10 grudnia 2014

29. A łzy wciąż płyną.

Hej !
Mam kilka spraw :
1.  Pamiętajcie, że Dorcas jest także przyjaciółką Jamesa, więc niedziwne, że jej też mówi większość rzeczy.
2. Przecież mogą popełniać błędy, nie ? Nie chcę, żeby w moim opowiadaniu byli idealni.
3. Moim zdaniem James przez wielu jest nie doceniany. Zawsze słyszę tylko, że jest okropny, bo torturował Severusa <nad tym nie będę się teraz rozwodzić, ale też mnie to wkurza>. No, a tak naprawdę, skoro na ostatnim roku się zmienił, to jakoś ta przemiana musiała wyglądać, a Lily na pewno nie zmieniła zdania w trzy sekundy !
4. Dziękuję wszystkim za komentarze, nawet jeśli to krytyka, bo to również się przydaje :)
5. Nie wiem, czy uda mi się coś napisać do świąt, ale bardzo się postaram :)
6. Życze miłego czytania !

Lilka.

***********

* ! MUZYKA ! *

Rozstali się na dworcu King Cross i każde z nich deportowało się do swoich domów.
Dorcas, Syriusz i James wyciągnęli różdżki, gdy tylko wylądowali w Dolinie Godyka. Wyszli zza kościółka i ruszyli kamienną uliczką w stronę widocznego lasu. Po kilku minutach wesołych rozmów dotarli do domu Dorcas.
- No więc, wesołych świąt ! - dziewczyna objęła Jamesa, a ten odwzajemnił uścisk i podniósł ją kilka cali nad ziemię.
- Nie daj się kapryśnej Jenny - zaśmiał się, gdy jęknęła.
- A wy Zackowi, Joshemu, Robertowi, Codyemu...
- Starczy ! - James puścił ją z obrażoną miną - Wygrałaś !
Zaśmiała się. Odwróciła się w stronę Syriusza. Miała wrażenie, że obaj słyszą jej głośno bijące serce. Na szczęście jej zażenowanie trwało chwilę, gdyż Black po prostu podszedł do niej, objął ją i życzył wesołych świąt, obiecując, że zjawi się za kilka dni.
Zawiedziona posłała im uśmiech i pchnęła furtkę swego domu. Poczuła, jakby ktoś wylał na nią kubeł wody. Domyśliła się, że właśnie przeszła przez barierę zaklęciową. Z nietęgą miną ruszyła ku domu.
- Doruś ! - jej mama otworzyła drzwi, gdy była na schodkach.
Dziewczyna uśmiechnęła się i wtuliła w mamine ramiona.
- Coś się stało ? - Elen pogłaskała córkę po włosach.
- Nic, mamuś, nic - Dorcas uśmiechnęła się i zamknęła za nimi drzwi, bo zimno wpadało do środka.
Za oknem znów padał śnieg, do tego na wszystkich drogach pojawił się lód.
- Dorcas - ojciec wyjrzał z sąsiedniego pokoju. Miał na sobie dopasowany garnitur, ale na jego policzku widniała mąka i czekolada.
- Miałeś nie podjadać ! - mama Dorcas czym prędzej wróciła do kuchni, ciągnąc rozbawionego męża za rękę.
Tylko w święta jej tata potrafił być tak miły, rozluźniony i z poczuciem humoru. W normalne dni był surowy i prawie że zimny.
Rozebrała się i westchnęła. Zaklęciem posłała torbę  do góry,a po chwili zastanowienia również swoje kroki skierowała do pokoju.
To, że spojrzała w prawo było silniejsze od niej. Michael wesoło machał do niej na jednej z fotografii.
Nie okazywała w Hogwarcie tego, że wciąż po nocach płacze z jego powodu, że wciąż nie pogodziła się z jego śmiercią. Nie chciała słów pocieszenia, czy współczujących spojrzeń. Teraz jednak, gdy tylko weszła do swojego pokoju mogła rzucić się na łóżko i płakać, tylko, że tego nie zrobiła.
Postawiła kosz na śmieci na środku pokoju. Zgarnęła wszystkie maskotki spod i z łóżka i dziecinne plakaty ze ścian. Otworzyła szufladę i wysypała z niej wszystkie listy. Oddzieliła te dla Syriusza, które pisała w zeszłym roku, od listów przysłanych jej przez przyjaciół czy rodzinę. Te pierwsze położyła obok misiów.
Otworzyła okno i chwilę później wrzuciła wszystko do kosza na śmieci. Machnęła różdżką.
Pierwsza maskotka zajęła się ogniem, a po niej kolejna wraz z listami.
Wyciągnęła z torby zdjęcia i plakaty, które udało jej się zdobyć w Hogwarcie.
Obok reszty fotografii na ścianie powiesiła kilka nowych, jedno z koncertu Spetryfikowanych Mandragor. W centrum jej małej kolekcji pojawiło się zdjęcie jej i Michaela. Następnie na ścianie powiesiła kolejny plakat Beatelsów, a także Jęczących Wiedźm.
Spojrzała na swoją pracę zadowolona i w końcu spojrzała za okno. Przełknęła ślinę.
Wzięła różdżkę z łóżka i machnęła. Resztki spalonych rzeczy w koszu zniknęły.
Zeszła cicho na dół i założyła kurtkę i buty. Otworzyła drzwi.
- Wychodzę ! - krzyknęła i wyszła, zanim ktokolwiek zdążyłby ją zatrzymać.

