27 lutego 2015

30. Sing me a song today.

MAM NOWĄ NOTKĘ !
Nie było mnie dłuuuuuuuugo i jest mi przykro, jak zawsze. Pisałam na początku, że będę wstawiać notki odpowiednio do swojego wolnego czasu i naprawdę tak będę robić, bo nie mam zamiaru zawieszać bloga, ani nic !

Na potwierdzenie leci do Was noteczka !

*******

MUZYKA

W domu Potterów już od rana panował chaos. Niektórzy goście przyszli, żeby pomagać, ku zdenerwowani Dorei Potter.
James i Syriusz wstali dopiero wtedy, gdy usłyszeli wrzask mamy Rogacza.
James przeciągnął się i spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę jedenastą. Wzdrygnął się, gdy jego mama znowu wrzasnęła.
Wyskoczył z łóżka i ubrał wcześniej przygotowane przez rodzicielkę rzeczy, czyli garnitur, ale po chwili namysłu odrzucił marynarkę i został w samej koszuli.
- Rogacz, twoja mama powiedziała, że nie da nam śniadania - poinformował go Syriusz, wchodząc do sypialni.
Przecierał właśnie oczy, próbując wsadzić koszulę w spodnie.
- Nie wiem jak ona to robi, ale to zawsze działa - James czym prędzej wyszedł z pokoju i skierował się na dół, ciągnąc przyjaciela za rękaw.

****

Lily Evans od ósmej była na nogach, pomagając mamie. Nie miała czasu się ubrać, więc od czasu wstania paradowała w legginsach i za dużej bluzce, która teraz była cała ubrudzona mąką.
Na czas świąt była zupełnie inna, niż w szkole. Wszędzie było jej pełno, była wciąż uśmiechnięta i śmiała.
Stosunki między nią a Petunią zmieniały się diametralnie, ale nie były do końca jak kiedyś. Obie zawsze przed Wigilią chodziły do sierocińca, który prowadziła ich ciocia, przez co nie mogła być na uroczystej kolacji razem z rodziną.
Gdy ostatnia porcja indyka została włożona do piekarnika, Lily poszła na górę. Umyła się szybko i wysuszyła włosy różdżką. Nałożyła lekki makijaż i wciągnęła na siebie czarną, galową sukienkę przed kolano z długimi rękawami, a później buty na niewysokim obcasiku.
Spojrzała na łóżko, gdzie leżały prezenty i uśmiechnęła się, przypominając ile zajęło jej szukanie odpowiednich.
- Lily! - usłyszała głos siostry i westchnęła.
Z rogu pokoju wzięła siatki z drobnymi upominkami i zeszła na dół.
Przechodząc przez swój pokój zatrzymała sie na sekundę przy ścianie ze zdjęciami i uśmiechnęła się z rozrzewnieniem. Spojrzała na swoje zdjęcie z Jamesem, na którym całował ją w policzek, a ona śmiała się.
Rumieniec wkradł się na jej policzki. Musiała przyznać, że mimo wszystko nie gniewała się na niego i tęskniła za nim. Rok temu tego nie doceniała, z kolei teraz bardzo go jej brakowało.
Przestraszona swoimi myślami potrząsnęła głową i wyszła.

