23 grudnia 2013

19. Gdy coś wybudzi Cię ze snu...

Jest to ostatnia notka w tym roku. Nie jest przełomowa, ale jest kilka faktów, które się przydadzą.
Nie jest ani smutna, ani wesoła, chociaż w któryś momentach nie zabraknie i tego i tego.
Mam nadzieję, że się nie zanudzicie.
NOTKA DEDYKOWANA WAM WSZYSTKIM!
Wesołych Świąt :)
Lilka.


********
- Cicho bądź, Alicja!
James spojrzał z rozbawieniem, jak dwie ławki przed nim trwa ożywiona dyskusja dziewcząt. Lily cały czas uciszała przyjaciółki, ale te za każdym razem zaczynały od nowa. Zarówno jego, jak i Syriusza wzrok wędrował raz na nie, raz na profesor od Zielarstwa, młodą Pomonę Sprout, która rok temu zaczęła pracować w Hogwarcie. Jej żyła na szyi zaczęła niebezpiecznie pulsować, gdy co dwie sekundy patrzyła na dziewczyny.
- Zamknijcie się! - Rogacz znów usłyszał głos Rudowłosej.
- Patrz teraz - szepnął do niego Syriusz.
- Dość tego! - wrzasnęła profesor Sprout - Wszystkie macie szlaban! Tutaj w szklarni numer cztery, o osiemnastej! I ani sekundy spóźnienia!
Huncwoci powstrzymali śmiech. Lily wściekła z zamachem wzięła swoje rzeczy i odsunęła się od przyjaciółek.
- Śmiesznie się złoszczą, nie? - usłyszał od boku głos Blacka - Twarz Lily jest taka, jakie są jej włosy, Dorcas zamyka oczy, Ann wygląda, jakby miała się zaraz poryczeć, a Alicja powstrzymuje śmiech. One są dziwne, nie umieją z godnością odebrać szlabanu.
James przytaknął i parsknął śmiechem.
- Mam pomysł, jak je rozchmurzyć - szepnął z tajemniczym uśmiechem.
****
MUZYKAAAA!

Usłyszeli trzask drzwiami z damskiego dormitorium, ale nie zrazili się tym. W obawie, że ktoś mógłby ich tak zobaczyć przeszli przez tajemne przejście. Zajęło im to pięć minut, gdyż Peter dodatkowy obciążony nie mógł się przecisnąć.
W końcu stanęli przed dormitorium żeńskim roku siódmego i zapukali.
- Nie ma! - dało się usłyszeć głos Dorcas. James parsknął śmiechem.
- My tylko na moment!
Któraś z impetem otworzyła drzwi, a oni zaczęli grać. Remus machnął różdżką, a w dormitorium zrobiło się zupełnie ciemno.
James był w przebraniu lisa, Syriusz w przebraniu psa, Remus w słonia , a Peter żółtego ptaka. Wskoczyli do damskiego pokoju, a Potter od razu na czyjeś  łóżko i zaczął śpiewać. Zielone reflektory zwróciły się na niego.
- Pies robi hau - wskazał na Blacka, który szczeknął głośno - Kot robi miauuu, ptak robi ćwir - tym razem palcem pokazał Petera, który zeskakiwał z łóżka machając skrzydłami. Dziewczyny patrzyły na to z otwartymi buziami.
- A myszka robi piii! - włączył się Syriusz.
- Krowa robi muuuu! - zaśpiewali wszyscy.
- Żaba robi kum!
James wywijał swoim ogonem na wszystkie strony, skacząc po łóżku Rudowłosej. Mrugał do nich i trzepotał rzęsami.
- Słoń robi tuuut! - Peter wskazał Remusa, który nieudolnie spróbował wydać z siebie dźwięk podobny do dźwięku słonia.
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem. Ich złe humory przeszły, zmęczenie również. Lily i Dorcas leciały łzy z oczu, a Ann siedziała pod ścianą i trzymała się za brzuch, który bolał ją już od śmiechu. Rachel stała w kącie i robiła zdjęcia, a Alicja klaskała w ręce.
- Kaczka robi kwa, rybka robi bulbul - udali, że nurkują - A foka ou ou ou!
Nagle James zeskoczył z łóżka i stanął przy oknie. Dramatycznie odwrócił się i zaczął powolnie iść w stronę drzwi od łazienki.
- Ale jest jeden dźwięk, którego nikt nie zna. Co mówi lis?! - zrobił nagle pauzę, by po chwili wybuchnąć - Ring-ding-ding-ding-dingeringeding! Gering-ding-ding-ding-dingeringeding! Gering-ding-ding-ding-dingeringeding! - wywijali biodrami na wszystkie strony, machając rękami jak opętani - Co mówi lis?
Syriusz zeskoczył z łóżka Dorcas robiąc salto do tyłu, wylądował na podłodze i gwałtownie podniósł głowę do góry. Ugiął kolana i zaczął kręcić pupą.
- Wa-pa-pa-pa-pa-pa-pow! Wa-pa-pa-pa-pa-pa-pow! Wa-pa-pa-pa-pa-pa-pow! Co mówi lis?
Dziewczyny nie wytrzymywały już ze śmiechu, wszystkim leciały łzy po policzkach, chłopcy również już nie mogli się powstrzymać.
- Twoje futro jest rude, tak piękne, jak anioł w przebraniu! - śpiewał James.
-  Ale jeśli spotkasz przyjaznego konia, czy porozumiesz się z nim kodem mo-o-o-o-orsa? Mo-o-o-orsa? Mo-o-o-o-orsa?
- W jaki sposób będziesz mówić do tego... ko-o-o-o-onia? Ko-o-o-o-onia? Ko-o-o-o-onia? Co mówi lis?
Zaczęli równo machać rękami na boki, ruszając biodrami na prawo i lewo.
- Sekret lisa, starożytna tajemnica, gdzieś głęboko w lesie. Wiem, że się ukrywasz. Co jest twoim odgłosem? Czy kiedykolwiek się dowiemy? Czy zawsze pozostanie tajemnicą?! Co mówisz?
Black wskoczył na Jamesa, a ten zaczął biegać z nim po cały pokoju. Remus usiadł na Peterze i zaczął udawać ryk słonia.
- Wa-wa-way-do Wub-wid-bid-dum-way-do Wa-wa-way-do! Czy kiedykolwiek się dowiemy?! Bay-budabud-dum-bam
- Ja chcę... - krzyknął Peter.
- Mama-dum-day-do !
- Ja chcę... - wrzasnął Remus.
Ustawili się na środku dormitorium i spojrzeli na dziewczyny poważnie, po czym zgodnie ryknęli:
- Ja chcę to wiedzieć!
Dziewczyny pokładały się na podłodze ze śmiechu, a ich śmiech był słyszalny na całą wieżę. Huncowci długo nie wytrzymali i do nich dołączyli. Ich radość trwała jakieś piętnaście minut, a gdy wszyscy się uspokoili, porozsiadali się na łóżkach. James wyciągnął z kieszeni lisiego brzucha mały pakunek. Otworzył go i dał Lily.
- Jesteście niesamowici - westchnęła i wzięła tosta. Podała przyjaciółkom.
- Wiemy to - odpowiedział skromnie Syriusz. Dorcas skrzywiła się niezauważalnie.
- Ale i również zdrowo rąbnięci - dodała Alicja.
- Z tego również zdajemy sobie sprawę - zarechotał James.
Ann podrapała się po głowie.
- To jak my z wami wytrzymujemy? - spytała.
- To ten magnetyzm - odparł Black i przybił Jamesowi piątkę.
- Chyba zwierzęcy.

****
MUZYKA - Mówiłam już, że ubóstwiam Bastilla?


" Życie jest komedią dla tych, którzy patrzą, a tragedią dla tych, którzy czują. "
~ Jonathan Swift

Zapadł już zmrok. Dookoła nie widziała praktycznie nic. Ściągnęła z siebie rzeczy, pozostając jedynie w bieliźnie. Weszła jedną nogą do wody. Była okropnie lodowata, ale nawet się nie wzdrygnęła.
Ile bólu może mieć w sobie jedna 17-latka?
Dużo. Może mieć bardzo dużo.
Czasem śmiała się sama z siebie, że przejmuje się takimi błahostkami. Wyolbrzymiała sobie problemy, które dla innych były nieco dziecinne.
Ale nie dla niej. To, że Syriusz Black jej nie chce, było  problemem.
To, że w każdej chwili jej rodzice, lub któreś z nich mogło zginąć, było kolejnym.
Chciała tego nie czuć choć przez moment. Zanurzyła drugą nogę w wodzie i weszła głębiej. Było jej coraz zimniej, zaczęła lekko dygotać. Światło księżyca padło na jej twarz. Była biała, usta zsiniały. Nagle podkurczyła kolana i zanurzyła się cała w wodzie. Jej długie włosy przylepiły się do pleców i polików.
- Dorcas?! - usłyszała głos Rudowłosej.
- Po co za mną szłaś?! - spytała się lekko drżącym głosem.
- Żeby powstrzymać cię przed głupstwem! Jak widać nie zdążyłam - warknęła - Wracaj natychmiast.
- Nie.
Usłyszała nerwowe sapnięcie Evans, ale nawet się nie odwróciła. Nagle rozległ się plusk, a chwilę potem obok oszołomionej Dorcas pojawiła się Rudowłosa z patyczkiem w ręku, z którego końca wydobywał się płomień.
- Dor, przeziębisz się, wracamy!
- To po co za mną weszłaś? - spytała.
- Bo jestem twoja przyjaciółką - odpowiedziała cicho Lily. Dorcas skierowała na nią swój wzrok.
- Moje życie jest takie do chrzanu, że chyba bardziej już nie może.
Przyjaciółka wetknęła w jej ręce patyki z ogniem. Dostała gęsiej skórki.
- Zawsze będę przy tobie - stwierdziła Lily - Zauważyłaś, znamy się już siedem lat.
- Stanowczo za dużo - zachichotała Szatynka, a Evans poszła za jej przykładem.
- Proszę, wracajmy już.
Dorcas ostatni raz spojrzała przed siebie i opadła tyłem do czarnej wody.




*******
Otworzył kopertę, bojąc się tego, co jest w środku. Wysypał zawartość na biurko i przeklął. Ile ona jeszcze miała takich zdjęć? Spędzili ze sobą tydzień!
Westchnął i uklęknął przed łóżkiem. Wyciągnął pudło, to, w którym miał papierosy. Ręką wyszukał prostokątnego pudełka i wyłowił je. Wrzucił tam zdjęcia i zabezpieczył zaklęciem. Następnie przeniósł się na biurko i zamoczył pióro w atramencie.


Isla!
Czego ode mnie chcesz?
Nie wysyłaj więcej takich zdjęć. Nie wiem, po co to robisz, ale po raz kolejny Ci mówię: ZOSTAW MNIE W SPOKOJU.
J.P

Przywiązał rulonik do nóżki swojej sowy i wypuścił ją na mroźne powietrze.
Westchnął i zabrał się za wypracowanie z Transmutacji.



******
- Okej, Dorcas, powiemy to na jeden - Jay spojrzał w jej oczy.
Pokiwała głową.
- Trzy, dwa...jeden!
- Jestem gejem!
- Kocham Blacka - powiedzieli równocześnie i wytrzeszczyli na siebie oczy.
- Zawsze chciałam mieć przyjaciela geja! - ucieszyła się Szatynka i zaklaskała w ręce.
- Ale ja nie lubię przebieranek, malowanek i tych wszystkich babskich rzeczy - zastrzegł od razu, a z buzi Dorcas wydało się krótkie 'Och'.
- Więc kochasz Blacka? - spytał się po krótkiej chwili Jay.
- Nikomu nie możesz tego powiedzieć. Po prostu nikomu - powiedziała szybko - Zresztą, w końcu mi przejdzie - uśmiechnęła się.
Odetchnęła głęboko.
- Wiesz, cieszę się, że zdecydowałem ci się to powiedzieć. Boję się, szczególnie innych chłopaków. Boję się, że nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać, ani nic. Teraz, gdy jesteśmy przyjaciółmi, poznałbym Huncwotów. Ich boję się najbardziej.
- Nie masz czego, oni są świetnymi przyjaciółmi i nigdy nie zostawiają nikogo w potrzebie.
- Łatwo ci mówić - prychnął. Zapadła długa cisza.
- Czy gdy byliśmy razem, wiedziałeś już, że jesteś gejem?
- Ja...chciałem z powrotem starego siebie. Nie chciałem być gejem - wyznał, odwracając wzrok.
- Wykorzystałeś mnie - wyszeptała z żalem i wstała. Zarzuciła torbę na ramie i wyszła z biblioteki. W końcu puściła się biegiem. Nie wiedziała, że Szukający drużyny Gryfonów upuścił książkę.
*****
Na śniadaniu nie było za wesołych humorów. Nawet Huncwoci jedli w milczeniu. Dorcas rzucała piorunujące spojrzenia w stronę Jaya. James rozmyślał nad tym, co wczoraj usłyszał. Spojrzał na swoją przyjaciółkę - była piękną, zabawną dziewczyną. Syriusz był świetny, ale słynął z łamania serc. Nie chciał takiego losu dla przyjaciółki, jednocześnie wiedział, że oboje byliby szczęśliwi.
James wstał z miejsca i podszedł do Jaya. Jego przyjaciele obserwowali jego poczynania, Dorcas zaczęły pocić się ręce.
- Możemy porozmawiać na osobności? - spytał, starając się, aby jego głos był przyjazny.
- Tak, możemy - odpowiedział Jay. Szukający starał się iść trochę dalej od niego, nie mógł się przyzwyczaić do tego, że ktoś może lubić i pożądać tą samą płeć.
A co gdyby się zakochał we mnie?, spytał samego siebie i wzdrygnął się.
- O co chodzi? - spytał się w końcu Jay, przystając przy parapecie jednego z okien.
- Słyszałem - zaczął - twoją rozmowę z Dorcas.
Chłopak wciągnął głęboko powietrze.
- Co chcesz zrobić? - spytał cicho.
- Chciałbym ci powiedzieć, że stoimy za tobą murem - odpowiedział James - Jesteś przyjacielem Dorcas, czyli także naszym przyjacielem.
Dużo kosztowało powiedzenie takich słów. Nie był typem człowieka wylewnego. Wolał przelać takie słowa na papier.
- Dzięki, James - powiedział Yay i wyciągnął rękę.
James uścisnął ją pewnie i poklepał po plecach.
- W sobotę idziemy na piwo do Hogsmeade, jak chcesz, idź z nami.
Oszołomiony Jay pokiwał głową.
*****
Poczuł, że ktoś łapie go za rękę. Otworzył gwałtownie oczy, a palcami wyszukał różdżki pod poduszką.
- Lumos! - wyszeptał i spojrzał na przerażoną twarz Lily. Zszokowany poderwał się do pozycji siedzącej.
- Lily? Wszystko okej? - spytał cicho i powoli. Wyglądała na przestraszoną, była w samej piżamie, boso.
- Żyjesz - zabrzmiało to jaki stwierdzenie, w jej głosie słychać było roztrzęsienie.
- Czemu miałoby być inaczej? - zdziwił się i uniósł światło różdżki na jej twarz. Była okropnie blada, a na policzkach było widać ślady łez.
- Oni byli wszędzie, James. I on sam też - głos jej zadrżał - Mnóstwo zielonego światła, cały czas to zielone światło.
- Lily, w zeszłym roku też miałaś taki koszmar, pamiętasz?
- Nigdy nie był taki realny - pociągnęła nosem. James westchnął i nieśmiało, powoli przytulił ją. Mimo jej wcześniejszych zachować i myśli wtuliła się w jego pierś.
- Odprowadzę cię do łóżka, dobrze?
Pokiwała głową i wstała. Zatoczyła się lekko, ale zaraz odzyskała równowagę i wyszła z pokoju. Szukający podążył za nią.
Gdy udało mu się znaleźć po ciemku pewne miejsce na ścianie, mógł wejść za dziewczyną po schodach. Lily szła powoli, wciąż lekko dygotała. Stanęli przed drzwiami, a Rudowłosa odchrząknęła. James, czując, jak sytuacja robi się niezręczna, otworzył drzwi i pchnął ją lekko do jej dormitorium. Na odchodne pocałował ją w czubek głowy i odwrócił się.
- James!
Chłopak zatrzymał się i obrócił głowę.
- Tak?
- Dobranoc - zamknęła cicho drzwi.
- Dobranoc - odpowiedział do siebie i wypuścił głośno powietrze z ust.
*********
Jestem pewna, że pamiętacie ten mocno rozwalony pokój. Pamiętacie również mocno rozwalony zeszyt i rozwalone okno, przez które uciekło już kilka kartek. Dzisiaj uciekły kolejne, by następnym razem całkowicie opróżnić zawartość dziennika i rozpocząć nowy tom w życiu każdego rozwalonego serca.

