zacisnął zęby i walnął zaklęciem w najbliżej stojącego Ślizgona, który zaraz odpowiedział mu o wiele groźniejszym zaklęciem.
- Chłoszczyść ! - buzia Dołohowa wypełniła się pianą, która zaczęła mu skapywać po brodzie. John przerażony patrzył na to co zrobił, gdy Ślizgon zwrócił rozwścieczony wzrok na niego.
- Crucio! - jak w zwolnionym tempie Potter patrzył, jak zaklęcie leci w stronę Puchona. Chłopak wygiął się z bólu i padł na posadzkę jęcząc.
- Spadamy! - wrzasnął Dołohow i cofnął zaklęcie.
James przez chwilę rozważał, czy za nimi nie pobiec, jednak zmienił zdanie, gdy John jęknął. Ukucnął przy nim i zobaczył rozcięcie na nodze. Chłopak drżał jeszcze po klątwie.
- Nie wierzę, że użył Cruciatusa - wyjąkał z przejęciem, ledwo przełykając ślinę. Czuł, jakby jego ciało stało w ogniu.
- Tak, ja też - przytaknął mu James - Nie jestem w tym taki dobry, więc może zaboleć - ostrzegł kolegę i przyłożył różdżkę do rany - Episkey !
Chłopak wrzasnął z bólu, ale rozcięcia po chwili nie było.
- Merlinie, Potter, nigdy się do ciebie nie zgłoszę w razie czego - wymamrotał i zaśmiał się. James również parsknął śmiechem, świadom swoich umiejętności w dziedzinie medycyny.
John podczołgał się do ściany i oparł się o nią, odpoczywając po klątwie. Jęknął kilka razy, a James stanął nad nim z różdżką, zastanawiając się, czy jest jakieś zaklęcie, które uśmierzyłoby mu bólu. Przedtem jednak odwrócił się i naprawił podłogę na korytarzu.
Chwilę potem musiał złapać się parapetu, ponieważ noga się nad pod nim ugięła. John wciąż siedział u jego stóp.
- No nieźle - wyjąkał - Będę miał przerąbane do końca szkoły - jęknął.
- Potter! - jej głos rozpoznałby na milę.
- Oho, wspaniale - westchnął i obrócił się w stronę Lily.
- Słucham, Evans? - odparł grzecznie.
- Zostaw go w spokoju! - krzyknęła i odepchnęła go od Johna. Ten wytrzeszczył na nią oczy.
- Lily, on... - nie zdążył dokończyć. James podniósł rękę.
- Jak sobie życzysz - odparł chłodno i zostawił ich na korytarzu.
Było mu cholernie przykro, że wciąż mu nie ufała. Uważała pewnie, że zaatakował Johna dla zabawy. Myślał, że po roku przyjaźni z nim przejrzy na oczy. Już dawno skończył z zachowywaniem się jak dzieciak. Wstydził się tego, że kiedyś reagował tak na każdą zaczepkę lub krzywe spojrzenie.
Był tylko piętro od Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Spojrzał w ścianę, gdzie widniała dość spora dziura - efekt któregoś zaklęcia. Tam na swojej  warcie Remus i Ann znaleźli kilku nieprzytomnych uczniów, których natychmiast przenieśli do Skrzydła Szpitalnego.
Nie wiedział, kiedy w szkole zrobiło się tak niebezpiecznie. Miał takiego pecha, że chyba go najbardziej Ślizgoni nie trawili i na jego warcie tyle razy ktoś ucierpiał, że aż bał się policzyć.
Lily i Syriusz tylko kilka razy musieli interweniować, Frank z przyjacielem raz obronili kilkoro pierwszaków.
Kolejny raz tego wieczoru westchnął. Nawet nie zauważył jak zawędrował przed obraz Grubej Damy.
- Dzwoneczki - powiedział.
- Oh, James! Konstancja właśnie powiedziała mi, co się stało, musisz się czuć okropnie ! Ale w końcu uratowałes tego biednego Puchona ! - uśmiechnęła się z rozmarzeniem i otworzyła mu przejście.
Szybko znalazł się w dormitorium, przeszukując Mapę Huncwotów. Patrzył, czy Lily i John bezpiecznie docierają do swoich domów. Gdy w końcu tak się stało, rzucił Mapę pod łóżko i jego głowa opadła na poduszki. Noga coraz bardziej dawała mu o sobie znać. Zacisnął zęby. Co miał zrobić, skoro nie znał zaklęcia ? Do Skrzydła nie pójdzie, bo zaraz zaczną się niewygodne pytanie. Nie pozostało nic tylko czekać na Lunatyka.
- Czemu ?! - do pokoju wpadł Syriusz, zaraz za nimi reszta Huncwotów - Powtarzam: czemu ?!
- Ale o co ci chodzi ? - spytał zmęczonym głosem.
- Czemu zawsze najciekawsze akcje są beze mnie ?!
- Bo jesteś na wartach z Lily - odpowiedział cierpliwie. Poczuł, jak głowę rozsadza mu ból - Lunatyk, masz coś na migrenę ?
Remus pokiwał głowa i szybko wyszperał coś w swojej szafeczce.
- Ale Dorcas nie było ? - upewnił się Syriusz.
- Nie, nie było - odpowiedział James - I całe szczęście ! John Arrow oberwał Cruciatusem.
- Że co ? - wyjąkał Peter, robiąc wielkie oczy.
- No właśnie to - odpowiedział niedbale - Oberwał Cruciatusem. Ich już nic nie powstrzyma - oznajmił bez ogródek. Usiadł gwałtownie - Niedługo zaczną zabijać, mówię wam. To jest tak popieprzone - złapał rzuconą mu przez Lupina fiolkę z żółtawym eliksirem i jednym haustem wszystko wypił. Po kilku chwilach ból ustąpił i poczuł się senny.
- Lunatyk ? Masz jakieś zaklęcie na skręcenia ?
Lupin rzucił mu zaniepokojone spojrzenie. Podszedł do niego i sam wiedział, która noga ucierpiała, bo już była mocno spuchnięta. Rzucił zaklęcie niewerbalne.
James jęknął, gdy poczuł gwałtowne gorąco, a chwilę później niesamowitą ulgę.
- Wypij jeszcze to i idźże spać - rozkazał mu Remus, dał mu kolejną fiolkę i przewrócił oczami, gdy James się skrzywił.
- Zachowujesz się jak baba - skomentował Syriusz, ściągając koszulkę.
- O, serio ? A kto dzisiaj jęczał, że mu dłonie zamarzają ? Takie masz delikatne paluszki ? - spytał wysokim i słodkim głosem.
- Spadaj! - burknął Łapa i zasłonił kotary swojego łóżka, dając im do zrozumienia, że rozmowa skończona.
W ich dormitorium dało się słyszeć głośny i męski śmiech.