" If only I had the strenght
  to see those people, all so lonely as me "



********

Ścisnęła mocniej różdżkę w kieszeni.
Szła po lekko stromej uliczce w stronę kościółka. Minęła niewysoki wojenny pomnik i bar. W końcu przystanęła i wzięła głęboki oddech.
Pchnęła furtkę na cmentarz i zaczęła szukać grobu Michaela. Krążyła między alejkami, gdzie nigdzie odgarniając różdżką śnieg.
Po kilku minutach trafiła. Jego grób był zadbany, jako jeden z niewielu na tym cmentarzu.
Usiadła na lodowatej ławeczce i wyczarowała świąteczny wieniec. Trzymała go w rękach i bawiła się zielonym listkiem.
- Powinieneś to być - uśmiechnęła się, czując, jak zbiera jej się na łzy - Powinieneś siedzieć tu ze mną, a później wrócić do domu. Powinieneś ze mną znosić kapryśną Jenny i wujka Geralda. Powinieneś tu być, do cholery - pociągnęła nosem - Możesz się tylko cieszyć, że nie musisz widzieć już tego całego szajsu. Voldemort i Śmierciożercy działają mi już na nerwy, wiesz ? - położyła wieniec na jego grobie i zaczarowała go, żeby pozostał świeży jeszcze przez kilkanaście dni - Nie wiem co mam robić. Odbiera mi to, co kocham. Nikt nie może czuć się już bezpiecznie. Po tym, co tobie się stało, mamy więcej ludzi w domu na święta, wiesz ? Dzięki wielkie - uśmiechnęła się - Zamknęłam pokój zaklęciem, żeby bliźniaczki się nie dobrały. Powinieneś je widzieć, kiedy przemykały za moimi plecami.
Rozejrzała się, czy nadal jest sama i rozpłakała się.
- Powinieneś, Michael - otarła łzy - Powinieneś...
Usłyszała za sobą szelest. Ścisnęła mocniej różdżkę i odwróciła się. W jej stronę zmierzała niska blondynka w czerwonym płaszczu i białej czapce. W ręce trzymała bukiet kwiatów.
- Cześć - dziewczyna usiadła obok niej i spojrzała na nią załzawionymi oczami.
- Znamy się ? - Dorcas otarła ostatnie łzy z policzków.
- Jestem Natalie - Blondynka wyciągnęła rękę.
- To ty... - Meadowes po chwili oporu uścisnęła wyciągniętą dłoń.
- Wiem, że możesz mnie nie lubić.
Dorcas prychnęła.
- Michael nie wrócił do domu. Był z tobą - mruknęła.
Dziewczyna pokiwała głową i
- Chciał wrócić - odpowiedziała Natalie - Żałował tego, co wam zrobił. Chciał wrócić, szczególnie dla ciebie.
- I nie wrócił - Dorcas znów zaczęła płakać.
- Wtedy pojawili się oni, Śmierciożercy - westchnęła dziewczyna - Kręcili się na przydzielonym nam obszarze. Zabijali ludzi, palili domy. Michaelowi udało złapać się jednego, wsadził go do Azkabanu.
- Zemścili się - szepnęła Dorcas i pociągnęła nosem.
