29 sierpnia 2014

26. Uzależniony nie od fajek.

To już koniec wakacji, jestem załamana !
To były moje najlepsze wakacje w życiu i mam nadzieję, że Wy możecie powiedzieć to samo !

Życzę Wam miłych ostatnich dni wakacji i miłego nowego roku szkolnego !

***********
MUZYKA - KLIK


James wybuchnął śmiechem.
- Daj spokój ! Byłem najpiękniejszą zakonnicą na całym świecie - wykrztusił.
- I miałeś gołą dupę !
- Było na co popatrzeć - odparł James wyniosłym tonem - Poza tym, ty też !
- Merlinie, ile my wtedy wypiliśmy ? - spytał Remus, wrzucając sobie do buzi kolejną Fasolkę Wszystkich Smaków.
- Chyba dwie na łebka - Syriusz zamyślił się.
- No w sumie nic dziwnego, że tyle. Lataliśmy po Zakazanym Lesie w przebraniach zakonnic, z czego wy mieliście gołe tyłki ! Godne Prefekta Naczelnego ! - Remus wskazał oskarżycielsko na Jamesa.
- Skąd my w ogóle mieliśmy te stroje ? - spytał Peter.
- Nie pamiętam. Może zabraliśmy z szafy McGonagall - zarechotał Syriusz, a reszta mu zawtórowała.
Nagle w pokoju rozległo się stukanie. James spojrzał w okno najbliżej niego i zmarszczył czoło widząc El.
Wstał szybko i wpuścił puchacza. Rozerwał kopertę i odchylił głowę z westchnieniem.
- To z domu ? - zaniepokoił się Glizdogon.
- Nie. To tylko Isla - odparł - Ta dziewczyna działa mi na nerwy - warknął.
- Co takiego robi ? Ona jest z Hogwartu ? - spytał Syriusz.
- Poznałem ją w zeszłe wakacje - James nachylił się i wyciągnął spod łóżka pudło. Otworzył wieczko i podał Syriuszowi plik zdjęć.
- O żesz ty ! - Łapa zaśmiał się i przekrzywił głowę, oglądając kolejne zdjęcie - Ma niezłe... - zaczął, ale został zmrożony wzrokiem przez Jamesa. Podał zdjęcia dalej.
Peter otworzył buzię, patrząc na jedne z nich. Remus szybko je od niego odebrał.
- Ta dziewczyna jest nieprzyzwoita ! - oburzył się - O co jej chodzi ?
- W sumie nie wiem. To ona mnie zostawiła, to po pierwsze. Po drugie z jej listów za dużo nie wynika. Pisze, że chciałaby do mnie wrócić i inne głupoty - mruknął, drąc list.
Wyciągnął z  szafki nocnej miskę i wrzucił do niej podarty list. Wyrwał Remusowi zdjęcia i również je tam wsadził.
Wycelował różdżką w miskę.
- Confringo - powiedział dobitnie, a papier zajął się ogniem i wyleciał w górę.
- Przepraszam, czy to nie ona cię rozdziewiczyła ? - spytał Syriusz marszcząc czoło.
 James spojrzał na niego, jak na głupka.
- Tak. No i co ? - spytał.
- Nie powinieneś mieć do niej jakichś cieplejszych uczuć ?
Rogacz zaśmiał się głośno.
- Wierz mi, była bardziej napalona niż ja, i pewnie bardziej nawalona. Poza tym następnego dnia usłyszałem, że to był błąd, a ona ma chłopaka. Może z nią zerwał i znowu chce się pocieszyć - parsknął śmiechem - Chłoszczyść - machnął różdżką.
Schował czystą miskę z powrotem, patrząc, jak kawałeczki spalonego papieru wylatują przez okno.
- Na prawdę ? Z tych zdjęć wynikało, że zrobiła to z tobą nie raz, a jakieś... -  Black wzniósł oczy do góry, udając, że liczy - Sto.
- No więc każde ze stu razy było błędem - zaśmiał się Rogacz.
W tej samej chwili do okna zastukała kolejna sowa.
- Tej nie znam - Lunatyk zmarszczył czoło i wpuścił ptaka. Brązowy puchacz zatoczył koło i zrzucił list na kolana Syriusza, po czym wyleciał.
- To od Dumbledora - poinformował przyjaciół Black, patrząc na podpis. Otworzył kopertę i szybko przeczytał zawartość.
- Mamy szlaban u niego, dzisiaj o osiemnastej - zmarszczył czoło i spojrzał na Rogacza.
- Zrobiłeś to beze mnie ?! - wydarli się równocześnie, po czym spojrzeli na siebie jak na debili.
- Jesteście beznadziejni - skwitował Remus - Myślę, że to raczej spotkanie Zakonu.
- Oh, no tak - Syriusz klepnął się w czoło - Wiedziałem - dodał po chwili poważnie.

