26 sierpnia 2013

15. Nie był zbyt subtelny. Ona też nie była idealna. Nikt nie jest. Taka jest prawda.

MUZYKA ! <3


Kiedy wracali do zamku, było już bardzo późno. Dawno panowała cisza nocna, słyszeli sapanie Filcha piętro niżej, lecz nie przejmowali się tym - zawsze mogli powiedzieć mu, że są na warcie. Po części byłoby to racją, gdyż zaglądali w każdą klasę, którą mijali.
Kiedy zaszli do Pokoju Wspólnego, kominek palił się wesoło, a na fotelu przed nim siedziała skulona dziewczyna.
- O, Dorcas, nie śpisz? - James podszedł do niej i usiadł na dywaniku blisko trzaskającego ognia.
- Jak widać. Nie mogłam zasnąć, Lily też jeszcze nie śpi, ale nie chce się jej zejść. Powtarza Transmutację - wywróciła oczami.
- Ta to ma pomysły, żeby na noc zakuwać - Syriusz wzniósł oczy do sufitu.
- Jest milion zajęć na wieczór, a ona się uczy. No nic, mi się chcę spać, jutro trening i ten głupi test z Obrony - westchnął James i dźwignął się z podłogi, by szybkim krokiem pokonać odległość dzielącą go od dormitorium.
Syriusz po chwili wahania capnął na kanapie, kładąc głowę na zagłówku. Przyjrzał się dziewczynie. Nie miała makijażu, ale jej cera i tak była nieskazitelnie czysta. Nie lubił wypaćkanych dziewczyn, co to, to nie, chociaż nie raz zdarzały mu się dziewczyny, które przesadziły z tuszem bądź szminką. Dorcas tego nie potrzebowała, mogła jedynie podkreślić gęste rzęsy. Włosy też miała w sumie ładne, nie za długie, nie za krótkie, w sam raz. Była szczupła, miała ładną pupę, nie była płaska. Jako jedna z niewielu dziewczyn grała w quidditcha, umiała żartować.
Ideał, przemknęło mu przez głowę, lecz zaraz się zganił za takie myślenie. Przecież to była tylko kumpela.
- Gapisz się - usłyszał jej dźwięczny głos.
- Wcale nie - odpowiedział szybko, podnosząc jedną brew do góry.
Uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Czemu grasz w quidditcha? - spytał nagle, patrząc na nią uważnie. Zarumieniła się lekko od siły tego spojrzenia.
- Lubię to. Zresztą, każdy mój brat był w drużynie, nie chciałam być gorsza. No i, kocham latać na miotle.
- Masz braci?
- Trzech. Mówię ci, w domu to jakieś piekło, z jedzenia zawsze zostawały mi resztki - zaśmiała się na wspomnienie dawnych lat.
- Podejrzewam. Ale żeby taka mała diablica jak ty nie dawała sobie rady?
- Ej! Byli trzy razy więksi i silniejsi! A ty, czemu grasz w quidditcha? - spytała, by utrzymać temat.
- To mój sposób na wyładowanie złości - przyznał niechętnie. Nie lubił o tym mówić.
- Od dwóch lat, nie? Bo z tego, co mi wiadomo, jeszcze niedawno inaczej spożytkowałeś swoją złość - popatrzyła na niego przenikliwie.
- Stare dzieje, ludzie się zmieniają. W każdym razie robię to też dla Rogacza.
- Tak, jest maniakiem na punkcie quidditcha. Zawsze w lato gdy się nudziłam, szłam do niego, a pani Potter za każdym razem odprawiała mnie na polanę za domem, gdzie latał na miotle.
- Długo się znacie? - zainteresował się Syriusz, podkładając rękę pod głowę. Dorcas przez chwilę nie odpowiadała, patrząc na wyraźnie zarysowany biceps.
- Od zawsze, mieszkamy obok siebie - powiedziała wreszcie. Była zaskoczona, że tak długo z nim rozmawia i powstrzymuje swoje zdradzieckie policzki. Na pewno były już różowe, oj tak.
- Od dawna jeżdżę do niego na święta i na wakacje, ale rzadko cię widziałem - spojrzał na nią pytająco.
Cholera! Miała mu powiedzieć, że się go wstydziła!?
- Bo zaczęły przyjeżdżać do mnie dziewczyny i wyjeżdżam częściej za granicę.
Uf, chyba brzmiało przekonywująco, pogratulowała sobie w myślach.
- Tak, pewnie tak - uśmiechnął się zawadiacko. Wiedział, że coś tu nie pasuje, ale miał ochoty tego roztrząsać, by jej nie zawstydzać jeszcze bardziej - Zawsze wiedziałaś, że ją kocha, nie? - spytał cicho. Po części czuł się urażony, że on tego nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę, że to była jego wina - nie interesował się tym uczuciem, nie myślał, że jego przyjaciel może kogoś kochać, bo i on nigdy nie kochał.
- Na początku podchodziłam do tego z dystansem, w końcu byliśmy mali, ale od niedawna przekonałam się, że to było całkowicie szczere uczucie. Tak na prawdę żal mi go, tyle wycierpiał, choć sam nie był zbyt subtelny - uśmiechnęła się na wspomnienie podchodów Jamesa.

Retrospekcja

- Evaaaaaaaaaaaaaaaans! - już z dala widziały pędzącego Gryfona.
- Och, nie, tylko nie on - jęknęła Rudowłosa. Dorcas zachichotała.
- Witam, drogie panie! Evans, umówisz się ze mną? - spytał, opierając się nonszalancko o ścianę.
- Pomyślmy...nie! - krzyknęła i odwróciła się.
- I tak wiem, że mnie kochasz, kochanie! - wydarł się na cały korytarz. Wszystkie głowy zwróciły się ku nim.
- Nie jestem twoim kochaniem! - krzyknęła.
- O, nie zaprzeczyłaś, że mnie kochasz! - uśmiechnął się szeroko.
Wściekła Gryfonka nadepnęła mu z całej siły na nogę. Jęknął teatralnie, prawie nic nie poczuł.
- Spadaj, Potter! - odwróciła się napięcie i odeszła szybkim krokiem.
-Też cię kocham!

