20 czerwca 2013

11. Nobody said it was easy.





- Potter!
Odwrócił się  na dźwięk swojego nazwiska, ale gdy tylko ujrzał osobę, która go zawołała, zaraz przyśpieszył kroku.
Wściekły chłopak podbiegł do niego i szarpnął za ramię. James z satysfakcją zauważył, że Josh  był od niego  niższy i zdecydowanie mniej umięśniony.
- Czego? - rzucił opryskliwe i wyszarpnął się spod jego ucisku.
- Zostaw moją dziewczynę w spokoju! - Josh zaakcentował słowo "moja" i uśmiechnął się z satysfakcją.
- O co ci chodzi, Tomphson ? - spytał znudzony.
- Zmusiłeś ją, by szła z tobą na ślub waszej przyjaciółeczki, łazisz za nią! - chłopak Lily założył ręce na piersi i powoli robił się czerwony na twarzy.
- Do niczego jej nie zmuszałem, a to, że nie chce iść z tobą, to nie moja wina. Żegnam! - Rogacz odwrócił się napięcie, ale przed sobą ujrzał chłopaka Dorcas.
Sytuacja robiła się coraz bardziej dla niego groźna, był sam na ich dwóch. Mimo to wywrócił oczami z dezaprobatą.
- Sam byś sobie nie poradził? Potrzebujesz kolegi? A co byś powiedział, gdyby okazało się, że Evans po prostu woli mnie ? -spytał drwiąco i odwrócił się by odejść.
Poczuł silne szarpnięcie - chłopak Dorcas obrócił go w stronę Josha, a ten walnął go pięścią w twarz. Poczuł metaliczny smak krwi na wardze. Już chciał mu oddać, gdy ci odbiegli, spoglądając na coś poza nim. Odwrócił się prędko i na jego szczęście ujrzał tylko nauczycielkę od Wróżbiarstwa, która mruczała coś cicho do siebie.
Odetchnął głęboko i spojrzał za siebie, gdzie za rogiem znikał kawałek szaty Josha.
Tchórz, pomyślał, pieprzony tchórz!

***

Biegiem pokonał kolejne korytarze, by stanąć w końcu na najwyższej, nieużywanej wieży.
Znalazł ją kiedyś wraz z Syriuszem, lecz tylko on czasem jej używał.  Na podłodze leżały wielkie poduchy, koce, stała mała biblioteczka, niski stolik, a naokoło były okna.
Poluźnił deskę w podłodze, by sprawdzić czy jego zapiski wciąż tam są. Z ulgą stwierdził, że leżą tak, jak je zostawił.
Usiadł na poduszce, położonej na parapecie okna. Nie było tu szyb, podobnie jak w Sowiarni, dlatego wyczarował sobie kiedyś kratki, w razie gdyby przypadkiem się osunął.
Dotknął palcem spuchnietej wargi. Ze złością zobaczył na nim krew.
Nie rozumiał, co Lily widzi w tym beznadziejnym tchórzu.
I pojawiło się to najgorsze pytanie w życiu każdego chłopaka:
Co on ma, czego ja nie mam?
Tak, na pewno każdy chociaż raz zadawał sobie to pytanie.
Tak nie powinno być. 
Każdy z nas jest wartościowym człowiekiem, który ma szansę na miłość. A to, że obiekt naszych westchnień tego nie zauważył, to tylko i wyłącznie jego strata.
Nasze miłości zmieniają się, łamią serce, dają radość.
To, że raz ci się nie udało, nie przekreśla całego twojego szczęścia.
Wiadomo, trudno będzie przebywać z osobą, którą kochasz, ale to z czasem minie.
I James też to wiedział, tylko co z tego, jeśli jego miłość była za mocna?
Ten ucisk w sercu, gdy widzi ją z innym. Przyśpieszone bicie serca, rumieńce na twarzy, chęć zaimponowania... to wszystko normalna rzecz.
Nagle prychnął. Był żałosny! Jak można przez cały czas myśleć o nieszczęśliwej miłości?
Powinien skupić się na quidditchu, na nowych kawałach, na nauce...
No właśnie, nauka - jak brzmiało to cholerne zaklęcie?!