**

- James !  Syriusz ! - Dorea Potter stanęła nad nimi niezadowolona.
- Tak, mamo ? - spytał uprzejmie Rogacz. Przez jego usta wypadło kilka okruszków podjadanego ciasta, a Dorea spojrzała na niego z oburzeniem.
- Wynocha ! - machnęła w ich stronę ścierką - Za pięć minut wychodzicie ! Musicie iść po Roberta  !
Pokiwali potulnie głowami i spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
Wzięli worek pełen upominków i naciągnęli na siebie kurtki.
Umykając przed kolejną przemową Dorei Potter i babci Rogacza wyszli z domu.
Chwilę później teleportowali się na obrzeża Londynu, lądując za krzakami wokół dużego, dość starego domu. Wychodząc potknęli się wdzięcznie o korzenie.
- Co za cholerstwo - warknął Syriusz, wyciągając z włosów liście - Już dawno powinni to wyrżnąć.
James zaśmiał się i wszedł do domu.
Od razu został otoczony przez dzieci. Jedne przytulały się do niego i Syriusza, te starsze próbowały sięgnąć po prezenty, ale wysoki James nie miał problemu uchronić worka przed porwaniem, gdyż po prostu podniósł rękę i żadne z nich nie mogło doskoczyć.
- Potter ! Black !
W przedpokoju pojawił się Robert Wood, ich kolega z roku.
- Się masz, Rob - James wyciągnął rękę.
- Dzieciaki ! - obok Roberta pojawiła się starsza kobieta - Do stołu, już ! James, Syriusz ! - ucieszyła się i uściskała młodzieńców - Jesteście kochani - w jej oczach pojawiły się łzy, jak co roku, odkąd postanowili odwiedzać kolegę. Co prawda zawsze wpadali w innym terminie, dzisiaj stwierdzili, że zabierają Wooda na święta,
Robert Wood był wysokim i barczystym pałkarzem w drużynie Gryffindoru. Nie miał żadnej rodziny, przez co wylądował w Domu Dziecka. Był raczej typem samotnika, nigdy nie narzekał na swój los.
- Chłopcy, zostańcie na obiedzie, nigdy nie zostajecie - poprosiła kobieta - Na pewno będziecie się dobrze bawić, są tu nawet dziewczyny w waszym wieku z mojej rodziny - uśmiechnęła się zachęcająco - Na pewno się dogadacie.
- Na pewno - Syriusz wyszczerzył zęby do Jamesa i wszedł do największego pokoju, stając jak wryty - Rogacz, chyba mam omamy.
James zdziwiony wcisnął się obok niego i opadła mu szczęka.
Pięknie ubrana, wesoła Lily Evans lawirowała między stołami i dokładała wszędzie jedzenia, a za nią podążała inna dziewczyna.
- Evans ? - James podszedł do niej, a ona podskoczyła.
Wyćwiczony refleks Rogacza pozwolił mu na złapanie lecącego widelca.
- James - jej usta zamieniły się w małą literkę 'O', a na jej bladych policzkach pojawił się lekki rumieniec.
- Co ty tu robisz ?
- Och, widzę, że się już poznaliście - dołączyła do nich Rosalie  - To właśnie Lily i Petunia, córki mojego kuzyna.
- My się już znamy, ciociu - wykrztusiła zaskoczona Lily.
W życiu nie podejrzewałaby spotkać tych dwóch w takim miejscu. Chwilę później stwierdziła, że to bardzo możliwe zważając na Roberta Wooda.
- No to cudownie ! - uśmiechnęła się i odeszła do innych kobiet, krzątających się w kuchni.
- Lily ? Możemy porozmawiać ? - James rzucił worek do Syriusza, który właśnie cierpliwie tłumaczył dziecku, że nie wolno zjadać serwetek, bo już próbował i są niedobre.
- Jasne - przełknęła ślinę - Petunia ? - spojrzała wyczekująco na wciąż zszokowaną siostrę, która sekundę później odebrała od niej misę z zupą.
Petunia patrzyła za nimi, jak kierują się na piętro sierocińca. Nigdy nie podejrzewała, że w tej szkole jej siostra może mieć takie znajomości, że w ogóle tam ktoś z takim wyglądem uczęszcza.