Koniec retrospekcji


- No tak, zbytnio delikatny nie był, ale chyba ja go do tego zachęcałem - przyznał zawstydzony - Nie wiedziałem, że on ją kocha, nie mieściło mi się to w głowie. Dopiero dzisiejszego wieczoru wyznał mi to całkowicie. Zresztą - uśmiechnął się - my nie gadamy o takich rzeczach, to zbyt babskie.
- Hej! - rzuciła go poduszką. Oburzony oddał jej, trafiając w twarz.
- O nie! Tego ci nie wybaczę! - krzyknęła i rzuciła się na niego. Była leciutka i nie dość silna, by go przycisnąć tak, by chociaż go zabolało, ale i tak okładała go poduszką tak mocno, jak mogła. Śmiał się wesoło z jej wysiłków. Chwycił ją za nadgarstki i przewrócił na plecy, lecz nie przewidział, że kanapa jest taka wąska, więc poleciał na ziemię, ciągnąc ją za sobą. Wylądowała twarzą w dywanie obok jego głowy. Do jego nozdrzy uderzył jej słodki zapach i na chwilę go zamroczył. Dorcas wciąż była roześmiana, on też wygiął usta w uśmiechu. Zeszła z niego zarumieniona i obciągnęła koszulkę.
- Idę spać. Dobranoc, Syriuszu - podała mu rękę, by wstał. Przyjął pomoc i stanął na własnych nogach.
- Tak, dobranoc, Dor - poczochrał jej grzywkę i patrzył, jak odchodzi do swojego dormitorium.
Odchrząknął i powłóczył nogami do siebie.
****
- Jak zapewne doskonale wiecie, za parę miesięcy czekają na was najważniejsze egzaminy w waszym życiu. Owutemy dadzą wam nową przyszłość, jeśli tylko postaracie się i napiszecie najlepiej, jak tylko umiecie.
Wpatrywali się w profesor McGonnagal obojętnym wzrokiem. Powtarzała im to dość często, więc jej teksty znali na pamięć.
- Tym bardziej dziwią mnie wasze oceny z wypracowań. Zrozumcie, one są tylko i wyłącznie dla was! Czytam oceny - sięgnęła po stos papierów - Evans, wybitny. Lupin, wybitny. Longbbotom, wybitny, brawo. Parker, nędzny. Meadowes, powyżej oczekiwań, jestem pewna, że stać cię na więcej. Rasbon, wybitny, jestem mile zaskoczona. Adams, powyżej oczekiwań. Potter, powyżej oczekiwań, mogło być lepiej. Black, powyżej oczekiwań, muszę powiedzieć, że jestem z was zadowolona. Pettigrew, zadowalający, weź się w garść. Reszta z was nie zasługuje na żaden komentarz, co do jednego macie nędzny. Na następną lekcję przyniesiecie wypracowanie na temat zaklęcia Feraverto, skutki, ruch ręką i tak dalej. Od dzisiaj codziennie będę wam zadawać nowe prace, może to was czegoś nauczy.
Po skończonej lekcji z ulgą wyszli z klasy.
- Nieźle się wpieniła, kiedyś jej żyłka pęknie. Uwielbiam wtedy na nią patrzeć, robi się cała czerwona i ręce jej drżą - James zarechotał, a Łapa ochoczo mu zawtórował.
- Ciekawe, czy dożyje moich dzieci, chciałbym to zobaczyć - Syriusz zamyślił się - Ile  ona ma tak właściwie lat?
- To chyba nie jest twój interes, Black - usłyszeli głos profesorki za plecami.
Odwrócili się, z niewinnymi uśmiechami.
- A mnie to interesuje. Jestem pewien, że profesor jest tak młoda, że będzie uczyc nawet dzieci moich dzieci - przyznał James poważnie.
- Oby nie! - burknęła McGonnagal i odeszła szybkim krokiem. Syriusz zaśmiał się i przybił przyjacielowi piątkę.
- Jesteście okropni - fuknęła Lily.
- No cóż, ty tak uważasz. To był tylko niewinny żarcik - puścił do niej oko, a on pokręciła głową i odwróciła ją. W jej pamięci wciąż królował krótki całus z wczoraj. Była na niego wściekła, ale na siebie także. Nic nie zrobiła, nawet nie krzyknęła. To nie był nie miły pocałunek. O zgrozo!
- Musicie rozprawiać o tym teraz? Głodny jestem - mruknął Remus i przepchnął się przez nich.
- A temu co? - spytała zdziwiona Dorcas. Huncwoci i Ann wymienili spojrzenia.
- Trochę się rano pokłóciliśmy - skłamała Adams i ruszyła za swoim chłopakiem.
Dziewczyny wzruszyły ramionami i podążyły śladami przyjaciółki.
- Pełnia za dwa dni, trzeba wymyślić gdzie tym razem - szepnął James. Reszta pokiwała zgodnie głową.
Na obiedzie panowała cisza, ponieważ od kilku minut na podeście stał Dumbledor i czekał cierpliwie, aż wszyscy uczniowie zajmą miejsca. Gdy Wielka Sala zapełniła się całkowicie, dyrektor przemówił:
- Chciałbym ogłosić, iż odbędzie się Bal Hallowenowy - salę wypełniły pomruki aprobaty - Nie będzie to jednak zwykły bal. Odbędzie się nie tylko z okazji  Święta Duchów, ale i dziewięćset dziewięćdziesiątej rocznicy istnienia Hogwartu. Co więcej, mają odwiedzić nas takie szkoły, jak Durmstrang oraz Beuxbatons ! - teraz salę wypełniły oklaski i głośne wiwaty, szczególnie ze strony męskiej części szkoły, która ucieszyła się na wieść o pięknych willach - Bal rozpoczną reprezentanci szkoły, wybiorę sobie kilku i poinformuję ich o godzinach lekcji tańca. Więcej szczegółów pojawi się wkrótce. Smacznego!
Podniecone szepty nie cichły, słychać było jedynie do tego mlaskanie. Każdy miał teraz dużo do powiedzenia. Panie cieszyły się na przystojnych wychowanków Durmstrangu, a panowie na urocze panienki z Francji.
***
- O, hej, Syriuszu - Dorcas uśmiechnęła się ładnie. Już chciała coś dodać, gdy podeszła do nich wysoka blondynka, ładna, zadbana.
I biuściasta, dodała w myślach Dorcas.
- O, Syriusz, szukałam cię! Wiem, że to głupio, jak prosi dziewczyna, ale poszedłbyś ze mną na bal? - usta dziewczyny wygięły się w uroczym uśmiechu.
- Z wielką przyjemnością, Meggy - mrugnął do dziewczyny, a ta odeszła zadowolona.
- Ah, no tak - mruknęła Dor.
- Dorcas? Chyba nie myślałaś, że pójdę z tobą na bal, prawda? Jesteśmy tylko przyjaciółmi - powiedział zdziwiony reakcją dziewczyny Syriusz.
- Co? Oh, nie, nie o to mi chodziło. Chciałam spytać, co myślisz o Jayu Nortonie? - spytała szybko, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.
- To kapitan Huffelpufu, nie? - odpowiedział pytaniem.
- Tak.
- Nie lubię go, dziwny jest.
- Och, no tak - uśmiechnęła się i pokiwała głową- Jak mogłeś pomyśleć, że chcę iść na bal z tobą? Tylko kumple, czyż nie? - ironia kipiała z tego zdania, lecz Syriusz chyba jej nie zauważył. Odeszła od niego i wyszukała w tłumie Hogwartczyków jasną czuprynę.
- Yay!
- O, Dorcas! Co jest? - szatyn uśmiechnął się. Był przystojny i wysportowany. Stanęli lekko  na uboczu korytarza.
- Z przyjemnością pójdę z tobą na bal - powiedziała z uśmiechem.
- Cudownie!
- Muszę teraz pędzić na Eliksiry, ale spotkamy się jeszcze - pocałowała go lekko w policzek i pobiegła w stronę lochów.
****
- Macie jeszcze czterdzieści pięć minut na uwarzenie Wywaru Żywej Śmierci. Jest to kolejna powtórka, więc mam nadzieję, że przynajmniej trzy czwarte klasy uważy eliksir poprawnie - Slughorn omiótł wzrokiem całą salę i odwrócił się do biurka.
- Hej, Dor, pewnie idziesz na bal z Samem, nie? - spytała cicho Rudowłosa, nachylając sie do przyjaciółki. Machinalnie wrzucała składniki do kociołka.
- Nie mówiłam ci? Zerwałam z nim jakieś cztery dni temu. Słyszałam, jak Mandy Mandors chwali się, że ma z nim randkę. Nie zaprzeczył, więc skąd mogę wiedzieć, że to nie któryś raz z kolei? - westchnęła cicho - Idę z Jayem Nortonem - powiedziała głośniej.
- Ooo, to ten przystojny kapitan Huffelpufu? - spytała Lily, uśmiechając się.
- Dokładnie ten. Poprosił mnie od razu po przemowie Dumbledora. Jest miły, przystojny, więc czemu nie? - przybiły piątki i zajęły się swoimi kociołkami.
Pół godziny później profesor przemierzał przez klasę, zaglądając do wszystkich kociołków. Przy niektórych krzywił się, a przy innych mrugał z zadowoleniem.
- Dobrze, a więc proszę przynieść na moje biurko fiolki z próbkami. Koniec zajęć!
Dziewczyny z ulgą oddały fiolki i wybiegły z lochów. Uderzyło ich  powietrze
dochodzące z otwartych okiennic.  Wdychały świeży tlen, brakujący w śmierdzących lochach. Na ich nieszczęście miały dużo godzin Eliksirów, gdyż obie chciały zostać uzdrowicielkami w Świętym Mungu.
- Wreszcie koniec - odetchnęła Dorcas, odwracając głowę od okna.
- Na dziś - mruknęła z przekąsem Lily i pociągnęła przyjaciółkę do wieży Gryffindoru.
- A ty, Liluś, z kim masz zamiar iść, skoro zerwałaś z Joshem? - zainteresowała się Dorcas, gdy już zrzuciły ciężkie torby z ramion i usiadły na fotelach.
- W sumie, jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Stwierdziłam, że mogę iść tam z kim kolwiek, byle być tam z partnerem. Chcę się dobrze bawić - wzruszyła ramionami.
Jak na dźwięk jej słów podszedł do nich niski chłopak z burzą włosów.
- Witaj, Lily. Mam małe pytanie: zechciałabyś wybrać się ze mną na bal? - spytał z nadzieją, przeczesując włosy ręką. Lily skrzywiła się nieznacznie. Nie umiał tego robić.
- Wybacz, Colin, ale już mnie ktoś zaprosił - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Och, nie ma sprawy - mruknął i podszedł do następnej dziewczyny.
- Oho, Lily, to może powiesz mi, z kim idziesz? - Dorcas parsknęła śmiechem.
- Zamknij się - ucięła Rudowłosa i pociągnęła przyjaciółkę do wieży, by  zabrać się za pisanie wypracowania dla McGonnagal. Ostatnio nic innego nie robiły, tylko odrabiały lekcje. Nauczyciele powariowali, zadawali coraz więcej prac, a tak naprawdę mieli jeszcze pół roku - Za chwilę obiad, zrobimy szybko prace dla McGonnagal i będziemy wolne wieczorem.
- To będzie ciężki rok - westchnęła Szatynka i z jękiem dała się pociągnąć przyjaciółce.