- I  okazało się, że Michael jest chory. Chciał mnie zostawić - Natalii też zaczęły płynąć łzy po zaróżowionych policzkach - Ale ja go kochałam. Naprawdę. Wiedziałam, że załapał tę chorobę od swojej byłej dziewczyny, która umarła. Wiedziałam, że ją kochał i prawdopodobnie nigdy nie pokocha mnie tak jak jej, ale obiecał, że zawsze będzie mi pomagać, nieważne, czy się we mnie zakocha czy nie. Zaufaliśmy sobie. I w końcu po dwóch miesiącach powiedział, że naprawdę pokochał mnie tak mocno, jak ja jego... - zawiesiła głos.
Dorcas spojrzała na dziewczynę. Doszło do niej, że niezupełnie potrzebnie winiła ją za brak Michaela w jej życiu.
- Planowaliśmy nawet ślub. Mieliśmy zamiar przyjechać tu, chciał to zrobić w tym kościele - machnęła ręką na budynek obok - Chciał być wtedy z wami. Byliśmy już  spakowani, gotowi do drogi.
Dorcas coraz bardziej zszokowana słuchała opowieści Natalie. Łzy wciąż płynęły i ginęły gdzieś w jej szaliku.
- I wtedy nas znaleźli. Wiedzieli, że to Michael wsadził jednego z nich. Nie mam pojęcia, jakiego zaklęcia użyli, ale to przyśpieszyło rozwój choroby, coś pękło w jego organizmie. Kazał mi się schować - płacz ścisnął jej gardło i opuściła głowę, a Dorcas złapała ją za rękę.
- Co dalej ? - wyszeptała.
- Nie chciałam go słuchać, ale on błagał, nie chciał, żeby stało się coś mi i... - spojrzała na Dorcas - i dziecku.
Meadowes niedowierzająco skierowała spojrzenie na jej brzuch.
- To dopiero piąty miesiąc, jestem zbyt szczupła, żeby było widać - uśmiechnęła się smutno, dotykając brzucha -  Nie chcieliśmy, żeby to tak wyszło. W końcu go posłuchałam. Nigdy nie chciałam go zostawiać, ale błagał mnie. Chciał to dziecko, chciał jego i mojego bezpieczeństwa.  Więc najszybciej jak mogłam, opuściłam tamto miejsce i zatrzymałam się u rodziców.
- Nie było cię na pogrzebie - Dorcas spojrzała na nią pytająco.
- Byłam - odpowiedziała Natalie - Tylko nie wyglądałam jak ja.
- Mogłaś podejść - Meadowes wytarła rękawiczką policzek i spojrzała na swoje wypielęgnowane paznokcie.
- Chciałam. Uwierz mi, że chciałam. Stwierdziłam jednak, że obecność tamtego chłopca ci wystarczy.
Dorcas pokręciła głową.
- Nieważne. Muszę przedstawić cię rodzicom.

******

- Mamo, tato ! - Dorcas wpuściła przed siebie Natalię i ściągnęła kurtkę.
Jej rodzice zaniepokojeni pojawili się w holu.
- Dorcas, nie znikaj tak następnym razem ! - warknął jej tata - Twoja matka o mało zawału nie dostała ! Szukaliśmy cię...
Dziewczyna zaskoczona spojrzała mu w oczy.
- Przepraszam, ale to teraz nieważne. Muszę wam kogoś przedstawić - objęła Blondynkę ramieniem w pasie - To Natalie. Była z Michaelem w Bułgarii.
Jej mama upuściła trzymaną w rękach łyżkę.
- C-co ? - wymamrotała, łapiąc męża za rękę.
- Idziemy do kuchni. Tam wszystko wam opowiem.