*

Otworzył przed nią drzwi do bawialni i jak tylko weszli, zamknął je.
- Na początku chciałbym cię przeprosić za to, że się obrażałem i nie wyjaśniłem całej sprawy od razu - podniósł rękę, gdy chciała coś powiedzieć - Mogłem to zrobić, ale byłem wkurzony. To byli koledzy mojego kuzyna, nie zrobiłbym mu czegoś takiego.
- Może zareagowałam zbyt gwałtownie, ale powiedz, że nie robiliście im krzywdy.
- O to chodzi, Lily. Uczyliśmy ich tego zaklęcia, to jeden z tych małych powiesił kolegę. Ja na początku powiesiłem Łapę, żeby zademonstrować. Weszłaś w nieodpowiednim momencie.
- Wiesz, że brzmi to strasznie naciąganie ? - podniosła brew, ale poczuła ulgę.
- Wiem - uśmiechnął się, przełknąwszy dumę - Na szczęście są święta, dlatego się pogodzimy.
- Ah tak ? - zaśmiała się.
- Tak, bo w święta zdarzają się cuda - rozłożył ramiona wyczekująco.
Przygryzła wargę. Nie miała się na co wściekać, chciała już o tym zapomnieć i cieszyć się, że już między nimi dobrze.
Zrobiła parę kroków i wtuliła się w jego ramiona. Wciągnęła jego zapach i przymknęła oczy, czując, że mogłaby tak zawsze. Powoli przyzwyczajała się do myśli, że jednak czuje do niego coś więcej, ale na razie zbyt się tego bała.
- No, gołąbeczki, jemy ! - drzwi od pokoju otworzyły się.
James przewrócił oczami i trzepnął Blacka w łepetynę. Przepuścili Lily i spojrzeli na siebie porozumiewawczo, a Syriusz ucieszony walnął przyjaciela pięścią w ramię.

*

Lily znów skubnęła widelcem pieroga zrobionego przez ciocię Rosalie i spojrzała na Jamesa i Syriusza, a także Roberta, siedzących przy choince. Śmiali się głośno, mówili coś do siebie i rozdawali upominki dzieciakom.
Położyła policzek na dłoni i westchnęła cicho.
Tyle razy wypominała sobie, że tak pomyliła się co do Jamesa i dzisiaj musiała zrobić to kolejny raz.
Każdy mógł popełniać błędy, kiedy był młodszy, każde z nich miało do tego pełne prawo.
Nie miała się na co gniewać, musiała po prostu zaakceptować to, że taki był. W szóstej klasie nie robił prawie nic, a już szczególnie unikał, żeby ona dowiedziała się o kawałach. Teraz był po prostu sobą i zachwycało ją to.
- Lilyanne - usłyszała głos z boku.
Ciocia usiadła obok niej i pogłaskała ją po głowie.
- Czy coś cię gnębi, skarbeńku ?
Lily spojrzała kątem oka na Jamesa, który właśnie oberwał w głowę zabawkowym młotkiem od jakiegoś malucha.
- Nic - uśmiechnęła się.
- To twoi koledzy ze szkoły, prawda ?
- Tak, jesteśmy z tego samego domu - wyjaśniła.
- Gryffin ?
- Gryffindor - poprawiła ciocię rozbawiona.
- Bardzo przystojni - zauważyła Rosalie, a Lily pokiwała głową, rumieniąc się.
Siedziały przez chwilę w ciszy, patrząc jak ucieszone dzieci otwierają zapakowane prezenty.
- Czy któryś to twój wybranek ? - zagadnęła znowu kobieta, patrząc uważnie na Lily.
Rudowłosa zamyśliła się i spojrzała poważnie na ciocię.
- Nie wiem - odpowiedziała nieszczerze. Doskonale wiedziała.
- Ten z rozczochranymi włosami patrzy w twoją stronę co najmniej pięć razy na minutę - zachichotała Rosalie - Jest bardzo miły i dowcipny. Gdybym miała o dwadzieścia lat mniej, sama bym się za niego wzięła.
- Ciociu ! - Rudowłosa otworzyła zaskoczona buzię.
- Ciociu, ciociu. Taka prawda !
Lily zaśmiała się i schowała twarz w dłoniach.
- Pani Rosalie, na nas już czas, obiecaliśmy mamie, że będziemy przed czwartą - podszedł do nich obiekt ich rozmowy.
- Już uciekacie ? - spytała Rosalie momentalnie markotniejąc.
- Tak, pewnie wszyscy goście już są i czekają na nas - wyjaśnił.
- Miło nam było znów panią zobaczyć ! - Syriusz pojawił się obok Jamesa i uśmiechnął czarująco do cioci Lily - I zjeść pani pierogi - dodał, a Rogacz pokiwał gorliwie głową.
- Was też było miło zobaczyć. Robert, zachowuj się ładnie - uścisnęła chłopaka, który właśnie podszedł - Lily, odprowadzisz kolegów ?
Rudowłosa uśmiechnęła się do cioci. Założyli płaszcze i wyszli na zewnątrz, żegnając się z dzieciakami.
- Fajnie było was zobaczyć, chłopaki - Lily pocałowała każdego w policzek. Jedynie James przytulił ją jeszcze mocno, a ona z zapałem oddała uścisk.
- To dziwne, ale ciebie również - odpowiedział Syriusz, uśmiechając się grzecznie.
- Oj, Black. Przecież wiem, że tak naprawdę mnie lubisz - walnęła go lekko w ramię.
- Nieprawda ! - Łapa podniósł podbródek i odwrócił się od niej ostentacyjnie - Rogacz, zrób z nią porządek.
James zaśmiał się.
- Widzimy się niedługo - powiedział i zniknął.
- Do zobaczenia w Hogwarcie, Lily - Robert wyparował.
- Boże, ale zz nich baby - Syriusz wzniósł oczy do nieba i sekundę później została sama z głupim uśmiechem na twarzy.