****
James spojrzał na pierwsze pytanie.
1.Wymień znane Ci sposoby na pokonanie dementora.
To przecież łatwe! Tylko Zaklęcie Patronusa!
Reszta testu była równie banalnie prosta, więc James szybko wypełnił luki i rozejrzał się po klasie. Lily bujała się na krześle, rysując coś na piórniku. Remus obserwował profesora, a Ann bawiła się jego ręką. Spojrzał w bok. Syriusz położył się na swoim teście i przysypiał. Powstrzymał parsknięcie śmiechem. Piętnaście minut później zabrzmiał dzwonek. Zerwali się z ławki i wybiegli. To była ostatnia lekcja na dziś, więc mogli wrócić do Pokoju Wspólnego i rozłożyć się na fotelach.
Zaraz potem przypomniał sobie, że zwołał na dziś trening. Jęknął.
***
James podrzucił znicza i złapał go zręcznie.
Iść, czy nie iść?
Miał wielką ochotę odszukać Rudowłosą i zapytać się, czy nie poszłaby z nim na bal.
Zgodzi się, czy nie?
W ostatnim czasie w ogóle się nie kłócili, chociaż mogła być zła na ten pocałunek...
James przymknął oczy i westchnął.
Co go trzymało tak przy tej dziewczynie? Nie miał się nią interesować, ludzie! Obiecał sobie, na gacie i szlafrok brodatego Merlina!
- O czym znowu tak intensywnie rozmyślasz, Rogal? - usłyszał głos najlepszego przyjaciela.
- Chyba mówiłem ci, że nie masz porównywać mnie do pieczywa! - burknął i rzucił w niego trawą.
- Oł, ał, jak boli! - Syriusz wybuchnął śmiechem i otrzepał się - To o czym, lub o kim, tak myślisz? O, czekaj, czekaj! Czyżby o rudowłosej jędzy? Tak! Sto punktów dla Syriusz Blacka! - wydzierał się Łapa, biegając po błoniach - Proszę o następnę pytanie! Naturalnie! A więć, dlaczego w tejże chwili James Potter rozmyśla o Lily Evans? Tak, to nie jest trudne pytanie! A więc proszę! Czyżby chciał ją zaprosić na bal? Tak! Kolejne sto punktów dla Syriusza Blacka! Kibice szaleją!
- Jesteś nienormalny! - wrzasnął James i złapał przyjaciela za łydkę. Syriusz runął na ziemię, trzęsąc się od śmiechu.
- Może, ale właśnie zdobyłem dwieście punktów za poprawne odpowiedzi!
- Spadaj - warknął James - Ty nie masz problemu, założę się, że zgodziłeś się iść z pierwszą lepszą dziewczyną.
- Idę z Meggy - powiedział dumnie Syriusz.
- Tak? Gratuluję. Myślałem, że pójdziesz z Dorcas, ale ona jest już zajęta.
- Niby przez kogo? - mruknął Łapa, kładąc się na brzuchu.
- Idzie z Nortonem - skrzywił się, gdyż nie lubił zbytnio tego typka.
Syriusz zamyślił się.
Zrobiła mi to na złość!, pomyślał, ale zaraz zganił się za to. Przecież mogła umówić się z kim chce!
- No to fajnie - powiedział i podniósł się z ziemi - Rusz tyłek, za pół godziny jest trening.
- Och, serio? Dobrze, że powiedziałeś mi, że zwołałem trening za pół godziny - James uśmiechnął się ironicznie.
- Och, spadaj! - Syriusz posłał mu kuksańca i ruszył w stronę stadionu.
***
- Alastorze, usiądź. Nie ma sensu tego roztrząsać, lepiej skupić się na tym, co tu i teraz - spokojny głos Dumbledora rozniósł się po gabinecie. Połowa członków Zakonu Feniksa siedziała lub stała, słuchając rozmowy aurora i dyrektora.
- Łatwo ci mówić, Dumbledore! Oni zginęli, nie mamy już tak dobrych informatorów! - zagrzmiał Moody, nerwowo chodząc w tę i z powrotem.
- Nie byli jedyni, którzy dostarczali nam informacji. Mamy jeszcze Charlusa, Doreę, Mary, Hestię, Dedalusa! I innych, którzy pracują w magicznych instytucjach, a więc proponuję się uspokoić i skupić na tym, gdzie obecnie przebywa Voldemort - odpowiedział, splatając dłonie w koszyczek.
- Spytaj tych młodych, może coś słyszeli - mruknął jeden z członków Zakonu.
- Nie będę ich odrywał teraz od nauki.
- To po co w ogóle należą do Zakonu?! - oburzył się Alastor.
- Najważniejsze jest, aby zdobyli potrzebną wiedzę. Zrozumcie, będą dobrymi członkami Zakonu, ale muszą się kształcić. Tak się składa, że ostatnio pan Potter przyniósł bardzo ważną informację. Razem z panem Blackiem podsłuchał, jak kilkoro Ślizgonów rozmawia o starej chacie na obrzeżach Liverpoolu. Jeśli wierzyć naszym Gryfonom, Ślizgoni sprzeczali się, który ma tym razem pojechać tam i złożyć informacje Czarnemu Panu, jak go nazywają.
W gabinecie zapadła cisza.
- Może jakiś pożytek z nich będzie - burknął Moody - Muszę wracać do Ministerstwa, jeśli chcecie mieć informacje na temat skazania starego Malfoya.
- Pojadę z tobą - powiedział spokojnie Dumbledor i wstał - Dziękuję, że stawiliście się dzisiaj. Wszystkie papiery zostawcie na biurku. A, mógłby ktoś z was pojechać do Fletchera? Nie miałem z nim kontaktu od poprzedniego zebrania.
- Pewnie zaszył się w jakiejś melinie i kradnie - prychnął Artur Wesley i wstał - Poszukam go.
- Spotykamy się za tydzień o tej samej porze - powiedział na koniec dyrektor Hogwartu i uśmiechnął się życzliwie - Miłego tygodnia.
****
Nadszedł tak długo wyczekiwany przez uczniów piątek. Przez cały tydzień nasłuchali sie o owutemach więcej niż przez całe swoje życie. "Błagam was, postarajcie się " - w uszach znów usłyszał tak machinalnie wymawiane słowa profesor McGonnagal. James patrzył na nauczycielkę niewidzącym wzrokiem. Z zamyśleń wyrwał go głos Syriusza :
- Co się dzieje z tymi ludźmi ? - prychną Łapa - Przez tą starośc w głowie im się pokręciło, żeby miesiąc po przyjeździe do Hogwartu gadać nam o testach !
- Oj, Black .... ty i Potter będziecie musieli wziąść się ostro do roboty - zaczęła Ann, odgarniając włosy z twarzy - Wiem, że jeszcze prawie cały rok, ale żebyście nie przybiegali później do Remiego po notatki. Ja go już przypilnuję.
Zabrzmiał dzwonek, po czym wszyscy wybiegli z klasy Transmutacji. Uczniowie Gryffindoru pognali w stronę Pokoju Wspólnego. Cała ich paczka padła na pokrytą szkarłatnym kocem sofę i fotele obite materiałem z wyszytym godłem ich domu. Lily oparła głowę o ramię Dorcas. Ta zaś ukradkiem spoglądała na każdego.
- Co tak patrzysz ? - spytała się Remus posyłając jej spojrzenie w stylu " Dalej, przecież nam możesz powiedzieć".
- Nic, po prostu zastanawiałam się, dlaczego tak tu siedzimy ?
- Co masz na myśli ? - zainteresował się okularnik, z powagą wpatrując się w swoją przyjaciółkę.
- No wiecie....- zaczęła czarnowłosa  - zaczyna się weekend, a na razie nic się nie dzieje...
- A co, imprezowy charakterek się odezwał ? - spytał z rozbawieniem Łapa.
- Dor ma rację - ponownie podjeła temat Ruda - super byłoby wybrać się do jakiegoś klubu w Hogsmead - z wielkiem, zachęcającym  uśmiechem  rozejrzała się dookoła. Jej przyjaciele przybrali dość dziwne miny, oprócz rozemocjowanej Meadowes i zadowolonej Ann. Uśmiech zielonookiej przygasł. Nagle z ust Syriusza wydał się śmiech, bardzo upodabniający go do uszczęśliwionego psa. James zawtórował mu, lecz mniej przekonująco. Gdy opanowali się, szarooki otarł niewidzialną łzę, nadal chichocząc. Dziewczyny oniemiałe wymieniły zdziwione spojrzenia.
