25 kwietnia 2013

9. Why am I doing this to myself ?

James Potter otworzył oczy i przeciągnął się rozkosznie. Odczuwał pewnego rodzaju upragniony spokój, przez który na jego twarzy wypłynął leniwy uśmiech.
Ma wspaniałych przyjaciół. Jego ojciec żyje i wraz z matką oczekują go w święta. Ma wspaniałą drużynę i na pewno w tym ostatnim roku puchar znów przypadnie im. Ostatnio nie dostał żadnego szlabanu,a zdążył zrobić już sześć kawałów wraz z Syriuszem.
Spojrzał na zegarek i wytrzeszczył oczy. Jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło, by sam z siebie wstał o piątej rano. Wiedział, że już nie zaśnie, więc wstał. Zrobił po piętnaście skłonów, brzuszków i pompek. Jeśli czas mu na to pozwalał, zawsze tak właśnie zaczynał dzień.
Wziął szybki prysznic, wyszorował zęby i popsikał się perfumami. Wychodząc z pokoju narzucił torbę na ramię, pochwycił różdżkę i wycelował w Syriusza. Mruknął cicho zaklęcie,a lodowaty strumień wody ugodził chłopaka w twarz. Czym prędzej wybiegł z pokoju, uchylając się przed butem Łapy i śmiejąc się w głos. Odwrócił głowę, by zobaczyć czy przyjaciel za nim biegnie i wpadł na kogoś boleśnie, lądując na tym kimś.
Do ich nozdrzy uderzyły zapachy swoich ciał i spojrzeli sobie w oczy. Nie byli zdolni się ruszyć. Po kilkunastu sekundach James jakby się opamiętał i by zapobiec kolejnej awanturze wstał szybko i wyciągnął rękę. Lily niepewnie sięgnęła po pomocną dłoń i podniosła się z ziemi.
- Przepraszam, nie chciałem na ciebie wpaść - powiedział.
- Nie ma sprawy, też nie patrzyłam gdzie idę - odparła - Idziesz na śniadanie?
- Tak. A ty?
- Tak - Lily z nieznanych powodów wciąż ciągnęła tą dziwaczną wymianę słów.
- To może ... pójdziemy razem ? - wykrztusił niechętnie.
- Jasne.
Wyszli z Pokoju Wspólnego w ciszy. Oboje czuli się strasznie niezręcznie. W końcu Rudowłosa nie wytrzymała.
- Dobra, Potter! Przepraszam cię za to, co wtedy powiedziałam, choć uważam nadal, że było w tym trochę prawdy - nie mogła powiedzieć inaczej. Była zbyt dumna.
- A więc nazwiska, Evans? Ja też przepraszam, poniosło mnie, ale również uważam, że po części miałem rację.
I oboje o tym wiedzieli.