*****

- Witajcie, moi drodzy - dyrektor Hogwartu, wskazując im krzesła.
W gabinecie oprócz Dumbledora był również Moody.
- O co chodzi, profesorze ? - spytała zaniepokojona Ann.
- Oh, przepraszam, jeśli was przestraszyłem - zaczął spokojnie - Chodzi o to, że za tydzień wyjeżdżacie do domów - spojrzał uważnie na wszystkich, a oni pokiwali głowami - Chciałbym, a by było jasne, że żadne z was nie ma działać na własną rękę. Zwłaszcza zwracam się do pana Potter i Blacka - podkreślił, a oni odwrócili wzrok.
- Nie macie nic robić, rozumiecie ? - warknął Moody - Jeśli coś zauważycie, macie natychmiast poinformować Zakon. Żadnego działania na własną rękę !  - nachylił się nad nimi - Czy to jest jasne ? - żadnego odzewu - Pytałem, czy wyraziłem się jasno ? - dodał głośniej, opluwając ich przy okazji.
Lily kopnęła Jamesa w kostkę. Spojrzał na nią, po czym przeniósł wzrok prosto w oczy Alastora. Wytarł policzek dłonią.
- Jak słońce -  powiedział wolno, jakby z oporem.
 Syriusz odchylił głowę i wyszeptał bezgłośnie "mięczak".
- Cudownie ! - Dumledore klasnął w ręce - A więc Wesołych Świąt i gratulację z okazji zaręczyn! - uśmiechnął się ciepło do czerwonej Alicji.
Rozumiejąc, że to koniec rozmowy, wyszli po kolei z gabinetu.
- James, mam nadzieję, że dotarły do ciebie słowa Moodyiego ? - spytała Marlena, doganiając go.
- Tak - burknął.
- Oh, przestań ! Zachowujesz się jak skrzywdzony dzieciak ! - wytknęła mu - To prawdziwe życie, Jamesie Potterze ! Jak nie dostosujesz się do zaleceń, osobiście skopię ci tyłek - założyła ręce na piersi.
- Oho, wiedziałem, że skądś znam ten uroczy głosik - Black zarzucił dziewczynie rękę na ramię.
- Oboje macie się zachowywać ! - dziewczyna zrzuciła jego rękę.
- Ranisz ! - Syriusz złapał się za serce.
- Wiecie, że obojgu mogę skopać tyłki - walnęła ich obu w pierś.
- Hej ! - James położył sobie rękę na piersi - Dotarło.
- Cudownie ! - uśmiechnęła się i odeszła w podskokach.
- Współczuję Tomowi - Syriusz pokręcił głową z westchnieniem.
- Oj tak - zgodził się James. Zarzucił przyjacielowi rękę na ramię, a drugą zakreślił przed nimi wielkie półkole - A takie miałem plany!
- Wiem, przyjacielu, wiem - przytaknął Syriusz i pchnął go w bok. Oddał mu tym samym.
- Nie, nie, stop ! - Black wyciągnął przed siebie wyprostowaną dłoń - Głodny jestem !
- Czytasz mi w myślach, Łapciu ! - Rogacz odsunął się przed pięścią przyjaciela.
Syriusz już mu miał odpowiedzieć, gdy między nimi stanęła Lily. Oboje spojrzeli w dół.
- James, możemy pogadać ? - spytała, czerwieniejąc momentalnie.
- Moglibyśmy po kolacji ? Przyjdź do mojego dormitorium - odparł sucho.
- Jasne - wyjąkała, a resztka odwagi wyparowała.
Potter odwrócił się i przekomarzając się z Syriuszem zniknął za korytarzem.
Prawda była taka, że nie potrafił się nią długo gniewać. I choć zraniła go bezpodstawnymi oskarżeniami, nie mógł udawać, że jej nie zauważa.
- Dajcie mi piętnaście minut po kolacji - poprosił przyjaciół.
- Jasna sprawa. Aż tak szybko wam pójdzie ? - spytał Syriusz, podnosząc i opuszczając brwi.
- Zadław się tym - odparł Rogacz, z godnością podnosząc głowę.