*

Godzinę później po niewielkiej awanturze i kolejnych łzach rodzice Dorcas poznali całą opowieść. Byli w szoku. Mama Dorcas dyskretnie patrzyła co jakiś czas na lekko uwypuklony brzuch dziewczyny.
- Proszę mnie zrozumieć - zaczęła Natalie - Nie przyszłam po pieniądze. Michael chciałby, aby jego dziecko znał dziadków. Kochał was, chciał się pogodzić.
Mama Dorcas na dobre się rozpłakała. Mąż objął ją i przymknął oczy.
Siedząca w kącie Dorcas otarła łzy. Czuła, jakby ten koszmar znów się powtarzał.
- Muszę już iść - Natalie wstała od stołu.
- Zaczekaj - pani Meadowes stanęła na nogi i przytuliła dziewczynę - Dziękuję ci za to, co powiedziałaś. Pamiętaj, że nasz dom zawsze będzie stał dla ciebie otworem.
Natalie posłała nieśmiały uśmiech w stronę ojca jej zmarłego chłopaka i wyszła z kuchni.
- Za dwa tygodnie wracam do Hogwartu - powiedziała Dorcas - Ale możesz odwiedzać mnie chociażby w Hogsmeade. Przyjadę na święta - obiecała.
- Dziękuję ci - Blondynka objęła ją mocno - Michael opowiadał mi o was tyle wspaniałych rzeczy, okazały się prawdą.
Po policzkach Dorcas zaczęły płynąć łzy. Po raz tysięczny dzisiaj.
- My też jesteśmy ci wdzięczni. Proszę, uważaj na siebie - patrzyła, jak Natalie ubiera się i wychodzi, żeby chwilę potem teleportować się z trzaskiem.
Westchnęła i zamknęła drzwi, oszołomiona dzisiejszymi zdarzeniami.

******

James i Syriusz wybiegli z kuchni ze śmiechem.
- Jeszcze raz tu przyjdziecie, to pożałujecie ! - usłyszeli krzyk pani Potter.
- Co znowu zmalowaliście, chłopcy ? - tata Jamesa wyjrzał zza framugi.
- Cóż, Łapa był głodny... - Rogacz zakrztusił się śmiechem - Więc postanowił zjeść sobie ciasteczko... - nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem - Które mama właśnie wyciągnęła z piekarnika.
Syriusz obrażony prychnął i wskazał na swoje palce. Widniały na nich małe czerwone bąble.
- Pomóżcie mi lepiej - Charlus Potter pokręcił głową z rozbawieniem.
Chłopcy weszli do salonu. Pod ścianą przy oknie pojawiła się ogromna choinka, która była jeszcze zupełnie goła. Wokół niej porozrzucane były kartony z ozdobami.
Gdy zaczęli wieszać bombki na pachnących gałęziach, pani Potter włączyła radio i cicho podśpiewując, zaczęła robić pudding.
Godzinę później większa część drzewka była ubrana, na ziemi leżało z tuzin zbitych bombek, dodatkowo Syriusz był zawinięty w lampki, a James miała na szyi srebrny pas do ozdabiania choinki.
- Chłopcy ! - pani Potter zawołała ich z kuchni.
Męska część towarzystwa z ochotą zajrzała do pomieszczenia.
- Każdy z was ma utrzeć trochę Puddingu. Pamiętajcie, od wschodu do zachodu.
Wyszła, by się umyć.

*

Gdy wróciła, Syriusz kończył właśnie swoją kolej. Na blacie było brudno, James miał trochę masy na policzku.
Dorea westchnęła i uśmiechnęła się z rozczuleniem. Może byli nieznośni, ale byli jej mężczyznami i kochała ich bezgranicznie. Uwielbiała mieć ich w domu.
- Dobrze, Charlus, wrzucaj - zadecydowała.
Pan Potter podszedł do misy i wrzucił do środka srebrną monetę.
- Gotowe - uśmiechnął się do żony i cmoknął ją w rozbawione usta.
Pani Potter zabrała Pudding i włożyła go do lodówki.
Byli czarodziejami, ale mugolskie urządzenia nie były im obce. Dorea podziwiała Mugoli za ich sprytne rozwiązania, dlatego sama zainwestowała w lodówkę, piecyk czy inne domowe urządzenia, które mogłaby zamienić magią.
- Mam nadzieję, James, że tobie się trafi. Chciałabym, żebyś miał szczęśliwie małżeństwo ! - klasnęła w ręce i odwróciła się, by zobaczyć, jak plecy jej syna znikają za drzwiami. Zmarkotniała.