***

Głowa powoli opadła mu na książkę. Był zmęczony po całym dniu nauki i ostatnimi dwoma lekcjami była Historia Magii, na której tylko Lily i Remus robili notatki. Często się śmiał, że oboje mogliby założyć interes i sprzedawać kopie, a na pewno nieźle by się na tym dorobili.
Od południa miał parszywy nastrój. A powodem była pewna para, a dokładnie Lily i jej nowy, obrzydliwy chłopak, Josh. Znaczy dla niego i Huncwotów był obrzydliwy, bo kiedyś podpadł im w jednej sprawie.
Wreszcie zabrzmiał upragniony dzwonek. Jako jeden z pierwszych wybiegł z klasy o mało co się nie przewracając.
Gdy doszedł do portretu Grubej Damy jęknął, gdyż ta najwyraźniej zaczynała rozgrzewać swój głos, wydając z siebie bliżej nieokreślone dźwięki.
- Torciki kremowe ! - wypowiedział hasło dobitnie.
- Tak, tak, kochaneczku, ale najpierw posłuchaj jak śpiewam! - zaszczebiotała kobieta z obrazu.
- Ach, droga Damo, obiecuję, że kiedyś posłucham całego twojego repertuaru, jak teraz łaskawie mnie wpuścisz, bo jestem wyczerpany - błysnął uśmiechem, od którego dziewczynom nogi miękły.
- Ach, ty mały łobuzie! Mam nadzieję, że dotrzymasz obietnicy! Wchodź! - odsłoniła wejście, przez które szybko przeskoczył.
Wdrapał się do dormitorium i od razu padł na swoje łóżko. Warknął głośno, gdy usłyszał stukanie przy oknie. Z ogromną niechęcią wstał i wpuścił maleńką płomykówkę do pokoju. Sowa upuściła list na jego łóżku i wyleciała, zanim zdążył zrobić chociażby jeden ruch. Pokręcił głową i ściągnął szatę. List napisany był dobrze znanym mu pismem. Skrzywił się i od razu cisnął list do kosza na śmieci. Od wizyty w szkole, Lexie codziennie przysyłała do niego po dwa listy, zawsze o tej samej treści podobnej do "kocham Cię,Jamie", "nie mogę doczekać się ślubu" i inne głupoty. Za drugim razem poczuł dokładnie to, co pewnie musiała czuć Lily, gdy nękał ją takimi listami. Czyli zmęczenie i wściekłość.
Idiota!
Uklęknął przed łóżkiem i wyciągnął stare, zniszczone pudło. Na samym wierzchu leżała paczka papierosów, które  palił, gdy miał gorszy humor. Tuż pod nimi leżał gruby zeszyt i wszystkie listy od Lily, które nie wiadomo czemu zachował. To samo było z dziennikiem. Miał w nim zapisane tylko parę dobrych wspomnień.


15 września, 1976 rok
Tak! Nareszcie po tylu latach!
Szedłem sobie powoli, jak gdyby nigdy nic. I nagle widzę Evans. Klęczała na podłodze i próbowała pozbierać książki. Naturalnie podszedłem do niej i zacząłem jej pomagać.
Nagle nasze dłonie się styknęły i przeszedł nas dziwny prąd. Nie wiem, czy Lily odczuła go równie przyjemnie jak ja. Spojrzeliśmy sobie w oczy i stało się! Wolno się do niej przybliżyłem i... pocałowaliśmy się delikatnie. Mamo! Jakie to było piękne! Pierwszy raz poczułem coś tak przyjemnego. Poprzednie pocałunki z dziewczynami nie były tym, co z ukochaną osobą.
Oderwaliśmy się od siebie i dzielnie czekałem na siarczysty policzek. Ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego szepnęła ciche "dziękuje" i odeszła. A ja jak idiota klęczałem na tej ziemi i patrzyłem jak się oddala, zamiast pobiec za nią. Może wtedy zapobiegłbym późniejszym przykrym wydarzeniom?


Tak, ale następnego dnia, gdy spytał o randkę, odmówiła mu po raz kolejny. A gdy przypomniał o pocałunku, odpowiedziała, że chyba mu się coś przyśniło. Ot, cała Lily Evans.
Wyciągnął papierosa i odpalił. Zaciągnął się i z uśmiechem na twarzy stwierdził, że mu lżej. Delektował się przez chwilę samotnością i papierosem, mimo, że jego zapach drażnił mu nos.Dokładnie wtedy jego błogą chwilę zepsuły krzyki Huncwotów wracających do dormitorium. Wrzucił dziennik do pudła i szybko wsunął pod łóżko. Drzwi się otworzyły, gdy otwierał okno na oścież, by wywietrzyć dym od papierosa.
- No nie! Palisz beze mnie! Czuje się urażony! - Syriusz wsparł ręce pod boki, przybierając znaną im pozę "idealnej pani prefekt naczelny,Evans". Wybuchnął śmiechem i podał mu papierosa.
- Jesteście nienormalni. Przecież to jest świństwo! - skrzywił się Lunatyk.
- A tam! - odpowiedzieli równocześnie i rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenie.