*****

Następnego dnia noga już go nie bolała. Ucieszył się, że nie musi dziś zakładać mundurka, więc wbił się w najwygodniejsze rzeczy i pomaszerował na śniadanie. Było stosunkowo wcześnie, a na dodatek sobota, więc w Wielkiej Sali było mało uczniów.
Idąc do swojego miejsca przez chwilę mierzył się spojrzeniem z Dołohowem, aż w końcu ten odwrócił głowę z uśmiechem. Pełen podejrzeń opadł na krzesło obok Alicji.
- Jestem na ciebie obrażona - powiedziała od razu, zanim zdążył się przywitać.
- Z jakiej racji ? - zdziwił się. Czekając na odpowiedź nałożył sobie jajecznicę, tosty i parówki.
- Lily nam wszystko opowiedziała - odparła i wytrzeszczyła oczy na widok zawartości jego talerza - Masz zamiar to wszystko zjeść  ?!
- Wczoraj nie jadłem kolacji, był trening a na dodatek skręciłem nogę. Tak, mam zamiar to wszystko zjeść.
- Czemu skręciłeś nogę ? - spytała zaniepokojona.
- Z nudów - odpowiedział ironicznie, ale widząc jej spojrzenie odparł chłodno -  Cóż, skoro Lily wam wszystko opowiedziała, powinnaś doskonale wiedzieć - wcisnął parówkę do buzi. Patrzył, jak na twarzy Alicji pojawia się zrozumienie.
- Och, na tym korytarzu był ktoś jeszcze, tak ? - zaczerwieniła się ze wstydu.
- Trzech Ślizgonów, Alicjo - odpowiedział spokojnie i zaczął jeść jajecznicę.
- Trzeba iść do dyrektora ! - zawołała natychmiast.
- Cicho ! - ofuknął ją - Nie rozumiesz, że nie możemy ? Nie możemy pokazać, że jesteśmy słabi. To ich jeszcze bardziej zmotywuje, wiedząc, że uderzają w czułe miejsca - wyjaśnił.
- Ależ oni właśnie to robią!
- Tak, a gdybyśmy poszli do Dumbledora, pogorszylibyśmy sprawę. Uwierz mi, i nigdzie nie idź, dobrze ?
Pokiwała głową.
- A co się stało z tym chłopakiem ? - spytała po chwili.
- Johnem ? Więc... - zawahał się, czy powiedzieć jej prawdę - Tylko nie krzycz ! I nikomu ani słowa! On... dostał Cruciatusem - wykrztusił.
Alicja wydała z siebie zduszony okrzyk i widelec opadł jej na talerz.
- Coś ty taka strachliwa, kochanie ? - Frank usiadł obok nich z uśmiechem na twarzy.
- James właśnie... - zaczęła, ale on rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Właśnie oznajmiałem jej, że niestety ale dzisiaj również nie będziesz miał wolnego wieczoru - uśmiechnął się przepraszająco - Mecz już w styczniu, trzeba trenować !
Frank jęknął, a Alicja rzuciła Jamesowi smutne spojrzenie.
- Wiesz, myślę, że Lily powinna o tym wiedzieć.
- Po co jej wiadomość o treningu ? - spytał Frank, nic nie rozumiejąc.
- Umówiła się z Dorcas - odpowiedział za nią Rogacz - I nie, nie uważam, że powinna wiedzieć. Wyciągnęła błędne wnioski, choć podobno tak dobrze mnie zna - Potter wstał.
- Okej, o co tu chodzi ? - Longbottom założył ręce na piersi.
- Nic, Frank. Smacznego - James odwrócił się i wyszedł z Wielkiej Sali, odprowadzony czujnym spojrzeniem Alicji i w stanie głębokiego niezrozumienia.