*********



WESOŁYCH ŚWIĄT!
BOGATEGO GWIAZDORA, SZCZĘŚCIA, POMYŚLNOŚCI, ABY KOLEJNY ROK W HOGWARCIE BYŁ JESZCZE LEPSZY!
SMACZNEGO KARPIA, BARSZCZYKU, SUPER RODZINNEJ ATMOSFERY I ŚLICZNIE PACHNĄCEJ CHOINECZKI.
JESZCZE RAZ : WESOŁYCH ŚWIĄT!

7 grudnia 2013

BONUS: Pada śnieg, pada śnieg...

Witam, Czarodzieje!
Notka byłaby już wczoraj, no ale niestety, brak prądu zrobił swoje. Dodaję więc dzisiaj nową, świąteczną notkę, lecz nie ma ona nic wspólnego z tokiem wydarzeń tutaj, może w minimalnym stopniu.
W każdym razie wiedzcie, że wczoraj z całego serca życzyłam Wam WESOŁYCH MIKOŁAJEK!
Dużo zdrówka, ciepełka i pięknych świąt.
U mnie niestety nie ma śniegu, więc jeśli i u Was go nie ma, życzę Wam, aby spadł :*
Mam nadzieję, że buty były wypełnione prezentami ;)
Lilka.
*****
MUZYKA! - Glee ;(

Roześmiani usiedli na miękkich kanapach. Pokój Życzeń był dziś cały brązowo-czerwony, był kominek oraz sprzęt do grania.
Z kilku miejsc w pokoju zwisały pęczki jemioły. Starali się je omijać, ale nie zawsze im to wychodziło, szczególnie, gdy któreś z nich je sobie wyobrażało i nagle pojawiały się nad ich głowami.
- No, to co dla nas zagracie? - spytała wesoło Rachel, siadając u nóg kanapy, by ogrzewać swoje stopy przy kominku.
- Coś, co pozwoli nam zapomnieć o tamtym - James wskazał głową za okno - Chorym świecie. Niedługo święta, cieszmy się! A my, jaki Mikołaje, mamy dla was specjalną piosenkę. Dorcas, Lily, pomogłybyście?
Tym razem grał tylko Rogacz i Łapa, gdyż to oni to wymyślili. Oboje chcieli zrobić niespodziankę swoim bliskim.
Poleciał pierwszy dźwięk z gitar.
- Underneath the mistletoe, hold me tight and kiss me slow. The snow is high so come inside, I wanna hear you say to me ... - zaczął James, a Remus uśmiechnął się. Ann wesoło zaklaskała w ręce.
- It's a very very merry merry christmas! Gonna party until Santa grants my wishes! Got my halo on! I know what I want, it's who I'm with! - Lily z uśmiechem śpiewała, trzymając za rękę Dorcas. Alicja puściła jej perskie oko i wskazała głową na Jamesa. Rudowłosa zgromiła ją wzrokiem.
- It doesn't count as a surprise, who's been naughty who's been nice. There's someone here for everyone...Another year has just begun!
Frank wstał i podał Alicji dłoń, a gdy powstała, obrócił ją dookoła i zaczął z nią tańczyć. Dziewczyny zaśmiały się. Ann i Remus poszli za jego przykładem i po chwili wirowali po całym pokoju. Peter tupał nogą do rytmu i z podziwem patrzył na wesołe twarze przyjaciół. On nie potrafił być taki spokojny, gdy takie rzeczy działy się na świecie. Bał się.
- Won't you meet me by the tree, slip away so secretly. Can't you see how this could be the greatest gift of all - James spojrzał ukradkiem na Lily, ale zaraz zganił się za to w myślach.
Odwrócił głowe i razem ze wszystkimi zaśpiewał ostatnie słowa piosenki:
- It's an extraordinary merry christmas! It's a very very merry merry christmas! It's an extraordinary merry christmas!


TEKST !


24 listopada 2013

18. "Idę na spacerek, wytropić jakichś śmierciożerczyków!"

Przepraszam, że tak długo nie było notki, ale coś czuję, że tak będzie częściej, gdyż nie starcza mi czasu i na naukę, na bloga i na przyjaciół.
Obiecuję, że to ostatni rozdział, w którym ktoś śpiewa.
Po prostu nadal żyję Glee i kocham pisać coś takiego.
No, ale wiem, że co za dużo, to nie zdrowo.
Ostatnim wątkiem chyba mogę kogoś zgorszyć. Znaczy, może nie o tyle wątkiem, co gifem.
Więc przepraszam za niego już teraz.

Notka dedykowana Wam wszystkim!
Szczególnie W.M, która na pewno nie ma siły tego dziś przeczytać.
Nie dziwię się, jestem lekko powalona wstawiając rozdział prawie że o północy.
Lilka.

***********


Drogi Jamesie!
Jestem taka podekscytowana! Jeszcze tylko około dwóch miesięcy i ożenisz się! Czy to nie cudowne? Jestem taka zajęta, prawie wszystko jest już zapięte na ostatni guzik!
Proszę, uważaj na siebie i zrób coś ze sobą, bo dostaję coraz więcej sów od profesor McGonnagall.
Muszę kończyć, zapomniałam, że umówiłam się dzisiaj z dekoratorem ogrodów! Będziesz miał piękny ślub!
PS Uważaj na siebie.
                                                                                                                            Mama


Westchnął i wrzucił list do szuflady. To był kolejny list od jego mamy o ślubie. Ku jego uldze, ale i zdziwieniu, Lexie przestała do niego pisać.
- I całe szczęście - mruknął do siebie.
- Luniu, Rogacz znów mamrocze coś do siebie. Jak myślisz, o co chodzi?
- Psineczko moja kochana, o ile się nie mylę, to ty częściej gadasz do siebie - Potter uśmiechnął się słodko.
Syriusz prychnął i wstał.
- Idę na spacerek, wytropić jakichś śmierciożerczyków! - zaśpiewał i wyszedł z dormitorium. Na dole już czekała na niego Dorcas.
- Możemy iść? - spytała, wstając z fotela.
- Tak, przepraszam, miałem małe problemy z Rogaczem.
Dorcas wywróciła oczami i dała się przepuścić w otworze pod portretem. Była spięta, bardzo spięta. W ciszy przemierzyli kilka korytarzy, co jakiś czas wymieniając tylko jakąś uwagę między sobą.
****
Szatynka objęła się rękami, i tak szła. Czasem patrzyła na Syriusza kątem oka. Jakby ona chciała go teraz pocałować, przytulić, dotknąć...cokolwiek.
- Zimno ci? - spytał nagle, patrząc, jak przechodzi ją dreszcz, a na jej dłoniach pojawia się gęsia skórka.
- Jeszcze tylko jeden korytarz... - mruknęła. Nie mogła mu powiedzieć, że gdy wyobraziła sobie, jak ją całuje, przeszły ją ciarki.
- Wy zawsze tak mówicie. Eh, wy baby - burknął i ściągnął z siebie bluzę i zarzucił ją na jej ramiona. Dorcas stanęła zdziwiona. Nie, zdecydowanie nie powinien tego robić.
- Co to miało znaczyć? - spytała.
- Nigdy nie wiadomo o co wam chodzi! Mówicie, że wam nie jest zimno, tak na prawdę musimy was ogrzać. Mówicie, że nie jesteście obrażone, ale się nie odzywacie.
Szatynka podeszła do niego i zadarła głowę do góry. Ich twarze dzieliło kilka centymetrów.
- A teraz, jak myślisz? Chcę cię pocałować, czy raczej kopnąć w jaja? - wyszeptała.
Syriusz przełknął ślinę. Spojrzał w jej oczy, które teraz były przepełnione buntem. Zbliżył się jeszcze troszkę.
- Myślę, że bardzo byś mnie chciała pocałować, ale nie zrobisz tego ze względu na swoją dumę, czyż nie? - uśmiechnął się złośliwie.
- Mogę jeszcze wybrać opcję drugą. Nie mam ochoty cię całować.
- Nawet teraz? - położył ręce na jej biodra. Dorcas dostała rumieńców.
- Nigdy - odpowiedziała.
Black zaśmiał się cicho i zbliżył się o kolejny centymetr. Ich usta stykały się, gdy brali oddech.
- Kotku! - odskoczyli od siebie. Całą, magiczną chwilę zniszczyła blondynka na obcasach, w kusej sukience.
- O! Dolores, co tu robisz? - Black podrapał się po głowie.
- Przecież umówiliśmy się tutaj - zachichotała, po czym zwróciła swoją uwagę na Dorcas - A ta co?
- Kompletnie nic, kochanie.
- Przecież prawie się całowaliście! - blondynka założyła ręce na piersi, a Meadowes patrzyła niedowierzająco na Blacka.
- To nic nie znaczyło - chłopak objął swoją dzisiejszą randkę ramieniem i pociągnął ją w przeciwną stronę.
Dorcas przełknęła ślinę i spojrzała za nimi. Po jej policzku popłynęła łza, ale zaraz ze śmiechem ją starła.
Co ja sobie myślałam?
Nie mogła uwierzyć, że Syriusz, ten Syriusz, którego znała już od siedmiu lat tak ją potraktował i nawet nie odprowadził jej do portretu.
Zemści się.
****
Dzień dzisiaj był chyba najcieplejszym tej jesieni. Widać było wszystkich bez kurtek, tylko nielicznie je pozabierali.
-Hej, Jay! - Dorcas uśmiechnęła się szczerze.
Jay był wysokim blondynem z niebieskimi oczami. Miał mocno zarysowaną szczękę, a przez koszulkę widać było zarys umięśnionych rąk.
W tej chwili chłopak był dla niej oparciem. Wiedział, że ich związek nie jest taki, jaki powinien być, ale uwielbiał tego małego złośliwca, i  nawet, gdyby się rozstali, chciał być przyjacielem.
- Dor, co tam? - pocałował ją w policzek.
- Zarwałam nockę - przyznała i przytuliła się do chłopaka. Jay pogłaskał ją po włosach.
- Chcesz iść spać? - spytał z troską.
- Nie - Meadowes uśmiechnęła się - Wolę gdzieś iść, gdziekolwiek.
- Spacerek po błoniach?
- Zdecydowanie - pocałowała go w usta. Obrócił ją dookoła jej osi i cmoknął. Zaśmiała się radośnie.
To on dawał jej szczęście w te najgorsze dni.


****
Wybuchnął śmiechem.
- Serio?  Mamy tam iść? I jeszcze wystąpić? - spytał James niedowierzająco. Oparł się o pień drzewa. Obok niego ułożyła się Lily. Stykali się lekko ramionami.
Za to Syriusz leżał na swojej kurtce na przeciw nich.
- Ah! Syriuszu, jesteśmy przyjaciółmi, czyż nie? - Rudowłosa spojrzała na niego słodko.
- Nie wiem, jak to możliwe, ale tak - mruknął Black, a Rogacz parsknął śmiechem.
- No więc - zaczęła - Powinieneś dostać ode mnie ochrzan za to, co zrobiłeś Dorcas. Nie chodzi mi o to droczenie - zaakcentowała ostatnie słowo - Tylko o to, że ją zostawiłeś.
- Kotku, serio myślisz, że mógłbym jej to zrobić? -  Wzruszyła ramionami - No cóż, nie mógłbym. Śledziłem ją na Mapie, póki nie weszła do dormitorium.
- Z jakąś blondyną na karku? - założyła ręce na piersi.
- Raczej gdzie indziej - zaśmiał się złośliwie, a Lily skrzywiła się z niesmakiem.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Jednak uważam, że powinieneś ją przeprosić, albo powiedzieć, że jej nie olałeś.
- Zgadzam się z Rudzielcem - wtrącił nagle James. Dorcas była jego przyjaciółką, nie chciał, by się zadręczała czymś takim. Od kilku chwil obserwował parę nad jeziorem.
- Ty się zawsze z nią zgadzasz - burknął Łapa, a Lily uśmiechnęła się triumfalnie - Przeproszę ją, gdzie jest?
- Teraz radzę nie - powiedział Rogacz i wskazała na parę nad wodą. Dziewczyna właśnie wskoczyła chłopakowi na plecy, a on, śmiejąc się głośno, biegał z nią po brzegu.
Syriusz odchrząknął.
- Tak, myślę, że teraz lepiej nie.
To kiedy?
****
- BALANGA! Trzeba uczcić naszą wygraną w meczu! - wrzasnął James na całą wieżę Gryffindoru i włączył muzykę. Reszta Huncwotów poszła po zapasy jedzenia, a na stołach stały już butelki z Ognistą z zapasów chłopaków. Na kominku stały już głośniki, z których sączyła sie muzyka, na wieżę zostało rzucone zaklęcie nieprzenikalności.
Impreza była szalona. Alkohol lał się strumieniami, w końcu to był pierwszy wygrany mecz w tym roku szkolnym. Bracia Prewett już przysypiali w kącie, choć impreza nie trwała nawet pełnej godziny.
James obtańczył chyba wszystkie dziewczyny będące w pokoju. Namówił nawet mało rozrywkową dzisiaj Dorcas do tańca.
- Doruniu, nie chciałabyś czegoś zaśpiewać? - wrzasnął głośno.
- MEADOWES, MEADOWES, MEADOWES! - jej nazwisko zaczął skandować tłum. Zaśmiała się i stanęła na stoliku. Do Pokoju Wspólnego właśnie weszła reszta Huncwotów. Ktoś podał jej mikrofon. Popłynęła muzyka.

MUZYKA

Dorcas zaczęła śpiewać. Nie była to kolejna piosenka o miłości, o nie. Przypomniała sobie sytuację z wczorajszego patrolu.

When you see my face
I hope it gives you hell, I hope it gives you hell
When you walk my way
I hope it gives you hell, I hope it gives you hell !

Tłum zaczął klaskać, wszystkie dziewczyny zaczęły szaleć. W końcu śpiewała o chłopakach, o tym, że bez nich są nikim. Lily, Alicja, Ann i Rachel weszły na krzesła obok i zaczęły robić za chórki.

Truth be told I miss you
Truth be told I'm lying
When you see my face
I hope it gives you hell, I hope it gives you hell

Zaśmiała się radośnie i wskoczyła na ramiona Jamesa, który stanął obok stolika. Podniosła ręce do góry i zaczęła klaskać.
- Wszyscy! - krzyknęła.
Tak, cały tłum zaczął śpiewać, podkład muzyczny ściszono, by było ich słychać.

When you see my face
I hope it gives you hell, I hope it gives you hell
When you walk my way
I hope it gives you hell, I hope it gives you hell
When you hear this song and you sing along well you'll never tell
Then you're the fool I've just as well I hope it gives you hell
When you hear this song I hope that it will give you hell
You can sing along I hope he'll treat you well !

Potter odstawił ją na stolik. Wykrzyczała ostatnie słowa piosenki i zaśmiała się. Ukłoniła delikatnie, przyjaciółki również i zeskoczyła na ziemię. Dziewczyny obecne w Pokoju Wspólnym przytulały ją, krzyczały coś, chłopcy klepali ją po plecach.

MUZYKA

Ale Lily już widziała, że coś jest nie tak, gdy Dorcas ze sztucznym uśmiechem kierowała się do wyjścia z wieży. Gdy zniknęła za portretem, Rudowłosa spojrzała w stronę Szukającego. Też nią patrzył z pytaniem w oczach, ale ona tylko wyszeptała bezgłośnie : Ja za nią pójdę.
James kiwnął głową i zaniepokojony odwrócił się.
- Dor! Dorcas zaczekaj! Dorcas proszę! - krzyczała Lily, biegnąc za przyjaciółką. W końcu dobiegły do wieży Astronomicznej. Meadowes oparła się o barierkę i opuściła głowę. Lily po chwili wbiegła po schodach i podeszła do Szatynki.
- Dor, co się dzieje!? Co się z tobą dzieje!? - wiedziała, że nie powinna krzyczeć, ani robić wyrzutów przyjaciółce, ale miała dość tajemnic.
- Kocham go, Merlinie, jestem beznadziejnie zakochana - szepnęła Dorcas. Rysy twarzy Lily złagodniały.
- Kogo? - podeszła bliżej i również oparła się o barierkę. Na granatowym niebie wisiało z tysiąc gwiazd, co było dziwne dla tej pory roku. Niemniej efekt był czarujący.
- Jak to kogo!? Pieprzonego Blacka!
Lily otworzyła buzię w zdziwieniu. Wiedziała, że coś było na rzeczy, nie wiedziała jednak, że przyjaciółka tak cierpi.
- Dorcas, wiem, że to nie łatwe. Po jakimś czasie zapomnisz o nim, a jeśli nie, to wtedy ja zrobię z nim porządek - Rudowłosa uśmiechnęła się.
Sztaynka pociągnęła nosem i zaśmiała się.
- Nie wierzę, że przez niego płaczę.
- A co z Jayem? - spytała nagle Lily, przypominając sobie dzisiejsze popołudnie.
- Jest świetny, ale nie kocham go. Nie chcę go ranić.
- Dorcas, ranisz nie tylko jego, ale też siebie. Zerwij z nim, póki nie zrobi się zbyt późno. A do Blacka kiedyś dotrze, że jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie.
****
Wyjrzał przez okno na szare niebo.
Do jego ślubu zostało coraz mniej czasu. Połowa listopada minęła w zastraszającym tempie, pozostawiając za sobą niedokończone sprawy.
Potter był coraz bardziej zestresowany. Pokazywał, że guzik obchodzą go te święta, a tak na prawdę miał ochotę gdzieś wyjechać, zaszyć się, i czekać aż do końca roku.
Czasami myślał, czy nie lepiej byłoby poślubić Lexie. Fakt, była denerwująca, lecz jaką to przyjemność sprawiłby rodzicom.
Nie.
Wtedy przypominał sobie, że nigdy, przenigdy nie ma zamiaru ożenić się bez miłości. Tylko z kobietą, którą na prawdę kocha, która akceptuje go takim, jakim jest.
Miał nadzieję, że jego mama nie będzie zbytnio rozpaczać, że pogodzi się z jego decyzją. Tak bardzo nie chciał ich ranić, zwłaszcza, że teraz każdy z nich jest zagrożony i może zginąć w każdym momencie.
Zapalił papierosa.