***

Jeszcze tylko jeden korytarz i będzie na miejscu. W torbie leżały łajnobomby, a w jego ręce ściśnięta była Mapa Huncwotów. Biegł prawie, że na oślep, uciekając przed kotką Filcha, panią Norris. Parsknął śmiechem, gdy przejechał po posadzce i zdążył wyhamować przed ścianą, a kotka ku jego zadowoleniu nie. Usłyszał cichy pisk, a następnie krzyk woźnego. Zaśmiał się donośnie i przyśpieszył, rzucając za siebie kolejną ‘niespodziankę’. Minął grupkę piątoklasistek, do których mrugnął, a one wdzięcznie zachichotały. Szata spadała mu z ramion, ale nie przejął się tym bardzo. Na szczęście ujrzał wreszcie swój cel. Puknął dwa razy w obraz nastolatki, leżącej wśród zboża. Otworzyło się tajemne przejście, przez które dosłownie w ostatniej chwili wskoczył. Przyłożył ucho do płótna i usłyszał jak Filch oddala się, mrucząc coś pod nosem. Odetchnął głęboko i parsknął śmiechem.
Nagle usłyszał parę głosów. Jeden poznał aż za dobrze. Miał ochotę wyjść i walnąć tego całego Josha jakimś zaklęciem. Jednak gdy usłyszał nazwisko 'Evans' od razu zaczął podsłuchiwać.
Niestety, Peter, który wbiegł właśnie od drugiej strony tunelu zrobił niesamowity hałas. James pokazał mu palcem, aby podszedł i był cicho. Oboje przyłożyli uszy do obrazu.
- ... i niestety wciąż karze mi czekać. Ale ja nie mam zamiaru bawić się w idealną parkę! Zaproszę ją dzisiaj wieczorem do siebie, no i wiesz ...- tu na pewno na twarzy Josha pojawił się obrzydliwy uśmiech.
- ... tak, wiesz co, masz rację. Ta Meadowes nie daje do siebie w ogóle dojść! Cały czas udaje niedostępną, albo na prawdę nie mam na co liczyć ... no chyba, że nie po dobroci ...
Peter i James spojrzeli na siebie przerażeni. Gdy rozmowa ucichła, otworzyli szybko obraz i pędem rzucili się do Pokoju Wspólnego. James w biegu złapał Syriusza za kołnierz, brutalnie odklejając go od jakiejś blondynki.
- Ej!- zaprotestował Łapa.
- Uwierz mi, to jest o wiele ważniejsze!
Bez słowa dobiegli do portretu Grubej Damy.
- Hasło, kochaneczki! - zaszczebiotała.
- Torciki kremowe!
Wbiegli do Pokoju Wspólnego. James przeleciał po nim wzrokiem zatrzymując się na Rachel, flirtującej z jakimś chłopakiem.
- Wybacz, złotko, że ci przerwę, ale mam ważną sprawę - uśmiechnął się do dziewczyny uroczo. Hiszpanka wywróciła oczami, ale posłusznie dała zaprowadzić się w kąt, gdzie nikt nie mógł ich podsłuchać. Gdy James skończył gorączkowo szeptać, Rachel wytrzeszczyła oczy i jak strzała wbiegła do swojego dormitorium.

