7 kwietnia 2013

8. And I will make sure to keep my distance.


Przewrócił się na plecy i głośno jęknął.Ramiona miał obolałe,plecy na szczęście już nie.Sięgnął do szafki nocnej i założył okulary na nos.Dormitorium nadało wyraźniejszych kolorów.Panowała niczym niezmącona cisza.
-Jest tu kto?-spytał.
-Ja-mruknął Remus,odsłaniając kotary swojego łóżka.
-A gdzie Łapa?
-Wyszedł  rano. Nawrzeszczał na Lily i trzasnął drzwiami,tyle go widziałem-odparł nieco niepewnie,bojąc się wybuchu przyjaciela.
-Jak to nawrzeszczał?!
-Wiesz co miałeś na plecach?
-Nie...pamiętam tylko,że leciała krew.-James pokręcił głową i sięgnął dłonią do pleców.Nic nie wyczuł.
-Leciała?To mało powiedziane.Rano Syriusz odsłonił twoja kołdrę.Wszystko było we krwi,a na plecach miałeś napisane:zdrajca.
James przymknął oczy i przejechał po twarzy ręka.Wciąż nie otwierając oczu spytał:
-I Łapa obwinia o to Lily?
-Tak.Ale wiesz,ma po części rację.Dobrze wiesz,że nie jest czystej krwi,a ją kochasz i...
-Na Merlina!Dajcie mi z nią spokój!Tyle mi truliście,bym przestał o niej myśleć,a wciąż słyszę tylko: kochasz ją,wszyscy dobrze o tym wiemy!
James zerwał się z łóżka,porwał ubrania i zniknął w łazience.Zatoczył się lekko,ale zagryzł wargi i wszedł pod prysznic.Piętnascie minut później szorował zęby i płukał twarz zimną wodą.
W dormitorium wciąż siedział tylko Remus,schowany za jakąś książką.Wyszedł i skierował się do Wielkiej Sali.W drodze do swojego miejsca,drogę zastąpił mu dyrektor.
-James,panna Lexie została odesłana do domu. Kontaktowałem się z Twoimi rodzicami. Charlus powiedział mi,że czekają na twoją odpowiedź.
-Dziękuje,profesorze.Jak pan zapewne wie,nie mam zamiaru się żenić,póki co.A już na pewno z dziewczyną,której nie kocham.
-Oczywiście,że doskonale o tym wiem. Myślę,że twoi rodzice uszanują twoją decyzję. Smacznego!
Rogacz popatrzył jeszcze za oddalającym się dyrektorem ze skonsternowanym wyrazem twarzy. Jak był na tym świecie to nigdy nie spotkał większego dziwaka. Wzruszył ramionami i usiadł obok Petera.
-O,hej James.Wszystko w porządku?-dobiegł go głos Rachel.
-Tak,dzięki-uśmiechnął się i zajął tostem.
Nagle w Sali Wejściowej mignęła ruda czupryna.Rzucił tosta na talerz i na tyle,na ile pozwalały mu osłabione siły,pobiegł za Lily.
-Lily!-zawołał.
Rudowłosa zatrzymała się i spojrzała na niego ze złością.
-Czego chcesz?-rzuciła oschle.
-Ja...jeśli chodzi o to,co powiedział Syriusz...-zaczął z zakłopotaniem,lecz twarz mu stężała,gdy ujrzał pogardliwy uśmiech na jej twarzy.
-Chcesz mnie przeprosić?-spytała.
-No tak,bo to co on powiedział wcale nie było prawdą...
Znowu mu przerwała.
-Doskonale wiem o tym,że to nie było prawdą!To twoja wina!Trzeba było nie afiszować się tak z tym uczuciem,może nic by ci się nie stało!Ale nie!Cały świat musiał wiedzieć,że James Potter kocha!
-Tak.I teraz płacę za to głupie uczucie!-odpowiedział chłodno-A!-wyciągnął z kieszeni list i rzucił go w jej stronę-Moi rodzice pomagając ci jak mogą,a ty nie możesz normalnie przyjąć moich przeprosin.Zresztą,czemu ja cię przepraszam?! A no tak,bo mój przyjaciel cię oskarżył,a ja głupi myślałem,że docenisz to,że przyszedłem cię przeprosić!Nie musisz nic mówić- i odszedł wściekły. Nawet nie patrzył na zaciekawiony tłumek, stojący obok nich..
Wcale nie chciał mówić całemu światu,że ja kocha!Gdyby dała mu szansę,byliby spokojną i zakochaną parą!Ale nie,miała siedemnaście lat,a zachowywała się jak dziecko!
-Hej.
Obok niego pojawił się Syriusz.Szli obok siebie ze spuszczonymi głowami i rękami w kieszeniach.
-Kremowe?
-Kremowe.