*******

Gdy znaleźli się wreszcie w domu, wszyscy już byli. James jęknął na myśl, że jutro będzie ich jeszcze więcej, gdyż przeniosą się do rezydencji Potterów. Naprawdę nie rozumiał, po cholerę przyjeżdżali już dzisiaj.
Po tym, jak wskazał Robertowi pokój gościnny, w którym zawsze spał zszedł do salonu, co rusz witając się z którymś członkiem rodziny.
- Jimmy ! - usłyszał głos babci.
Odwrócił się i zszokowany zgiął się w pół, gdy pociągnęła go mocno za koszulę.
- Cześć, babciu - wykrztusił, gdy przytuliła go z całych sił.
- Daję słowo, Jimmy, jesteś coraz większy ! Nie tak dawno sięgałeś mi kolan ! - zachichotała.
- Mówisz tak za każdym razem, babciu - uśmiechnął się i poprowadził ją na duży fotel w rogu. Zostawił ją na chwilę, by zrobić herbatę w jej ulubionej filiżance.
- Powiedz mi kochany, jak przygotowania do ślubu ? - spytała, gdy już usiadł obok niej.
Kurwa, przeszło mu przez myśl. Ci, którzy stali najbliżej, zaczęli przysłuchiwać się ich rozmowy.
- Ym, myślę, że dobrze - wymruczał.
- Ah, Jimmy, Jimmy, Jimmy. Co ci zawsze powtarzałam, gdy byłeś młodszy ? - spytała ganiącym tonem.
Spojrzał na nią ze zmarszczonym czołem i pokręcił głową na znak, że nie wie.
- Że istnieją sprawy w których kierujesz się rozumem, ale istnieją też sprawy, w których musisz posłuchać serca - złapała go za rękę - Jak myślisz, o ślubie powinien decydować rozum, czy serce ? - upiła łyk herbaty  - Ta herbata jest naprawdę pyszna, zawsze wiedziałeś ile słodzić, urwisie - potarmosiła jego włosy i uśmiechnęła radośnie.
James nie odzywał się do końca kolacji, grzebiąc smętnie w talerzu. Widział spojrzenia, jakie posyłała mu babcia, ale nie patrzył jej w oczy. Zawsze spuszczała na niego takie bomby, a później zachowywała się jak gdyby nigdy nic. Syriusz szturchnął go w bok i spojrzał na niego pytająco, ale Rogacz machnął tylko ręką.
Pomyślał o Lily. O tym, że za nic w świecie nie chciał jej zranić, mimo, iż nie byli razem. Te kilka nieziemskich pocałunków trzymało go przy nadziei.
Rzucił okiem na mamę, która rozprawiała o czymś z ożywieniem. Była taka szczęśliwa, a on czuł się winny, że będzie musiał to zniszczyć. Jeśli oczywiście mu się uda.
Zastanawiał się, co powinien powiedzieć Lexi, gdy przyjdzie co do czego. Był dzisiaj dwudziesty czwarty, co znaczy, że pojutrze powinien stawić się na ślubie. Swoim, albo Franka i Alicji.
Westchnął sfrustrowany. Podziękował, zabrał swój talerz i wyszedł z salonu. Odłożył talerz do zlewu i pobiegł do pokoju. Zrzucił z siebie eleganckie ubrania i przebrał w piżamę.
Chwilę później do pokoju wparował Syriusz.
- Hej, a gdybym był nagi ? - James rzucił się na łóżko i wyciągnął z szuflady Złotego Znicza.
- Teraz się wstydzimy ? - Syriusz zacmokał - Wczoraj byłeś zadowolony !
- Kretyn - prychnął James i zaraz potem parsknął śmiechem.
- Tak poważnie, czemu stroisz fochy, Księżniczko ? Chodzi o ślub ? - Syriusz zwalił się na fotel po drugiej stronie pokoju.
- Oczywiście, że chodzi o ślub - James wypuścił piłeczkę i chwilę później złapał ją zręcznie - Nie wiem, jak wyplątać się z tego bagna.
- Mam pomysł ! - Black klasnął w ręce - Co ty na to, że jak [pojawi się słynne pytanie, czy ktoś ma coś przeciwko, ja wbiegnę dramatycznie między was i krzyknę, że jesteśmy w sobie szaleńczo zakochani i nie chcemy tego dłużej ukrywać ?
James wybuchnął śmiechem.
- Tak, Łapo, myślę, że to może wypalić - wykrztusił, między salwami śmiechu.
Gdy już się uspokoili, Syriusz westchnął.
- Choć bardzo chciałbym odwalić taką akcję, myślę, że powinieneś po prostu powiedzieć prawdę - wzruszył ramionami.
- Chyba będę musiał to zrobić - jęknął James.
- Myśl o tym, że jak to zakończysz, polecisz do swojego rudowłosego anioła i upijemy się na weselu Franka !
James uśmiechnął się szeroko. Łapa zawsze potrafił wyciągnąć go z dołka, nie ważne jak poważna była sprawa.
- Dzięki, Łapo - powiedział szczerze.
- Zawsze, Rogaś.