***

Ku uldze Jamesa dziewczyny zostały w dormitorium, ale Lily nie uwierzyła w jego słowa, zresztą czego później się domyślił. Wiedziony przeczuciem, usiadł w Pokoju Wspólnym narzucając na siebie i na Syriusza Pelerynę Niewidkę.
Około dwudziestej gdzie w salonie Gryfonów było już pusto, James drgnął. Usłyszał cichy trzask i po chwili z cienia wyłoniła się Rudowłosa, a zaraz za nią Dorcas. James pokręcił głową z niedowierzaniem, że Ruda wciągnęła w to również jego przyjaciółkę. Szturchnął Blacka i ściągnęli z siebie okrycie. Dopiero gdy wstali na równe nogi, a kanapa wydarła z siebie jęk, dziewczyny dojrzały ich.
- Ah! - Dorcas złapała się za serce.
Jej policzki przybrały wiśniowy kolor na widok Syriusza i jego nieciekawej miny.
- Eh, Evans. Wiedziałem, że mnie nie posłuchasz - powiedział James powoli do nich podchodząc.
- Dobrze myślałeś, nie uwierzę ci - odpowiedziała, hardo patrząc w jego oczy.
- Och, czyli chcesz stracić dzisiaj tytuł wzorowej pani prefekt? - spytał, sam czując, jak jego policzki płoną.
Black parsknął śmiechem na widok czerwonej twarzy Rudej, buntu w oczach oraz przybranie słynnej pozy.
- Nie świgaj się, Rudzielcu, on mówi prawdę.
- A może właśnie chcę?! - pisnęła, ignorując słowa Łapy.
Twarz Jamesa stężała i przez moment nie oddychał. Syriusz i Dorcas poruszyli się za nimi niespokojnie.
- A więc idź! Mogę ci zapewnić, że na pewno ci się to uda! Ale ty, Dorcas, jesteś moją przyjaciółką, dlatego czy chcesz, czy nie, idziesz ze mną - oznajmił stanowczo Rogacz.
Rzucił jeszcze pełne rozczarowania spojrzenie Lily i pociągnął Dorcas za rękę.
- Mógł robić co chciał w przeszłości i to nie jest twoja sprawa.Możesz mieć o nim wyrobione zdanie tylko na podstawie jego wygłupów, ale jedno jest pewne, Lily. Gdyby cię okłamał w takiej sprawie, splamił by honor Huncwota. A tego przestrzegamy. Zastanów się! Doskonale wiesz, że i ja chcę dla ciebie jak najlepiej, w końcu jesteś moją przyjaciółką. Pomyśl nad tym, czy warto ... - po tym wywodzie poczochrał jej włosy i wdrapał się do swojej sypialni, jednak cofnął się gwałtownie - No i… ten, chciałbym cię przeprosić, wtedy, że tak na ciebie nakrzyczałem, choć nadal nie uważam, bym się mylił. Dobranoc! – tym razem zniknął za drzwiami swojej sypialni.
Phi! Ładne mi przeprosiny!, prychnęła Lily w myślach.
Jęknęła i ze złością odwróciła się w stronę schodów.