***

- Proszę.
Czworo uczniów weszło do dużego gabinetu, gdzie na ścianach wisiały portrety byłych dyrektorów. Profesor Dumbledore stał obok swojego krzesła i machał do nich zachęcająco. Mial poważną minę, ale oczy wypełnione były radością, którą zresztą często było u niego widać.
Usiedli na wskazanych miejscach i wlepili pytający wzrok w stronę dyrektora.
- Przybyliście tu, aby dowiedzieć się, co takiego ważnego mam wam do przekazania. A jest to naprawdę wielka i niesłychanie tajna rzecz. Przyrzekacie, że nic nie wyjdzie poza ściany tego gabinetu? - spojrzał na nich przenikliwie.
Każde z nich kiwnęło głową, czując podniecenie i ciekawość.
- Parę lat temu, założyłem tajną organizację, walczącą w imię dobra. Działamy dyskretnie, zaczynając od małych rzeczy, kończąc na wielkich - Dumbledor wyciągnął z szuflady pergamin - Do tej organizacji należą już twoi rodzice, James, oraz twój tata, Remusie. Zakon Feniksa, bo tak się nazywamy, jest dla ludzi, którzy chcą w przyszłości zaznać spokoju.
- Tak! A więc i ja chcę być w Zakonie! Wreszcie będziemy mogli działać! - Jamesowi zabłysnęły oczy, poczuł nadzieję, że kiedyś zazna należytego spokoju, bez strachu o rodzinę i przyjaciół.
- Nie tak szybko,  James. Póki co, jeśli chcecie należeć do Zakonu Feniksa, waszym zadaniem będzie nauka - spojrzał na całą czwórkę twardo, choć nie oczekując, że któryś się nie oburzy.
- Mamu się uczyć?! Moglibyśmy robić tyle rzeczy, ja chcę działać! - Łapa potwierdził myśli dyrektora.
- Zakon potrzebuje wykształconych uczniów, a jedyne, co również możecie robić, to dyskretnie podsłuchiwać podejrzane osoby. Jestem pewien, że Lord Voldemort ma tu kilku swoich zwolenników - Dumbledor zamoczył pióro w atramencie i spojrzał wyczekująco w stronę Jamesa.
- Chcę walczyć o nasze dobro, byśmy kiedyś żyli w lepszych czasach - powiedział James i złożył swój podpis na pergaminie.
- Ja chcę pokazać mojej rodzinie, że jestem czegoś wart i będę walczyć o nasz spokój - Syriusz wziął do ręki pióro i napisał swoje imię i nazwisko.
- Syriusz, oczywiście, że jesteś czegoś wart i jestem pewien, że nie musisz tego nikomu udowadniać - dyrektor uśmiechnął się ciepło.
Syriusz kiwnął głową z wdzięcznością.
- Moi drodzy, pamiętajcie, że póki co nie należycie pełnoprawnie do Zakonu. O tym porozmawiamy dopiero gdy skończycie szkołę, czy wyrażam się jasno ? Żadnych akcji na własną rękę - Dumbledore spojrzał na nich uważnie. 
Był dumny z tej czwórki uczniów, która chciała pokonać zło i wiedział, że każdy z nich jest bardzo wartościowy.
Zgodzili się natychmiast. 
Pergamin podpisali także Remus i Peter, przysięgając, że wszystko, co zostało powiedziane w gabinecie dyrektora Hogwartu, z niego nie wyjdzie.
- Wiecie, aby nikomu o tym nie mówić - kiwnęli głowami, ale zatrzymał ich jeszcze głoś dyrektora - I musicie wiedzieć, że w tych mrocznych czasach nie ma większej potęgi niż miłość i pojednanie. Pamiętajcie o tym, drodzy Huncwoci.
Nie zapomnieli. Nigdy.

***

Po rozmowie z Dumbledorem każdy czuł się inaczej.

Peter był zlękniony, ale i pełen dumy, że dyrektor mu zaufał. Poprzednie zdarzenia nie miały znaczenia - trzymał się blisko Huncwotów, stał się bardziej zamknięty w sobie - postawił się Ślizgonom i mimo tortur, jakie mu zafundowali nie załamał się i nie przystał na ich propozycje.
Choć czy obietnica, że nikomu nic nie powie nie była złamaniem, Peter ?

