10 grudnia 2014

29. A łzy wciąż płyną.

Hej !
Mam kilka spraw :
1.  Pamiętajcie, że Dorcas jest także przyjaciółką Jamesa, więc niedziwne, że jej też mówi większość rzeczy.
2. Przecież mogą popełniać błędy, nie ? Nie chcę, żeby w moim opowiadaniu byli idealni.
3. Moim zdaniem James przez wielu jest nie doceniany. Zawsze słyszę tylko, że jest okropny, bo torturował Severusa <nad tym nie będę się teraz rozwodzić, ale też mnie to wkurza>. No, a tak naprawdę, skoro na ostatnim roku się zmienił, to jakoś ta przemiana musiała wyglądać, a Lily na pewno nie zmieniła zdania w trzy sekundy !
4. Dziękuję wszystkim za komentarze, nawet jeśli to krytyka, bo to również się przydaje :)
5. Nie wiem, czy uda mi się coś napisać do świąt, ale bardzo się postaram :)
6. Życze miłego czytania !

Lilka.

***********

* ! MUZYKA ! *

Rozstali się na dworcu King Cross i każde z nich deportowało się do swoich domów.
Dorcas, Syriusz i James wyciągnęli różdżki, gdy tylko wylądowali w Dolinie Godyka. Wyszli zza kościółka i ruszyli kamienną uliczką w stronę widocznego lasu. Po kilku minutach wesołych rozmów dotarli do domu Dorcas.
- No więc, wesołych świąt ! - dziewczyna objęła Jamesa, a ten odwzajemnił uścisk i podniósł ją kilka cali nad ziemię.
- Nie daj się kapryśnej Jenny - zaśmiał się, gdy jęknęła.
- A wy Zackowi, Joshemu, Robertowi, Codyemu...
- Starczy ! - James puścił ją z obrażoną miną - Wygrałaś !
Zaśmiała się. Odwróciła się w stronę Syriusza. Miała wrażenie, że obaj słyszą jej głośno bijące serce. Na szczęście jej zażenowanie trwało chwilę, gdyż Black po prostu podszedł do niej, objął ją i życzył wesołych świąt, obiecując, że zjawi się za kilka dni.
Zawiedziona posłała im uśmiech i pchnęła furtkę swego domu. Poczuła, jakby ktoś wylał na nią kubeł wody. Domyśliła się, że właśnie przeszła przez barierę zaklęciową. Z nietęgą miną ruszyła ku domu.
- Doruś ! - jej mama otworzyła drzwi, gdy była na schodkach.
Dziewczyna uśmiechnęła się i wtuliła w mamine ramiona.
- Coś się stało ? - Elen pogłaskała córkę po włosach.
- Nic, mamuś, nic - Dorcas uśmiechnęła się i zamknęła za nimi drzwi, bo zimno wpadało do środka.
Za oknem znów padał śnieg, do tego na wszystkich drogach pojawił się lód.
- Dorcas - ojciec wyjrzał z sąsiedniego pokoju. Miał na sobie dopasowany garnitur, ale na jego policzku widniała mąka i czekolada.
- Miałeś nie podjadać ! - mama Dorcas czym prędzej wróciła do kuchni, ciągnąc rozbawionego męża za rękę.
Tylko w święta jej tata potrafił być tak miły, rozluźniony i z poczuciem humoru. W normalne dni był surowy i prawie że zimny.
Rozebrała się i westchnęła. Zaklęciem posłała torbę  do góry,a po chwili zastanowienia również swoje kroki skierowała do pokoju.
To, że spojrzała w prawo było silniejsze od niej. Michael wesoło machał do niej na jednej z fotografii.
Nie okazywała w Hogwarcie tego, że wciąż po nocach płacze z jego powodu, że wciąż nie pogodziła się z jego śmiercią. Nie chciała słów pocieszenia, czy współczujących spojrzeń. Teraz jednak, gdy tylko weszła do swojego pokoju mogła rzucić się na łóżko i płakać, tylko, że tego nie zrobiła.
Postawiła kosz na śmieci na środku pokoju. Zgarnęła wszystkie maskotki spod i z łóżka i dziecinne plakaty ze ścian. Otworzyła szufladę i wysypała z niej wszystkie listy. Oddzieliła te dla Syriusza, które pisała w zeszłym roku, od listów przysłanych jej przez przyjaciół czy rodzinę. Te pierwsze położyła obok misiów.
Otworzyła okno i chwilę później wrzuciła wszystko do kosza na śmieci. Machnęła różdżką.
Pierwsza maskotka zajęła się ogniem, a po niej kolejna wraz z listami.
Wyciągnęła z torby zdjęcia i plakaty, które udało jej się zdobyć w Hogwarcie.
Obok reszty fotografii na ścianie powiesiła kilka nowych, jedno z koncertu Spetryfikowanych Mandragor. W centrum jej małej kolekcji pojawiło się zdjęcie jej i Michaela. Następnie na ścianie powiesiła kolejny plakat Beatelsów, a także Jęczących Wiedźm.
Spojrzała na swoją pracę zadowolona i w końcu spojrzała za okno. Przełknęła ślinę.
Wzięła różdżkę z łóżka i machnęła. Resztki spalonych rzeczy w koszu zniknęły.
Zeszła cicho na dół i założyła kurtkę i buty. Otworzyła drzwi.
- Wychodzę ! - krzyknęła i wyszła, zanim ktokolwiek zdążyłby ją zatrzymać.