***

- Umieram!
- Daj spokój, Syriuszu, nie było tak źle! – skarcił go Remus.
- Nie było tak źle? Jesteśmy w tej szkole dopiero dwa tygodnie, a już pisaliśmy dwa sprawdziany, w jeden dzień,na dodatek z Eliksirów i Transmutacji, a jakby było tego mało, dzisiaj mamy trening!
- O treningu wiedziałeś już przedwczoraj, to teraz nie jęcz ! – wtrącił się James, przeżuwając kotleta. – Mogłeś przygotować się wczoraj!
- Tak, ale ktoś przerwał mi randkę z jakąś tam Kate, więc trzeba było ją odrobić!
Nagle nad ich głowami pojawiła się sowa i leciała wprost na Jamesa. Już z dala ją poznał i jęknął.
Czy ta dziewczyna jest normalna?!
- Znowu od niej? – spytał Peter.
- Niestety. I co ja mam jej powiedzieć? Że nici ze ślubu, bo jej nie trawię?
Przyjaciele parsknęli śmiechem.
- A co ty tak właściwie chcesz zrobić?
- Jadę do domu na święta, a później się zobaczy.
- Ale James – wyszeptał cicho Lunatyk – ty masz się żenić, a zachowujesz się, jakby cię to nic nie obchodziło!
- No, bo nie obchodzi. W razie czego, zwieje z przed ołtarza! Pamiętasz nasze motto, no nie Łapciu?
- Na przypale, albo wcale! A tego "Łapcię" to wiesz, gdzie se możesz wsadzić.
- Czyżbyś coś mi proponował? - zapytał zalotnie Rogacz, trzepocząc rzęsami.
Wybuchnęli śmiechem. Później James już ich nie słuchał. Wcale nie było to takie łatwe,jak pokazywał ludziom. Trudno było mu się sprzeciwić matce i ojcu. No bo co ma im powiedzieć?
Hej mamo, nie żenię się,bo ... nie?
Mamo, wybacz, ale nie kocham tej idiotki!
I co teraz zrobić? Dałby nawet milion galeonów, byleby cały ten cyrk się skończył. Skąd w ogóle pojawił się pomysł ślubu, tego nie dowiedział się nigdy.
Wyciągnął różdżkę i jednym płynnym ruchem podpalił kopertę wraz z jej zawartością.
- No, nie ma co! Dorcas, gotowa na trening? - zawołał do szatynki siedzącej nieopodal nich i wesoło gawędzącą z Lily i Alicją. Dziewczyna wywróciła oczami, ale kiwnęła głową. Uśmiechnął się na wspomnienie eliminacji do drużyny. Dorcas dała wtedy niezłego czadu i pozamiatała wszelką konkurencję.
Niedaleko niej siedzieli kolejni dwaj członkowie drużyny, pałkarze, Fabian i Gideon Prewett.
- Rudzielce gotowe? - krzyknął.
- Tak jest, kapitanie!
Kiwnął głową z uśmiechem. Reszty drużyny nie mógł zlokalizować, więc miał nadzieję, że są już na boisku i się rozgrzewają.
- No to do roboty, lenie!