****

Idealną popołudniową ciszę zakłócały dwa głosy, dochodzące z korytarza na szóstym piętrze. Piękna Hiszpanka szła ramię w ramię z wysokim i przystojnym Krukonem.
- Jesteś idiotką i tyle ! - Jay założył ręce na piersi.
- I kto to mówi, kretynie ! I nie pouczaj mnie! - warknęła Rachel.
- Wcale cię nie pouczam !  Ja ci tylko mówię, że zachowujesz się jak idiotka !
- Nie jak idiotka ! Nie pozwolę, by jakiś facet mnie tłamsił ! Broń Merlinie, jakby zaczął mi rozkazywać !
- Głupia feministka - burknął.
Zapowietrzyła się i walnęła go w bark. Rzucił jej wściekłe spojrzenie.
- A z ciebie marny gej - odparowała.
- Lepiej marny gej niż zagorzała feministka - odparł wyniośle i otworzył przed nią drzwi do kolejnego korytarza.
- Nie mam zamiaru zmieniać swoich poglądów, tylko dlatego, że mi tak mówisz ! Widzisz, nawet nie jesteśmy razem, a mną rządzisz ! - na policzki wpłynęły jej rumieńce, a jej wzrok mógł zabijać.
- I dzięki Merlinowi ! - krzyknął z rzeczywistą ulgą w głosie - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Zastanów się nad tymi swoimi poglądami, bo zostaniesz starą panną - uśmiechnął się złośliwie, posłał jej buziaka w powietrzu i zniknął za korytarzem.
Rachel wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i odwróciła się na pięcie.

****

James narysował kolejną linię na papierze, po czym zmarszczył czoło i szybko ją usunął. W końcu z uśmiechem nałożył czarną kropkę z napisem 'Black' obok prowizorycznych bramek na makiecie boiska do Quidditcha.
Wyciągnął nogi i rozejrzał się po Pokoju Wspólnym. W końcu jego wzrok natrafił na zbliżającą się do niego dziewczynę i uśmiechnął się.
- Cześć - przywitała się wesoło i rzuciła się na kanapę obok.
- Dawno się nie widzieliśmy - zauważył, zmniejszając makietę i chowając do kieszeni.
- Tak, tyle teraz zamieszania - mruknęła.
- Strasznie mi przykro z powodu twojej mamy, Carmen - położył łokcie na kolanach.
- Tak. Powiedziałabym "na szczęście tylko ją porwali" , ale nie wiem, czy to dobre zdanie - wzruszyła ramionami, a w jej oczach zalśniły łzy.
- Nie przejmuj się, Aurorzy i... - zająknął się - Na pewno robią wszystko, by pomóc ją odnaleźć - usiadł obok niej na kanapie i pogłaskał ją po ramieniu.
- Tak, jedyna w nich nadzieja - wymamrotała, po czym otrząsnęła się i spojrzała na niego - Słyszałam o twoim małym wyczynie wczoraj.
- Nic mi nie mów, bo mnie aż krew zalewa, że krzywdzą niewinnych ludzi - warknął, spinając się - To są potwory, które nas zdradziły. Jak można robić coś takiego ? Współpracować z Voldemortem ? - wbił spojrzenie w kominek, nie widząc, że Carmen nagle zbladła.
- Nie wiem. Muszą być naprawdę okropnymi ludźmi, choć skoro są zmuszani do współpracy też możemy ich winić ? - spytała nieśmiało, bojąc się, że da po sobie coś poznać.
Potter odwrócił do niej głowę.
- Jeśli ktoś otrzymał od niego propozycję współpracy, powinien powiedzieć do Dumbledorowi, jeśli chodzi o któregoś z uczniów - podniósł brwi - Choć wiem, że gdyby coś takiego się stało, pod jego groźbą też pewnie bym milczał. Ale taki już jestem - wzruszył ramionami, a Carmen niezauważalnie odetchnęła.
- Krążą plotki, że Gruba Dama wraz z przyjaciółkami napisała o tobie piosenkę - zmieniła temat.
James zaśmiał się prawdziwym, szczerym śmiechem.
- Ciekawe o czym ?
- No wiesz, pewnie pełno w niej słowa "bohater", "ukochany", "zabójczo przystojny" - zachichotała.
- Jesteś pewna, że to one pisały o mnie piosenkę, nie ty ? - pociągnął ją za włosy. Jednocześnie spochmurniał na myśl, że znów ktoś nazywa go bohaterem.
- Jestem całkowicie pewna, jednak nie mówiłam, że im nie pomagałam - uśmiechnęła się rozbawiona.
- Wiedziałem - uśmiechnął się triumfalnie - Przepraszam, że cię zostawię, ale mam do zrobienia jeszcze Obronę Przed Czarną Magią - wywrócił oczami. Wstał, nachylił się.
- To może mały buziak dla bohatera ? - uśmiechnął się chytrze i z wielkim zadowoleniem przyjął od niej całusa w policzek.
- Zasłużyłeś, ale następnym razem odpłacasz mi się spacerem - zaśmiała się.
- Masz to jak w banku - przyrzekł.
Gdy wspinał się do dormitorium, nie dojrzał zadowolonego szarego spojrzenia i zagubionego spojrzenia zielonego.
A już tym bardziej nie zauważył smutnego uśmiechu Carmen, którą  zżerały wyrzuty sumienia.

*****

Kolejna rozwalona kartka wyleciała z rozwalonego notesu.
Jednak nie wyleciała przez rozwalone okno.
Zatrzymała się na ramie.
Zatrzymując czyiś oddech.


1 lipca 2014

24. To nie o anioły chodzi.

"Gwiazd naszych wina" - polecam. Piękne, wzruszające.

Dla ludzi, których dosięgnął rak. Bezuczuciowy potwór, który odbiera życia.
Byście mieli odwagę.
I żyli jak chcecie.
Za wszelką cenę.


*****
MUZYKA.


Na śniadaniu jak zwykle panował gwar, jednak każdy był spięty. Nerwowe uśmiechy, chichoty, zdania urywane w połowie.
Wreszcie do Wielkiej Sali zaczęły zlatywać się różnorodne sowy. Zapanowała cisza, każdy miał nadzieję, że jego zwierzę nie wyląduje przed nim.
Dorcas cicho jęknęła, gdy wypatrzyła swojego puchacza. Gdy wylądował, dała mu kawałek naleśnika i odwiązała szybko zwitek pergaminu.