" If only I had the strenght
  to see those people, all so lonely as me "



********

Ścisnęła mocniej różdżkę w kieszeni.
Szła po lekko stromej uliczce w stronę kościółka. Minęła niewysoki wojenny pomnik i bar. W końcu przystanęła i wzięła głęboki oddech.
Pchnęła furtkę na cmentarz i zaczęła szukać grobu Michaela. Krążyła między alejkami, gdzie nigdzie odgarniając różdżką śnieg.
Po kilku minutach trafiła. Jego grób był zadbany, jako jeden z niewielu na tym cmentarzu.
Usiadła na lodowatej ławeczce i wyczarowała świąteczny wieniec. Trzymała go w rękach i bawiła się zielonym listkiem.
- Powinieneś to być - uśmiechnęła się, czując, jak zbiera jej się na łzy - Powinieneś siedzieć tu ze mną, a później wrócić do domu. Powinieneś ze mną znosić kapryśną Jenny i wujka Geralda. Powinieneś tu być, do cholery - pociągnęła nosem - Możesz się tylko cieszyć, że nie musisz widzieć już tego całego szajsu. Voldemort i Śmierciożercy działają mi już na nerwy, wiesz ? - położyła wieniec na jego grobie i zaczarowała go, żeby pozostał świeży jeszcze przez kilkanaście dni - Nie wiem co mam robić. Odbiera mi to, co kocham. Nikt nie może czuć się już bezpiecznie. Po tym, co tobie się stało, mamy więcej ludzi w domu na święta, wiesz ? Dzięki wielkie - uśmiechnęła się - Zamknęłam pokój zaklęciem, żeby bliźniaczki się nie dobrały. Powinieneś je widzieć, kiedy przemykały za moimi plecami.
Rozejrzała się, czy nadal jest sama i rozpłakała się.
- Powinieneś, Michael - otarła łzy - Powinieneś...
Usłyszała za sobą szelest. Ścisnęła mocniej różdżkę i odwróciła się. W jej stronę zmierzała niska blondynka w czerwonym płaszczu i białej czapce. W ręce trzymała bukiet kwiatów.
- Cześć - dziewczyna usiadła obok niej i spojrzała na nią załzawionymi oczami.
- Znamy się ? - Dorcas otarła ostatnie łzy z policzków.
- Jestem Natalie - Blondynka wyciągnęła rękę.
- To ty... - Meadowes po chwili oporu uścisnęła wyciągniętą dłoń.
- Wiem, że możesz mnie nie lubić.
Dorcas prychnęła.
- Michael nie wrócił do domu. Był z tobą - mruknęła.
Dziewczyna pokiwała głową i
- Chciał wrócić - odpowiedziała Natalie - Żałował tego, co wam zrobił. Chciał wrócić, szczególnie dla ciebie.
- I nie wrócił - Dorcas znów zaczęła płakać.
- Wtedy pojawili się oni, Śmierciożercy - westchnęła dziewczyna - Kręcili się na przydzielonym nam obszarze. Zabijali ludzi, palili domy. Michaelowi udało złapać się jednego, wsadził go do Azkabanu.
- Zemścili się - szepnęła Dorcas i pociągnęła nosem.
- I  okazało się, że Michael jest chory. Chciał mnie zostawić - Natalii też zaczęły płynąć łzy po zaróżowionych policzkach - Ale ja go kochałam. Naprawdę. Wiedziałam, że załapał tę chorobę od swojej byłej dziewczyny, która umarła. Wiedziałam, że ją kochał i prawdopodobnie nigdy nie pokocha mnie tak jak jej, ale obiecał, że zawsze będzie mi pomagać, nieważne, czy się we mnie zakocha czy nie. Zaufaliśmy sobie. I w końcu po dwóch miesiącach powiedział, że naprawdę pokochał mnie tak mocno, jak ja jego... - zawiesiła głos.
Dorcas spojrzała na dziewczynę. Doszło do niej, że niezupełnie potrzebnie winiła ją za brak Michaela w jej życiu.
- Planowaliśmy nawet ślub. Mieliśmy zamiar przyjechać tu, chciał to zrobić w tym kościele - machnęła ręką na budynek obok - Chciał być wtedy z wami. Byliśmy już  spakowani, gotowi do drogi.
Dorcas coraz bardziej zszokowana słuchała opowieści Natalie. Łzy wciąż płynęły i ginęły gdzieś w jej szaliku.
- I wtedy nas znaleźli. Wiedzieli, że to Michael wsadził jednego z nich. Nie mam pojęcia, jakiego zaklęcia użyli, ale to przyśpieszyło rozwój choroby, coś pękło w jego organizmie. Kazał mi się schować - płacz ścisnął jej gardło i opuściła głowę, a Dorcas złapała ją za rękę.
- Co dalej ? - wyszeptała.
- Nie chciałam go słuchać, ale on błagał, nie chciał, żeby stało się coś mi i... - spojrzała na Dorcas - i dziecku.
Meadowes niedowierzająco skierowała spojrzenie na jej brzuch.
- To dopiero piąty miesiąc, jestem zbyt szczupła, żeby było widać - uśmiechnęła się smutno, dotykając brzucha -  Nie chcieliśmy, żeby to tak wyszło. W końcu go posłuchałam. Nigdy nie chciałam go zostawiać, ale błagał mnie. Chciał to dziecko, chciał jego i mojego bezpieczeństwa.  Więc najszybciej jak mogłam, opuściłam tamto miejsce i zatrzymałam się u rodziców.
- Nie było cię na pogrzebie - Dorcas spojrzała na nią pytająco.
- Byłam - odpowiedziała Natalie - Tylko nie wyglądałam jak ja.
- Mogłaś podejść - Meadowes wytarła rękawiczką policzek i spojrzała na swoje wypielęgnowane paznokcie.
- Chciałam. Uwierz mi, że chciałam. Stwierdziłam jednak, że obecność tamtego chłopca ci wystarczy.
Dorcas pokręciła głową.
- Nieważne. Muszę przedstawić cię rodzicom.