***

James cały umorusany błotem, zszedł z murawy ramię w ramię z Blackiem.
- To kiedy mecz? - spytał Syriusz, odgarniając grzywkę z czoła.
- W listopadzie, z Ravenclawem - odpowiedział mu. Już za dwa miesiące mieli stawić się na boisku, już kolejny mecz odegrać pod jego opieką w roli kapitana.
Dotychczas Gryfoni, odkąd on dostał się do drużyny, przegrali jeden mecz, przed którym ktoś rzucił na niego zaklęcie, a on sam spadł ze schodów i połamał sobie nogę i obojczyk. I nie miał zbyt dobrego zastępcy. Później był o wiele bardziej ostrożny i dlatego reszta meczy była wygrana. Jedynie ze Ślizgonami zawsze mieli kłopot, gdyż nie grali oni czysto i często któryś zawodnik Gryffindoru prędzej czy później trafiał do Skrzydła Szpitalnego.
James wszedł do pokoju kapitana, rozebrał się i wszedł pod gorący prysznic. Rozluźnił się maksymalnie, a po jego ciele przeszedł dreszcz.
Gdy skończył, ubrał się w świeże rzeczy i podążył do zamku. Gdy mijał chatkę Hagrida, w oddali zobaczył samotnie siedzącą postać nad brzegiem jeziora. Gdy podszedł bliżej, rozpoznał w tym kimś Lily. Odchrząknął cicho, by dziewczyna zwróciła na niego uwagę. Gdy się tak nie stało, przykucnął obok niej. Ruda najwyraźniej tego nie zauważyła, bo zamachnęła się by cisnąć do wody kolejnym kamieniem i niechcący trafiła Rogacza. Ostra krawędź kamienia przecięła mu policzek. Od siły zamachnięcia Lily, przewrócił się na plecy i jęknął.
- Jak nie chciałaś, żebym siadał, trzeba było powiedzieć! - wystękał z wyrzutem.
- Przepraszam! - pisnęła i pomogła mu usiąść. Wyciągnęła różdżkę i zaczęła opatrywać mu ranę. Gdy dotknęła jego podbródka, na chwilę zatrzymała tam rękę. Przeszedł ją przyjemny dreszcz. Otworzyła szeroko oczy i z powrotem zaczęła machać różdżką. Gdy skończyła, na jego policzku nie było ani śladu.
- Byłabyś dobrym Uzdrowicielem - stwierdził.
- Myślałam o tym, ale teraz dzieje się tyle niedobrego... myślałam o zawodzie Aurora.
- Nie chcę się znowu kłócić, ale myślę, że ty jako Uzdrowiciel bardziej się przydasz. Nie twierdzę, że nie umiesz się bronić, ale robiłabyś to co umiesz, lubisz i jednocześnie byłabyś potrzebna ludziom.
- To co mówisz ma sens, ale jeszcze nie zdecydowałam - westchnęła.
- A właściwie, to co ty robisz tu samotnie o tej porze? Za chwilę się ściemni - spojrzał na nią pytająco. Spojrzała mu w oczy i nagle się roześmiała.
- Eee... powiesz mi powód swojej radości?
- Dokładnie teraz zrozumiałam, że to takie głupie! - znów parsknęła śmiechem.
- Ale co ? - zirytował się.
- Wysłałam mamie list, w którym powiedziałam, że jadę na ślub przyjaciółki. Petunia przeczytała, jak mama odpowiada mi, żebym się dobrze bawiła i poznała jakiegoś chłopaka - tu zaczerwieniła się lekko - I żeby mi dopiec, wysłała mi po raz pierwszy raz list, w którym wyśmiała mnie, że z nikim nie idę i że nawet nie mam jej okłamywać, chyba, że zobaczy na własne oczy, jak ktoś po mnie przychodzi - znów wybuchła śmiechem. James również się uśmiechnął.
- No wiesz, zawsze mogę udawać, że po ciebie przyszedłem - rzucił niby od niechcenia, zamykając oczy i wystawiając twarz do zachodzącego słońca.
- Zrobiłbyś to? - spytała cicho, czując, jak policzki palą ją niemiłosiernie. Nigdy się nie zachowywała tak przy nim!
- Dobrze wiesz, że tak - wzruszył ramionami.
- Dzięki. Myślę, że powinniśmy wracać do zamku.
- Odprowadzę cię, lepiej teraz nie szwendać się samemu.
Wstali i oboje, gdzieś głęboko, bardzo głęboko, szczęśliwi ruszyli obok siebie w stronę Hogwartu.

***

Wypuścił ze świstem powietrze, wraz z dymem papierosowym. Machnął ręką, odpędzając muchę. Zaledwie piętnaście minut temu wybiegł z zamku, wkroczył do Zakazanego Lasu i rzucił się na miękką trawę, na polance otoczonej drzewami i kwiatami.