****
- Jay, musimy porozmawiać - Dorcas pociągnęła go za rękę i usiadła na oknie.
- Tak, też tak myślę.
- Że co? - zdziwiła się Szatynka. Nawet nic nie powiedziała!
- Uważam, że nie powinniśmy być razem. Dorcas,uwielbiam spędzać z tobą czas, ale nie kocham cię tak, jak powinienem - wydukał powoli, mając nadzieję, że ona miała zamiar powiedzieć to samo. Nie mógł dłużej ukrywać, że kocha kogo innego.
- Czy ty mi czytasz w myślach? - spytała, uśmiechając się. Powinna płakać, przepraszać, a tu oboje mają uśmiech na twarzy.
- Zdarza się - odwzajemnił uśmiech.
- Cieszę się, że to rozwiązaliśmy. Masz ochotę na kakao?
- Absolutnie. Trzeba uczcić nasze zerwanie.
Zaśmiali się, a Dorcas posłała mu przyjacielskiego kuksańca.
****
James wgryzł się w tosta, ponuro patrząc przed siebie. Lily nie powiedziała mu, o co poszło Dorcas, ale i tak był zaniepokojony. Zapewniła, że nic się nie stało, ale on wiedział swoje.
Nagle zaczęła się poranna poczta. Przez okna zaczęły wlatywać różnorodne sowy, lądując na uczniowskich talerzach. U nie których już dało słyszeć się wyjce, inni zajadali się domowymi przysmakami, jeszcze inni czytali Proroka Codziennego. Zdziwił się, że i obok niego wylądowała sowa.
- No, El, co tam dla mnie masz? - odwiązał list i dał sowie kawałek suchara. Zagruchała cicho i poderwała się do góry z świstem. "El" było od pierwszej litery imienia Lily. Tylko on to wiedział, więc nie widział sensu zmieniania teraz imienia sowy.
Otworzył z ciekawością kopertę i wciągnął głośno powietrze. Wstał gwałtownie od stołu i wybiegł z sali. Skrótami popędził na siódme piętro, do Pokoju Wspólnego aż do swojego dormitorium. Spojrzał na zegarek - miał piętnaście minut do pierwszej lekcji, Eliksirów, które na pewno zupełnie przypadkiem odbywają się na samym dole i jeszcze niżej - w lochach.
Otworzył jeszcze raz kopertę i z jękiem wysypał plik zdjęć na biurko. Szybko otworzył szufladę i wyciągnął pergamin. Zamoczył pióro w atramencie i nabazgrał kilka słów.

Isla!
Znów mamy to przerabiać? Czego ty chcesz, do cholery?
Nie przysyłaj więcej takich zdjęć!
Kiedy ty je w ogóle zrobiłaś?!

                                                    James Potter

Spojrzał raz jeszcze na zdjęcia i ponownie jęknął klepiąc się w czoło. Spojrzał na zegarek - osiem minut. Schował liścik do kieszeni, a zdjęcia wpakował pod swoją poduszkę. Wybiegł z dormitorium, potykając się o własne nogi.
A róg jednego ze zdjęć wystawał spod poduszki.





******
Można było usłyszeć dźwięk darcia papieru. Mocno pomięta kartka wyleciała z mocno rozwalonego zeszytu przez mocno rozwalone okno.
Kolejna kartka z życia.
Kolejna kartka śmierci.

3 listopada 2013

17. Jeśli to sprawia, że jesteśmy szczęśliwi...

Od razu mówię, że może pojawić się kilka literówek, bo śpieszyłam się, by dodać rozdział jeszcze dziś.
Miłego czytania!
CZYTAM=KOMENTUJĘ
Możecie napisać, co Wam się nie podoba, a co tak.
Pozdrawiam,Lilka.

*******
( Ważne jest, abyście rzeczywiście przełączali piosenki )

PIOSENKA

- CO TO JEST!?
Po całej wieży Gryffindoru rozniósł się krzyk Lily Evans. Wraz z przyjaciółkami oraz Huncwotami stali w dormitorium chłopców i patrzyły niedowierzająco na ścianę.
- Lily, nie krzycz! - poprosiła Dorcas, zatykając uszy. Syriusz zaśmiał się - A ty Black, zamknij dziób!
Rudowłosa nadal patrzyła ze zbolałą miną na zdjęcia powieszone między łóżkami Syriusza i Jamesa. Jedno przestawiało ją, jak siedzi obok Szukającego, obejmując go w pasie. Oboje śmieją się radośnie do aparatu. Przekrzywiła głowę.
- Wiesz, to zdjęcie jest nawet ładne.
James zaśmiał się i zarzucił rękę na jej ramię.
- Wiadomo, bo ja na nim jestem!
Lily posłała mu kuksańca.
- Dzień doberek! - do dormitorium wskoczyła rozpromieniona Rachel.
- O, witamy naszą cnotkę! - Syriusz zachichotał - Nie! Żywcem mnie nie weźmiecie! Ja wiem, co robią faceci z dziewczynami! O nie! Nie dam się wam! Wolę się wywalać co kawałek niż żeby któryś z was mnie niósł i nie pozwolił mi poobijać sobie kolan! - zaczął naśladować jej głos. Huncwoci wybuchnęli śmiechem, a Rasbon zrobiła się cała czerwona.
- Nic nie pamiętam z wczoraj - jęknęła Ann, siadając na łóżku Remusa.
- Przybliżyć wam w skrócie? - spytał James, podnosząc brwi do góry. Usiadł na ziemi i oparł się o swoje łóżko, a reszta zrobiła to samo - A więc...w ciągu wczorajszego wieczoru i nocy zdążyłyście wypić ze Spetryfikowanymi Mandragorami, oni zadedykowali wam piosenkę, wy zaśpiewałyście piosenkę, później ukradłyście trzy butelki Ognistej, byłyście gonione przez ochroniarzy, ale jakimś cudem im uciekłyście. Później trochę pogadaliśmy i na końcu po wielu trudach donieśliśmy was tutaj, gdzie z kolei zażyczylyście sobie kolorowego kisielu. No, ale że McGonnagal biegła, nie patrzcie tak na mnie, ona naprawdę biegła! No, to obiecałyście leżeć i udawać, że śpicie. Na szczęście byłyście tak schlane, że chyba nawet nie śniło wam się nic mówić.
- O.mój.Boże! - Dorcas palnęła się w czoło - Macie coś na kaca? Błagam!
Remus wygrzebał z szafki mały eliksir i rzucił go w stronę dziewczyn. Każda wypiła po dwa łyki i uśmiechnęła się.
- O wiele lepiej - westchnęła Lily - Nie mogę uwierzyć, że piłam ze Spetryfikowanymi Mandragorami!
- A ja, że coś ukradłam! - wtrąciła się Dorcas.
- A ja mam siniaki na kolanie - mruknęła Rachel, a Black zaśmiał się.
- No, dziewczynki, pierwszą popijawę macie już za sobą. Oficjalnie możemy przyznać, że nie jesteście opóźnione, jeśli chodzi o dobrą zabawę.
Przyjaciółki spojrzały na siebie i uśmiechnęły się z wyższością.
- Yyy, mówiłyśmy coś szczególnego wczoraj? - Lily odgarnęła nerwowo grzywkę - No wiecie, coś, co nie powinnyśmy mówić?
- Dorcas wspomniała coś o tym, że kocha Łapę, Łapa powiedział, że też ją kocha, a Lily zadeklarowała, że zrobi im kołderki dla dzieci i prosiła mnie o pomoc. No to się zgodziłem, więc będziecie mieć jeszcze poduszeczki! - James uśmiechnął się szeroko.

If it makes you happy
It can't be that bad
If it makes you happy
Then why te hell are you so sad?