***

-No daj spokój!Obiecał,że zabierze mnie kiedyś na Hawaje!
-Wiesz,że go nigdy nie lubiłem.Zresztą,Syriusz też chyba nie pałał do niego miłością.
Oboje parsknęli śmiechem.
-No,ale rozstałam się z nim i jestem wolna!-Rachel uśmiechnęła się promiennie-Wiesz,moje nowe koleżanki są fajne.Bałam się,że się nie polubimy,a tu proszę!Tylko Dorcas jest czasem dziwna-dziewczyna zamyśliła się.
-Nie przejmuj się Dor,ona chyba zazdrosna jest o Syriusza-odpowiedział James.
Nagle coś do niego dotarło.Był tak zajęty swoimi problemami i Lily,że przeoczył coś tak ważnego,jak zakochanie przyjaciółki.
-Naprawdę?Nie wiedziałam,że tak okazuje się sympatię...
-To znaczy?
-Bo idę z nią dzisiaj na potrójną randkę-oznajmiła dziewczyna.
-Z kim?
-A tam,z jakimś puchonem-dziewczyna wzruszyła ramionami.
James parsknął śmiechem.Żeby nie wiedzieć,z kim się idzie na randkę?
A ty co robiłeś jeleniu przez ostatnie lata?
-A kto idzie z Tobą?-zapytał i modlił się w duchu,by nie usłyszeć...
-Lily-dziewczyna uważnie obserwowała jego twarz.Pojawił się na niej chwilowy wyraz bólu,przechodzący w chłodną obojętność.
-No to mam nadzieję,że będziecie się dobrze bawić.Ja chyba pójdę na stadion z Łapą,o ile się jeszcze nie umówił z jakąś fanką-wlepił na twarz sztuczny uśmiech.

***

Od ponad godziny podawali sobie tłuczki i łapali znicze.W pewnym sensie dla obojga była to nie tylko ciężka praca,ale także i relaks.To właśnie na boisku od quidditcha czuli się najlepiej.
-Ej,właśnie!-krzyknął nagle James.
-Co jest?
-Przecież muszę zrobić nabór do drużyny!
Gdy dowiedział się,że znowu będzie kapitanem,rozparła go duma.Jednak opłacało się trenować aż do upadłego kilkanaście godzin w tygodniu!
Nagle Syriusz bez ostrzeżenia podał mu kafla. Co prawda zdążył go złapać,ale obił się mu o twarz i strącił z nosa okulary.Oboje patrzyli,jak szkiełka powoli spadają na murawę,by rozbić się na tysiąc kawałeczków.
-Przepraszam stary,nie chciałem!-krzyknął Łapa.James machnął ręką.
-Wiesz,nie mam zamiaru nosić tych okropnych okularów.Kiedyś matka dała mi magiczne szkła kontaktowe,ale wtedy...
-Lily chodziła z gościem w takich samych okularach.
-Ekhem,nie.Wcale nie!
-Dobra!-Syriusz uniósł ręce w geście obrony.
-Wiesz,że dziewczyny są teraz na randce?
-Jakie dziewczyny?-Black podniósł do góry jedną brew.
-No jak to jakie.Lily,Dorcas i Rachel.
-Przypuszczam,że to kolejna randka Rachel w tym tygodniu,ale Meadowes?-Syriusz zrobił naburmuszoną minę.
-Wreszcie ktoś dostrzegł,że z Dorcas jest laska.Oczywiście,ja nic do niej nie mam!-uprzedził Syriusza,widząc jego minę.
Machnął różdżką dwa razy,a jego okulary wylądowały na dłoni.Niechętnie włożył je na nos.
Przez chwilę podawali sobie kafle,gdy usłyszeli dziewczęce śmiechy.Obaj spojrzeli w stronę wielkiego dębu nad jeziorem.Gdy podlecieli nieco bliżej,na trybunę Ravenclawu,dostrzegli Lily,Dorcas,Rachel i chłopaków mijanych na korytarzach-Joela,Toma i Josha.
Na widok tego ostatniego oczy Jamesa zwęziły się w szparki.Czym prędzej wylądował na murawie i cisnął miotłą o ziemię.
Podstępna żmija!
Zrobiła to specjalnie!
Wie,że nie trawię tego gościa!
-Skończyliśmy na dziś-burknął i ruszył do szatni zawodników.