- Że niby z wami ?  - zaczął z wyższością Black - dziewczynami ,które boją się w nocy łazić po korytarzach, myśląc, że wywalą je za to ze szkoły ?
- Co ci nie pasuje ? - spytała zdziwiona Dorcas obrzucając go ponurym spojrzeniem. Lily przyłączyła się do niej, lecz swój wzrok skierowała na Pottera, uważając, że myśli podobnie.
- To się żle skończy .... - dodał szeptem Peter, mocniej kuląc się w jednym z foteli.
- Sądzę - Syriusz spojrzał porozumiewawczo na Huncwotów. Nie widząc sprzeciwu, dokończył -  że jesteście zbyt sztywne.
- Skąd takie podejrzenia ? - Lily łypnęła na niego spod przymróżonych powiek.
- Sztywne to są gacie cholernego Merlina , a nie my ! - warknęła dość głośno Meadowes. James przeleciał po wszystkich otępiałym wzrokiem.
- Przykro mi... - rozpoczął niepewnie -...ale jest w tym trochę prawdy. Myślę, że troszeczkę boicie się złamać regulamin...
- O nie - burknęła Evans stając ramię w ramię z Dorą - Wiecie co ? Udowodnimy wam, że też potrafimy zaszaleć. - odparła pewnym siebie głosem.
- Już szybciej ty ożenisz się z Rogaczem ,a Glizdek schudnie , sorry stary,niż wy pójdziecie na imprezę, nie przejmując się konsekwencjami. Bo tacy są tylko Huncwoci - mówiąc to, położył sobie rękę na sercu i wypiął dumnie pierś do przodu. Kilka dziewczyn z jego fanclubu westchnęło przeciągle, wlepiając w niego spragnione spojrzenia. Zauważając to, puścił im oko, posyłając przy tym swój najbardziej czarujący uśmiech.
- Nie doczekanie wasze! - odparła z godnością Lily i wstała. Wyszukała wzrokiem wysokiego blondyna i podeszła do niego.
- Hej, Mark, pamiętasz, jak proponowałeś mi bilety na Spetryfikowane Mandragory? - spytała słodko, uważając, by Huncowci nie usłyszeli jej słów.
- Jasne, Lily, jeśli chcesz, mam jeszcze kilka wolnych biletów. Możesz zaprosić przyjaciół - uśmiechnął się. Zawsze byli dobrymi kolegami, od pierwszej klasy.
- Super, mogłabym wziąć... - zamyśliła się - dziewięć? - spojrzała na niego niepewnie.
- Mam tylko sześć, ale mogę wprowadzić dwójkę. Przynieść ci je teraz?
- Jakbyś mógł mi dać teraz dwa, a pozostałe w dniu koncertu Huncwotom?
- Jasne, chodź.
Poprowadził ją schodami do dormitorium siódmoklasistów. Odwróciła się jeszcze i puściła oczko Dorcas. Szatynka podniosła kciuk w górę, a Huncowci podrapali się po głowie.
****
James leżał na łóżku z nogami na ścianie i studiował Mapę Huncwotów.
- Trzeba dopisać ten korytarz na trzecim piętrze - mruknął do Syriusza.
- I przejście obok do dormitorii dziewczyn - uśmiechnął się przyjaciel. Jakieś kilka dni temu przypadkiem odkryli przejście w ścianie. Bardzo ciasne i niskie, ale szybciej dostawali sie do dziewczyn, niż gdyby przechodzili po schodach.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Otwarte! Chyba, że jesteś Ślizgonem! - wrzasnął Syriusz.
Zza drzwi wyjrzał mały Gryfon.
- Mam wiadomość dla Jamesa - powiedział i wszedł.
- Się masz, Max - mruknał Rogacz i poczochrał malca po głowie. Odebrał od niego zwitek pergaminu.
- A, jakaś panna czeka na ciebie na dole - powiedział Max i puścił oko kuzynowi. Wyszedł w podskokach, a Łapa parsknął śmiechem.
- No idź, jeleniu, jakaś szalona dziewica czeka na ciebie!
- Chyba, że spotkała się już z tobą - odpowiedział zgryźliwie James i wyszedł.
- Hej! - obruszył się Syriusz, ale zaraz wzruszył ramionami.
*
Na dole stała Lily. Zdziwił się lekko i prawie parsknął śmiechem, pamiętając, co powiedział Syriuszowi przed wyjściem.
- Lilka? Co ty tu robisz?
- Czekam na ciebie - mruknęła - Dostałeś liścik od Dumbledora?
Spojrzał na swoją dłoń ze zwitkiem, owiniętym fioletową wstążeczką.
- Tak, ale nie zdążyłem rozwinąć. Co jest?
- Mamy do niego iść. Teraz, razem - poinformowała go i uśmiechnęła się nieśmiało - Idziemy?
- Tak, tak - odpowiedział w roztargnieniu i wcisnął liścik do kieszeni.
Droga do gabinetu dyrektora minęła szybko, zdążyli zaledwie porozmawiać o pogodzie, gdy stanęli przed gargulcem.
- Jakie jest hasło?
Lily odwinęła rulonik.
- Piekące lizaki - przeczytała. Gargulec odsłonił się i przepuścił ich an schody. Zapukali do drzwi.
- Proszę - odpowiedział im spokojny głos.
- Dzień dobry, profesorze - przywitali się równo i parsknęli śmiechem.
- Ach, to wy, zapraszam. Dropsa?
Lily pokręciła głową, ale James chętnie sięgnął do pudełka i wrzucił cukierka do buzi.
- Pewnie zastanawiacie się, po co tu was zawołałem. A więc, od razu przejdę do rzeczy. Na każdym balu z okazji rocznicy, na początku tańczą reprezentanci. Postanowiłem, że to wy dwoje będziecie głównym reprezentantami naszej szkoły. Jako pierwsza para wkroczycie do Wielkiej Sali w rytmie walca angielskiego! - Dumbledor klasnął w dłonie. Para Gryfonów siedziała jak sparaliżowana.
- Że mamy tańczyć? Razem? - spytał głupio James.
- Dokładnie tak! Ten bal jest po to, abyście się lepiej poznali, integrowali! A, jeszcze jedno. Umiecie tańczyć? - spytał wesoło.
- Umiem - odparła Lily. James przytaknął.
- Wspaniale! Niedługo pojawi się informacja o godzinach treningów, aby was podszkolić - mrugnął do nich - Możecie już iść - spojrzał na nich wyczekująco, a oni, rozumiejąc, że to koniec rozmowy, wstali.
- Do widzenia, profesorze - mruknął James, a Lily kiwnęła głową. Chłopak przepuścił ją w drzwiach i wyszli.
- Lily, wiem, że to może nie być szczyt twoich marzeń, nie chciałem wcale, by tak wyszło - spojrzał na nią przepraszająco.
- Przeciez to nie twoja wina! - zdziwiona podniosła na niego wzrok - Na prawdę, będzie super tańczyć jako pierwsza para.
James odetchnął z ulgą.
****
Drogi Jamesie!
Podczas każdej pełnej rocznicy istnienia Hogwartu, na balu występuje uczeń szkoły. Gdy rozmawiałem z panną Meadowes, stwierdziła, że świetnie byś się nadawał. Co ty na to? Wyślij mi karteczkę z odpowiedzią.
Miłego tygodnia.
                                                                                        Albus Dumbledore
Zamyślił się. Teoretycznie, mógł coś zaśpiewać, zagrać... ale nie sam! Wrzucił papier pod poduszkę i wyszedł z dormitorium. Rozejrzał się po korytarzu, patrząc, czy nikogo nie ma. Pchnął ścianę i wślizgnął się w ciasny otwór. Glizdogon nie mógł przez to przejść, ale pozozstala trójka nie miała z tym problemu.
Stanął przed drzwiami dormitorium dziewczyn. Zapukał parokrotnie.
- Proszę! - usłyszał wołanie. Otworzył drzwi i wetknął głowę.
- Dor, mógłbym cię prosić na chwilę? - spytał. Rozejrzał się po pokoju. Lily siedziała na łóżku i czytała książkę, spoglądając na niego. Alicja malowała paznokcie, Ann przeglądała jakieś pisemko. Nie były zdziwione obecnością któregoś z Huncwotów w ich sypialni, gdyż już dawno im się to udało.
- Już idę! - krzyknęła Szatynka i wyszła z łazienki w szlafroku. Gdy byli już w Pokoju Wspólnym
Dorcas zaczęła:
- Pewnie Dumbledor powiedział ci o moim wspaniałym pomyśle - uśmiechnęła się niewinnie.