Dorcas wyglądała jak sparaliżowana. Lily spoglądała na nią nerwowo.
- Nareszcie wiemy, że Syriusz to już twój przyjaciel! Chyba wszystkim nam mówiła, że nas kocha, a więc zaszczyt ten dopadł nareszcie ciebie, Syriuszu! - wydukała wreszcie, uśmiechając się.
- Tak, nie wiem, czym sobie zasłużył - zaśmiała się Meadowes i spojrzała z wdzięcznością na przyjaciółkę.
- James, daj mi to zdjęcie. I to też - Lily wskazała na fotografię, gdzie się przytulają i to, gdzie są we czwórkę : ona, Dorcas, James i Syriusz.
- O nie, kochana. Mogę co najwyżej zrobić odbitkę - Szukający podniósł jedną brew i wyciągnął różdżkę z kieszeni.
- Eh, zgoda - Ruda wyciągnęła rękę, na której chwilę później pojawiły się zdjęcia.
****
Kilka dni później wszyscy wstali wyjątkowo wcześnie, jak na sobotę. Już o ósmej na śniadaniu było widać tłum uczniów.
- Musicie coś zjeść! Nie będziecie mieć siły! - Lily nałożyła Jamesowi parówki na talerz. Polała je keczupem i dołożyła do tego dwie bułki.
- Spadaj, okropna kobieto! - spojrzał ze wstrętem na swój talerz.
- James, nie zachowuj się jak dziecko. Patrz, jak Black ładnie je - wskazała palcem na Dorcas i Syriusza. Dziewczyna wciskała mu w usta kawałek parówki na widelcu.
- Zupełnie, jakbym był mały dzieckiem - burknął Syriusz, ale posłusznie otworzył buzię.
- No, a teraz widelczyk do rączki i am! - Dorcas uśmiechnęła się do Blacka słodko i wywróciła oczami. Wciąż była na niego zła, za to, jak zachował się, gdy chciała go zaprosić na bal. jeszcze bardziej zaczęła się od niego oddalać, gdy usłyszała, co powiedziała w noc koncertu.
James westchnął i chwycił widelec. Wpakował pół parówki do buzi i zagryzł bułką z serem.
- No, bardzo ładnie - Rachel uśmiechnęła się i specjalnie, patrząc na niego, wpakowała sobie całą grzankę do buzi.
****
- I RUSZYLIII! Black podaje do Meadowes, Meadowes podaje z powrotem, mknie pod Gordesem, dostaje piłke znowu i jest! DZIESIĘĆ PUNKTÓW DLA GRYFFINDORU!
Po godzinie mecz był coraz ostrzejszy. Grali z Ravenclawem, wynik meczy wskazywał 130:80 dla Gryffindoru. James wisiał nad wszystkimi i wypatrywał znicza. Z niecierpliwością patrzył, jak jego gracze zdobywają punkty. Nagle coś świsnęło mu koło ucha. Spojrzał w tamtą stronę i uśmiechnął się. Zanurkował za złotą piłeczką.
- TAK! POTTER ZNALAZŁ ZNICZA! MKNIE WPROST ZA NIM! DAWAJ POTTER, NIE DAJ SIĘ TEMU BURAKOWI!
- Adams! - profesor McGonnagal spojrzała na ucznia srogo, a gryfońscy kibice zaśmiali się.
- Przepraszam, pani profesor....TAK! JEST CORAZ BLIŻEJ, DALEJ JAMES! I TAAAAAAAAAAAAAK!
James tuż nad ziemią poderwał miotłę do góry, łapiąc znicza. Szukający Ravenclawu zarył o ziemię. A Potter wzniósł się na poziom widzów i wyciągnął rękę ze zniczem. Nauczycielka Quidditcha gwizdnęła.
- Proszę o ciszę! - całe boisko zamilkło, gdy na podest wszedł Albus Dumbledore - Chciałbym ogłosić, że  o czternastej godzinie przybędą nasi przyjaciele z innych szkół! Nie będzie dzisiaj imprezy wygranych, niech wystarczy wam bal!
Wybuchły oklaski, uczniowie tłumami zeszli z trybun, by w szybkim tempie dostać się do swoich dormitorii.
James wylądował na ziemię i został porwany przez tłum Gryfonów.
- POTTER, POTTER, POTTER!
****
Większość uczniów witała uczniów innej szkoły. Przy szkole z Francji najwięcej było chłopców, w każdym wieku. Za to nad wodą stały panie, czekając, aż wszyscy uczniowie Durmstrangu zejdą z pokładu.
Huncwoci oglądali to wszystko z okna, leżąc na łóżkach.
- Schodzimy tam? Te wille wyglądają bardzo sympatycznie - James podniósł się na łokciach.
- I tak wszystkie do nas przyjdą, dajmy im czas.
****
Ze złością odwiązał imitację dobrego supła i zostawił muchę nonszalancko przewieszoną przez szyję. Syriusz za to radził sobie o wiele gorzej i w końcu cisnął muchą o ścianę. James podwinął rękawy szaty wyjściowej, nigdy nie lubił tak oficjalnego wyglądu, zresztą Syriusz zrobił to samo, choć obaj mieli inne szaty i inaczej wyglądali.
Przeczesał ręką włosy, nawet nie próbując użyć żelu czy grzebienia. Spojrzał w lustro.
Gotowy.
***
Zapięła suwak sukienki, boleśnie odginając rękę do tyłu. Wsunęła nogi w niskie szpilki i wygładziła niewidzialne zagięcie na długiej, obszernej sukni, z mnóstwem falbanek w kolorze kości słoniowej z różowymi elementami. Ramiączka były opuszczone, tak, że wspaniale eksponował się dekolt, szyja oraz ramiona. Temat balu był dość ubogi, bo Prefekci innych domów nie przejawiali specjalnych chęci do czegoś wystrzałowego. W końcu stanęło na coś na kształt balu w średniowieczu - obfite suknie, gorsety, wachlarze, pokręcone włosy, fraki. Każdy zapomniał, że to przecież również Noc Duchów. Co prawda nad wejściami wisiały dynie, po Hogwarcie latały nietoperze, ale Bal miał być zupełnie nie związany z Haloween.
Wzięła dwa pasemka z lewej strony i spięła je z tyłu głowy perłową wsuwką. Resztę włosów podkręciła i nabłyszczyła. Popsikała się perfumami, machnęła różdżką w stronę twarzy, by makijaż się nie rozmazał. Spojrzała w lustro.
Gotowa.
****
Stał oparty o gzyms kominka, spoglądając w stronę dormitorium dziewczyn z siódmego roku, ignorując spojrzenia jego "fanek". Skrzywił się nieznacznie.
- Hej, James. Pomyślałam, że jeśli nie chce czekać ci się na Evans, ja chętnie ci potowarzyszę - usłyszał z boku, ale nawet nie dotarł od niego sens wypowiedzianych przez dziewczynę słów. Patrzył jak zaczarowany na schody, a konkretnie na rudowłosą piękność, która zmierzała w jego stronę... wyprostował się gwałtownie, wyciągając z kieszeni bukiecik na rękę.
- Witam, piękna panno, masz już partnera? - spytał, lekko się kłaniając i całując wierzch jej dłoni.
- Czekam na pewnego przystojnego młodzieńca, nie widział go pan? - zarumieniła się i pozwoliła, by wsunął jej opaskę z kwiatami na nadgarstek.
- Tak się składa, że dobrze go znam - mrugnął do niej i podał ramię. Ujęła je z uśmiechem i dała się wyprowadzić z Pokoju Wspólnego, odprowadzona zazdrosnymi i wściekłymi spojrzeniami.
- Od której się szykowałyście? - spytał James, gdy minęli mrok i swobodnie mogli spoglądać na swoje twarze.
- Od szesnastej - uśmiechnęła się z zakłopotaniem. To Dorcas wraz z Alicją zaczęły szaleć, twierdząc, iż uroda potrzebuje czasu. I tak trzy godziny myły się, malowały paznokcie, robiły makijaż, czesały się i przebierały.
- Ha! Umówiliśmy się na dziewiętnastą, czyli szykowałyście się trzy godziny. Syriusz twierdził, że potrzebujecie mniej czasu, ale ja znam Dor - zaśmiał się.
Gawędzili jeszcze wesoło, przemierzając korytarze Hogwartu, powoli dochodząc do Wielkiej Sali. Stanęli przed mosiężnymi drzwiami, pierwsi w kolejności. Ustawiła się za nimi para Prefektów Naczelnych  Hufellpufu, dalej kapitan drużyny Ravenclawu wraz z Prefektem Naczelnym, a zaraz za nimi Prefekci Slytherinu. Kilkoma słowami, elita, do której każdy chciał należeć, a jedni należeli nie z własnej woli. Niektórzy z ważniejszych uczniów woleli rozproszyć się w tłumie Hogwartczyków, niektórzy szli wraz z uczniami innych szkół i nie mogli iść w pierwszych parach.
Zaraz za nimi ustawił się Syriusz wraz z dumną Meggy Clarkson. Ubrana była w krótką, obszerną sukienkę bez ramiączek, nie pasującą do tematu, ale na pewno seksowną.
Za nimi stała rozpromieniona Dorcas wraz z kapitanem drużyny Hufellpufu. Miała szeroką suknię do ziemi, która była szara, ale cieniutka siateczka, którą była owinięta suknia była cała w małych diamencikach, tak, że wprost nie sposób było oderwać od niej wzrok - iskrzyła się na wszystkie strony i rozpraszała światło.
Rozbrzmiała muzyka i wrota otworzyły się na oścież. Zaparło im dech w piersiach. Sklepienie było dzisiaj gwieździstą nocą, nad ich głowami zawieszone były lampiony. Nie było tu jasno, ale wszystko było widać jak na dłoni. Jakby spędzali letnią noc pod gołym niebem. Na stolikach stały świeczki w kształcie dyni, puszczając w górę jasnawy dym. Po bokach stały drzewa z różowymi kwiatami, oplecione lampkami.
Mimo, iż sami przygotowywali te ozdoby, efekt był nawet dla nich zaskakujący. Było romantycznie i magicznie, tak, jak przewidywali, choć przekroczyło to ich najśmielsze wyobrażenia.
Usłyszeli fragment melodii, na który mieli wejść. Po kolei, wirując zapełniali Wielką Salę. Rozbrzmiały oklaski uczniów z innych szkół, reprezentanci byli coraz bardziej rozluźnieni, szczególnie, gdy dyrektor Dumstrangu poprosił profesor McGonnagal do tańca, a Hagrid porwał madame Maxime i zaczęli niezgrabnie poruszać się po parkiecie, który wkrótce zapełnił się coraz większą liczbą osób.
Lily dała okręcić się wokół własnej osi i z uśmiechem wylądowała w jamesowych ramionach. Każde z nich umiało tańczyć, ale Lily nie wiedziała, że Rogacz jest tak świetny. Prowadził ją pewnie, a zarazem delikatnie, swobodnie, a zarazem perfekcyjnie.
Melodia skończyła się i salę wypełniła rockowa muzyka.
- Poświęcisz mi jeszcze jeden taniec? - wydarł się James, podając Lily rękę. Panowała niesamowita wrzawa, uczniowie krzyczeli i klaskali, większość do tego tańczyła.
James wyłowił wzrokiem Amelię, która tańczyła samotnie wśród przyjaciółek. Ich spojrzenia skrzyżowały się, dziewczyna mrugnęła do niego, a on uśmiechnął się tylko przepraszająco. Lily dotknęła dłonią jego policzka i odwróciła w swoją stronę jego twarz.
- Dobrze się bawi - zapewniła, ponad jego ramieniem uśmiechając się do Amelii, która odpowiedziała tym samym.
- Mam nadzieję, a czy rudowłosa piękność również dobrze się bawi?
- James - spojrzała na niego z naganą w oczach, na co on zaśmiał się - bawię się wspaniale.
Spojrzała mu w oczy, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, podszedł do nich Jay wraz z Dorcas.
- Odbijany! - wrzasnął i przepchnął Jamesa. Rozczochraniec przewrócił oczami i chwycił Dor za rękę, kręcąc nią dookoła.
- Jak się bawisz, mała?! - spytał się, nachylając w jej stronę.
- Wspaniale! Jay świetnie tańczy, cieszę się, że z nim poszłam, na prawdę! A ty? - odpowiedziała zarumieniona.
- Dokładnie tak samo. Nauczyłaś się do końca tekstu? - spytał ciszej.
- Owszem. Nie mogę doczekać się naszego numeru specjalnego! Nie denerwuj się na Jaya, że odbił ci teraz Rudą, ja go o to poprosiłam. Okej, nie chcę psuć ci wieczoru, wracaj do Rudej.
Kiwnął głową i wirując pochwycił Lily w objęcia.
- Kapitanii drużyn są niesamowici! Gdzie wyście nauczyli się tak tańczyć!? - wysapała Lily, dając złapać się w talii.
- Czy ja wiem? Imprezy zrobiły swoje. Ale i tak tańczę lepiej od niego! - błysnął huncwockim uśmiechem i podniósł ją w pasie, obrócił się z nią i odstawił na ziemię od razu kręcąc ją w kolejnym piruecie.
Oboje dali się jeszcze zaprosić do tańca z innymi uczniami z zagranicznych szkół. Przez chwilę James oszołomiony był jedną z will, która porwała go do tańca i gdyby nie szybka interwencja Lily, pewnie latałby za nią krok w krok. Wtedy Rudowłosa spojrzała mu w oczy, a on przestał widzieć cokolwiek dookoła.
Impreza rozkręcała się coraz bardziej, wszyscy byli ciągle na parkiecie, nie mieli czasu nawet zjeść. Dopiero około dwudziestej drugiej zgłodniał James, więc poprowadził partnerkę do stołu i ręką dał znak reszcie. Zmieścili się przy stole i wzięli karty do rąk.
- Mmm, mam ochotę na kiełbaski zapiekane w cieście francuskim - mruknęła Dorcas i ogłupiała, gdyż ledwie zdążyła dokończyć to zdanie, na talerzu pojawiła się potrawa.
Przyjaciele śmiejąc się z jej miny poszli za jej przykładem. Wkrótce coraz więcej osób schodziło z parkietu i wymęczeni siadali w grupkach przy pięknie zastawionych stołach.
- Drodzy uczniowie! Cieszę się, że razem z wami mogę świętować dziewięćset dziewięćdziesiątą rocznicę istnienia Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie! - zagrzmiał dyrektor. Salę wypełniły oklaski i gwizdy - Obyśmy mogli jeszcze wiele razy przeżywać to święto! - zawiesił na chwilę głos - Życzę wam miłego święta Haloween!
Panował gwar rozmów, pisków i mlaskania, ale nikomu to nie przeszkadzało. Hogwartczycy siedzieli wraz z uczniami z Durmstrangu bądź z Beubaxtons, i odwrotnie, niekiedy wszyscy razem. Najbardziej rozchwytywaną dziewczyną była Rachel  i tańczyła chyba ze wszystkimi chłopakami obecnymi na sali. Spetryfikowane Mandragory zaczęły grać piosenkę Rolling Stonsów, których Lily i Ann słuchały prawie tak namiętnie jak Beatelsów - You Can't Always Get What You Want - Lily podniosła się z impetem.
- Ann! - krzyknęła i pociągnęła Blondynkę za rękę, ciągnąc ją w stronę parkietu. Zaczęły śpiewać razem z nimi i tańczyć szalenie. James obserwował Lily z uśmiechem na twarzy. Była taka radosna, promienna, aż nie chciało się odrywać od niej wzroku. A co najważniejsze, przyszła z nim!
- James! - zawołała, a on zerwał się z krzesła, ciągnąc za sobą Dorcas. Ta z kolei pociągnęła Jaya, który pociągnął Meggy, która pociągnęła Syriusza. Ten zdążył złapać jeszcze  Ann, która pociągnęła Lunatyka. Stworzyła się kolejka, o której nikt nie pomyślał. Prowadziła Rudowłosa, za nią był James, trzymając ręce na jej talii, dalej ustawili się tak, jak pociągnął ich Szukający. Zabawa spodobała się wszystkim , bowiem wkrótce stoły opustoszały, a stworzyła się gigantyczna tańcząca kolejka, biegnąca na wszystkie strony. Wszystko zmieniło się, gdy poleciała wolna melodia. Lily przystanęła, James także i chwycili się za ręce.
- Pozwolisz? - spytał, a ona zarzuciła mu dłonie na kark i przysunęła się. Czubkiem głowy przylegała do jego brody, a on z radością wtulił twarz w jej pachnące loki. Tańczyli, w zasadzie kołysali się, przytulając. Jak on by chciał, żeby tak było już zawsze! Ale są tylko przyjaciółmi, tylko przyjaciółmi.
Nagle zgasły światła, dla Jamesa był to znak. Wyplątał się z objęć dziewczyny.
- Na chwilę cię zostawię - wyszeptał jej do ucha i puścił jej dłoń. Gdy otworzyła oczy nadal panowała ciemność, ale widziała poruszenie przy i na scenie. Nagle błysły dwa światła białych reflektorów, oświetlających scenę od boków. Pośrodku stał James, trzymając w ręce mikrofon, podobnie jak stojąca obok Dorcas. Zaraz za nimi stał Remus z perkusją, Syriusz z gitarą i Peter z fortepianem. Wybuchła wrzawa, dziewczyny zaczęły piszczeć, widząc Pottera i Blacka na scenie.
- Wierzę, że te osoby będą wiedzieć, że to dla nich - wymruczał James do mikrofonu i mrugnął do Dorcas. Dziewczyna miała na ustach lekko ironiczny uśmiech, gdyż zgodziła się zaśpiewać tą piosenkę zanim rozmawiała z Syriuszem. Popłynęły pierwsze takty piosenki, światła trochę przygasły, ale wciąż oświetlały scenę. Zaczął James.
PIOSENKA, wyłączcie tamtą, koniecznie włączcie tą!

I don't know where I'm at
I'm standing at the back
and I'm tired of waiting...


Nawet nie wiedziała, że on tak śpiewa! Patrzył na nią i tylko na nią. Czasem uśmiechnął się lekko. Melodia była wolna, pary wokoło zaczęły tańczyć, a ona stała pośrodku. Jej oczy wypełniły łzy, śpiewał tak prawdziwie, niemal słyszała w ich głosach ból i tęsknotę. Otarła policzek wierzchem dłoni.

I shot for the sky
I'm stuck on the ground
so why do I try
I know I'm gonna fall down
I thought I could fly
so why did I drown
I'll never know why it's coming down down down


Dorcas puściła oczko Lily, która uśmiechnęła się do niej z pytaniem "jak!?".
Uśmiechnęła się do niego i spojrzała prosto w jego oczy. Patrzył na nią, wiedział, że zrozumiała. Napisał tą piosenkę w szóstej klasie, nie przewidział miejsca dla damskiego wokalu, ale wówczas tekst znalazła Dorcas i zaczęła śpiewać. A śpiewała pięknie, w jej oczach lśniły wtedy łzy. I wiedział wtedy, że ona wie, co on czuje.

Not ready to let go
Cause then I'd never know
What I could be missing

But I'm missing way to much
so when do I give up
what I've been wishing for


Tak bardzo ją lubił, za bardzo! Śpiewał całym sobą, żałował, że nie gra na gitarze, lecz to chciał Syriusz, gdy wyjawił mu pomysł Dumbledora, jednocześnie pokrywający się z jego.
Całym sercem, całą duszą, tylko dla niej.
Tak zwana pokrętna droga do miłości, z każdym dniem, godziną, minutą, sekundą coraz mocniejszej. I złej.

Oh I am going down down down
Can't find another way around
and I don't wanna hear the sound
of losing what I never found


Gdy skończyli, na sali wybuchnęła wrzawa. Nic nikt nie słyszał, wszystkim szumiało w uszach.
- A teraz, hit tego lata w naszym wykonaniu!
Zgasło światło, a gdy zapaliło się z powrotem, James miał na sobie czarne spodnie, białe skarpetki, czarne buty oraz czarną koszulkę. Dorcas miała bardzo obcisłe, również czarne spodnie i bluzkę, tego samego koloru z odkrytymi ramionami.

PIOSENKA, wyłączcie tamtą, włączcie tą!

You'd better shape up, cause I need a man,
and my heart is set on you
You'd better shape up, you'd better understand,
to my heart I must be true


Dorcas śpiewając kusiła. Nie myślała wcale o Jamesie, ani on o niej. Starała się być bardzo seksowna, wiedząc, że patrzy na nią Black.
James za to mógł ujawnić swój talent do tańca. Chodził za Dorcas, śpiewając całym sercem.

You're the one I want 
ooh ooh ooh, honey
The one I want 
ooh ooh ooh, honey
The one I want
ooh ooh ooh, honey
The one I need 
oh yes indeed 


Chyba każdy z nich widział 'Grease'. Nagle wszyscy zaczęli tańczyć tak, jak w filmie. Lily była w parze z Jayjem. Ustawili się w rzędzie, po prawej chłopcy, po lewej dziewczyny. Wymieniali się, skakali, robili piruety i obroty.

If you're filled with affection,
You're too shy to convey
Meditate my direction, 
feel your way


Dorcas, wywijając biodrami, śmiała się perliście i klepiąc Remusa w ramię przebiegła kawałek i wskoczyła na Jamesa. Trzymał ją za biodra, a ona odchylała się do tyłu, wkładając ręce we włosy.

I'd better shape up,
cause you need a man (I need a man)
Who can keep me satisfied
I'd better shape up, if I'm gonna prove
You'd better prove, that my fate is justified


James i Dorcas świetnie się bawili. W końcu, gdy dziewczyna z niego zeskoczyła, zaczęli odstawiać tanieć w parze. Nie trzymali się za ręce, ani nawet nie byli blisko siebie. Mieli swój układ, który właśnie przedstawiali, śpiewając. Złapali się za klamry swoich spodni i ruszali się równo na boki.

Are you sure?
Yes I'm sure down deep inside


Dorcas przy ostatnich słowach piosenki oddaliła się od Jamesa i zaczęła biec. Chłopak przygotował ręce. Szatynka rozpędziła się i z uśmiechem skoczyła. Złapał ją pod boki i podniósł do góry. Wybuchły oklaski, Jay gwizdał. Gwiazdy wieczoru ukłoniły się i zeszły ze sceny.
****
PIOSENKA, wyłączcie tamtą, włączcie tą!

We go together like ramma lamma lamma ka dinga da dinga dong
Remembered forever as shoo-bop sha whada whadda yippidy boom da boom
Chang chang changity chang shoo bop that's the way it should be
Waooo Yeah


- Och, Dorcas, to było świetne! - Lily uściskała przyjaciółkę, która była z powrotem w swojej sukni.
- Dała radę - James poczochrał jej włosy, a ona z oburzeniem dała mu kuksańca w bok.
- W ogóle, pomysł z Grease był genialny, uwielbiam ten film! - Lily uśmiechnęła się rozmarzona.
- Tak, tak. Chodźcie tańczyć, jeszcze tylko dwie godziny! - krzyknął Syriusz i pociągnął Meggy. Dorcas przełknęła ślinę i złapała za rękę Jaya. James ze śmiechem ujął dłoń Lily i pobiegł za przyjaciółmi.
- Nie wiedziałam, że tak wspaniale to wyjdzie. A ta piosenka z Grease była naprawdę genialna!
Uśmiechnął się i obrócił ją dookoła swojej osi.
- Cieszę się, że dobrze się bawiłaś. Nie musiałaś ze mną iść, a jednak - puścił do niej oczko.
- I nawet nie można powiedzieć, że mnie zmusiłeś!
Zaśmiali się zgodnie.
Tak, to był świetny wieczór. Ten na sali i ten później, gdy poszli do dormitorium Huncwotów napić się. By w końcu zasnąć głowa przy głowie, zupełnie jak paczka przyjaciół.
Najlepszych przyjaciół.

We're for each other like womp bop a looma a womp bam boom
Just like my brother is sha na na na na na na na yippity dip da do
Chang chang changity chang shoo bop we'll always be together
Waooo Yeah!



************
Mam nadzieję, że każdy z Was zna dobrze angielski, a jeśli nie, zawsze możecie wejść na tekstowo :

http://www.tekstowo.pl/piosenka,sheryl_crow,if_it_makes_you_happy.html

http://www.tekstowo.pl/piosenka,jason_walker,down.html

http://www.tekstowo.pl/piosenka,john_travolta,your_the_one_that_i_want.html

http://www.tekstowo.pl/piosenka,grease,we_go_together.html


Mam nadzieję, że nie pokręciłam Wam aż tak bardzo tymi piosenkami, wiem, że pewnie niektórzy z Was czytają szybko i nie doszli nawet do połowy piosenki ;)
Wtedy proponuję przestać czytać i wyobrazić sobie to wszystko aż do końca tej piosenki ;))

ALE KONIECZNIE MUSICIE WŁĄCZAĆ PIOSENKI, BY SIĘ WCZUĆ!
A, no i znów muszę podziękować Marcie, bo to ona kazała obejrzeć mi ten film :))
Pozdrawiam,Lilka.

31 października 2013

16.Wiedzą o sobie coraz więcej....to powinno przerażać.