****

Stanęła przed drzwiami dormitorium męskiego. Wzięła głęboki oddech, opanowała drżenie rąk i weszła.
- Ojej - wydukała, szybko się odwracając.
James Potter przeczesał wilgotne włosy ręką. Miał na sobie jedynie spodnie od dresu.
- Wybacz, ale Łapa wylał na mnie całe mleko z kolacji.
- Przyjdę później - odparła, chcąc wyjść.
- Czekaj ! Chciałaś ze mną porozmawiać.
Wcale nie chciała okazać jakoś, że jego brzuch skutecznie rozpraszał jej uwagę. Podniosła wzrok i przełknęła ślinę.
- Strasznie cię przepraszam - zaczęła - Nie powinnam była myśleć, że robisz Johnowi krzywdę.
- Tak, trochę to było nie miłe, zwłaszcza, że przez ostatni rok mogłaś zobaczyć, że już taki nie jestem - założył ręce na piersi.
- Przepraszam, James - jęknęła. Spojrzała przelotnie na jego klatkę piersiową.
Odwróciła się z zamiarem wyjścia.
Chłopak podszedł do niej szybko i złapał ją za rękę. Odwrócił przodem do siebie i zaśmiał się, patrząc na jej ogromne rumieńce.
- Czyżbym działał na panią prefekt? - spytał zadziornie.
- Skąd - zaprzeczyła dziewczyna i spojrzała hardo w jego oczy.
 Momentalnie w nich zatonęła.
- Czyli mogę zrobić tak... - nachylił się i pocałował jej odsłonięty obojczyk - A ty nic nie poczujesz?
- Tak - potwierdziła, czując, jak kolana jej miękną.
- A gdy zrobię...- tym razem jego usta wylądowały na szyi. Przejechał ustami i językiem po wrażliwych miejscach na szyi, a gdy się odsunął, natychmiast otworzyła oczy.
- Też nic... - wyszeptała, czekając na więcej.
- Pewna? A mogę zrobić to, i nic...tak? - pocałował ją w policzek, blisko ust.
- Nic, a nic - kiwnęła niemrawo głową.
Drżała z podekscytowania, co zaraz będzie. Z wielkim rozczarowaniem poczuła, jak ją puszcza.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami i odwrócił się od niej - Wybaczam - dodał tylko.
Oniemiała zrobiła zezłoszczoną minę.
Pobiegła do niego, zastała mu drogę i maksymalnie podniosła się na palcach.
- Nie powinieneś był tego robić - burknęła i pocałowała go.
To nie był lekki pocałunek, żaden delikatny. Ten był namiętny, gorący. Obojgu brakowało tchu.
Lily poczuła ciepło w całym ciele, objęła go ciasno. Jej rozum rozpaczliwie krzyczał, że nie powinna tego robić, ale szybko został uciszony przez serce.
James ryknął triumfalnie w środku. Nie przejmując się konsekwencjami, złapał dziewczynę za pośladki i podrzucił do góry, opierając jej plecy o kolumienkę swojego łóżka.
Ich pocałunek nie przestawał być namiętny. Gdyby nie to, że musieli oddychać, w ogóle nie rozłączali by swoich ust. Potter dał dziewczynie chwilę na oddech, przenosząc pocałunki na jej wrażliwą szyję.
Złapała jego twarz i z szelmowskim uśmiechem pocałowała go kilka razy, krótko.
- Wymiękasz, Potter? - spytała zadziornie.
Spojrzał na nią tak mocnym wzrokiem, że aż przeszło ją stado dreszczy, wzbudzając ciepłe uczucie przy dole brzucha. Chwycił ją pewniej i prawie rzucił na swoje łóżko, spadając za nią. Jego ręce wsunęły się pod jej koszulkę. Od razu dostała gęsiej skórki,  a jej oddech przyśpieszył.
Przeniósł pocałunki na jej dekolt, odpinając dwa pierwsze guziki.
O ile to możliwe, zarumieniła się jeszcze bardziej, gdy cmoknął rowek między  piersiami. Jej ręce błądziły po jego umięśnionym tułowiu.
Gdy ścisnął ją za pośladek, zachichotała.
Po kilku zachłannych pocałunkach oderwał się od niej i spojrzał w jej błyszczące oczy.
- I co teraz, Evans? - spytał, wodząc kciukiem po jej policzku, co zupełnie ją dekoncentrowało.
- Nie wiem, Potter - odpowiedziała szczerze - To nic nie znaczyło - powiedziała po chwili.
- Kompletnie nic - zgodził się i mocno ją pocałował. Wstał, ciągnąc ją za sobą. Pozwolili sobie na kilka gorących pocałunków i obijając się o meble, dotarli do drzwi, które otworzył chłopak.
Spojrzała na niego szybko i wyszła.
Oparli się po dwóch stronach drzwi.
- O Mrlnie - wymamrotali.
To nie powinno się zdarzyć, jęknęli w duchu.
Przeklęli w myślach.