***************

Stanął obok swojego ojca, by przywitać wchodzących gości, rodzinę i znajomych. Jego matka dyrygowała skrzatami w ogromnej kuchni, babcia pewnie dolewała sobie brandy do herbaty, a Syriusz czarował córki bogatych czarodziejów. Normalka, jak każde święta w rezydencji Potterów.
James dziwił się tylko, że rodzina Lexie nie przyjechała. Wytłumaczyli się tym, że Lexie chciała spędzić tylko z nimi jej ostatnie  święta jako panna. Dodatkowo jej mama powiedziała, że jej przyjaciółki organizują wieczór panieński, więc nie mogliby zostać długo.
Poklepał tatę po ramieniu i skierował się do kuchni, umiejętnie unikając wszystkich ciotek. W końcu stanął w drzwiach kuchni, gdzie jego matka dyrygowała wszystkim skrzatom.
- Mamo, możemy porozmawiać ?
Dorea spojrzała na syna z roztargnieniem i pokiwała głową. Wystawił ramię, a gdy matka je ujęła, wyprowadził ich do zimowego ogrodu.
- Streszczaj się, James - poprawiła mu kołnierzyk koszuli.
- Mam dopiero siedemnaście lat i nie skończyłem Hogwartu. Czemu chcesz, żebym się żenił ?- walnął bez zastanowienia,
- Jesteś już dorosły. Na świecie panuje wojna, a dla Potterów tradycja zawsze była ważna.
- A dla ciebie ? - usiadł na ławeczce pod oknem.
Dorea uśmiechnęła się.
- Dla mnie nigdy nie miało to znaczenia, ale jestem szczęśliwa z twoim tatą. Lexie jest cudowną dziewczyną.
- Ale jej nie kocham - podniósł oczy - Chcesz, żebym ożenił się nie z miłości ?
- James - matka przysiadła obok niego - Wiem, że nie jesteś przekonany, kochanie. I wiem, że razem z Syriuszem pewnie zaplanowaliście ucieczkę.
- Będziesz bardzo zła ? - spojrzał w swoje dłonie.
- Będę smutna, ale mi przejdzie - przygładziła mu lekko włosy - Twoje szczęście jest dla mnie ważne, ale tradycje także.
Pokiwał głową.
- Nie wiem, co jutro zrobię, mamo - stwierdził James - Mam nadzieję, że mi szybko wybaczysz.
Dorea pocałowała go w policzek i wyszła, zasuwając za sobą szklane drzwi.
- Merlinie - Rogacz schował twarz w dłoniach.
Niech cię diabli biorą, Lexie !
Chwilę później wyszedł i wpadł prosto w sidła ciotki Peli, która natychmiast pociągnęła go do salonu.
Stół był pięknie i bogato zastawiony, wszędzie było pełno ozdób. Goście stanęli przy krzesłach. James usłyszał kilka toastów, śmiechów, jeden z wujków upuścił już kieliszek. Na szczęście jego matka była wspaniałym organizatorem, dlatego na wszystko rzuciła zaklęcia ochronne.
W końcu usiedli. Jak zwykle miał problem z tymi wszystkimi widelczykami, więc wybrał sobie jeden i pod obstrzałem oburzonych spojrzeń ciotek jadł wszystko tym wybranym. Nie był sam, bo Syriusz również tak zrobił, a jego ojcu pomagała matka. Ze zdumieniem patrzył, jak dobrze radzi sobie z tym Robert.