PIOSENKA

Jesteśmy młodzi, kiedy mamy szaleć, jak nie teraz?
To nasz czas, to my rządzimy!
Pijmy, walczmy, kochajmy, jesteśmy młodzi, tylko to się dzisiaj liczy!
A więc dalej!
Nie żałuj, kochaj, popełniaj błędy i ciesz się życiem!
*****
Zaklął i wykreślił linijkę tekstu. Westchnął głęboko i zaciągnął się. Promienie słońca padały na jego twarz, trafiając w oczy, ale on zdawał się tego nie zauważać. Jego głowę rozsadzały nowe teksty i melodia. Obok spoczywała stara gitara, świetna niezmiennie od dwudziestu lat. Na niej zaczął, na niej skończy.
- Nie wiem, na czym stoję, będąc gdzieś na uboczu. Zmęczony ciągłym czekaniem. Czekam tu, w kolejce z nadzieją, że jeszcze znajdę to, co tak ścigam.
Zapisał pośpiesznie słowa. Znów zaciągnął się papierosem i wypuścił małe kółeczka z dymu.
O czym pisał? O czym śpiewał?
Chyba nawet nie wie on sam, gdyż słowa piosenek przychodzą, gdy targają nami emocje, często sprzeczne - ból, szczęście, cierpienie, radość.
*****
Od kilku dni chodził, a w zasadzie snuł się rozdrażniony. Nawet najmniejsza rzecz go denerwowała, nie odzywał się więc wcale, chociaż nie raz zdarzało mu się powiedzieć parę słów więcej. Na szczęście Huncwoci to rozumieli. Pokazał im zaproszenie na pogrzeb Alexa, który miał się odbyć za dwa dni.
"Celując w niebo, utknąłem na ziemi. Dlaczego wciąż próbuję, skoro wiem, że i tak upadnę?"
Inne były dziewczyny, które nie wiedziały co się dzieje. James często nie reagował na ich zaczepki, wołania, ponieważ wyłączał się i zamykał w swoim świecie. A one były coraz bardziej wkurzone i zdezorientowane.
Jak się zachować, jak nie przejmować się tymi oskarżycielskimi spojrzeniami rodziny Alexa?
*
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Nie ma - mruknął cicho, mając nadzieję, że to odgoni natręta. Niestety, drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich głowa Lily.
- Co tu robisz? - spytał, zakładając czarną marynarkę.
- Przyszłam, bo... - zaczęła i usiadła na jego łóżku, obok bukietu pogrzebowych kwiatów - To moja wina, a ty musisz to znosić. Widziałam, co się działo z tobą przez ostatnie dni, dopiero nie dawno odkryłam, co może być tego powodem, rozmawiając z Amelią. Proszę, nie zadręczaj się, nie przeze mnie - odetchnęła.
- Chyba już o tym rozmawialiśmy - warknął.
Wstała i podeszła do niego. Złapała za krawat, wspięła się na palce, sprawnie przekładając mu go przez szyję. Zawiązała prawidłowy supeł i poprawiła koszulę.
- Rozmawialiśmy, ale wciąż czuję się winna. To ja powinnam jechać na ten pogrzeb i błagać matkę Aleca o wybaczenie. Mówiłeś, że gdyby nie ja, nie uratowałbyś reszty. Ale co mi po tym? - jęknęła.
- Lily, nie ma sensu już tego roztrząsać, daj sobie spokój - westchnął James - Nie chce mi się z tobą kłócić, więc po prostu wyjdź - odwrócił się do niej plecami. Odbicie w lustrze zdradzało, co dzieje się za nim. Dziewczyna spuściła głowę, chciała coś powiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Odwróciła się i wolno wyszła. Usłyszał trzask drzwi. Zaklął głośno i potarł twarz rękami.
Drzwi otworzyły się z hukiem i wpadł przez nie Syriusz. Wyglądał, jakby przebiegł co najmniej kilka kilometrów.
- Co jest? - spytał i rzucił się na łóżku. James wzruszył ramionami - Rogacz, już to przerabialiśmy. O, jak wrócisz, to pójdziemy się urżnąć.
I od tego są przyjaciele.
****
Wylądował na dróżce wypełnionej kamieniami. Obejrzał się dokoła i na jednej ze skrzynek pocztowych nazwisko Stylis. Pchnął białą furtkę i ruszył do drzwi. Firanka w oknie poruszyła się lekko i kilka sekund później zza drzwi wyjrzała pulchna i niska kobieta. Uśmiechnęła się smutno i zaczekała, aż do niej dojdzie. Onieśmielony szedł wolno, a gdy doszedł, złapała go z ramię.
- Dziękuję, że jesteś - powiedziała ciepłym głosem - Jestem mamą Alexa, to ja napisałam do ciebie list.
- Ah, tak - wydukał - James Potter.
- Oh, wiem - wzięła go pod rękę i zaprowadziła do domu. Poczuł się jeszcze gorzej, wkraczając do domu pełnego ludzi w żałobie.
Przez niego.
****
Uroczystość była długa. James był najdalej, zostawiając miejsce rodzinie Alexa. Opierał się o pień drzewa i patrzył, jak kobiety szlochają, panowie dzielnie je przytrzymują, a dzieci siedzą cicho, bawiąc się źdźbłami trawy, nieświadome niczego. Czasami spoglądał też na Amelię, która przyszła ze swoją mamą.
Matka Alexa rzucała mu co jakiś czas zatroskane spojrzenia, ale on nie mógł wtedy spojrzeć w jej oczy.
- Uczcijmy jego pamięć minutą ciszy - zabrzmiał spokojny głos księdza.
Opuścił głowę i zamknął oczy. Wszelkie myśli odpłynęły, zostały tylko gorzkie słowa obijające się o czaszkę:
" Przepraszam, wybacz mi, to moja wina, tak bardzo cię przepraszam ".
*
Nie został na stypie, nie chciał patrzeć na twarze tych ludzi. Zamiast tego siedział na drewnianym mostku i palił papierosa. Czy przesadzał? Nie sądzę...co wy byście zrobili w takiej sytuacji?
Rzeczka oddalona była jakiś kilometr od domu Alexa. Świstoklik miał za jakieś pół godziny. Pół godziny i witaj świecie, gdzie jedna sprawa została zamknięta, lecz jej konsekwencje pozostaną na zawsze.
****
Włóczył się pustymi już korytarzami, wbijając ręce w kieszenie. Nagle zza zakrętu wyszedł Syriusz. Nie, on nie wyszedł - on wystrzelił, łapiąc Pottera za rękaw. Zdziwiony pobiegł za przyjacielem. W pół minuty dobiegli do Pokoju Życzeń.
- Pośpiesz się! - Syriusz pchnął go w stronę ściany.
"Potrzebuję dobrego baru, potrzebuję dobrego baru, potrzebuję dobrego baru"
Pojawiły się drzwi, które od razu otworzyły się przed nimi. Łapa, najwyraźniej coś słysząc, wepchnął się przed Jamesa. Coraz bardziej zdezorientowany wszedł za nim i zamknął drzwi. Ucieszony widokiem ruszył do baru, wyciągając dwie zakurzone butelki Ognistej Whiskey. Nie bawił się w nalewanie do szklanek, tylko odkorkował butelkę i pociągnął sporego łyka z gwinta. Przyjemnie zapiekło go gardło.
- A więc, co wystraszyło naszego Syriusza Blacka? - spytał, siadając na wysokim stołku.
- Metr sześćdziesiąt czystego zła, pięćdziesiąt kilo szaleństwa plus pięć kilo tapety - wzdrygnął się - Dwoma słowy, Jessica Kuterner. Jest z  Ravenclawu, klasa szósta.
James zarechotał.
- Pierwszy raz słyszę, że uciekasz przed dziewczyną. Na pewno wszystko z tobą okej?
Syriusz spojrzał na niego, jak na stare mięso hipogryfa.
- Ze mną jest jak najbardziej w porządku. Ta dziewczyna jest nienormalna! Wczoraj, gadałem sobie z niczego sobie Ślizgonkami, kiedy ta wpadła między nas i władowała mi swój stanik pod koszulę! - Syriusz opowiadał to z przejęciem, co jakiś czas pociągając z butelki. Za to James świetnie się bawił.
- Nie wierzę, nie cieszysz się z takiego seksownego prezentu? - powstrzymywał śmiech.
- Rogacz! To.nie.jest.śmieszne!
- Ale absolutnie! - Potter pokręcił głową - I co zamierzasz zrobić z tym fantem?
- Nie mam pojęcia! - jęknął Syriusz.
- Chyba ją kojarzę. Rzeczywiście jest aż taka zła?
- Stary, ona jest gorsze od czterech Evans! I trzymaj się mocno...organizuje zlot fanek Jamesa Pottera i Syriusza Blacka!
James wypluł to, co miał w buzi, a jego oczy przypominały spodki.
- Eee...- wydukał, po czym wybuchnął śmiechem - No bez jaj!
- I, poprosiła mnie, żebym namówił ciebie do zaśpiewania! Rozumiesz? Ona chce, żebyśmy tam byli, mało tego! Jeszcze mamy wystąpić!
Zapadła kilkuminutowa, wcale nie niezręczna cisza.
- A już lepiej? - spytał Łapa.
- Tak - odpowiedział James, patrząc w okno - Zdecydowanie lepiej. Chciałbym przestać o tym myśleć, by wspaniale bawić się, patrząc, jak dziewczyny próbują być rozrywkowe - uśmiechnął się.
- O tak, to może być bardzo interesujące. Wiesz, może ich nie doceniamy? Właśnie podobne te najcichsze są najgorsze.
- Pomyślmy.... Evans plus alkohol, plus dobra zabawa? Nie sądzę - spojrzał na Syriusza ze zwątpieniem.
- Tak, chyba masz rację. Ale znów przytoczę tu cytat mojego zacnego, normalnego wujka, a mianowicie, że te ciche w dzień są głośne w nocy - zarechotał.
- Uwierzę jak usłyszę - mrugnął do Łapy.
Syriusz podniósł butelkę.
- Bracie, za te gówniane czasy, byśmy je przeżyli.
****
Do ich dormitorium ktoś zapukał. James niechętnie wstał i otworzył drzwi. Przed nim stał Mark, jeden z szóstorocznych Gryfonów.
- Hej! Z pozdrowieniami od Lily Evans i Dorcas Meadowes - wręczył Potterowi cztery podłużne kartoniki.
- Czy to bilety na Spetryfikowane Mandragory!?
- Podejrzewam, że sami traficie do Hogsmeade?
Huncwoci i Frank spojrzeli na niego jak na głupka.
- Same bilety to chyba mało, żeby ans przekonać - mruknął Remus.
- No raczej - zgodził się James - Zbieramy się.
****
Gdy weszli do Trzech Mioteł, powitały ich krzyki, ciasnota, śmiechy i zapach piwa kremowego. Wszyscy prócz Petera, górując wzrostem ponad innych wyhaczyli w tłumie dziewczyny. W najlepsze siedziały sobie przy barze i właśnie stukały się kieliszkami.
- Idziemy do nich - zadecydował Syriusz.
- Czekaj - James wyciągnął rękę, zatrzymując resztę - Ile widzisz tam kieliszków? Powinno być pięć, a jest dziewięć.
- O cholera! - Remus otworzył oczy - Siedzą ze Spetryfikowanymi Mandragorami!
Zanim zdążyli podejść, czterech wysokich chłopaków, w czarnych, skórzanych kurtkach wyszło na scenę i podeszło do instrumentów.
- Piosenkę dedykujemy pięciu pięknym paniom, z którymi wspaniale się pije! - mrugnął do dziewczyn, a chłopacy przyśpieszyli kroku.

PIOSENKA wyłączcie tamtą, włączcie tą <---

- Witam - powiedział Syriusz, siadając obok nich.
- O, dostaliście bilety! Bawcie się dobrze! - powiedziała Lily. Pociągnęła Dorcas i Rachel za ręce i zaczęły skakać do rytmu muzyki. Po chwili dołączyły do nich Ann i Alicja, patrząc niepewnie na swoich chłopaków.
Chłopcy obserwowali je, ale nie był to podziw - nie byli przekonani, o nie. No bo jaką sztuką było zdobycie kilku biletów i tańczenie?
W jednej chwili Rachel zrobiła coś nieprzewidywalnego. Ignorując roześmiane dziecwzyny, ściągnęła stanik i rzuciła na scenę. Kilka fanek zrobiło to samo.
Chłopcy spojrzeli na nią z otwartymi buziami. A dziewczyny nie przejmując się nimi, ocierały się o siebie, tańczyły coraz odważniej, coraz głośniej się śmiejąc. Miały w tym swój cel, to na pewno.
W pewnym momencie do dziewczyn podeszli jacyś chłopacy z szóstego rocznika Ravenclawu. Wszystkie, co do jednej, złapały ich za ręce i zaczęły z nimi tańczyć. Nie tak wyzywająco, ale dwoje z panów już miało czerwone policzki. Pozostała część zamówiła po kieliszku Ognistej.Tupali stopami do rytmu, James nawet zaczął po cichu śpiewać. Syriusz spojrzał na niego z uśmiechem.
- Śpiewasz lepiej od niego, kochanie - posłał mu całusa w powietrzu. Panowie wybuchnęli śmiechem, a Potter teatralnie zasłonił twarz rękami.
- A teraz zapraszamy na scenę nasze urocze koleżanki, które zgodziły się z nami zaśpiewać, gdy wygraliśmy zakład.
Chłopcy zwrócili twarze w stronę sceny, gdzie każdy z zespołu podawał rękę innej z dziewczyn. Obecni w sali zaczęli wrzeszczeć i klaskać, niektórzy gwizdali.

PIOSENKA wyłączcie tamtą, włączcie tą <----

Dziewczyny świetnie się bawiły. Lily i Dorcas były głównymi wokalistkami, śpiewały raz jedna, raz druga. Miały bardzo podobne do siebie głosy. Alicja, Ann i Rachel były w chórkach, gdyż wszystkie trzy nie lubiły śpiewać, mimo, iż nie fałszowały.
Mężczyźni będący pod sceną klaskali, wrzeszczeli, panie patrzyły z zazdrością na dziewczyny.
Cały bar trzeszczał, od mocy skakania ludzi. Było duszno, głośno, ciasno.
Huncwoci i Frank nigdy nie pomyśleliby, że dziewczyny wytrzymają w takim miejscu. Na szkolnych potańcówkach owszem, tańczyły, ale nie wyglądało to tak, jak teraz. James już prawie zapomniał o wcześniejszych wydarzeniach, patrzył na scenę i uśmiechał się. Nie obchodziło go w tej chwili to, że był na pogrzebie, patrzył, jak Amelia bawi się w tłumie.
I dobrze, pomyślał, Ona ma gorzej.
- Ale mamo, jestem zakochana w przestępcy!
- Taa, jasne - Syriusz parsknął śmiechem - Jakby Dorcas była zakochana w przestępcy, to byłby koniec świata. To tak, jakby była zakochana w którymś z nas.
Dziewczyny z tyłu objęły się i skakały po scenie. Chłopcy z zespołu grali im do ostatniej nuty, śmiejąc się i śpiewając męskie partie, które w sumie były tylko chórkami.
- Mamo, proszę nie płacz, ze mną będzie dobrze. Cały rozsądek na bok, nie mogę zaprzeczyć. Kocham tego gościa!
Salę wypełniły wiwaty, gdy zeszły ze sceny. Niektórzy wołali 'bis'! Ale one podeszły już do baru, by czegoś się napić.
- No, no, no. Nie wiedziałem, że umiesz śpiewać, Rudzielcu - Black spojrzał na Lily zaczepnie.
- No widzisz, okazało się, że śpiewam lepiej od ciebie - odpowiedziała z uroczym uśmiechem.
Syriusz wyglądał na zbitego tropu, a reszta zabuczała.
-  A TERAZ OSTATNI UTWÓR DLA WSZYSTKICH NA TEJ SALI!