" I love you
  You love me
  Oh but lately
  Somethings wearing on me
  I've been growing
  I've been changing
  And seems like you're barely moving "


****


- Czasem...czasem! - Lily chodziła w tę i z powrotem po dormitorium, a dziewczyny siedziały na swoich łóżkach, czekając, aż wreszcie przyjaciółka powie im, o co chodzi.
- No co czasem? - spytała znudzona Alicja, przeciągając się.
- Ugh! Czasem myślę, że jest świetny! Oh, idealny! - warknęła - Opiekuńczy, odważny, bystry, ma bardzo dobre oceny! I przystojny! I wysoki! No nie! - znów z jej gardła wydobyło się warknięcie - Już sama nie wiem! Niby taki jest, ale jak przypomnę sobie, co kiedyś było, to...ugh! Sama nie wiem, nie wiem!
- Po pierwsze: zaraz wydepczesz dziurę w podłodze - Dorcas złapała ją za ramiona - Po drugie: Patrzy się na to, co jest teraz, nie co kiedyś. Od półtora roku jest chłopakiem idealnym, a ty wciąż masz jakieś obiekcje.
- Ale o kim my mówimy? - wtrąciła Rachel, a reszta dziewczyn rzuciła jej ganiące spojrzenie.
- O Jamesie, a o kim - odpowiedziała jej Ann.
- Mam obiekcje! Oczywiście, że je mam! - twarz rudowłosej zrobiła się czerwona - A co, jeśli się w nim zakocham? I kiedy już będę go kochała całym sercem, on zauważy, że jednak nie jestem dla niego ładna? A jak mnie rzuci? Nie, nie, nie. Ja tego nie chce. A on taki jest.
- Nie jest taki ! I dobrze o tym wiesz! - krzyknęła Dorcas na obronę chłopaka - Stara się o ciebie od tylu lat, że to chyba nie dziwne, że kiedy mu odmawiasz, nie będzie zachowywał się jak porzucony szczeniak, tylko znajdzie sobie inną! Powiedz mi, czy ktoś kiedykolwiek zabiegał o ciebie tak długo? - założyła ręce na piersi.
- Nikt! A wiesz czemu? Bo on im na to nie pozwalał ! - nadęła policzki.
- Nie sądzę, żebyś w piątej klasie na kogoś czekała, miałaś tylko piętnaście lat ! A w szóstej miałaś całkowicie wolne pole i nikt za tobą nie ganiał! - do kłótni wtrąciła się Alicja, stając obok Dorcas.
- Nic nie rozumiecie! Może i się zmienił, ale na jak długo?
- Sama sobie stawiasz przeszkody! - kolejna przyjaciółka stanęła po stronie Meadowes i Alicji - Ty też nie jesteś idealna! - Ann złapała ją za rękę, ale ta się wyrwała.
- On chce mnie tylko dla zachcianki! - Lily wycelowała w nie palcem - Gdy się już pobawi, to mnie rzuci.
- Evans, nie jesteś ideałem! Może mieć lepsze i ładniejsze! Wybrał ciebie, ale ty tego nie doceniasz! Gdyby o mnie ktoś zabiegał tak jak on, dałabym mu szansę! Ale ciebie na to nie stać - jęknęła Dorcas.
- Ma rację - stwierdziła zgodnie reszta dziewczyn.
Lily opadła na łóżko.
- Kiedy ja się boję.
- Nie. Wymyślasz sobie wszystko, byleby się nie okazało, że ci na nim zależy - stwierdziła Rachel.
- Czemu nikt nie zwraca uwagi na to, co robił mi przez te wszystkie lata? Wyzwiska, upokarzanie, kawały.
Dorcas wzięła głośno głęboki oddech i spokojnie powiedziała:
- Taki było już ponad rok temu. Sama przekonałaś się w szóstej klasie, że masz w nim przyjaciela. To ty okazałaś się zbyt niedojrzała, by się z nim umówić. Gdy okazało się, że masz go gdzieś, nawet, gdy jest grzeczny, nie miał po co już taki być. Chociaż, jakbyś nie zauważyła, jego kawały są coraz lepsze. Huncwoci się zmienili, i każdy to widzi - odetchnęła i kontynuowała - Są dojrzalsi, mądrzejsi, ambitniejsi i jakby nie patrzeć, przystojniejsi - zaśmiała się - Mimo, że czasem wkurzą, są właśnie tymi, którzy narażają swoje życie dla innych.
Evans złapała się za boki i chciała coś powiedzieć, ale przerwała jej Alicja.
- Nie. Nie masz już żadnych obiekcji.
- Mam - odpowiedziała po chwili Lily - I sama się przekonam, co do niego.