- Dorcas, tyle razy mówiłem ci, że śpiewam dla siebie, czyż nie? - oparł się o ścianę, zakładając ręce na piersi.
- No tak, ale śpiewasz ślicznie! - skrzywił się, gdy to powiedziała. Nagle zaświtało mu w głowie.
- Zgodze się, jeśli ty zaśpiewasz ze mną - podniósł brwi i spojrzał na dziewczynę wyczekująco.
- O nie! James! - oburzyła się.
- No cóż, więc nie wystąpię - mruknął, chcąc odejść. W duchu zaśmiał się - wiedział, że i tak go zatrzyma.
- Nie! - uśmiechnął się - Zgadzam się!
- Och, naprawdę? - parsknął śmiechem i objął przyjaciółkę.
- Spadaj - warknęła i posłała mu kuksańca.
****
Usiadła na kanapie obok niego. Ogień trzaskał, bił od niego złoty blaski. Spojrzała mu w oczy i delikatnie pocałowała. Oddał pocałunek, sadzając ją sobie na kolanach. Całowali się długo, delikatnie, z uczuciem. Oderwała od niego usta i rozpięła pierwszy guzik swojej bluzki. Dosłownie go sparaliżowało. Po chwili nachylił się, i pocałował odkryte miejce, tuż pod szyją, obojczyki i znów szyję. Zaczęła ściągać mu koszulkę, całując słodko.
- James - powiedziała cicho. Nie, ona nie ma takiego niskiego głosu! - James! - ryknęła.
Zerwał się gwałtownie z poduszek. Stał nad nim Syriusz, trzymając w jednej ręce Mapę Huncwotów.
- Idioto! - wrzasnął i walnął go w bok. Syriusz złapał się za niego i spojrzał na Jamesa przerażony.
- Co ja ci zrobiłem? - pisnął.
- Musiałeś mnie teraz budzić!?
- Oho, czyżby jakiś przyjemny sen z panią Prefekt w roli głównej? -  Łapa sugestywnie poruszył brwiami. James z jękiem opadł na poduszki - No nie ważne, wstawaj, planowaliśmy tą akcję już od tygodnia!
Szukający ożywił się. Wsunął stopy w buty i narzucił na siebie bluzę. Po cichu dobudzili Petera i wyszli z dormitorium, by chwilę potem niezauważenie przemknąć przez Pokój Wspólny. Poruszali się bezdźwięcznie, dochodząc po chwili aż do lochów.
- Luniek, masz to ohydztwo? - spytał Syriusz, wyciągając rękę. Remus kiwnął głowa i wyciągnął fiolkę.
- Ale pamiętaj, trzy krople! - Syriusz przechylił butelkę i opróżnił trzy czwarte - Łapo! Miały być trzy krople!
Black zarechotał i z dumą patrzył, jak na wyznaczonym przez różdżkę Jamesa miejscu pojawia się gęsta maź. Rogacz przetransportował różdżką linę w metalowe kółko po przeciwnej stronie korytarza u góry filaru, idealnie trafiając. Przeciągnął ją niżej, tak, by zahaczyła o następne koło niżej i zawiązał ją w kole przy swoich stopach. Trzymając różdżkę w zębach, wszedł na linę, trzymając się jej również o góry. Przeszedł tak do końca korytarza i stanął po suchej stronie. Uśmiechając się, wyczarował drewnianą tratwę i przywiązał ją do linki umocowanej po boku ściany. Obok niej pojawiła się tabliczka, i różdżką wyżłobił na niej napis :
Tylko dla  dziewczyn - z wyjątkiem Snape'a!
Panowie dadzą sobie radę!
Zaśmiał się cicho i wrócił. Spojrzał pytająco na resztę, a gdy ci kiwnęli głowami, usunął dolną linkę.
- No ale zaraz ! - mruknął nagle Peter, z przerażoną miną - Jak JA tam się przedostanę?
- Spokojnie, Glizdek. O wszystkim pomyśleliśmy - uspokoił go James - kiedy będziesz chciał przejść, pukniesz w linkę, ale dyskretnie, a wtedy wypadnie skórzany pasek, którego się złapiesz, a on przeciągnie cię na drugą stronę!
Peter odetchnął z ulgą, a reszta chłopców wymieniła ze sobą dumne spojrzenia.
****
Otworzył oczy, zmęczony. Gdy wrócili do dormitorium, próbował przypomnieć sobie szczegóły snu. Niestety, zasnął, nic sobie nie przypominając. Chociaż w snach mógł pomarzyć, że są razem.
- Dalej, chłopaki, wstawać! - usłyszał głos Remusa i sięgnął po poduszkę. Otworzył jedno oko, celując w ruchomy cel. Rzucił bronią, idealnie trafiając w ucho. Przykrył się kołdrą, zanim Lunatyk zdążył sie obrócić.
- BLACK! - ryknął Remus i błyskawicznie skierował się w stronę łóżka szarookiego - Aquamenti!
Syriusz wyskoczył z łóżka jak oparzony, przeklinając pod nosem.
- Co ja ci zrobiłem !? - wrzasnął.
- Już ty wiesz, co mi zrobiłeś! - Lunatyk wzniósł oczy do sufitu, wziął torbę i wyszedł z dormitorium.
- No właśnie nie wiem! - pisnął Syriusz, dygocząc z zimna. James nie mogąc się dłużej powstrzymać, wybuchnął głośnym śmiechem.
***
Przed lochami panowało zamieszanie.
- Jak my mamy tam przejść?! - słyszeli pytania.
- Cisza! - krzyknął Syriusz. Uczniowie umilkli - Na prawdę nie wiecie, jak przejść na drugą stronę? Meadowes, wejdź proszę na tratwę wraz z koleżankami - spojrzał na dziewczyny, które w ciszy wykonały polecenie. Domyślając się, co robić, Dorcas pociągnęła za sznurek i powoli przepłynęły na drugą stronę - Brawo! Ale tratwa jest tylko dla pań. Tak zwani mężczyźni, powinni wiedzieć, że ta - wskazał na górę - lina do czegoś służy! Rogacz, zademonstruj.
James wywrócił oczami, przełożył torbę przez szyję i podskoczył, by złapać się liny. W pół minuty był już na drugiej stronie długiego korytarza, przeciągając się po linie. Zeskoczył zgrabnie na posadzkę. Dziewczyny jęknęły z zachwytem, niektórzy chłopcy spojrzeli z zazdrością. Piątka Gryfonek z ostatniego roku wywróciła oczami, ale na nich też to zrobiło wrażenie.
- Dziękujemy za ten wspaniały popis umiejętności, Potter, ale teraz proponuję usunąć tę przeszkodę - usłyszeli za plecami głos profesor McGonnagal.
- Kiedy ja nie wiem jak - odpowiedział niewinnie - Skąd przypuszczenie, że my to zrobiliśmy? Pokazaliśmy tylko naszym kolegom coś, do czego sami powinni dojść, a do czego my doszliśmy zaledwie parę minut temu.
Lily nie mogła uwierzyć, jak prawdziwie brzmi jego kłamstwo.
Może tak często to robił, że weszło mu to w krew?
****
- Lily! - zawołał, biegnąc przez błonia. Dorcas uśmiechnęła się ukradkiem i wymieniła spojrzenia z Rachel.
- Dogonię was - mruknęła Rudowłosa, stając w miejscu. Zaczekała, aż chopak do niej podbiegnie. Robiło się ciemno i chłodno, gdyż słońce zaszło prawie całkowicie.
- Hej - przywitał się, przeczesując włosy dłonią.
Uśmiechnęła się tylko i spojrzała wyczekująco.
- Lilka - zaczął - Wiem, że możesz mieć już partnera, ale jeśli nie, to zechciałabyś iść ze mną na bal? No wiesz, jako przyjaciele - uśmiechnął się zachęcająco - I tak będziemy musieli ustawić się razem, więc...
- Jasne, czemu nie, jako przyjaciele.
Oboje odwrócili wzrok. Ruda zadygotała z zimna. Miała na sobie tylko dżinsy i bluzkę z krótkim rękawem. Pokręcił głową rozbawiony i ściągnął bluzę.
- James, nie musisz - zaczęła, ale nie zdążyła nic więcej powiedzieć. Pociągnął jej ręce do góry i wsunął w bluzę. Była dwa razy większa niż jej, więc podciągnęła lekko rękawy. Dyskretnie wzięła oddech nosem, wdychając zapach - upajający, niebezpieczny.
- Masz ochotę na kakao? - spytał, zachęcająco wyciągając dłoń.
- Z przyjemnością - odparła i uśmiechnęła się.
*
Papieros... tak, ten papieros, co spalił się w połowie, posunął się o kawałek dalej. Jeszcze chwila, a jego resztki spadną na rozwaloną podłogę. I co wtedy?