PIOSENKA wyłączcie tamtą, włączcie tą i zostawcie do końca <----

Dorcas wzięła trzy butelki spod baru, gdy barman nie patrzył. Biorąc za ręce resztę dziewczyn, przy akompaniamencie piosenki, chciały wyjść z baru, ale przedtem przewinęły się przez tłum, kręcąc biodrami na wszystkie strony. Wszystkim szumiało już lekko w głowach.
- JESTEŚMY MŁODZI, JESTEŚMY MŁODZI, PIJEMY, WALCZYMY I KOCHAMY TYLKO DLATEGO, ŻE JESTEŚMY NAWALENI!
- Hej! - ktoś krzyknął grubym głosem. Dziewczyny obejrzały się za siebie. To barman wyszedł zza baru, i patrzył prosto na nie. Ann zaśmiała się radośnie wraz z Alicją i pomachały mu. Za to barmanowi nie było do śmiechu. Był rozjuszony.
Chłopcy patrzyli na to z zaciekawieniem, gotowi zawsze stanąć w obronie dziewczyn, ale póki co, obserwowali rozwój wypadków.
Barman powiedział coś do dwóch osiłków, stojących przy scenie. Dziewczyny spojrzały na siebie z przerażeniem, gdy barman wskazał palcem na nie. Ochroniarze zaczęli się przeciskać przez tłum, gdy dziewczyny zaczęły biec. Wyleciały z baru, widząc kątem oka, jak dwóch osiłków właśnie wydostało się z tłumu i zaczęło za nimi biec. Lily ze śmiechem przyśpieszyła, a za nią reszta dziewczyn. Za całą grupką biegli chłopacy. Już, gdy prawie wydawało się, że dziewczyny przegrają z umięśnionymi mężczyznami, te wystrzeliły do przodu. Huncwotom i Frankowi aż chciało się przetrzeć oczy.
A w barze wciąż brzmiały słowa piosenki.
- UCIEKAMY I NIGDY NAS NIE DOGONISZ, JESTEŚMY MŁODZI, JESTEŚMY MŁODZI, JESTEŚMY MŁODZI, I NIGDY NAS NIE DOGONISZ, JESTEŚMY MŁODZI!
****
Chłopcy znaleźli je, gdy wracali już normalnym tempem do zamku. Siedziały przy drzewie, wokół nich walały się puste butelki po Ognistej Whiskey.
- Witam, drogie panie - powiedział głośno James.
- Czego chcecie? - spytała Dorcas, chichocząc.
- Możemy usiąść z wami? - spytał Łapa.
- I tak zrobisz co chcesz - odpowiedziała mu Meadowes - Ty zawsze robisz to, co chcesz.
Chłopcy spojrzeli po sobie rozbawieni.
- Wszyscy robicie to co chcecie, nie martwicie się o konsekwencje, ani o reputację. Jesteście sławni w szkole, możecie robić to co chcecie, bo was kochają. Ale my już nie, dbamy o naukę, chcemy jak najlepiej skończyć szkołę. Nie wszyscy mają takie szczęście jak wy. Staramy się o reputację latami, wy osiągacie to po jednym kawale. I tak to już jest. Mówiąc nam, że jesteśmy nudne, spójrzcie na innych. To wy jesteście ponad normą, nie my poniżej niej.
Zapadła cisza. Wszystkie umysły, nawet te zaćmienione teraz, wiedziały, że Dorcas ma rację.
Nagle Lily zaczęła chichotać. James pokręcił głową.
- Nie mogę wstać - Lily wybuchnęła śmiechem - Zimno mi.
Remus spojrzał na zegarek.
- Już późno - oznajmił.
Po chwili zastanowienia Szukający wstał i złapał Rudowłosą. Dźwignął ją i zarzucił sobie na plecy.
- Nie! James, ty chcesz zrobić jej coś złegooo! - wydarła się Alicja, ale zaraz zamilkła, wzięta przez Franka.
- Ja jestem trzeźwa, dziękuję bardzo - oświadczyła Rachel i chwiejnie podążyła za chłopakami - Nie pozwolę, by mnie macali, co to, to nie. I koniec kropka, przecież oni chcą tyyylko jedneeeego! I taaka jest właśnie prawda! Ja się nie dam! Bo mnie żywcem nie weźmiecieee! Ha! Ha! Ha! Nigdy, powiadam wam! Nigdy, nigdy, nigdy, nigdy nigdy!
Syriusz wywrócił oczami i pochwycił Dorcas. "Zarzucił" ją sobie na plecy i ruszył. Była lekka, ledwie czuł, że ją trzyma.
- Uuu, Syriuszek! Jestem kaflem, złapałeś mnie! Ale jaja! - zaśmiała mu się do ucha. Na chwilę zapadła cisza - Czemu ty mnie nie kochasz, Łapciu? Ja cię tak kocham, a ty mnie nie!
Zamurowało go na chwilę, nie odezwał się słowem. Na pewno żartowała, przecież była pijana.
- Rachel kochasz, Jamesa kochasz, wszystkich kochasz tylkoooo nieeeee mnieeeeee!
- Kocham Cię Dorcas, tylko bądź już cicho, okej? - powiedział. Ucho już go bolało od jej wrzasków.
- JEST! Syriusz mnie kochaaa! Lilyy! Słyszałaś? Black mnie kochaaaa!
- Dorcas, wspaniale! Ja będę chrzestną waszych dzieci, okej? Będę im robić kocyki na drutach! Jamesik, pomożesz mi, okej? - spytała poważnie.
James zaśmiał się.
- Dobrze, Lily, zrobimy im nawet poduszeczki, okej? - obiecał, klepiąc ją po plecach.
- Doruś, słyszałaś!? Będziesz miała poduszki i kocyki dla dzieci! Będą miały czarne włosy, a zamiast płakać, będą szczekać, tak jak Syriusz!
Chłopacy wybuchnęli śmiechem, a Black zrobił zdziwioną minę.
- Nie dziw się tak, Black. Zawsze, jak się śmiejesz, mamy wrażenie, że odzywa się wtedy twoja prawdziwa natura - wytłumaczyła Ann - Powinieneś być psem.
- Zdecydowanie - powiedziały wszystkie równo.
Chłopacy już nie mogli ze śmiechu, a Syriusz był coraz bardziej zdezorientowany.
- Moje panie, teraz bądźcie trochę ciszej - poprosił Frank, klepiąc Alicję w pupę.
- Ale dostaniemy kolorowy kisiel? - spytała Rachel, wchodząc w ścianę.
- Że co? Znaczy, jasne!
Do końca podróży były cicho, tylko czasem chichotały. James jedną ręką trzymał Lily, w drugiej trzymał Mapę Huncwotów.
- McGonnagal jest na drugim piętrze, Filch na drugim. Na szczęście dzisiaj patrol mają Puchoni, nie wsypią nas. Są na czwartym.
Gdy Dorcas dla zabawy pociągnęła za sobą zbroję, chłopcy zaczęli biec.
- Świetnie! McGonnagal tu idzie! Nie, on biegnie! - przez chwilę patrzył, jak kropka profesor porusza się szybko po Mapie, ale Syriusz pociągnął go za rękaw. Wbiegli w dziurę pod portretem.
- Syriusz, szybko!
Patrzył, jak Black odblokowywuje schody, a gdy tylko to zrobił, wbiegł na samą górę i otworzył drzwi. Czym prędzej położył Lily na jej łóżko, potykając się w między czasie o suszarkę, leżącą na ziemi. Pozostali pojawili się w pokoju. Peter pootwierał okna, by nie czuć zapachu alkoholu, Remus wyczarował silnie pachnące kwiatki i położył je na biurku.
- Jak teraz przez... ile czasu dajemy jej na dobiegnięcie z szóstego piętra?
- Pięć minut - odpowiedział Syriusz, a reszta parsknęła śmiechem.
- ...piętnaście minut będziecie cicho, przyniesiemy wam tęczowy kisiel, okej?
Pokiwały potulnie głowami i dały nakryć się kołdrami. Chłopcy wybiegli z dormitorium dziewcząt, słysząc, jak otwiera się dziura pod portretem. Nie wiele myśląc otworzyli tajemne przejście i wślizgnęli się przez nie. Peter, na końcu, wciągnął brzuch i wcisnął się w szczelinę. Pojawiła się z powrotem ściana. Chłopcy siedzieli w tajemnym przejściu. Ciasny był przy wejściach, w środku było jak w mały pokoju. Na ziemi leżały poduchy, chłopcy mieli tam swój barek, nie wiadomo dlaczego. Ogólnie na ziemi leżały jakieś papierki, kartki, czyli jednym słowem był syf, tak, jak wszędzie, gdzie są Huncwoci.
Peter nadal tkwił w przejściu, więc James podszedł do jego tylnej części ciała i złapał go za kostki. Zaczął ciągnąć z całej siły. Glizdogon jęknął.
- Trzeba było nie jeść tyle na kolację, teraz jest problem - westchnął Syriusz, ale został zgromiony wzrokiem przez Remusa. Black wymamrotał bezgłośnie "no co?!".
Usłyszeli, jak czyjeś pantofle stukają po schodach. Odetchnęli z ulgą.
- Glizdek, jak tylko wyjdziesz, idziesz z Lunatykiem do kuchni. Weźmiecie Mapę, my zajmiemy się dziewczynami.
****
- Jaaames! Gdzie mój kisieeeeel!?
****
BACH!
Resztki papierosa spadły na podłogę, rozwaloną, zaśmieconą.
Przeznaczenie weszło na dobry tor.
Pamiętacie może mocno rozwalony pokój?
Było tam mocno rozwalone biurko, na którym leżał mocno rozwalony zeszyt.
Właśnie z tego zeszytu wyleciała kartka, przez mocno rozwalone okno.


26 sierpnia 2013

15. Nie był zbyt subtelny. Ona też nie była idealna. Nikt nie jest. Taka jest prawda.

MUZYKA ! <3


Kiedy wracali do zamku, było już bardzo późno. Dawno panowała cisza nocna, słyszeli sapanie Filcha piętro niżej, lecz nie przejmowali się tym - zawsze mogli powiedzieć mu, że są na warcie. Po części byłoby to racją, gdyż zaglądali w każdą klasę, którą mijali.
Kiedy zaszli do Pokoju Wspólnego, kominek palił się wesoło, a na fotelu przed nim siedziała skulona dziewczyna.
- O, Dorcas, nie śpisz? - James podszedł do niej i usiadł na dywaniku blisko trzaskającego ognia.
- Jak widać. Nie mogłam zasnąć, Lily też jeszcze nie śpi, ale nie chce się jej zejść. Powtarza Transmutację - wywróciła oczami.
- Ta to ma pomysły, żeby na noc zakuwać - Syriusz wzniósł oczy do sufitu.
- Jest milion zajęć na wieczór, a ona się uczy. No nic, mi się chcę spać, jutro trening i ten głupi test z Obrony - westchnął James i dźwignął się z podłogi, by szybkim krokiem pokonać odległość dzielącą go od dormitorium.
Syriusz po chwili wahania capnął na kanapie, kładąc głowę na zagłówku. Przyjrzał się dziewczynie. Nie miała makijażu, ale jej cera i tak była nieskazitelnie czysta. Nie lubił wypaćkanych dziewczyn, co to, to nie, chociaż nie raz zdarzały mu się dziewczyny, które przesadziły z tuszem bądź szminką. Dorcas tego nie potrzebowała, mogła jedynie podkreślić gęste rzęsy. Włosy też miała w sumie ładne, nie za długie, nie za krótkie, w sam raz. Była szczupła, miała ładną pupę, nie była płaska. Jako jedna z niewielu dziewczyn grała w quidditcha, umiała żartować.
Ideał, przemknęło mu przez głowę, lecz zaraz się zganił za takie myślenie. Przecież to była tylko kumpela.
- Gapisz się - usłyszał jej dźwięczny głos.
- Wcale nie - odpowiedział szybko, podnosząc jedną brew do góry.
Uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Czemu grasz w quidditcha? - spytał nagle, patrząc na nią uważnie. Zarumieniła się lekko od siły tego spojrzenia.
- Lubię to. Zresztą, każdy mój brat był w drużynie, nie chciałam być gorsza. No i, kocham latać na miotle.
- Masz braci?
- Trzech. Mówię ci, w domu to jakieś piekło, z jedzenia zawsze zostawały mi resztki - zaśmiała się na wspomnienie dawnych lat.
- Podejrzewam. Ale żeby taka mała diablica jak ty nie dawała sobie rady?
- Ej! Byli trzy razy więksi i silniejsi! A ty, czemu grasz w quidditcha? - spytała, by utrzymać temat.
- To mój sposób na wyładowanie złości - przyznał niechętnie. Nie lubił o tym mówić.
- Od dwóch lat, nie? Bo z tego, co mi wiadomo, jeszcze niedawno inaczej spożytkowałeś swoją złość - popatrzyła na niego przenikliwie.
- Stare dzieje, ludzie się zmieniają. W każdym razie robię to też dla Rogacza.
- Tak, jest maniakiem na punkcie quidditcha. Zawsze w lato gdy się nudziłam, szłam do niego, a pani Potter za każdym razem odprawiała mnie na polanę za domem, gdzie latał na miotle.
- Długo się znacie? - zainteresował się Syriusz, podkładając rękę pod głowę. Dorcas przez chwilę nie odpowiadała, patrząc na wyraźnie zarysowany biceps.
- Od zawsze, mieszkamy obok siebie - powiedziała wreszcie. Była zaskoczona, że tak długo z nim rozmawia i powstrzymuje swoje zdradzieckie policzki. Na pewno były już różowe, oj tak.
- Od dawna jeżdżę do niego na święta i na wakacje, ale rzadko cię widziałem - spojrzał na nią pytająco.
Cholera! Miała mu powiedzieć, że się go wstydziła!?
- Bo zaczęły przyjeżdżać do mnie dziewczyny i wyjeżdżam częściej za granicę.
Uf, chyba brzmiało przekonywująco, pogratulowała sobie w myślach.
- Tak, pewnie tak - uśmiechnął się zawadiacko. Wiedział, że coś tu nie pasuje, ale miał ochoty tego roztrząsać, by jej nie zawstydzać jeszcze bardziej - Zawsze wiedziałaś, że ją kocha, nie? - spytał cicho. Po części czuł się urażony, że on tego nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę, że to była jego wina - nie interesował się tym uczuciem, nie myślał, że jego przyjaciel może kogoś kochać, bo i on nigdy nie kochał.
- Na początku podchodziłam do tego z dystansem, w końcu byliśmy mali, ale od niedawna przekonałam się, że to było całkowicie szczere uczucie. Tak na prawdę żal mi go, tyle wycierpiał, choć sam nie był zbyt subtelny - uśmiechnęła się na wspomnienie podchodów Jamesa.

Retrospekcja

- Evaaaaaaaaaaaaaaaans! - już z dala widziały pędzącego Gryfona.
- Och, nie, tylko nie on - jęknęła Rudowłosa. Dorcas zachichotała.
- Witam, drogie panie! Evans, umówisz się ze mną? - spytał, opierając się nonszalancko o ścianę.
- Pomyślmy...nie! - krzyknęła i odwróciła się.
- I tak wiem, że mnie kochasz, kochanie! - wydarł się na cały korytarz. Wszystkie głowy zwróciły się ku nim.
- Nie jestem twoim kochaniem! - krzyknęła.
- O, nie zaprzeczyłaś, że mnie kochasz! - uśmiechnął się szeroko.
Wściekła Gryfonka nadepnęła mu z całej siły na nogę. Jęknął teatralnie, prawie nic nie poczuł.
- Spadaj, Potter! - odwróciła się napięcie i odeszła szybkim krokiem.
-Też cię kocham!