Pewnie Rosalie go nauczyła, pomyślał James, kochana kobieta.
Świąteczny posiłek przedłużył się jak zwykle, goście rozproszyli się już po wielkim salonie i ogrodzie.  Na kolacje był szwedzki stół, więc napakował sobie wszystkiego na dwa talerze i ruszył do pokoju, który za każdym razem zajmował.
Na drzwiach u góry wyryte było małymi literami jego imię, którego nikt jak dotąd nie zauważył. Matka pewnie urwałaby mu głowę za bezczeszczenie drogocennego drewna jakiegośtam.
Wszedł do pokoju, odłożył talerz i przebrał się w pidżamę. Miał dość dzisiejszego dnia. Tysiąc razy dziś słyszał, że wybrano najlepszego mistrza ceremonii, że już o siódmej rano zjawi się ekipa organizująca tak wystawne śluby i że Lexie to wspaniała młoda kobieta.
Miał ochotę krzyknąć wszystkim, że są nienormalni, ale ze względu na matkę zrobił wyjątek.
Był już znany z tego, że razem z Syriuszem odwalał niezłe akcje. W zeszłym roku spóźnili się na świąteczny obiad, gdyż jeden z ich ulubionych mugolskich zespołów dawał koncert dobroczynny. No jak mogli na niego nie pójść ? Poszli tam oczywiście dla wyższego dobra.
Westchnął, rozbawiony kilkoma wspomnieniami.  Jego rozmyślania przerwało stukanie w okno. Wpuścił do środka sowę i odpakował szybko kopertę. Przeleciał wzrokiem tekst.
Dwadzieścia minut później był już pod drzwiami Dorcas. Zasłona w oknie poruszyła się i zanim James zdążył zapukać, dziewczyna wyszła na zewnątrz z torbą.
- Możemy iść do ciebie ?
Pokiwał głową i złapał ją za ramię, trzymając kurczowo różdżkę w dłoni. W ciszy doszli do jego drzwi i po pokonaniu wszystkich ochronnych zaklęć weszli do środka.
- Chcesz herbatę ? - zawołał James, gdy Dorcas się rozbierała.
- Obojętnie ! - odkrzyknęła, zrzucając buty - Jak tam u wielkiej familii ?
- Jak zwykle - mruknął, gdy weszła do dużej kuchni - Chociaż nie, dzisiaj mały Henry schował się pod stołem i zrobił kupę. Na szczęście miał pieluchę - zaśmiał się, przypominając sobie panikę zebranych przy stole.
- Twoja mama nie ma nic przeciwko, że tu jesteś ? - Dorcas usiadła przy stoliku i wyciągnęła z torby zawinięte kanapki.
- Nic jej nie mówiłem - wzruszył ramionami - Masz pergamin ?
Znowu sięgnęła do torby i wydobyła z niej kawałek papieru i stare pióro.
- Powinno wystarczyć - wyszczerzył się - Jakie niespodzianki tam jeszcze masz ? - spytał, pochylając się nad papierem. Naskrobał parę słów i na minutę wyszedł z kuchni.
- Wysłałem sowę do Łapy - poinformował ją i położył na stole zawiniątka, które przyniósł ze swojej sypialni - Zapomniałem je wziąć, otworzę je sobie teraz.
Dorcas zachichotała i wyciągnęła z pojemnej torebki swoje prezenty.