Remus był teraz szczęśliwszy, niż przez całe swoje życie. Mógł walczyć o dobro swoje i przyjaciół razem z nimi. Skoro nigdy nie zdobędzie dobrej pracy przez swój mały "futerkowy problem",  to chociaż przyczyni się do tego, że świat kiedyś uwolni się od terroru Voldemorta.
I wtedy Remusie, będziesz spał spokojnie.

Syriusz był zawzięty i pełen zapału. Przeklinał w duchu tych wszystkich śmierciożerców, lecz cieszył się, że będzie mógł im dokopać. Pokaże swojej rodzinie, że jest lepszy i przy odrobinie szczęścia powalczy z Regulusem lub Smarkiem. Wiedział, że będąc w Zakonie będzie mógł walczyć o to, co kocha. Podświadomość mówiła mu, że chodzi również o zapewnienie bezpieczeństwa przyjaciółkom, a w szczególności - Dorcas.
Lecz Syriuszu, słuchasz swojej podświadomości?

James cieszył się , że będzie mógł odpłacić się poplecznikom Voldemorta, którzy zaatakowali jego tatę oraz rodziców Lily. Chciał w przyszłości  założyć rodzinę i żyć w spokoju, nie bojąc się o to, że następnego ranka obudzi się obok martwej żony i dzieci. A najważniejsze było zapewnienie bezpieczeństwa przyjaciołom i rodzinie oraz nawet niewinnym mugolom, w końcu co to dla nich rzucenie ochronnego zaklęcia na dzielnice? Może kiedyś uratuje to życie tym obcym dla niego ludziom. Tak, chciał pracować dla dobra wszystkich, nie tylko dla siebie.
Ah, Jamesie Potterze, jakiś ty dobry!

Cała czwórka chciała dobra świata i cała czwórka wiedziała, że to będzie ogromne wyzwanie.Musieli wiele poświęcić, by w końcu dojść do upragnionego szczęścia. A to będzie trudne.
I było.

***

- Właściwie, James, co ci się stało w wargę? - spytała Rachel, moszcząc się wygodniej na fotelu.
James wyczuł pod językiem nabrzmiałą wargę i zaschniętą krew, a rana momentalnie zaczęła go piec.
- Wywróciłem się - odparł prosto, udając, że bardzo pochłania go książka do transmutacji. Nie miał zamiaru już się nad sobą użalać, nie miał zamiaru mówić Lily, że jej chłopak jest totalnym zerem. Wystarczyło, że on to wiedział.
- A tak na serio? - Rudowłosa podniosła brew do góry.
- Czy to ważne? Zaliczyłem orła i koniec - wzruszył ramionami.
- Coś ci nie wierzę - Lily zmarszczyła brwi.
- Wcale o to nie proszę - odparł. Wstał gwałtownie i odrzucił książkę na fotel. Przechodząc obok Lily nachylił sie nad nią i wyszeptał:
- Wcale nie mam zamiaru mówić ci, że twój chłopak to totalny tchórz i kretyn.

***

Szła bezmyślnie w stronę Pokoju Wspólnego, rozpatrując w myślach to, co powiedział jej James.
Już od kilku dni rzeczywiście zastanawiała się, czy nie powiedzieć James'owi, że sprawa z Josh'em jest już skończona.
Usłyszała jakiś szmer. Nerwowo poprawiła torbę, zacisnęła dłoń na różdżce i przyśpieszyła kroku.
Coś, co za nią szło było coraz bliżej, teraz już biegła, byle jak najszybciej znaleźć się pod portretem Grubej Damy.
Zdążyła tylko wrzasnąć, gdy nagle coś od boku zasłoniło jej buzię i wciągnęło w ciemność.