Dorcas, 
Trudno mi o tym mówić, choć której matce by nie było. Wiem, że Ty i Michael nie jesteście w pokojowych stosunkach, ale powinnaś wiedzieć, że został zaatakowany przez Śmierciożerców. Przez ich zaklęcia dostał wylewu, co bardzo pogorszyło stan jego mugolskiej choroby. Na prawdę nie wiem jak on ją załapał, ale nie ważne. Jest bardzo słaby i na pewno chce, żebyś była z nim. Medycy nie dają mu dużo czasu, mugole nie wymyślili żadnego lekarstwa na jego chorobę, a eliksiry nie chcą działać. Ten atak przesądził sprawę. Wrócił z Bułgarii i jest w Świętym Mungu.
Córeczko, bardzo Cię proszę. Odłóż spory na bok i poproś profesora Dumbledora o pozwolenie. Nie wiem, czy to za dużo, ale liczę, że się zgodzi. 
To naprawdę dla nas ważne, i jestem pewna, że dla Michaela też. 

                                               Masz pozdrowienia od Taty, kocham Cię,
                                                                                                                                                                                                                                                                                                      Mama.

Zacisnęła palce na kartce, aż pobielały jej knykcie, a na wewnętrznej części dłoni pojawiły się odciski w kształcie półksiężyców od jej długich paznokci.
Schowała list do torby i schowała twarz w dłoniach.
- Dor, co się stało ? - spytała Lily.
- Michael - wymamrotała.
- Kto ? - spytał Remus, patrząc zdziwiony na Meadowes.
- Mój brat - wyjaśniła cicho.
- To ty masz brata ? - zdziwił się Syriusz, wpychając sobie grzankę do ust.
- Już niedługo pewnie nie - zdobyła się na pogardliwy uśmiech - Załapał jakąś zarazę od mugoli, a teraz zaatakowali go Śmierciożercy, pogarszając sprawę.
- Myślałem, że siedzi w Bułgarii - wtrącił chłodno James.
- Jest w Mungu - wywróciła oczami - Mama się zastanawia, skąd mógł przynieść to paskudztwo. No cóż, nie wiem jak jej powiedzieć, że pewnie od jakiejś mugolskiej dziwki - warknęła, wstała i wyszła szybko z Wielkiej Sali.
- Biedna Dorcas - mruknęła Ann, wtulając się w Lunatyka.
- Czemu ? Przecież go nie lubi - Black podrapał się po głowie.
- Może i nie, ale to jej brat. Pieprzeni Śmierciożercy! - Lily jęknęła i schowała twarz w dłoniach.
James pocieszająco potarł jej ramię, a jej serce wykonało niezrozumiały dla niej ucisk, który potoczył się aż do jej ust, prawie wyginając je w uśmiechu.

*****

Dyrektor Hogwartu nie sprzeciwił się, gdy Dorcas w liście wyjaśniła mu, o co chodzi. Nie czuła się na tyle ważna, by stawać z nim w cztery oczy.
Zażądał jedynie, by w podróży towarzyszył jej któryś z członków Zakonu Feniksa.
Od razu zapytała Jamesa, lecz ten jej odmówił. Było mu przykro z powodu jej za chwilę poniesionej straty, ale nie chciał być na pogrzebie kogoś, kogo nienawidził.
Od razy przyszedł mu do głowy Syriusz, więc szybko wbrew jego woli oznajmił, że Łapa na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
Black przyciśnięty do muru zgodził się niechętnie. Nie cierpiał pogrzebów.
Dwa dni później, po ponagleniu ze strony mamy Dorcas, stanęli w kominku profesor McGonagall i rzucali pod stopy zielony proszek.
Wylądowali w uroczej wiosce, zwanej Doliną Godryka. Rozglądając się na boki szybko dotarli do domu dziewczyny.
- Oh, Dorcas, tak bardzo cieszę się, że jesteś - mama dziewczyny pocałowała ją w oba policzki. Spojrzała pytająco na Syriusza, który nieznacznie potarł się po karku.
-  Dyrektor nie chciał puścić mnie samej, a James...wiesz, że nie pojawiłby się na jego pogrzebie - założyła ręce na piersi.
- Dorcas! - kobieta zakryła usta dłonią, a w jej oczach pojawiły się łzy - Nie wolno ci tak mówić - wyszeptała.
- Przepraszam - powiedziała ze skruchą dziewczyna i objęła matkę w pasie, wprowadzając do wnętrza domu. Obejrzała się za siebie.
- Poczekaj u góry - powiedziała, czerwieniąc się.
- Dorcas - usłyszał zatroskany głos jej ojca - Cieszę się, że cię widzę.
Poczuł ucisk w sercu, zdając sobie sprawę, że on nigdy czegoś takiego nie usłyszał, i nie usłyszy.