- A ja po prostu nie chciałam robić tego sama.
- Tylko po to mnie tu ściągnęłaś ? - zmarszczył brwi.
- Nie - szepnęła - Byłam na cmentarzu.
Westchnął.
- Mogłaś napisać. To niebezpieczne chodzić tam samemu, Dor.
Pokiwała głową.
- Nie byłam sama.
Spojrzał na nią zaciekawiony.
- Więc z kim ?
- Znaczy poszłam sama - zignorowała jego karcące spojrzenie - Podeszła do mnie dziewczyna. I okazało się, że to Natalie. Natalie, która była razem z Michaelem w Bułgarii.
- I jest w ciąży ?
- Skąd wiesz ? - spytała zaskoczona.
- Podsłuchałem rodziców - wzruszył ramionami - Wiem też, że Michael załatwiał coś z tamtejszą szkołą magii.
Pokiwała głową w zamyśleniu.
- To jak, otwieramy ? - wzięła łyk czekolady i kiwnęła głową na prezenty.
James pokiwał głową z szerokim uśmiechem i odpakował pierwszy. Od rodziców dostał małe pudełko, którego za cholerę nie umiał otworzyć i bilety na Zimowe Mistrzostwa Quidditcha. Od Dorcas jak zwykle karton słodkości, a także ramkę do zdjęć z kilkoma miejscami. Jedno już było zajęte ich wspólnym zdjęciem.
- To, żebyś nie zapomniał, że mnie kochasz i uwielbiasz - Dorcas mrugnęła do niego - A w resztę możesz powsadzać co chcesz.
Pocałował ją w policzek i z dziecięcym zapałem odpakowywał kolejne prezenty. Po jego lewej stronie piętrzyła się już kupka słodyczy i drobiazgów od rodziny. Od Huncwotów dostał pudło nowych prototypów, które jak zwykle miał dopracować, ale wiedzieli, że uwielbia to robić, a także mini miotełkę, która natychmiast podrzucił w powietrze, a ta zaczęła latać wokół niego. W końcu odpakował ostatni prezent i zaśmiał się. Założył skórzaną bransoletę na nadgarstek. Miała wytłaczany jakiś wzór, po którym przejechał palcem.
- Z czego się śmiejesz ? Uważam, że Lily trafiła w dziesiątkę ! - Dorcas spojrzała na niego oburzona.
- Po prostu... - uśmiechnął się - Kupiłem jej taką samą, tylko, że białą no i troszkę cieńszą, bardziej dziewczęcą.
Dorcas opadła szczęka.
- Jak wy nie jesteście dla siebie stworzeni, to ja nie wiem - jęknęła i schowała twarz w dłoniach - Czemu życie jest takie niesprawiedliwe ?
- Nie zaczynaj, Dorcas - zganił ją od razu i sięgnął po kanapkę - To jest sprawa moja i Lily. W zasadzie, nie ma żadnej sprawy.
- Dziękuję za kolczyki i kostkę - uśmiechnęła się, zmieniając temat.
-  Napisałaś ostatnio coś nowego ? - spytał, odpowiadając uśmiechem.
- Tak, ale nie jest to zbyt świąteczne - westchnęła.
- Zagraj mi - wybiegł z kuchni i wrócił ze swoją gitarą.
- Od razu mówię, że pisałam to w złości i nie kontrolowałam tego co piszę. Ale Lily powiedziała, że wpada w ucho.
- Zacznij wreszcie - wywrócił oczami.
No to zaczęła z uśmieszkiem.