******

James wkurzony wszedł do swojego pokoju. Odkąd pojawili się w domu, ani razu nikt nie wspomniał o ślubie. Widział przygotowany stos dekoracji w pokoju mamy, ale póki nic nie mówiła, nie chciał robić awantury.
Kopnął w łóżko i warknął sfrustrowany. Po chwili położył się na miękkim materacu i spojrzał w górę.
Jego łóżko podobne było do tego w Hogwarcie, bo też miało kolumienki i zasłony. Na daszku tego łóżka wisiało kilka zdjęć.
Wyciągnął różdżkę i bawił się nią chwilę. Zastanawiał się, czy powinien zdjąć jej zdjęcie.
Nie rozmawiali już dawno, od czasu, gdy zobaczyła go z tymi pierwszakami.
Może jego wymówka była żałosna w jego oczach, ale doprawdy - tam byli koledzy jego kuzyna, nie zrobiłby mu tego.
Pewnie, kiedyś by zrobił, bo uważał się lepszy od tych uczniów.
Zaśmiał się cicho.
Miał niekontrolowaną potrzebę pokazania wszystkim, że jest lepszy, a przecież to były dzieci, słabsze od niego.
Pomyślał, że starsi od niego uczniowie musieli mieć z niego niezły ubaw, gdy wywyższał się, choć tak naprawdę sam był małym gnojkiem w ich oczach.
Westchnął znowu.
Robił to też, żeby jej się przypodobać. Jak późno zrozumiał, że jej to nie bawiło, a wręcz przeciwnie - miała o nim coraz gorsze zdanie.
Nie miał siły o tym myśleć. Za każdym razem gdy było dobrze, albo on, albo ona coś niszczyli.
I robił z siebie męczennika, zamiast powiedzieć jej wprost co tak naprawdę się wydarzyło.
Ale cholera, chciał odpłacić jej za te wszystkie lata, choć doskonale wiedział, że był temu równie winny.
W zeszłym tygodniu nie posiadał się ze szczęścia po ich pocałunku. Nie mógł o nim zapomnieć, choć wiedział, że to nie tak powinno wyglądać.
Bolało go to, że tak łatwo go oceniła, ale zdawał sobie sprawę, że miała do tego całkowite prawo, zważając na to, co kiedyś robił.
Warknął sfrustrowany.
- Uuu, spokojnie - Syriusz podniósł ręce do góry z rozbawieniem, wchodząc do pokoju.
- Czego ? - James włożył jedną rękę pod głowę.
- Nie żebym marudził, czy coś... - zaczął Łapa, siadając na ziemi i otwierając znalezioną Czekoladową Żabę - Tylko, wiesz, za kilka dni masz ślub i tak jakby, chciałbym wiedzieć....co ty do cholery masz zamiar zrobić z tym fantem ? - Syriusz odgryzł żabie nogę i spojrzał na przyjaciela z uprzejmym zainteresowaniem.
- Całe szczęście, że Dorcas nie ma takich problemów. Jej ojciec może jest surowy, ale ją uwielbia. Ciocia to samo, ta to ma szczęście - Potter westchnął.
- Ciebie też kochają, ale mają może inne poglądy. Moi by mnie wydali za którąś z dalszych kuzynek, żeby przetrwało nazwisko - Syriusz uśmiechnął się krzywo - Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Co masz zamiar zrobić ?
James spojrzał na niego poważnie.
- Nie wiem, Syriusz, nie wiem.


***********

W rozwalonym zeszycie zostało już tylko kilka przypalonych kartek.
Jedna z nich udarła się do połowy przy akompaniamencie trzasku rozwalonego okna.
Teraz ciche pytanie odbijało się wśród rozwalonych ścian.
Kiedy urwie się do końca ?