*

Syriusz wszedł po schodach. Czuł się co najmniej nieswojo. Nigdy nie był w jej pokoju, jedynie w salonie, czekając razem z Jamesem, by później w trójkę pobiec na mini boisko do Quidditcha.
Spoglądał na obrazy na ścianach. Im wyżej się wspinał, tym Dorcas na zdjęciach była starsza. Co jakiś czas pojawiał się też jasnowłosy chłopak, który był bardzo podobny do dziewczyny.
- Michael - mruknął Black. Ostatnie kilka zdjęć było bez brata Dorcas, była na nim sama, piękna, uśmiechnięta.
Doszedł w końcu na piętro. Otworzył pierwsze drzwi na lewo i zamknął je po chwili, widząc wielkie łoże i jedną szafę. To z pewnością nie była sypialnia nastolatki. Otworzył kolejne i również się wycofał, widząc łazienkę. Doszedł do ostatnich i z ulgą wszedł do pomieszczenia.
Ściany było pomalowane na biało, ale jedna ściana przy drzwiach do łazienki była cała niebieska. Rozglądał się po pokoju, nie mogąc się przyzwyczaić do pozytywnych akcentów. Na ścianach powieszone były zdjęcia ich paczki, samej Dorcas z przyjaciółmi, których nie znał. Ze zdziwieniem dostrzegł również różne napisy, od sentencji do nazw zespołów, których sam słuchał. Znajdowało się tam też kilka plakatów, które  miał powieszone w dormitorium. Nigdy nie słyszał, żeby Dor słuchała takiej muzyki, jak on.
Nad łóżkiem miała powieszone lampki, a na nim samym leżało ogrom poduszek. Biurko było zawalone różnymi papierami i książkami, na podłodze znajdował puchaty dywan. Pod oknem stał stoliczek i stary, wielki fotel. Szafa była otwarta i pusta, na jednym ze skrzydeł wisiały szale i torebki.
Usiadł na fotelu i uśmiechnął się. Dokładnie tak wyobrażał sobie jej pokój.
Po chwili wparowała Dorcas i przeczesała włosy palcami.
- Zaraz zaprowadzę cię do pokoju gościnnego i będziesz mógł się położyć, czy coś - uśmiechnęła się z roztargnieniem.
- Dorcas.
Spojrzała na niego zrezygnowana.
- Słucham ? - spytała, przestępując z nogi na nogę.
- Wiem, że się denerwujesz, jak chcesz, mogę posłuchać - wzruszył ramionami. Wysłuchiwał jedynie Huncwotów, więc miał jako taką wprawę. Nie chciał, aby jego przyjaciółka czuła się obarczona tyloma problemami i zagrożeniami.
- O czym ? - zaśmiała się - Nie ma o czym, Syriuszu. Chodź, mam nadzieję, że pokój ci się spodoba.
I wyszła, zanim zdążył coś dodać. Nie mając wyboru ruszył za nią, bacznie ją obserwując.
Doszli do drzwi, wpuściła go przodem. Sypialnia była prosta. Wyposażenie było skromne, bo pod ścianą stało łóżko, pod oknem biurko, szafa oraz mały dywan.
Chłopak odłożył torbę. I nagle ciszę rozdarł dźwięk tłuczonego szkła.
- Dzieci! Teleportujemy się do Munga! Coś się sta... - następnie słychać było szloch i odgłos deportacji.
Dorcas spojrzała z paniką na Syriusza i pozwoliła, by złapał ją za rękę i razem z nią zniknął z pokoju.