MUZYKA

Spójrz wgłąb
Spójrz wgłąb swojego małego umysłu
A teraz spójrz nieco uważniej
To nie robi na nas wrażenia, tak bardzo po uszy
Mamy tej nienawiści, którą w sobie nosisz

Pieprz się!
Pieprz się bardzo serdecznie
Twoje słowa nie mają sensu
I robi się już późno
Więc proszę, nie pozostańmy w kontakcie

Czy ciebie
Czy ciebie naprawdę cieszy prowadzenie życia pełnego nienawiści
Tam gdzie powinieneś mieć duszę, jest dziura
Tracisz nad tym kontrolę
A to się robi niesmaczne

Pieprz się!
Pieprz się bardzo serdecznie
Twoje słowa nie mają sensu
I robi się już późno
Więc proszę, nie pozostańmy w kontakcie

- I co myślisz ? Nada się jutro na wesele ?
James wybuchnął śmiechem. W końcu dołączyła do niego Dorcas.
- To jest świetne ! Ale nie radziłbym ci tego śpiewać jutro - skrzywił się - Czyli to nie tylko mnie poproszono o śpiewanie.
- Po prostu matka Franka i jego babka zamówiły orkiestrę, a Frank i Alicja nie chcą się zanudzić. Więc śpiewam do ich pierwszego tańca, a ty do kolejnego po krojeniu tortu. Znaczy...- zmieszała się - Jeśli oczywiście będziesz.
- Dorcas, nie mam zamiaru się żenić - wymamrotał, patrząc w bransoletę - Powiedz rodzicom, żeby nie przyjeżdżali, bo nie ma to sensu.
Jak każdy w okolicy rodzice Dorcas byli zaproszeni na uroczystość.
- Powiem im - dziewczyna pokiwała głową - Na co mam się nastawić ?
- Na jedną, wielką... - zrobił dramatyczną pauzę - Katastrofę !


*****

 Urwana do połowy kartka udarło się kompletnie i całkowicie. Wyleciała przez rozwalone okno na mocno rozwaloną ulicę. Wprost do mocno rozwalonego świata, gdzie istnieje cienka granica między złem a dobrem, między lubieniem a miłością.