- Wkraczamy w niebezpieczny świat i czasy, gdzie wszystko jest możliwe i trzeba być o wiele ostrożniejszym. Myślisz, że dlaczego kazałem powołać te nocne patrole ?
- Czyli podejrzewa profesor, że mamy w szkole jego zwolenników ?
- Czy podejrzewam? Ja to wiem, ale nie wychylają się zbytnio, więc nie mam im tego jak udowodnić - dyrektor spojrzał na niego przenikliwie - Proszę, James, abyście  uważali na uczniów z rodzin niemagicznych i doskonale wiem, że ty tego szczególnie dopilnujesz. Proszę też zwrócić uwagę na pannę Evans, wiemy oboje, że to ona ma najwięcej do gadania i to może sprowadzić ją na niebezpieczeństwo.
- Kiedy ona nie chce dać się chronić! Zawsze wie wszystko lepiej, nie jestem w stanie jej upilnować, szczególnie, że mnie nienawidzi. Udało mi się jedynie towarzyszyć jej na ślubie Alicji i Franka, oczywiście wszystko zależy od mojego ślubu... - skrzywił się.
- I po tym, jak panna Evans zgodziła się, byś był jej partnerem, nadal uważasz, że cię nienawidzi?
- Oddaję jej po prostu drobną przysługę.
- Ah! Przypomniałem właśnie sobie, że Dorea przysłała mi list wraz z soczewkami do oczu. Była bardzo niezadowolona, że nie chcesz już nosić okularów i wyobraź sobie, że kazała im cię pilnować! - dyrektor zaśmiał się - Oczywiście, uprzejmie wyjaśniłem jej, że jesteś już pełnoletni i możesz robić co chcesz, a więc tu masz swoje soczewki. 
Podał chłopakowi pudełko. James uśmiechnął się radośnie, szczęśliwy, że wreszcie będzie mógł się pozbyć tych okropnych okularów.
- Przepraszam pana za mamę, nie wiem, po co to zrobiła, przecież i tak wie, że zrobię to, co będę chciał.
- Nic się nie stało! I tak utrzymujemy kontakt, ponieważ twój tata jest moim informatorem - zamyślił się - Nie powinienem ci tego mówić, ale jak zwykle mam za długi język! - Dumbledor zachichotał.
- Nie ma sprawy, nikomu nie powiem.
- Tak więc miej na uwadze twoją koleżankę z Gryffindoru, ale dyskretnie możesz rozglądać się po uczniach naszej szkoły. Kiedy natrafisz na coś niepokojącego, zawsze możesz do mnie przyjść, tak jak dzisiaj. Ja zawsze cię wysłucham. Ten, kto potrzebuje pomocy, w Hogwarcie zawsze ją otrzyma. 








15 komentarzy:

  1. Lilka! Wredna małpo! Jak mogłaś sparować Lily z jakiś beznadziejnym frajerem?! Mam nadzieję, że tak znajomość zakończy się SZYBKO!
    Rozdział ogółem super, mam nadzieję, że następny pojawi się w krótszym odstępie czasu!:D No i że będzie więcej Syriusza i Dorcas! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Spoko ^_^
    Zapraszam na mój blog http://patty-marley-hogwart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo fajny na prawdę mi się spodobał wpadajcie do mniehttp://potterimalfoywybrali.blogspot.com/2013/04/14wrog-czy-przyjaciel.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Superowo, ale czekam na więcej Syriusza i Dorcas!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiste, że rozdział cudowny. Chcę już rozwiązania z tym ślubem James'a, bo mnie to dołuję. Lily zachowuje się dziwnie i nie pasuje to do niej, ale co tam xd I dałaś mój ukochany gif, którego nie zdążyłam jeszcze dać na swojego bloga. Ale ma takie cudowne przesłanie idealnie pasujące do tej pary ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział b. fajny :D :* Fajnie że Lily idzie na ślub z Jamesem :D Już się nie mogę doczekać jak opiszesz ten ślub :)
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział Super! Mam nadzieję że wena szybko przyjdzie:P

    OdpowiedzUsuń
  8. rozdział mi się podoba, ogólnie widać że dopracowany blog :)
    w wolnej chwili możesz zajrzeć do mnie :)
    http://evanslily.blogspot.com/
    :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana przeze mnie do do nagrody THE VERSATILE BLOGGER :)
    Więcej informacji na moim blogu http://historiazycia-lily.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Episkey ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział fajny, zresztą tak jak reszta. Najbardziej podobają mi się wątki Lily-James, ale nie wiem czy będę dalej czytać..
    Cieszyłam się, że jak dotąd pisałaś zgodnie z prawdą itp. Teraz te horkruksy.. No , szkoda. ;<

    OdpowiedzUsuń
  11. kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robi się!Będzie dłuższy i długo nad nim już pracuję.
      Na pewno będzie w tym miesiącu:)
      Lilka.

      Usuń
    2. A w tym tygodniu?

      Usuń
  12. Rozdział superowski. Ale mam pytanko kiedy nowa notka ???

    OdpowiedzUsuń
  13. Co do listów - uuu, zabijemy Jamesa jego własną bronią? :)

    OdpowiedzUsuń

CZYTAM=KOMENTUJĘ