*****

Nienawidził szpitali. Było w nim pełno śmierci i bezsensownych nadziei, obietnic.
Teraz jednak szedł za rodziną Dorcas Meadowes i obserwował, jak ta ze zdenerwowania mnie rąbek bluzki.
Zastanawiał się, kiedy ją tak polubił. Parsknął pod nosem, maskując to kaszlem.
Jej rodzina zamartwia się nad jednym z dzieci, a on myśli o takiej błahej sprawie.
A jednak coś nie pozwalało mu przestać myśleć o tym, jakby mógł jej pomóc. Może miało to związek z tym, że jej brat, choć znienawidzony, był zaatakowany przez Śmierciożerców.
Za oknami było już ciemno. Z rozumiejącym uśmiechem oznajmił, że poczeka na zewnątrz.
Położył ręce za głowę i wyciągnął nogi. Obserwował pięlegniarki i niektóre dziewczyny, które rumieniły się od tego. Po chwili zganił sie w myślach, gdy usłyszał szloch pani Meadowes.
Siedział tak jeszcze kilkanaście minut, gdy Państwo Meadowes wyszli na zewnątrz i oznajmili, że idą do bufetu i wrócą za godzinę, a w razie czego natychmiast ich powiadomić.
Syriusz wstał i niepewnie otworzył drzwi sali. Panował w niej półmrok. Oparł się o framugę i założył ręce na piersi, starając się być jak najciszej.
- Wyszli ? - spytał chłopak na szpitalnym łóżku. Jego głos był słaby.
Dorcas pokiwała głową.
- Bardzo boli ? - głos dziewczyny brzmiał sucho.
- Jakby co chwilę miażdżyli ci płuca - starał się uśmiechnąć, z tego co widział Syriusz w półmroku - Uzdrowiciel powiedział mi, że raczej nie dożyję jutra.
- Naprawdę nie wiem, co mam ci powiedzieć - oznajmiła Dorcas.
- Przepraszam, Dori - dziewczyna drgnęła na to zdrobnienie - Nie chciałem, żeby to wszystko się tak skończyło.
- Zostawiłeś mnie - wyjąkała cicho i objęła ramiona.
- Chciałem wrócić, ale wtedy...zachorowałem - jego słaby głos dzwonił w uszach Blacka.
- Michael - westchnęła - Przecież wiesz, że mogłeś wrócić. Na pewno wszyscy by ci wybaczyli. A teraz... - jęknęła.
- Chcę tylko wiedzieć, że mi wybaczyłaś - stęknął i wziął głęboki wdech.
- Tak - odpowiedziała po chwili - Mimo tych wszystkich lat. Wybaczam ci, Michaelu Meadowsie. I choć jesteś niesamowicie irytujący, nie chcę cię stracić - po jej policzkach popłynęły łzy.
Syriusz parsknął by śmiechem, gdyby nie powaga sytuacji.
- Hej, jeszcze nie umarłem. Medycy robią wszystko co mogą, na pewno mi się poprawi.
Cała trójka wiedziała, że to kłamstwo. Dorcas jeszcze bardziej się rozpłakała i złapała brata za rękę.
- Nienawidziłam cię przez tyle lat. Ale nigdy, przenigdy nie życzyłam ci śmierci. I proszę, akurat ciebie to spotkało. Gdybyś był z nami, żadna mugolska choroba by ci nie zagroziła. Cholera! - wstała i pociągnęła nosem - Nie rozumiesz, że za dużo ludzi już straciliśmy. Michael ? - rozpłakała się na dobre, siadając przy ścianie i kuląc nogi do siebie.
Syriuszowi z wrażenia opadła szczęka.
- Dorcas, wiedz, że was kocham i chciałem wrócić. Wystarczy mi, że to będziecie wiedzieć i mogę spokojnie umrzeć.
- Przestań - dziewczyna zatkała uszy rękami - Nie masz umierać, proszę, nie umieraj! - jej szloch poniósł się po sali, łapiąc obu młodzieńców za serca.
- Dorcas - karcący głos Michaela zmusił ją, aby otworzyła oczy - Przestań, bo poczuję się jeszcze gorzej. Poza tym, wolę umrzeć. Nie chcę się już męcz...
Nagle przez chwilę łapał gwałtownie powietrze. Syriusz już chciał biec po pielęgniarkę, Dorcas wstała i złapała brata za rękę. Wtedy ten uśmiechnął się słabo, a jego głowa opadła na poduszki.
- Prawie w ogóle cię nie znam, a ty nagle pojawiasz się w moim życiu, żeby po chwili odejść. To takie niesprawiedliwe - wymamrotała.
- Przepraszam - w jego głosie na prawdę słychać było skruchę - Ale musisz się do tego przyzwyczaić. Jest wojna, Dori. Gość, który dzisiaj sprzedawał ci chleb, jutro może leżeć bez życia pod sklepem. Nie masz na to wpływu, Voldemort...póki co jest nie do pokonania. Ja jestem tylko kolejnym pionkiem w grze. Moje odejście ma was nakłonić do wstąpienia w jego szeregi - zrobił pauzę - Cokolwiek by się działo, nigdy do tego nie dopuść.
- Nigdy - wyszeptała.
- Moją sytuację pogarsza ta głupia choroba, na którą nawet mugole nie mają wpływu. Jest nieuleczalna. Śmierciożercy musieli o tym wiedzieć.
- Jak ją załapałeś, hę ? - spytała, nie mogąc się powstrzymać.
- Moja dziewczyna - na chwilę przerwał - Moja miłość miała tę chorobę. Umarła jakieś siedem miesięcy temu - westchnął.
- Przykro mi - dziewczyna pociągnęła nosem, nie mogąc uwierzyć, że tak źle oceniała brata.
- Mnie też. Wiesz, nie chcę się dłużej męczyć - słychać było, że jego gardło ścisnęły łzy.
- Cholera, Michael. Nie mogłeś na to zachorować - jęknęła - Czemu ty ? Czemu mój brat ?
- No już dobrze - wymamrotał chłopak i powoli wyciągnął ręce, by objąć siostrę - Obiecasz mi jeszcze kilka rzeczy ?
Pokiwała głową.
- Dbaj o mamę i tatę. Nie wystawiaj się na niebezpieczeństwo, ale jeśli bardzo chcesz walczyć w Zakonie...
- Skąd wiesz o Zakonie ? - wyszeptała zaskoczona.
- Myślisz, że skąd Dumbledore miał informację o sytuacji w Bułgarii ? Albo bez problemów zgodził się, abyś opuściła szkołę ?
Pokiwała głową. Na kilka minut zapadła cisza. Słychać było świszczący oddech Michaela i jęk Dorcas.
- Michael, jak możesz nam to robić ? - spytała kolejny raz , cicho, bez emocji.
- Kocham cię.
- Przepraszam za to, co mówiłam - wyjąkała jeszcze.
Syriusz widział, jak jej ramionami targa szloch.
- Kocham was - uśmiechnął się.
Usiadła przy nim, pocałowała go w czoło i patrzyła, jak zasypia. Łzy wciąż leciały z jej oczu.
I nie przestały, gdy trzy godziny i dwadzieścia sześć minut później Michael Meadowes przestał oddychać.
Wszystko działo się w jak zwolnionym tempie.
Michael podniósł się z łóżka i chciał coś powiedzieć, lecz z jego gardła wydobył się charkot.
Syriusz wyskoczył z cienia i walnął w przycisk.
Pielęgniarki coś krzyczały, kilku Uzdrowicieli wpadło do sali.
Black odciągnął Dorcas od szpitalnego łóżka i zamknął w swoich ramionach.
Przez drzwi wpadli Państwo Meadowes, zaczęli coś wrzeszczeć. Matka Dorcas zaczęła płakać.
- No już, Dor - wyszeptał dziewczynie do ucha - Przynajmniej już nie cierpi.
Odpowiedział mu szloch. Czuł jej gorące łzy na swoim torsie, pozwolił jej na to.
Z nad jej głowy patrzył, jak jeden z Uzdrowicieli pokręcił wolno głową i coś ciężkiego opadło mu na żołądek. Przymknął oczy.
Pani Meadowes krzyknęła coś niezrozumiałego, ojciec Dorcas spojrzał w ziemię. Dziewczyna w jego ramionach jeszcze bardziej się skuliła.
- Wyprowadzę cię - objął ją jedną ręką - Proszę Państwa, zabiorę ją do domu.
Jej rodzice pokiwali głowami, w ich oczach dostrzegł łzy. Zmieszał się mocno. On nigdy za nikim nie płakał. Nikt  nie kochał go tak, ani on nikogo, by mieć za kim tęsknić, kogo opłakiwać.
Deportował się z cichym pyknięciem, wprost przed furtkę.
Wprowadził dziewczynę do domu, pokonując zabezpieczenia.
Łzy przesłaniały jej oczy, a rozpacz umysł. Nie była zdolna cieszyć się, że Syriusz Black się nią opiekuje, nie była w stanie podziękować.
- Miałam brata przez godzinę - jęknęła - Tylko tyle nam dał. Nienawidzę Voldemorta. Kiedyś go zabiję, Merlinie, kiedyś go zabiję.
- Pomogę ci - obiecał i wiedział, że to nie są puste słowa.
Położył ją na łóżku i ściągnął jej buty oraz sweter. Opatulił ją kołdrą i z szafki nocnej wyciągnął eliksir Słodkiego Snu. Dał jej łyżkę i wstał.
- Nie idź - wyszeptała łamiącym się głosem.
Pokiwał głową i usiadł obok łóżka. Zdążyła złapać go za rękę, gdy targana szlochem zamknęła powieki. Siedział tak oszołomiony, wciąż z jej delikatną dłonią w jego.
Był całkowicie oszołomiony, wszystkim co się dzisiaj wydarzyło.
W jednym dniu, w jednym momencie podziwia pokój wesołej Dorcas, a w drugim momencie tego samego dnia słucha, jak robite rodzeństwo wybacza sobie wszystkie krzywdy, przy czym jedno z nich umiera.
Jakie życie jest kruche, przeszło mu przez myśl.
Dorcas nie miała okazji pobyć trochę z bratem. On sam musiał cierpieć już przez wiele miesięcy.
Wezbrała się w nim taka nienawiść do Voldemorta, że miał ochotę w jednej chwili odnaleźć drania i go zatłuc na śmierć. Wiedział, że nie dałby rady, choć jego determinacja słaba nie była.
I wiedział, że nie zostawi tej dziewczyny, która tak ufnie ściskała jego dłoń, która dopiero co straciła jedyne rodzeństwo.
Moze nienawidziła go przez długie lata, ale był jej bratem i cokolwiek by nie zrobił, jego śmierć była wielkim, kolejnym ciosem dla nastoletniej czarownicy.
Puścił delikatnie jej palce i ruszył do swojej tymczasowej sypialni, by wysłać list Jamesowi.
Naskrobał kilka zdań i wysłał sowę do Hogwartu. Patrzył za nią długo, wzdychając co chwila.