Koniec retrospekcji


- No tak, zbytnio delikatny nie był, ale chyba ja go do tego zachęcałem - przyznał zawstydzony - Nie wiedziałem, że on ją kocha, nie mieściło mi się to w głowie. Dopiero dzisiejszego wieczoru wyznał mi to całkowicie. Zresztą - uśmiechnął się - my nie gadamy o takich rzeczach, to zbyt babskie.
- Hej! - rzuciła go poduszką. Oburzony oddał jej, trafiając w twarz.
- O nie! Tego ci nie wybaczę! - krzyknęła i rzuciła się na niego. Była leciutka i nie dość silna, by go przycisnąć tak, by chociaż go zabolało, ale i tak okładała go poduszką tak mocno, jak mogła. Śmiał się wesoło z jej wysiłków. Chwycił ją za nadgarstki i przewrócił na plecy, lecz nie przewidział, że kanapa jest taka wąska, więc poleciał na ziemię, ciągnąc ją za sobą. Wylądowała twarzą w dywanie obok jego głowy. Do jego nozdrzy uderzył jej słodki zapach i na chwilę go zamroczył. Dorcas wciąż była roześmiana, on też wygiął usta w uśmiechu. Zeszła z niego zarumieniona i obciągnęła koszulkę.
- Idę spać. Dobranoc, Syriuszu - podała mu rękę, by wstał. Przyjął pomoc i stanął na własnych nogach.
- Tak, dobranoc, Dor - poczochrał jej grzywkę i patrzył, jak odchodzi do swojego dormitorium.
Odchrząknął i powłóczył nogami do siebie.
****
- Jak zapewne doskonale wiecie, za parę miesięcy czekają na was najważniejsze egzaminy w waszym życiu. Owutemy dadzą wam nową przyszłość, jeśli tylko postaracie się i napiszecie najlepiej, jak tylko umiecie.
Wpatrywali się w profesor McGonnagal obojętnym wzrokiem. Powtarzała im to dość często, więc jej teksty znali na pamięć.
- Tym bardziej dziwią mnie wasze oceny z wypracowań. Zrozumcie, one są tylko i wyłącznie dla was! Czytam oceny - sięgnęła po stos papierów - Evans, wybitny. Lupin, wybitny. Longbbotom, wybitny, brawo. Parker, nędzny. Meadowes, powyżej oczekiwań, jestem pewna, że stać cię na więcej. Rasbon, wybitny, jestem mile zaskoczona. Adams, powyżej oczekiwań. Potter, powyżej oczekiwań, mogło być lepiej. Black, powyżej oczekiwań, muszę powiedzieć, że jestem z was zadowolona. Pettigrew, zadowalający, weź się w garść. Reszta z was nie zasługuje na żaden komentarz, co do jednego macie nędzny. Na następną lekcję przyniesiecie wypracowanie na temat zaklęcia Feraverto, skutki, ruch ręką i tak dalej. Od dzisiaj codziennie będę wam zadawać nowe prace, może to was czegoś nauczy.
Po skończonej lekcji z ulgą wyszli z klasy.
- Nieźle się wpieniła, kiedyś jej żyłka pęknie. Uwielbiam wtedy na nią patrzeć, robi się cała czerwona i ręce jej drżą - James zarechotał, a Łapa ochoczo mu zawtórował.
- Ciekawe, czy dożyje moich dzieci, chciałbym to zobaczyć - Syriusz zamyślił się - Ile  ona ma tak właściwie lat?
- To chyba nie jest twój interes, Black - usłyszeli głos profesorki za plecami.
Odwrócili się, z niewinnymi uśmiechami.
- A mnie to interesuje. Jestem pewien, że profesor jest tak młoda, że będzie uczyc nawet dzieci moich dzieci - przyznał James poważnie.
- Oby nie! - burknęła McGonnagal i odeszła szybkim krokiem. Syriusz zaśmiał się i przybił przyjacielowi piątkę.
- Jesteście okropni - fuknęła Lily.
- No cóż, ty tak uważasz. To był tylko niewinny żarcik - puścił do niej oko, a on pokręciła głową i odwróciła ją. W jej pamięci wciąż królował krótki całus z wczoraj. Była na niego wściekła, ale na siebie także. Nic nie zrobiła, nawet nie krzyknęła. To nie był nie miły pocałunek. O zgrozo!
- Musicie rozprawiać o tym teraz? Głodny jestem - mruknął Remus i przepchnął się przez nich.
- A temu co? - spytała zdziwiona Dorcas. Huncwoci i Ann wymienili spojrzenia.
- Trochę się rano pokłóciliśmy - skłamała Adams i ruszyła za swoim chłopakiem.
Dziewczyny wzruszyły ramionami i podążyły śladami przyjaciółki.
- Pełnia za dwa dni, trzeba wymyślić gdzie tym razem - szepnął James. Reszta pokiwała zgodnie głową.
Na obiedzie panowała cisza, ponieważ od kilku minut na podeście stał Dumbledor i czekał cierpliwie, aż wszyscy uczniowie zajmą miejsca. Gdy Wielka Sala zapełniła się całkowicie, dyrektor przemówił:
- Chciałbym ogłosić, iż odbędzie się Bal Hallowenowy - salę wypełniły pomruki aprobaty - Nie będzie to jednak zwykły bal. Odbędzie się nie tylko z okazji  Święta Duchów, ale i dziewięćset dziewięćdziesiątej rocznicy istnienia Hogwartu. Co więcej, mają odwiedzić nas takie szkoły, jak Durmstrang oraz Beuxbatons ! - teraz salę wypełniły oklaski i głośne wiwaty, szczególnie ze strony męskiej części szkoły, która ucieszyła się na wieść o pięknych willach - Bal rozpoczną reprezentanci szkoły, wybiorę sobie kilku i poinformuję ich o godzinach lekcji tańca. Więcej szczegółów pojawi się wkrótce. Smacznego!
Podniecone szepty nie cichły, słychać było jedynie do tego mlaskanie. Każdy miał teraz dużo do powiedzenia. Panie cieszyły się na przystojnych wychowanków Durmstrangu, a panowie na urocze panienki z Francji.
***
- O, hej, Syriuszu - Dorcas uśmiechnęła się ładnie. Już chciała coś dodać, gdy podeszła do nich wysoka blondynka, ładna, zadbana.
I biuściasta, dodała w myślach Dorcas.
- O, Syriusz, szukałam cię! Wiem, że to głupio, jak prosi dziewczyna, ale poszedłbyś ze mną na bal? - usta dziewczyny wygięły się w uroczym uśmiechu.
- Z wielką przyjemnością, Meggy - mrugnął do dziewczyny, a ta odeszła zadowolona.
- Ah, no tak - mruknęła Dor.
- Dorcas? Chyba nie myślałaś, że pójdę z tobą na bal, prawda? Jesteśmy tylko przyjaciółmi - powiedział zdziwiony reakcją dziewczyny Syriusz.
- Co? Oh, nie, nie o to mi chodziło. Chciałam spytać, co myślisz o Jayu Nortonie? - spytała szybko, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.
- To kapitan Huffelpufu, nie? - odpowiedział pytaniem.
- Tak.
- Nie lubię go, dziwny jest.
- Och, no tak - uśmiechnęła się i pokiwała głową- Jak mogłeś pomyśleć, że chcę iść na bal z tobą? Tylko kumple, czyż nie? - ironia kipiała z tego zdania, lecz Syriusz chyba jej nie zauważył. Odeszła od niego i wyszukała w tłumie Hogwartczyków jasną czuprynę.
- Yay!
- O, Dorcas! Co jest? - szatyn uśmiechnął się. Był przystojny i wysportowany. Stanęli lekko  na uboczu korytarza.
- Z przyjemnością pójdę z tobą na bal - powiedziała z uśmiechem.
- Cudownie!
- Muszę teraz pędzić na Eliksiry, ale spotkamy się jeszcze - pocałowała go lekko w policzek i pobiegła w stronę lochów.
****
- Macie jeszcze czterdzieści pięć minut na uwarzenie Wywaru Żywej Śmierci. Jest to kolejna powtórka, więc mam nadzieję, że przynajmniej trzy czwarte klasy uważy eliksir poprawnie - Slughorn omiótł wzrokiem całą salę i odwrócił się do biurka.
- Hej, Dor, pewnie idziesz na bal z Samem, nie? - spytała cicho Rudowłosa, nachylając sie do przyjaciółki. Machinalnie wrzucała składniki do kociołka.
- Nie mówiłam ci? Zerwałam z nim jakieś cztery dni temu. Słyszałam, jak Mandy Mandors chwali się, że ma z nim randkę. Nie zaprzeczył, więc skąd mogę wiedzieć, że to nie któryś raz z kolei? - westchnęła cicho - Idę z Jayem Nortonem - powiedziała głośniej.
- Ooo, to ten przystojny kapitan Huffelpufu? - spytała Lily, uśmiechając się.
- Dokładnie ten. Poprosił mnie od razu po przemowie Dumbledora. Jest miły, przystojny, więc czemu nie? - przybiły piątki i zajęły się swoimi kociołkami.
Pół godziny później profesor przemierzał przez klasę, zaglądając do wszystkich kociołków. Przy niektórych krzywił się, a przy innych mrugał z zadowoleniem.
- Dobrze, a więc proszę przynieść na moje biurko fiolki z próbkami. Koniec zajęć!
Dziewczyny z ulgą oddały fiolki i wybiegły z lochów. Uderzyło ich  powietrze
dochodzące z otwartych okiennic.  Wdychały świeży tlen, brakujący w śmierdzących lochach. Na ich nieszczęście miały dużo godzin Eliksirów, gdyż obie chciały zostać uzdrowicielkami w Świętym Mungu.
- Wreszcie koniec - odetchnęła Dorcas, odwracając głowę od okna.
- Na dziś - mruknęła z przekąsem Lily i pociągnęła przyjaciółkę do wieży Gryffindoru.
- A ty, Liluś, z kim masz zamiar iść, skoro zerwałaś z Joshem? - zainteresowała się Dorcas, gdy już zrzuciły ciężkie torby z ramion i usiadły na fotelach.
- W sumie, jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Stwierdziłam, że mogę iść tam z kim kolwiek, byle być tam z partnerem. Chcę się dobrze bawić - wzruszyła ramionami.
Jak na dźwięk jej słów podszedł do nich niski chłopak z burzą włosów.
- Witaj, Lily. Mam małe pytanie: zechciałabyś wybrać się ze mną na bal? - spytał z nadzieją, przeczesując włosy ręką. Lily skrzywiła się nieznacznie. Nie umiał tego robić.
- Wybacz, Colin, ale już mnie ktoś zaprosił - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Och, nie ma sprawy - mruknął i podszedł do następnej dziewczyny.
- Oho, Lily, to może powiesz mi, z kim idziesz? - Dorcas parsknęła śmiechem.
- Zamknij się - ucięła Rudowłosa i pociągnęła przyjaciółkę do wieży, by  zabrać się za pisanie wypracowania dla McGonnagal. Ostatnio nic innego nie robiły, tylko odrabiały lekcje. Nauczyciele powariowali, zadawali coraz więcej prac, a tak naprawdę mieli jeszcze pół roku - Za chwilę obiad, zrobimy szybko prace dla McGonnagal i będziemy wolne wieczorem.
- To będzie ciężki rok - westchnęła Szatynka i z jękiem dała się pociągnąć przyjaciółce.