**********

Gdy weszli do klasy do Transmutacji, Lily pociągnęła Jamesa i usiadła w nim w ławce.
- Przepraszam - zaczął uprzejmie Syriusz, kładąc ręce na blacie stołu - Chyba coś ci się przestawiło w tej rudej głowie.
Lily przewróciła oczami i posłała błagalne spojrzenie Dorcas.
- Chodź, Black - zaczęła Meadowes - Mam twoje ulubione bułeczki - kusiła.
Poklepała miejsce obok siebie. Czuła, że jej twarz płonie, jednak nadal udawała w miarę wyluzowaną, jakby ta sytuacja była normalnością.
- Masz szczęście, Evans - Syriusz z godnością odrzucił grzywkę z czoła, na co kilka dziewczyn w klasie westchnęło.
Usiadł obok Dorcas i położył rękę na oparciu jej krzesła.
- To gdzie te bułeczki ? - spytał.
Meadowes wypuściła wolno powietrze z ust i wyciągnęła jedną, ostatnią.
Chłopak zmarszczył czoło i przedzielił bułkę na dwie części. Oddał jedną dziewczynie, a drugą wsadził całą do buzi, uśmiechając się na widok jej zaskoczenia.
W tym samym czasie James patrzył niedowierzająco na swojego przyjaciela.
- Nie wierzę.
- Co takiego ? - spytała podenerwowana Lily.
- Podzielił się z nią bułeczką - wyjaśnił szybko - On nigdy nie dzieli się bułeczkami - dodał dla jasności.
Lily parsknęła śmiechem, ale chwilę później uśmiech zamarł na jej wargach, gdy napotkała pytające spojrzenie Pottera.
Odchrząknęła.
- Chciałam cię prosić, żebyśmy zapomnieli o tym, co stało się wczoraj - szepnęła. Unikała jego wzroku.
- Proś o wszystko, ale nie o to, bym to zapomniał - uśmiechnął się złośliwie - Tego nie da się zapomnieć, pani Prefekt.
Zarumieniła się.
- Ja nie żartuję, Potter!
- Przyznaj się, byłaś wniebowzięta - mruknął. Do sali weszła McGonagall.
- Wcale nie. Okazało się tylko, że wcale nie jesteś tak odpychający, jak myślałam - odparła równie cicho.
- Ranisz - szepnął do jej ucha, wywołując u niej gęsią skórkę. Jeszcze bardziej się zaczerwieniła wiedząc, że to zauważył - Ależ oczywiście rozumiem. Jakby to wpłynęło na reputację wzorowej Lily Evans ?
Rzuciła mu ostre spojrzenie i z godnością odwróciła głowę.
Nie odzywali się już więcej.

********

Wiatr wtargnął przez rozwalone okno. Podarte kartki w rozwalonym zeszycie zaczęły przerażający taniec, szeleszcząc złowieszczo.
W końcu wiatr ucichł.
Podarte kartki w rozwalonym zeszycie zatrzymały się.

"  Maj, 1978 r.

Zależy mi na niej, cholera. 
A wiesz, co to znaczy, przyjacielu ? 
To znaczy, że ja jestem od niej uzależniony. Ale nie tak jak ty, od fajek. 
Ja jestem uzależniony od jej uśmiechu, który sam przywołuję na jej wargi. 
Od rozmów z nią, które ciągną się godzinami, a dzięki którym ona staje się weselsza. 
Od jej radości, która jest dla mnie diablo ważna. 
Od bycia jej podporą, na której może się oprzeć, gdy opadnie z sił. 
Od bycia jej Aniołem Stróżem, który unosi ją w górę, kiedy upada na dno. 
Od patrzenia w jej oczy, roześmiane i pełne czegoś, czego nie jestem w stanie nazwać. 
Od jej obecności i ciepła, które mi daje.
Dlatego nie chce jej stracić. 
Bo mi na niej zależy, przyjacielu. 
Jak cholera. "

                                     

**********