***

-Dobrze,proszę o uwagę!
Nic.
-Ciszej mówię!
Dalej nic.
-ZAMKNĄĆ SIĘ!
Podziałało.
-A więc-kontynuował James-witajcie na wyborach do drużyny Gryffindoru.Jestem James Potter,kapitan drużyny-rozległy się oklaski.Machinalnie zmierzwił ręką włosy- Poproszę,aby uczniowie poniżej czternastu lat zeszli z boiska!
Rozległy się jęki,a mniejsza część grupki zeszła z murawy. Już w zeszłym roku właśnie tak rozpoczął nabory,gdy zobaczył ilu przyszło drugoroczniaków,zbyt wątłych żeby złapać kafla w ręce.
- Następnie proszę,by zeszli ci,którzy nigdy nie siadali na miotle-spojrzał po wszystkich.Nikt się nie ruszył-Pomijając pierwszy rok,gdy uczyliście się, po której strony miotły siadać-zastrzegł.
Tym razem spora część zeszła, w tym najwięcej jego fanklubu.Odetchnął z ulgą,lecz zaraz mu mina zrzedła,gdy zobaczył,jak dziewczyny kierują się na trybuny.
-Dobra!Najpierw poproszę ścigających oraz obrońców!
Kilkunastu uczniów wyleciało w powietrze, z czego czworo z nich ustawiło się przy bramkach.
Nagle w tłumie ścigających ujrzał Dorcas. Pierwszy raz widział ja na miotle,a przecież spędzali razem dużo czasu!
-Dobrze,wypuszczam kafle!
Rzucił kilka kafli do góry. Dorcas od razu pochwyciła jeden,Syriusz również i Samantha Bell.Reszta kafli pospadała obok niego,jeden boleśnie trafiając w jego stopę.

***

Opadł zmordowany na kanapę i przymknął oczy.Rola kapitana już dała mu w kość.Ku jego zdziwieniu jedną ze ścigających została Dorcas.Wspaniale współpracowała z resztą,a najbardziej z Syriuszem.
-James?-jego rozmyślania przerwał głos Blacka.
-Hm?
-Wiesz,chciałbym wiedzieć,jaką podejmiesz decyzję,w związku ze ślubem-rzucił na jednym wydechu Łapa,siadając obok niego na fotelu i kładąc nogi na najbliższym stoliku.
-Sam chciałbym to wiedzieć...-mruknął James i przejechał dłonią po swoich włosach.Robił to automatycznie,taki nawyk od lat,że drgnął,gdy usłyszał wzdychania dziewczyn z jego fanklubu.
Skrzywił się mimowolnie.
-Stary,masz się żenić!I mówisz o tym tak spokojnie?!
-Łapo,pojadę do domu na święta,wy jedziecie do domu Franka.Na ślub przyjadę sam,albo z żoną!-przetarł oczy ze zmęczenia.
-Nie wierzę!A co z Lily?!-spytał Syriusz,doskonale wiedząc,że to drażni przyjaciela.Jednak była to również broń ostateczna.
-Daj mi z nią święty spokój!Wszyscy dajcie mi spokój!-wrzasnął i wybiegł przez portret.
W Pokoju Wspólnym zaległa cisza.

"And I will make sure to keep my distance  Say "I love you" when you're not listening  How long can we keep this up, up, up? "