****
James spojrzał na pierwsze pytanie.
1.Wymień znane Ci sposoby na pokonanie dementora.
To przecież łatwe! Tylko Zaklęcie Patronusa!
Reszta testu była równie banalnie prosta, więc James szybko wypełnił luki i rozejrzał się po klasie. Lily bujała się na krześle, rysując coś na piórniku. Remus obserwował profesora, a Ann bawiła się jego ręką. Spojrzał w bok. Syriusz położył się na swoim teście i przysypiał. Powstrzymał parsknięcie śmiechem. Piętnaście minut później zabrzmiał dzwonek. Zerwali się z ławki i wybiegli. To była ostatnia lekcja na dziś, więc mogli wrócić do Pokoju Wspólnego i rozłożyć się na fotelach.
Zaraz potem przypomniał sobie, że zwołał na dziś trening. Jęknął.
***
James podrzucił znicza i złapał go zręcznie.
Iść, czy nie iść?
Miał wielką ochotę odszukać Rudowłosą i zapytać się, czy nie poszłaby z nim na bal.
Zgodzi się, czy nie?
W ostatnim czasie w ogóle się nie kłócili, chociaż mogła być zła na ten pocałunek...
James przymknął oczy i westchnął.
Co go trzymało tak przy tej dziewczynie? Nie miał się nią interesować, ludzie! Obiecał sobie, na gacie i szlafrok brodatego Merlina!
- O czym znowu tak intensywnie rozmyślasz, Rogal? - usłyszał głos najlepszego przyjaciela.
- Chyba mówiłem ci, że nie masz porównywać mnie do pieczywa! - burknął i rzucił w niego trawą.
- Oł, ał, jak boli! - Syriusz wybuchnął śmiechem i otrzepał się - To o czym, lub o kim, tak myślisz? O, czekaj, czekaj! Czyżby o rudowłosej jędzy? Tak! Sto punktów dla Syriusz Blacka! - wydzierał się Łapa, biegając po błoniach - Proszę o następnę pytanie! Naturalnie! A więć, dlaczego w tejże chwili James Potter rozmyśla o Lily Evans? Tak, to nie jest trudne pytanie! A więc proszę! Czyżby chciał ją zaprosić na bal? Tak! Kolejne sto punktów dla Syriusza Blacka! Kibice szaleją!
- Jesteś nienormalny! - wrzasnął James i złapał przyjaciela za łydkę. Syriusz runął na ziemię, trzęsąc się od śmiechu.
- Może, ale właśnie zdobyłem dwieście punktów za poprawne odpowiedzi!
- Spadaj - warknął James - Ty nie masz problemu, założę się, że zgodziłeś się iść z pierwszą lepszą dziewczyną.
- Idę z Meggy - powiedział dumnie Syriusz.
- Tak? Gratuluję. Myślałem, że pójdziesz z Dorcas, ale ona jest już zajęta.
- Niby przez kogo? - mruknął Łapa, kładąc się na brzuchu.
- Idzie z Nortonem - skrzywił się, gdyż nie lubił zbytnio tego typka.
Syriusz zamyślił się.
Zrobiła mi to na złość!, pomyślał, ale zaraz zganił się za to. Przecież mogła umówić się z kim chce!
- No to fajnie - powiedział i podniósł się z ziemi - Rusz tyłek, za pół godziny jest trening.
- Och, serio? Dobrze, że powiedziałeś mi, że zwołałem trening za pół godziny - James uśmiechnął się ironicznie.
- Och, spadaj! - Syriusz posłał mu kuksańca i ruszył w stronę stadionu.
***
- Alastorze, usiądź. Nie ma sensu tego roztrząsać, lepiej skupić się na tym, co tu i teraz - spokojny głos Dumbledora rozniósł się po gabinecie. Połowa członków Zakonu Feniksa siedziała lub stała, słuchając rozmowy aurora i dyrektora.
- Łatwo ci mówić, Dumbledore! Oni zginęli, nie mamy już tak dobrych informatorów! - zagrzmiał Moody, nerwowo chodząc w tę i z powrotem.
- Nie byli jedyni, którzy dostarczali nam informacji. Mamy jeszcze Charlusa, Doreę, Mary, Hestię, Dedalusa! I innych, którzy pracują w magicznych instytucjach, a więc proponuję się uspokoić i skupić na tym, gdzie obecnie przebywa Voldemort - odpowiedział, splatając dłonie w koszyczek.
- Spytaj tych młodych, może coś słyszeli - mruknął jeden z członków Zakonu.
- Nie będę ich odrywał teraz od nauki.
- To po co w ogóle należą do Zakonu?! - oburzył się Alastor.
- Najważniejsze jest, aby zdobyli potrzebną wiedzę. Zrozumcie, będą dobrymi członkami Zakonu, ale muszą się kształcić. Tak się składa, że ostatnio pan Potter przyniósł bardzo ważną informację. Razem z panem Blackiem podsłuchał, jak kilkoro Ślizgonów rozmawia o starej chacie na obrzeżach Liverpoolu. Jeśli wierzyć naszym Gryfonom, Ślizgoni sprzeczali się, który ma tym razem pojechać tam i złożyć informacje Czarnemu Panu, jak go nazywają.
W gabinecie zapadła cisza.
- Może jakiś pożytek z nich będzie - burknął Moody - Muszę wracać do Ministerstwa, jeśli chcecie mieć informacje na temat skazania starego Malfoya.
- Pojadę z tobą - powiedział spokojnie Dumbledor i wstał - Dziękuję, że stawiliście się dzisiaj. Wszystkie papiery zostawcie na biurku. A, mógłby ktoś z was pojechać do Fletchera? Nie miałem z nim kontaktu od poprzedniego zebrania.
- Pewnie zaszył się w jakiejś melinie i kradnie - prychnął Artur Wesley i wstał - Poszukam go.
- Spotykamy się za tydzień o tej samej porze - powiedział na koniec dyrektor Hogwartu i uśmiechnął się życzliwie - Miłego tygodnia.
****
Nadszedł tak długo wyczekiwany przez uczniów piątek. Przez cały tydzień nasłuchali sie o owutemach więcej niż przez całe swoje życie. "Błagam was, postarajcie się " - w uszach znów usłyszał tak machinalnie wymawiane słowa profesor McGonnagal. James patrzył na nauczycielkę niewidzącym wzrokiem. Z zamyśleń wyrwał go głos Syriusza :
- Co się dzieje z tymi ludźmi ? - prychną Łapa - Przez tą starośc w głowie im się pokręciło, żeby miesiąc po przyjeździe do Hogwartu gadać nam o testach !
- Oj, Black .... ty i Potter będziecie musieli wziąść się ostro do roboty - zaczęła Ann, odgarniając włosy z twarzy - Wiem, że jeszcze prawie cały rok, ale żebyście nie przybiegali później do Remiego po notatki. Ja go już przypilnuję.
Zabrzmiał dzwonek, po czym wszyscy wybiegli z klasy Transmutacji. Uczniowie Gryffindoru pognali w stronę Pokoju Wspólnego. Cała ich paczka padła na pokrytą szkarłatnym kocem sofę i fotele obite materiałem z wyszytym godłem ich domu. Lily oparła głowę o ramię Dorcas. Ta zaś ukradkiem spoglądała na każdego.
- Co tak patrzysz ? - spytała się Remus posyłając jej spojrzenie w stylu " Dalej, przecież nam możesz powiedzieć".
- Nic, po prostu zastanawiałam się, dlaczego tak tu siedzimy ?
- Co masz na myśli ? - zainteresował się okularnik, z powagą wpatrując się w swoją przyjaciółkę.
- No wiecie....- zaczęła czarnowłosa  - zaczyna się weekend, a na razie nic się nie dzieje...
- A co, imprezowy charakterek się odezwał ? - spytał z rozbawieniem Łapa.
- Dor ma rację - ponownie podjeła temat Ruda - super byłoby wybrać się do jakiegoś klubu w Hogsmead - z wielkiem, zachęcającym  uśmiechem  rozejrzała się dookoła. Jej przyjaciele przybrali dość dziwne miny, oprócz rozemocjowanej Meadowes i zadowolonej Ann. Uśmiech zielonookiej przygasł. Nagle z ust Syriusza wydał się śmiech, bardzo upodabniający go do uszczęśliwionego psa. James zawtórował mu, lecz mniej przekonująco. Gdy opanowali się, szarooki otarł niewidzialną łzę, nadal chichocząc. Dziewczyny oniemiałe wymieniły zdziwione spojrzenia.
- Że niby z wami ?  - zaczął z wyższością Black - dziewczynami ,które boją się w nocy łazić po korytarzach, myśląc, że wywalą je za to ze szkoły ?
- Co ci nie pasuje ? - spytała zdziwiona Dorcas obrzucając go ponurym spojrzeniem. Lily przyłączyła się do niej, lecz swój wzrok skierowała na Pottera, uważając, że myśli podobnie.
- To się żle skończy .... - dodał szeptem Peter, mocniej kuląc się w jednym z foteli.
- Sądzę - Syriusz spojrzał porozumiewawczo na Huncwotów. Nie widząc sprzeciwu, dokończył -  że jesteście zbyt sztywne.
- Skąd takie podejrzenia ? - Lily łypnęła na niego spod przymróżonych powiek.
- Sztywne to są gacie cholernego Merlina , a nie my ! - warknęła dość głośno Meadowes. James przeleciał po wszystkich otępiałym wzrokiem.
- Przykro mi... - rozpoczął niepewnie -...ale jest w tym trochę prawdy. Myślę, że troszeczkę boicie się złamać regulamin...
- O nie - burknęła Evans stając ramię w ramię z Dorą - Wiecie co ? Udowodnimy wam, że też potrafimy zaszaleć. - odparła pewnym siebie głosem.
- Już szybciej ty ożenisz się z Rogaczem ,a Glizdek schudnie , sorry stary,niż wy pójdziecie na imprezę, nie przejmując się konsekwencjami. Bo tacy są tylko Huncwoci - mówiąc to, położył sobie rękę na sercu i wypiął dumnie pierś do przodu. Kilka dziewczyn z jego fanclubu westchnęło przeciągle, wlepiając w niego spragnione spojrzenia. Zauważając to, puścił im oko, posyłając przy tym swój najbardziej czarujący uśmiech.
- Nie doczekanie wasze! - odparła z godnością Lily i wstała. Wyszukała wzrokiem wysokiego blondyna i podeszła do niego.
- Hej, Mark, pamiętasz, jak proponowałeś mi bilety na Spetryfikowane Mandragory? - spytała słodko, uważając, by Huncowci nie usłyszeli jej słów.
- Jasne, Lily, jeśli chcesz, mam jeszcze kilka wolnych biletów. Możesz zaprosić przyjaciół - uśmiechnął się. Zawsze byli dobrymi kolegami, od pierwszej klasy.
- Super, mogłabym wziąć... - zamyśliła się - dziewięć? - spojrzała na niego niepewnie.
- Mam tylko sześć, ale mogę wprowadzić dwójkę. Przynieść ci je teraz?
- Jakbyś mógł mi dać teraz dwa, a pozostałe w dniu koncertu Huncwotom?
- Jasne, chodź.
Poprowadził ją schodami do dormitorium siódmoklasistów. Odwróciła się jeszcze i puściła oczko Dorcas. Szatynka podniosła kciuk w górę, a Huncowci podrapali się po głowie.
****
James leżał na łóżku z nogami na ścianie i studiował Mapę Huncwotów.
- Trzeba dopisać ten korytarz na trzecim piętrze - mruknął do Syriusza.
- I przejście obok do dormitorii dziewczyn - uśmiechnął się przyjaciel. Jakieś kilka dni temu przypadkiem odkryli przejście w ścianie. Bardzo ciasne i niskie, ale szybciej dostawali sie do dziewczyn, niż gdyby przechodzili po schodach.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Otwarte! Chyba, że jesteś Ślizgonem! - wrzasnął Syriusz.
Zza drzwi wyjrzał mały Gryfon.
- Mam wiadomość dla Jamesa - powiedział i wszedł.
- Się masz, Max - mruknał Rogacz i poczochrał malca po głowie. Odebrał od niego zwitek pergaminu.
- A, jakaś panna czeka na ciebie na dole - powiedział Max i puścił oko kuzynowi. Wyszedł w podskokach, a Łapa parsknął śmiechem.
- No idź, jeleniu, jakaś szalona dziewica czeka na ciebie!
- Chyba, że spotkała się już z tobą - odpowiedział zgryźliwie James i wyszedł.
- Hej! - obruszył się Syriusz, ale zaraz wzruszył ramionami.
*
Na dole stała Lily. Zdziwił się lekko i prawie parsknął śmiechem, pamiętając, co powiedział Syriuszowi przed wyjściem.
- Lilka? Co ty tu robisz?
- Czekam na ciebie - mruknęła - Dostałeś liścik od Dumbledora?
Spojrzał na swoją dłoń ze zwitkiem, owiniętym fioletową wstążeczką.
- Tak, ale nie zdążyłem rozwinąć. Co jest?
- Mamy do niego iść. Teraz, razem - poinformowała go i uśmiechnęła się nieśmiało - Idziemy?
- Tak, tak - odpowiedział w roztargnieniu i wcisnął liścik do kieszeni.
Droga do gabinetu dyrektora minęła szybko, zdążyli zaledwie porozmawiać o pogodzie, gdy stanęli przed gargulcem.
- Jakie jest hasło?
Lily odwinęła rulonik.
- Piekące lizaki - przeczytała. Gargulec odsłonił się i przepuścił ich an schody. Zapukali do drzwi.
- Proszę - odpowiedział im spokojny głos.
- Dzień dobry, profesorze - przywitali się równo i parsknęli śmiechem.
- Ach, to wy, zapraszam. Dropsa?
Lily pokręciła głową, ale James chętnie sięgnął do pudełka i wrzucił cukierka do buzi.
- Pewnie zastanawiacie się, po co tu was zawołałem. A więc, od razu przejdę do rzeczy. Na każdym balu z okazji rocznicy, na początku tańczą reprezentanci. Postanowiłem, że to wy dwoje będziecie głównym reprezentantami naszej szkoły. Jako pierwsza para wkroczycie do Wielkiej Sali w rytmie walca angielskiego! - Dumbledor klasnął w dłonie. Para Gryfonów siedziała jak sparaliżowana.
- Że mamy tańczyć? Razem? - spytał głupio James.
- Dokładnie tak! Ten bal jest po to, abyście się lepiej poznali, integrowali! A, jeszcze jedno. Umiecie tańczyć? - spytał wesoło.
- Umiem - odparła Lily. James przytaknął.
- Wspaniale! Niedługo pojawi się informacja o godzinach treningów, aby was podszkolić - mrugnął do nich - Możecie już iść - spojrzał na nich wyczekująco, a oni, rozumiejąc, że to koniec rozmowy, wstali.
- Do widzenia, profesorze - mruknął James, a Lily kiwnęła głową. Chłopak przepuścił ją w drzwiach i wyszli.
- Lily, wiem, że to może nie być szczyt twoich marzeń, nie chciałem wcale, by tak wyszło - spojrzał na nią przepraszająco.
- Przeciez to nie twoja wina! - zdziwiona podniosła na niego wzrok - Na prawdę, będzie super tańczyć jako pierwsza para.
James odetchnął z ulgą.
****
Drogi Jamesie!
Podczas każdej pełnej rocznicy istnienia Hogwartu, na balu występuje uczeń szkoły. Gdy rozmawiałem z panną Meadowes, stwierdziła, że świetnie byś się nadawał. Co ty na to? Wyślij mi karteczkę z odpowiedzią.
Miłego tygodnia.
                                                                                        Albus Dumbledore
Zamyślił się. Teoretycznie, mógł coś zaśpiewać, zagrać... ale nie sam! Wrzucił papier pod poduszkę i wyszedł z dormitorium. Rozejrzał się po korytarzu, patrząc, czy nikogo nie ma. Pchnął ścianę i wślizgnął się w ciasny otwór. Glizdogon nie mógł przez to przejść, ale pozozstala trójka nie miała z tym problemu.
Stanął przed drzwiami dormitorium dziewczyn. Zapukał parokrotnie.
- Proszę! - usłyszał wołanie. Otworzył drzwi i wetknął głowę.
- Dor, mógłbym cię prosić na chwilę? - spytał. Rozejrzał się po pokoju. Lily siedziała na łóżku i czytała książkę, spoglądając na niego. Alicja malowała paznokcie, Ann przeglądała jakieś pisemko. Nie były zdziwione obecnością któregoś z Huncwotów w ich sypialni, gdyż już dawno im się to udało.
- Już idę! - krzyknęła Szatynka i wyszła z łazienki w szlafroku. Gdy byli już w Pokoju Wspólnym
Dorcas zaczęła:
- Pewnie Dumbledor powiedział ci o moim wspaniałym pomyśle - uśmiechnęła się niewinnie.
- Dorcas, tyle razy mówiłem ci, że śpiewam dla siebie, czyż nie? - oparł się o ścianę, zakładając ręce na piersi.
- No tak, ale śpiewasz ślicznie! - skrzywił się, gdy to powiedziała. Nagle zaświtało mu w głowie.
- Zgodze się, jeśli ty zaśpiewasz ze mną - podniósł brwi i spojrzał na dziewczynę wyczekująco.
- O nie! James! - oburzyła się.
- No cóż, więc nie wystąpię - mruknął, chcąc odejść. W duchu zaśmiał się - wiedział, że i tak go zatrzyma.
- Nie! - uśmiechnął się - Zgadzam się!
- Och, naprawdę? - parsknął śmiechem i objął przyjaciółkę.
- Spadaj - warknęła i posłała mu kuksańca.
****
Usiadła na kanapie obok niego. Ogień trzaskał, bił od niego złoty blaski. Spojrzała mu w oczy i delikatnie pocałowała. Oddał pocałunek, sadzając ją sobie na kolanach. Całowali się długo, delikatnie, z uczuciem. Oderwała od niego usta i rozpięła pierwszy guzik swojej bluzki. Dosłownie go sparaliżowało. Po chwili nachylił się, i pocałował odkryte miejce, tuż pod szyją, obojczyki i znów szyję. Zaczęła ściągać mu koszulkę, całując słodko.
- James - powiedziała cicho. Nie, ona nie ma takiego niskiego głosu! - James! - ryknęła.
Zerwał się gwałtownie z poduszek. Stał nad nim Syriusz, trzymając w jednej ręce Mapę Huncwotów.
- Idioto! - wrzasnął i walnął go w bok. Syriusz złapał się za niego i spojrzał na Jamesa przerażony.
- Co ja ci zrobiłem? - pisnął.
- Musiałeś mnie teraz budzić!?
- Oho, czyżby jakiś przyjemny sen z panią Prefekt w roli głównej? -  Łapa sugestywnie poruszył brwiami. James z jękiem opadł na poduszki - No nie ważne, wstawaj, planowaliśmy tą akcję już od tygodnia!
Szukający ożywił się. Wsunął stopy w buty i narzucił na siebie bluzę. Po cichu dobudzili Petera i wyszli z dormitorium, by chwilę potem niezauważenie przemknąć przez Pokój Wspólny. Poruszali się bezdźwięcznie, dochodząc po chwili aż do lochów.
- Luniek, masz to ohydztwo? - spytał Syriusz, wyciągając rękę. Remus kiwnął głowa i wyciągnął fiolkę.
- Ale pamiętaj, trzy krople! - Syriusz przechylił butelkę i opróżnił trzy czwarte - Łapo! Miały być trzy krople!
Black zarechotał i z dumą patrzył, jak na wyznaczonym przez różdżkę Jamesa miejscu pojawia się gęsta maź. Rogacz przetransportował różdżką linę w metalowe kółko po przeciwnej stronie korytarza u góry filaru, idealnie trafiając. Przeciągnął ją niżej, tak, by zahaczyła o następne koło niżej i zawiązał ją w kole przy swoich stopach. Trzymając różdżkę w zębach, wszedł na linę, trzymając się jej również o góry. Przeszedł tak do końca korytarza i stanął po suchej stronie. Uśmiechając się, wyczarował drewnianą tratwę i przywiązał ją do linki umocowanej po boku ściany. Obok niej pojawiła się tabliczka, i różdżką wyżłobił na niej napis :
Tylko dla  dziewczyn - z wyjątkiem Snape'a!
Panowie dadzą sobie radę!
Zaśmiał się cicho i wrócił. Spojrzał pytająco na resztę, a gdy ci kiwnęli głowami, usunął dolną linkę.
- No ale zaraz ! - mruknął nagle Peter, z przerażoną miną - Jak JA tam się przedostanę?
- Spokojnie, Glizdek. O wszystkim pomyśleliśmy - uspokoił go James - kiedy będziesz chciał przejść, pukniesz w linkę, ale dyskretnie, a wtedy wypadnie skórzany pasek, którego się złapiesz, a on przeciągnie cię na drugą stronę!
Peter odetchnął z ulgą, a reszta chłopców wymieniła ze sobą dumne spojrzenia.
****
Otworzył oczy, zmęczony. Gdy wrócili do dormitorium, próbował przypomnieć sobie szczegóły snu. Niestety, zasnął, nic sobie nie przypominając. Chociaż w snach mógł pomarzyć, że są razem.
- Dalej, chłopaki, wstawać! - usłyszał głos Remusa i sięgnął po poduszkę. Otworzył jedno oko, celując w ruchomy cel. Rzucił bronią, idealnie trafiając w ucho. Przykrył się kołdrą, zanim Lunatyk zdążył sie obrócić.
- BLACK! - ryknął Remus i błyskawicznie skierował się w stronę łóżka szarookiego - Aquamenti!
Syriusz wyskoczył z łóżka jak oparzony, przeklinając pod nosem.
- Co ja ci zrobiłem !? - wrzasnął.
- Już ty wiesz, co mi zrobiłeś! - Lunatyk wzniósł oczy do sufitu, wziął torbę i wyszedł z dormitorium.
- No właśnie nie wiem! - pisnął Syriusz, dygocząc z zimna. James nie mogąc się dłużej powstrzymać, wybuchnął głośnym śmiechem.
***
Przed lochami panowało zamieszanie.
- Jak my mamy tam przejść?! - słyszeli pytania.
- Cisza! - krzyknął Syriusz. Uczniowie umilkli - Na prawdę nie wiecie, jak przejść na drugą stronę? Meadowes, wejdź proszę na tratwę wraz z koleżankami - spojrzał na dziewczyny, które w ciszy wykonały polecenie. Domyślając się, co robić, Dorcas pociągnęła za sznurek i powoli przepłynęły na drugą stronę - Brawo! Ale tratwa jest tylko dla pań. Tak zwani mężczyźni, powinni wiedzieć, że ta - wskazał na górę - lina do czegoś służy! Rogacz, zademonstruj.
James wywrócił oczami, przełożył torbę przez szyję i podskoczył, by złapać się liny. W pół minuty był już na drugiej stronie długiego korytarza, przeciągając się po linie. Zeskoczył zgrabnie na posadzkę. Dziewczyny jęknęły z zachwytem, niektórzy chłopcy spojrzeli z zazdrością. Piątka Gryfonek z ostatniego roku wywróciła oczami, ale na nich też to zrobiło wrażenie.
- Dziękujemy za ten wspaniały popis umiejętności, Potter, ale teraz proponuję usunąć tę przeszkodę - usłyszeli za plecami głos profesor McGonnagal.
- Kiedy ja nie wiem jak - odpowiedział niewinnie - Skąd przypuszczenie, że my to zrobiliśmy? Pokazaliśmy tylko naszym kolegom coś, do czego sami powinni dojść, a do czego my doszliśmy zaledwie parę minut temu.
Lily nie mogła uwierzyć, jak prawdziwie brzmi jego kłamstwo.
Może tak często to robił, że weszło mu to w krew?
****
- Lily! - zawołał, biegnąc przez błonia. Dorcas uśmiechnęła się ukradkiem i wymieniła spojrzenia z Rachel.
- Dogonię was - mruknęła Rudowłosa, stając w miejscu. Zaczekała, aż chopak do niej podbiegnie. Robiło się ciemno i chłodno, gdyż słońce zaszło prawie całkowicie.
- Hej - przywitał się, przeczesując włosy dłonią.
Uśmiechnęła się tylko i spojrzała wyczekująco.
- Lilka - zaczął - Wiem, że możesz mieć już partnera, ale jeśli nie, to zechciałabyś iść ze mną na bal? No wiesz, jako przyjaciele - uśmiechnął się zachęcająco - I tak będziemy musieli ustawić się razem, więc...
- Jasne, czemu nie, jako przyjaciele.
Oboje odwrócili wzrok. Ruda zadygotała z zimna. Miała na sobie tylko dżinsy i bluzkę z krótkim rękawem. Pokręcił głową rozbawiony i ściągnął bluzę.
- James, nie musisz - zaczęła, ale nie zdążyła nic więcej powiedzieć. Pociągnął jej ręce do góry i wsunął w bluzę. Była dwa razy większa niż jej, więc podciągnęła lekko rękawy. Dyskretnie wzięła oddech nosem, wdychając zapach - upajający, niebezpieczny.
- Masz ochotę na kakao? - spytał, zachęcająco wyciągając dłoń.
- Z przyjemnością - odparła i uśmiechnęła się.
*
Papieros... tak, ten papieros, co spalił się w połowie, posunął się o kawałek dalej. Jeszcze chwila, a jego resztki spadną na rozwaloną podłogę. I co wtedy?


Dor.