***********

- James, co my tu robimy o szóstej nad ranem ? -  Ann ziewnęła.
- Syriusz wysłał mi sowę, że brat Dorcas zmarł przed godziną - wymamrotał.
Lily zasłoniła usta ręką, Alicja i Rachel spojrzały przygnębione. Peter wymamrotał coś pod nosem, po czym wrócił do dormitorium. Remus westchnął.
- Bardzo to przeżyła ? - spytała cicho Rudowłosa.
- Syriusz pisze, że bardzo. Położył ją do łóżka i zasnęła po eliksirze - pokręcił głową - Nie lubiłem go, cholera, ale tak mi go żal. Był w Zakonie.
Powoli każdy rozchodził się do sypialni.
- Czemu akurat Dor ? Już tyle osób zginęło wokół niej - po policzku Lily spłynęła łza. Choć to nie jej rodzeństwo umarło, była zbyt przytłoczona tym wszystkim.
- I na tym się nie skończy - mruknął ponuro Potter. Pociągnął dziewczynę na kanapę obok siebie i objął ją ramieniem.
Wtuliła się w nie ufnie, czując się naprawdę bezpiecznie.
- Kiedyś będzie lepiej - wymamrotała.
- Będzie - pokiwał głową - Nie możemy się załamywać. Będziemy silni dla Dorcas, prawda ? - podniósł jej głowę, łapiąc jej twarz w dłonie.
- Prawda - wymamrotała. Pocałował ją w czoło i dźwignął z kanapy. Odprowadził ją aż do drzwi jej dormitorium, obiecując sobie, gdzieś głęboko w sercu, żeby ona nigdy nie przeżyła takiej tragedii. Chociaż wiedział, że to nieuniknione, nikt nie zakazał posiadania pragnień.
*****
Otworzyła oczy i od razu je zamknęła. Czuła, że ma je okropnie zapuchnięte. Głos uwiązł jej w gardle, gdy przypomniała sobie poprzednią noc.
Zacisnęła zęby, żeby nie zacząć płakać. Ktoś zapukał do jej pokoju.
- Meadowes, musisz wstawać - w drzwiach pojawiła się głowa Syriusza.
- Muszę ? - opadła na poduszki, prosząc Merlina, aby się nie rozpłakać. Wciąż miała żywy obraz brata, a następnie jego szybkiej, bezsensownej śmierci - Cholera - mruknęła.
Wydawało jej się to takie dziwne, tak odległe. Jeszcze kilka dni temu nie pamiętała o Michaelu, gardziła nim. Wczoraj wybaczyli sobie wszystko i pokochała go na nowo, a los okrutnie z niej zadrwił, odbierając mu życie.
- O czwartej jest msza, a później pogrzeb - zawahał się, a po chwili wsunął się do pokoju cały.
- Dziękuję ci za wczoraj - mruknęła zawstydzona, przypominając sobie jak się nią zaopiekował. Jednocześnie radość ścisnęła jej serce.
- To nic wielkiego - uśmiechnął się szelmowsko, czując, że jego obowiązek został spełniony i poczuł się dziwnie lekki - A teraz wstawaj. Twoja mama już od rana lata, cały czas płacze. A twój tata...zamknął się w gabinecie - patrzył, jak uśmiech spełza z jej twarzy, jak zaciska szczęki powstrzymując płacz.
- To nie tak miało się skończyć - pokręciła głową - Jeśli chcesz, możesz wrócić do Hogwartu, przecież na pewno nie chcesz iść na pogrzeb.
- Obiecałem Rogaczowi, że się tobą zajmę. Poza tym, nie zostawiłbym cię, nie na pogrzebie - urwał, jakby powiedział za dużo - Przecież ktoś musi cię podtrzymywać, gdy będzie mdleć - uśmiechnął się.
- No tak - zdobyła się na tą krótką odpowiedź, po czym wstała z łóżka. Wyszeptała znowu podziękowanie i weszła do łazienki.
Syriusz stał jeszcze przez chwilę, myśląc nad czymś intensywnie.
Było mu niesamowicie ciężko na duszy, gdy patrzył, jak cierpi. Od niedawna wolał ją z rumieńcami  na policzkach i nieśmiałym uśmiechem.
Teraz wciąż widział ją zalaną łzami, spuchniętą i z potarganymi włosami. Może nie był to za piękny widok, ale on nie widział w tym nic, prócz jej cierpienia, przy którym o dziwo czuł się nieswojo, bo chciał jej uśmierzyć ból.