Dor.

16 sierpnia 2013

14. And if you still breathing, you are the lucky one.



MUZYKA!!! <3 <3 <3

- Hej, mógłbyś zawołać Josha? - spytała przechodzącego Krukona, kolegę jej chłopaka.
- Jasne, Lily.
Chwilę później do korytarza wszedł jej chłopak. Poprawiał pośpiesznie krawat. Lily ze wściekłością zobaczyła, że ma ślad szminki na policzku.
- Lily! - powiedział zaskoczony, podchodząc do niej i całując w policzek. Odsunęła się ze wstrętem - Co jest? - spytał.
- Powiem tylko jedno : to koniec - oznajmiła chłodno, chcąc odejść.
- Czekaj - warknął zbity z tropu i złapał boleśnie jej odkryty nadgarstek.
- Nie! Myślisz, że nie wiem, kto pobił wtedy Pottera? Puszczaj!
- Aha! Więc chodzi o wspaniałego Pottera! - wrzasnął, zaciskając palce, powodując tym czerwone ślady na skórze dziewczyny. Syknęła z oburzeniem, jej policzki zrobiły się czerwone.
- Nie! Chodzi o to, jak się zachowujesz!
- Wiesz co? I tak miałem z tym skończyć. Niepotrzebnie dawaliśmy sobie drugą szansę.Taka z ciebie cnotka! Ustawiają się do mnie w kolejce, a ja jak idiota czekałem na ciebie!
- Jesteś świnią! - spoliczkowała go z całej siły - Chociaż dowody mógłbyś zmazać! - pokazała na ślad szminki na swojej dłoni i pchnęła mocno. Odepchnięty odszedł kilka kroków.
Złapał się za palący policzek, patrząc na nią wściekły. Lecz ona już go nie widziała, ponieważ zniknęła w mroku, chcąc dotrzeć do Pokoju Wspólnego szybciej niż James. Otarła spływające łzy wściekłości i bólu nadgarstka.

***

To wszystko w tamtej chwili wydawało się takie proste! Ze spokojem usiąść obok niej i porozmawiać tak, jak rozmawiają normalni ludzie...czy oni byli normalni?
- Ciepłe, gorące kakaułko! - z uśmiechem postawił przed nią filiżankę i opadł na kanapę.
- Mmm...ślicznie pachnie - powąchała parujący napój i wzięła łyka. Kakao poparzyło jej język.
- Znowu to samo - James zaśmiała się - Ile razy chcesz to jeszcze przerabiać? - spytał, wyczarowywując kostkę lodu.
- Nie wiem - jęknęła i wyciągnęła język. Szukający przybliżył kostkę do opuchniętego miejsca, przynosząc dziewczynie ulgę. W końcu kostka rozpuściła się całkowicie.
- Dzięki - uśmiechnęła się, rumieniąc lekko.
- Więc, po co szłaś wtedy z Dor i McGonnagal? - spytał, czując lekkie zakłopotanie. Tyle razy mówił sobie, że nie da się jej więcej omamić, przecież tak go upokarzała! Na początku roku sam sobie powiedział, że jest młody i ma jeszcze czas na dziewczyny, ale...jedno spojrzenie zielonych oczu i bach! Po nim.
- To ściśle tajne - szepnęła, teatralnie rozglądając się, czy nie ma nikogo dookoła.
- Możesz mi zaufać - odparł również szeptem.
- W październiku, trzydziestego pierwszego dokładnie, odbędzie się bal - powiedziała ucieszona.
- Hallowenowy? - spytał, nie rozumiejąc jej podniecenia. Ten bal odbywał się co roku.
- Też, ale bardziej chodzi o dziewięćset dziewięćdziesiątą rocznicę założenia Hogwartu! McGonnagal poprosiła mnie i Dorcas o zorganizowanie ludzi do pracy, trzeba wymyślić motyw przewodni, udekorować Wielką Salę, zrobić ogłoszenia!
Patrzył z uśmiechem, jak opowiada o tym zachwycona.
- Mogę wam pomóc - powiedział w końcu, patrząc na jej wyczekującą minę.
- Och, cudownie! Im więcej osób do pracy, tym lepiej! A teraz moja kolej.
- Teraz możesz pytać, o co chcesz.
Przez parę sekund panowała cisza.
- Jak to jest być bohaterem? - zadała pytanie, które pierwsze wpadło jej do głowy. Przez cały tydzień słuchała szeptów innych uczniów i wielokrotnie padło pytanie : " Ciekawe, jak radzi sobie z tym, że jest bohaterem?'.
- Nie jestem bohaterem. Przeze mnie zginął Alex.
- Nie przez ciebie. To wina V-Voldemorta i nie masz prawa się obwiniać.
- Nie rozumiesz, Lily. Gdybym zgodził się dołączyć do niego, to Alex by nie zginął, nikt nie miał by takiego koszmaru. Siedząc w tym lochu myślałem, że nie mam już po co żyć. On rujnował naszą psychikę, mówił, że nie mam już rodziców, nie mam ciebie, nie mam nikogo. Te myśli rozsadzały mi głowę. Już prawie wątpiłem w swojego najlepszego przyjaciela, to było nie do zniesienia. Prawie mnie złamał. Gdy Bellatrix rzuciła na mnie Cruciatusa, nawet nie pisnąłem, zamiast tego myślałem, że ty też byłaś torturowana. Przeraziło mnie to, byłem wściekły, a wściekłość dodawała mi siły. Wtedy zabił Alexa i wszystko się posypało. Po prostu taka moja rola w tym wszystkim, będę się zadręczał, bo prawda jest taka, że Alex zginął przeze mnie i koniec! Nikt nie wmówi mi, że to nie moja wina - mówił szybko i chaotycznie.
Zapadła cisza. Lily miała przyspieszony oddech, miała ogromne rumieńce, miała łzę na policzku.
- Nie płacz, nic, w tym co się stało, nie było z twojej winy. Nic.
Pokręciła głową.
- Gdyby nie ja, nic by się nie stało tobie. Alex by nie zginął - wyszeptała zduszonym głosem.
- Spójrz na to z drugiej strony. Wyszłaś z tego prawie bez szwanku i dzięki tobie ja mogłem uratować Alicję i Franka, całą resztę, oprócz... oprócz Alexa, bo ratowałem ciebie. Wiem, że to dość marne, ale taka jest prawda.
Po raz pierwszy przebyli taką rozmowę, po raz pierwszy James otworzył się przed kimś, oprócz Syriusza. Chciał dokończyć tę rozmowę i więcej nie otwierać się tak przed tą dziewczyną.
- Więc nie próbuj mi wmawiać, że to nie moja wina - powtórzył drżącym głosem. Pokręciła głową, po czym podeszła do niego i przytuliła. Oboje tego potrzebują, choć oboje się przed tym wzbraniają. Rozczochraniec siedział na fotelu, a Rudowłosa stała nad nim i przytulała z całej siły, chowając twarz w zagięciu jego szyi.
- Mimo wszystko, powinieneś znów normalnie żyć - wyszeptała.
- Nie mogę.
- Musisz. Jesteś dla wielu wzorem. Dlaczego więc nie pokażesz, że jesteś silny?
Odsunął ją od siebie.
- Jestem silny i o tym wiem. Nie potrzebuję nikomu tego pokazywać, Lily.
Rudowłosa usiadła na przeciw niego.
- A nie pomyślałeś, że wielu by to pomogło? Widzieć, że są ludzie, którzy chcą walczyć i mimo tego, co się dzieje, nie poddadzą się? Właśnie kogoś takiego chcą widzieć. Wiesz, przez te kilka lat byłeś dla mnie kimś, kogo nie mogłam rozgryźć. Widziałam w tobie tylko rozpuszczonego dzieciaka, a tu okazało się, że masz jeszcze rozsądek. Wiem, że byłeś pod maską, jak każdy z nas. Więc włóż ją znowu i dodaj ludziom siły. A Ślizgonom pokaż,  że nie złamiesz się tak łatwo.
- Według ciebie, to, że przeze mnie zginął człowiek, jest błahą sprawą?! Do czego mają się posunąć, by mnie złamać? - spojrzał na nią niedowierzająco.
- James, mimo wszystkich krzywd masz pokazać, że jesteś silny. I nawet śmierć Alexa przezwyciężysz.
- Chciałbym, żeby to było takie proste.
- Może jest?