***

- Jasne, a potem zamkniemy ją z tym kotem od Franka!
- Ej, ja nie pozwolę na to, żeby ta okropna szczota od kibla miziała się z moim kotem! Fu! - zaprotestował Longbottom, przy zbiorowym śmiechu Huncwotów.
Ich rozmowę przerwał bardzo głośny trzask portretu i spanikowany głos Dorcas. Black czym prędzej do niej podbiegł.
- Co się stało, Dorcas? - spytał łagodnie.
- L-ily zaginęła! Słyszałam tylko jej krzyk, śmiech Ślizgonów,jestem pewna, że to oni, pobiegłam w tamten korytarz, ale tam leżała tylko jej t-torba! -  wymamrotała nieskładnie i zaciągnęła się szlochem. Syriusz niewiele myśląc przytulił ją do siebie, a ponad jej głową popatrzył na przyjaciela, który już był u szczytu schodów prowadzących do ich dormitorium
- Mapa!
Odpowiedział mu trzask drzwi.
James odrzucił gwałtownie kołdrę  i chwycił Mapę Huncwotów.
Te dwa słowa -  "Lily zaginęła" - i cały świat się zawalił.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego! - wypowiedział szybko.
Przeleciał wzrokiem po kropkach z oznaczonym imieniem i nazwiskiem, szukając tą z napisem 'Lily Evans'.
I nagle ją znalazł. Przez ułamek sekundy była na skraju Mapy otoczona kilkoma Ślizgonami i nieznanymi mu nazwiskami, a później zniknęła.
Rogacz złapał za różdżkę, wepchnął Mapę do kieszeni spodni i wybiegł z pokoju, prawie lecąc przez schody wypadł do Salonu Gryfonów.
- Lily jest w Zakazanym Lesie. Dorcas, Ann, biegniecie po dyrektora, Alicja i Rachel po pielęgniarkę, a my idziemy po Lily.
Nikt nie śmiał się mu sprzeciwić. Wybiegli z Pokoju Wspólnego, a później każdy ruszył w swoją stronę.

***

- Daj spokój, James, nie ma jej tu! - Remus pociągnął Pottera za ramię.
- Zostaw mnie -wycedził Rogacz, wyrywając się spod uścisku przyjaciela.
- Nie rozsądniej byłoby poczekać na dyrektora? - zauważył Lunatyk.
- Nie.
- Szukaliśmy wszędzie, może jest już w zamku? - spytał Syriusz, pocierając brodę.
-Żartujesz sobie, tak? Dorcas słyszała ją i Ślizgonów, ja widzę, jak wraz z nimi znika z Mapy, ale tak! Na pewno leży sobie w łóżku, dziwiąc się gdzie jesteśmy w tak zimną noc! A Ślizgoni na pewno śpiewają jej teraz kołysankę! - James rzucił im jeszcze zimne spojrzenie, po czym odszedł, wchodząc w następne krzaki.
- Mam nadzieję, że Evans jest tego warta - warknął Syriusz i pociągnął resztę w stronę kolejnych drzew.
Naprawdę traktował Lily jako swoją przyjaciółkę, ale przy niej James tracił zdolność do trzeźwego myślenia.

*

Szukał samotnie już od kilku godzin. Palce i nos zdrętwiały mu z zimna, nogi powoli odmawiały mu posłuszeństwa.
I nagle usłyszał to, na co tak długo czekał, a jednocześnie go przeraziło.
Krzyk Rudowłosej rozniósł się po lesie. Zmienił się w jelenia i pognał za zwierzęcym instynktem, czując coraz większy strach o najważnieszą dziewczynę w jego życiu.
Bezszelestnie wszedł między ostatnie drzewa i stanął jak sparaliżowany.
Wrócił do ludzkiej postaci i wyciągnął z kieszeni lusterko.
- Syriusz - szepnał.
Przez chwilę nic się nie wydarzyło i już chciał schować komunikator do kieszeni, gdy pojawiła się tam rozczochrana głowa przyjaciela.
- Rogacz, co się stało?!
- Pamiętasz, gdzie znaleźliśmy tego małego jednorożca w szóstej klasie? - spytał szybko, mając nadzieję, że Łapa wszystko usłyszy.
- Tak.
- Znalazłem ją, przybądźcie jak najszybciej.
Schował lusterko i przymknął oczy.
Pierwsze zaklęcie poleciało w stronę śmierciożercy, trzymającego Lily.
Potem rozpętała się burza.