" Ale nawet gdybyś poznał cały świat
Odważyłbyś się pozwolić mu odejść? "

****
Dla niej wszystko działo się za szybko. Śmierć Michaela, nazajutrz jego pogrzeb.
Z jednej strony chciała mieć to już za sobą, by nie móc do dnia pogrzebu wciąż płakać, tylko pożegnać brata i spróbować zapomnieć.
Z drugiej strony była oszołomiona tak szybkim biegiem wydarzeń.
Spojrzała w lustro i przeraziła się. Każdy kosmyk jej włosów odstawał w inną stronę, twarz była czerwona i zapuchnięta.
Wzięła szybki prysznic i odpędzając łzy ubrała czarną sukienkę.
Wyszła z łazienki i pierwsze co zobaczyła to Syriusz ubrany cały na czarno. Miał poważną minę, gdy usłyszał szczęk drzwi drgnął.
- Twoi rodzice już czekają - wyszeptał.
Kiwnęła głową i zeszła na dół. Jej matka nie szlochała, lecz po jej twarzy spływały łzy. Ojciec również miał zaczerwienione oczy.
Chwilę potem złapali się za ręce i wylądowali kościołem. Większość rodziny i znajomych już na nich czekała, więc gdy tylko ich ujrzeli, zaczęli przeciskając się do wejścia.
*

Szli w milczeniu, Syriusz po chwili oporu objął Dorcas ramieniem, pozwalając, by zaczęła moczyć mu marynarkę.  Pogoda jakby wyczuwała ich nastrój, słońce zasłoniły chmury, zaczął dąć wiatr.
Black nienawidził pogrzebów tak samo jak szpitali.
Ksiądz, który prowadził mszę był zwięzły, za co Łapa dziękował Merlinowi.
Nie cackał się z "będzie lepiej". Mówił o wojnie, o ofiarach, o bohaterstwie zmarłego.
- Nie zapomnimy Michaela, tak jak on nie zapomni o nas. Bo tych, których kochamy są z nami zawsze, w naszych sercach - wypowiadał mocnym głosem.
Syriuszowi te słowa zapadły na długo w pamięć.
Dorcas przestała go obejmować i otarła twarz. Wzięła głęboki wdech i wpatrzyła się w trumnę.
Przed oczami przeleciały jej te wszystkie momenty z bratem. Ich dzieciństwo, wielka awantura, po której wyjechał, pogodzenie aż w końcu śmierć.
Nie chciała już płakać, najchętniej odeszłaby stąd jak najdalej.
Spojrzała na boki. Wszystkie znane i nieznane jej osoby płakały, na ich twarzach widziała smutek, przygnębienie.

" A co z aniołami?
One przyjdą, odejdą i uczynią nas wyjątkowymi. "


I nagle zrozumiała.
Pogrzeby nie są dla zmarłych. Są dla ludzi, którzy żegnają zmarłego. Mogą przyjść, pokazać, jak bardzo kochali zmarłą osobę, jaka to dla nich tragedia.
Fakt, przyjechali tu na pogrzeb Michaela.
Ale nie dla niego.
Ona inaczej by to zorganizowała. Zrobiłaby wielką imprezę na jego cześć, z mnóstwem alkoholu, bo właśnie taki był jej brat. Rozrywkowy, zabawny. Nie chciał, żeby ludzie płakali na jego pogrzebie, wiedziała to na pewno.
Jak w oddali słyszała mowy członków jej rodziny : " nigdy go nie zapomnę", "był wspaniałym człowiekiem" -- te słowa tłukły jej się po głowie.
Stała w miejscu nie ruszając się. Już nie płakała.

"Ale to nie o, ale to nie o anioły chodzi. "


*****

Przez rozwalone okno wpadł pierwszy płatek śniegu.
Przynosząc za sobą śmierć.
Wysyłając do nieba anioła.