"Jestem nie po to, by mnie kochali i podziwiali, ale po to, abym ja działał i kochał. Nie obowiązkiem otoczenia pomagać mnie, ale ja mam obowiązek troszczenia się o świat, o człowieka."
                                                                                                           Janusz Korczak



Opadła lekko obok niego.Zapadła cisza, podczas której każde dopijało swoją czekoladę, patrząc na siebie i próbując odgadnąć, co to drugie myśli. Lily odłożyła filiżankę i ze złością poprawiła włosy, które wpadły jej do oka.
Rękawy bluzki podniosły się nieco i oczom Jamesa ukazała się lekko czerwona pręga na nadgarstku Rudowłosej. Podążyła za jego wzrokiem i potrząsnęła ręką, by bluzka zakryła dłonie. Ukucnął przed nią i patrząc w oczy pytająco podniósł rękawy z powrotem.
- To nic takiego.
- Myślałem, że pani Pomfrey wyleczyła cię już kilka dni temu, mówiła, że wyszłaś z tego bez śladu.
- To nie od tego. Zerwałam z Joshem - przyznała, czerwieniąc się.
- Kiedy? - spytał.
- Jakąś godzinę temu, zanim przyszedłeś z czekoladą. A tak w ogóle, była pyszna!Dziękuję!
- Lily, nie zmieniaj tematu! To ten śmieć to zrobił? - wstał i wskazał na jej dłoń. Patrzył na nią ze złością.
- Daj spokój. To nie ma znaczenia, słyszysz?
- Jak to nie ma!? - spojrzał na nią, nie dowierzając.
- Proszę, obiecaj, że nic mu nie zrobisz. Wystarczy, że ja straciłam na niego tyle czasu.Proszę...
- Więc, no, obiecuję- odpowiedział z wahaniem i odchrząknął.
- Dziękuję.
Spojrzała mu w oczy, zniżając głowę na jego poziom.
Za blisko!, zdawali się krzyczeć oboje.
Ich usta były coraz bliżej, serca biły coraz szybciej, powietrze wokół nich jakby stanęło, stanął czas. Dzielił ich tylko centymetr, może mniej.
To złe!, znów zgodnie krzyczeli.
Jeszcze tylko kawałeczek...zapachy uderzyły do głowy niczym wino, oddechy ustały.
BUM!
Szarobury kot skoczył ze stolika wprost pod ich nogi. Odskoczyli od siebie gwałtownie, łapiąc oddech.
- Przepraszam - James odchrząknął.
- Przepraszam - powiedziała w tym samym momencie Lily.
Nagle wybuchnęli śmiechem, zupełnie nie pasującym do sytuacji.
- Dobranoc, James - wyszeptała Lily, gdy się uspokoili i weszła szybko po schodach, tylko raz wyglądając zza rogu i widząc, jak chłopak uderza pięścią w ścianę.
Odetchnęła głęboko i zniknęła za drzwiami sypialni.
- Gdzieś ty była?! - spytała Dorcas, zapalając lampkę obok swojego łóżka. Pozostałe dziewczyny chrapały.
- Tu i tam - szepnęła, ukrywając wielkie rumieńce.
Uklęknęła przed łóżkiem i wyciągnęła plik kopert. Otworzyła najmniejszą.


Spośród miliona gwiazd na niebie jest jedna, która świeci tak jasno i tak mocno, jak ja kocham ciebie.
                                                                                                                          J.P


Z koperty wypadła mała, całkowicie wysuszona różyczka.
Dorcas westchnęła.
- Czy coś się zmieniło? - spytała cicho i usiadła na ziemi, opierając się plecami o łóżko. Lily usiadła na przeciw niej.
- Nie wiem, Dorcas, nie wiem.


***

Odprowadził prefekt z Ravenclawu do jej Pokoju Wspólnego i wrócił czym prędzej do wieży Gryffindoru.  Padł na kanapę przed kominkiem. Leżał tak pół godziny, obserwując Lunatyka, gdy obok nich usiadł Black.
- Widzę, że się nockę zarwało - zarechotał Syriusz - Czyżby stała za tym jakaś panna?
- Zejdź ze mnie - jęknął i zamknął oczy.
To nie jego wina, że nie mógł zasnąć, przez pół nocy! To wina tej podstępnej, rudej, wrednej jędzy!
- Okej, widzę, że musiała ci dać w kość, w każdym razie, bardzo cię zmęczyła - Łapa uśmiechnął się niewinnie.
- Daj sobie spokój, kundlu! - burknął.
- Zrobiliście już wypracowanie na Transmutację? - spytał szybko Remus, chcąc nie dopuścić do kłótni.
- Że cooooo? - Łapa pokręcił głową i wzniósł oczy do sufitu.
- A ty zrobiłeś? - spytał James, nie podnosząc głowy spod poduszki.
- Jeszcze nie, ale...
- No to skąd wniosek, że my moglibyśmy już zrobić? Eh, Lunatyku, starzejesz się.

***

Po piętnastu minutach ciszy James zdążył dwa razy przysnąć, Syriusz chrapał na całego, a Remus dokańczał ćwiczenie zaklęcia Accio, choć zawsze wykonywał je świetnie. Dołączył do nich Peter, który nieudolnie próbował ściągnąć to, co napisał Lunatyk.
Usłyszeli zgrzyt zamka i otwierane drzwi. Najpierw zeszła Rachel, zaraz potem Lily, Dorcas, Alicja i Ann.
- Dobra, ja lecę. Zaraz mam szlaban -  mrugnął jeszcze porozumiewawczo do Syriusza, przeskoczył przez obręcz kanapy i wybiegł z Pokoju Wspólnego.
- James! Czekaj! - odwrócił się.
- Co jest? - zwolnił.
- No, tak się składa, że to ja mam z tobą szlaban. McGonnagal, podobnie jak Syriusz, myślą, że coś zdziałam. Ale już to za nami, prawda? - spytała niepewnie.
- Absolutnie - przyznał.
- No więc odbębnisz jakieś zadanie i będziesz wolny - uśmiechnęła się i od kluczyła gabinet , służący do odrabiania szlabanów, których pilnował któryś z Prefektów.
Wpuścił dziewczynę przed sobą i zamknął drzwi. Usiadł przy przygotowanym stoliczku i spojrzał na stosik papierów.
- Masz je przepisać, później możesz iść - rzuciła mu pióro, które zręcznie złapał i zabrał się do pracy. Lily w tym czasie otworzyła książkę i zagłębiła się w lekturze.
Szukający z ciekawością czytał niektóre papiery, niekiedy trafiając na imię i nazwisko swojego ojca. Znalazł interesujące pomysły na nowe kawały, na które nawet by nie wpadli.
Po godzinie pracy James zerknął na Rudowłosą. Nogi położyła na biurku i bawiła się kosmykiem włosów, przejeżdżając czasem palcem po dekolcie. Poczuł, jak robi mu się gorąco.
- Mogę otworzyć okno? - spytał i nie czekając na jej odpowiedź odwrócił sie tyłem i pchnął szklaną okiennicę. Zimne powietrze ostudziło nieco jego twarz. Spojrzał w dół, uśmiechnął i pokazał kciuk do góry. Usłyszał gwizd. Cofnął się parę kroków.
- Dobra, nara, Evans!
- Hej! - zawołała, patrząc, jak bierze rozbieg.
- Racja, zapomniałem! - podbiegł do niej, i pod wpływem impulsu pocałował ją w usta i jednym susem znalazł się na parapecie. Zasalutował jej z rozbrajającym uśmiechem i rzucił się do tyłu. Zszokowana podbiegła do okna i patrzyła, jak gładko ląduje na miotle, sterowanej przez Syriusza. Odlecieli w stronę zachodzącego słońca. Nie wiedzieli, że tej nocy Lily Evans na pewno już nie zaśnie.

***

Dorcas ze złością spojrzała w lustro. Nic nie układało się po jej myśli. Miała się zmienić, a wtedy on miał ją zauważyć! Uh! Stop! Przecież wcale nie robiła tej przemiany dla tego drania!
- Kogo ja oszukuję? - spytała samą siebie i zmyła makijaż z twarzy. Bez tuszu, pudru i błyszczyka wyglądała zupełnie inaczej. Znikała odważna i pewna siebie dziewczyna, a pojawiła się stara, dobra Dorcas.
Weszła pod prysznic, niszcząc starannie układaną fryzurę.
Umyła się szybko, po czym owinęła w puchaty ręcznik i wyszła z łazienki. W czasie jej toalety do pokoju zdążyła przyjść Lily. Przebierała się właśnie w wygodniejsze rzeczy. Miała płaski brzuch, była szczupła, ale piersi miała nie małe. Zganiła się w myślach za takie dziwne myślenie. Ona nigdy tak nie wyglądała. Owszem, nie była ani puszysta, ani z nadwagą. Miała za grube uda, za dużą pupę. Tak, to na pewno.
- O, hej Dor. Co tam? - Rudowłosa uśmiechnęła się.
- Okej, Lily. Muszę zrobić jeszcze esej dla Sprout. A ty? - ubrała się w piżamę.
Lily podeszła do niej ze zmartwioną miną.
- Co jest, Dorcas?
- Nic, Lily. Nie wiem, w ogóle jak zacząć ten głupi esej - posłała jej przepraszający uśmiech, mówiący " nie teraz!".
- Pomogę ci. Ale pamiętaj, jak tylko coś cię gnębi, możesz mi powiedzieć - przytuliła ją mocno i rzuciła się na swoje łóżko.
- Wiem, Lily. Wiem.

***

- Gdybyś widział jej minę - zarechotał James, biorąc butelkę Kremowego i opierając nogi o niższą ławkę. Stadion w porze zachodzącego słońca był bajeczny. Ostatnie promienie chowały się za koroną drzew. Tak samo piękny widok był znad jeziora, ale widział kto dwóch mężczyzn pijących piwo przy romantycznym widoku promieni słonecznych odbijających się od tafli wody?
- Ah, żałuję, że nie widziałem. Ale to sukces! Nie dostałeś w twarz, nawet nie krzyknęła!
- Bo nie zdążyła - zaśmiał się, biorąc łyka z butelki.
- Wszystko się zmieniło, prawda? To już nie jest ten sam Hogwart, co kiedyś - Syriusz spojrzał poza horyzont.
- My nie jesteśmy tacy, jak kiedyś.
- Niby tak, ale chodzi mi...ludzie boją się wyciągnąć nos zza drzwi, Voldemort porywa niewinnych, zabija, torturuje, niszczy wioski, nas też czeka taki los, gdy skończymy szkołę.
- Ja nie mam zamiaru chować się w domu. Poza tym, od kiedy dorośliśmy, nic nie jest takie samo. No, bo zobacz, jesteśmy odpowiedzialniejsi, nasza paczka zżyła się.
- Tak, to jest dobre. Myślisz, że to tylko dzięki przekroczeniu siedemnastki? - Syriusz spojrzał na Jamesa pytająco, bawiąc się swoją butelką.
- Nie, myślę, że to przez ten strach. W końcu lepiej umierać mając przy sobie bliskich, niż nieznajomych, nie? - Rogacz wzruszył ramionami.
- A ja myślę, że to coś więcej, szczególnie jeśli chodzi o dziewczyny.
- Czy ja wiem? Z Dorcas zawsze byliśmy blisko, z Rudzielcem już w zeszłym roku, Ala była z nami, bo Frank był, a Ann, bo Remus - pomachał rękami, pokazując, jakie to wszystko pokręcone - Zresztą wiesz, jak to dziewczyny, chcą mieć kogoś, kto zapewni im bezpieczeństwo.
- Może masz rację?
- Ja zawsze mam rację, Łapo - posłał mu przyjacielskiego kuksańca.
- Szczególnie wtedy, gdy mówiłeś, że rudowłosa diablica tym razem się z tobą umówi - pokazał mu język. Zachowywali się tak, jak kiedyś, gdy oboje byli jeszcze dziećmi,a  już łączyła ich silna więź, coś więcej niż bracia.
- Mam jeszcze cały rok, nie? - uśmiechnął się.
- Myślałem, że dałeś z nią spokój - zdziwił się Black.
James potargał włosy.
- Czy ja wiem? Chyba nie daję rady.
- Ale cię wzięło! - jęknął Syriusz - to tak na poważnie?
Dotąd tylko Dorcas wiedziała, że to AŻ tak na poważnie.
- Tak, Syriusz. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale po prostu ją kocham, pisałem wiersze i piosenki, to dzięki niej zacząłem grać. Ale nie chciałem ci mówić, to strasznie babskie.
Syriusz zamarł.
- Stary, ty ją kochasz ! - krzyknął, zdumiony swoim błyskotliwym odkryciem.
- Dobrze, że mi powiedziałeś - James podniósł do góry jedną brew.
- A te wszystkie panny?
- Były, bo ona nie chciała być ze mną, a ja nie chciałem być sam.
- No, to w sumie ma sens.
- Dobra, dość o tym. Gadamy, jak jakieś baby - Rogacz wywrócił oczami i wziął potężny łyk Kremowego.
- Dobrze czasem tak pogadać - stwierdził filozoficznie Syriusz.
- No, może masz rację, ale nie lubię mówić o swoich uczuciach - James wywrócił oczami.
- Jak jakiś mężczyzna - Syriusz uśmiechnął się i puścił mu oko.
- A co tam w twoim życiu uczuciowym? Już dawno nic mi nie mówiłeś - mruknął oskarżycielsko James.
- Czy ja wiem? Czasem się z kimś umówię, na jedną noc, albo na wypadzik do wioski, ale to wszystko.
 - Czyli po staremu - Rogacz uśmiechnął się huncowcko. Dobrze, że Łapa nie zmienia się tak bardzo.
- Oj nie, Rogaś. Prawie nic nie jest po staremu. Oby Huncowci pozostali - stuknęli kuflami i wypili do dna.

*

Pamiętacie mocno rozwalony pokój? Ten, wypełniony dymem papierosowym? Papieros spalił się już prawie w połowie.