******

- Mamo, tato ! - Dorcas wpuściła przed siebie Natalię i ściągnęła kurtkę.
Jej rodzice zaniepokojeni pojawili się w holu.
- Dorcas, nie znikaj tak następnym razem ! - warknął jej tata - Twoja matka o mało zawału nie dostała ! Szukaliśmy cię...
Dziewczyna zaskoczona spojrzała mu w oczy.
- Przepraszam, ale to teraz nieważne. Muszę wam kogoś przedstawić - objęła Blondynkę ramieniem w pasie - To Natalie. Była z Michaelem w Bułgarii.
Jej mama upuściła trzymaną w rękach łyżkę.
- C-co ? - wymamrotała, łapiąc męża za rękę.
- Idziemy do kuchni. Tam wszystko wam opowiem.

*

Godzinę później po niewielkiej awanturze i kolejnych łzach rodzice Dorcas poznali całą opowieść. Byli w szoku. Mama Dorcas dyskretnie patrzyła co jakiś czas na lekko uwypuklony brzuch dziewczyny.
- Proszę mnie zrozumieć - zaczęła Natalie - Nie przyszłam po pieniądze. Michael chciałby, aby jego dziecko znał dziadków. Kochał was, chciał się pogodzić.
Mama Dorcas na dobre się rozpłakała. Mąż objął ją i przymknął oczy.
Siedząca w kącie Dorcas otarła łzy. Czuła, jakby ten koszmar znów się powtarzał.
- Muszę już iść - Natalie wstała od stołu.
- Zaczekaj - pani Meadowes stanęła na nogi i przytuliła dziewczynę - Dziękuję ci za to, co powiedziałaś. Pamiętaj, że nasz dom zawsze będzie stał dla ciebie otworem.
Natalie posłała nieśmiały uśmiech w stronę ojca jej zmarłego chłopaka i wyszła z kuchni.
- Za dwa tygodnie wracam do Hogwartu - powiedziała Dorcas - Ale możesz odwiedzać mnie chociażby w Hogsmeade. Przyjadę na święta - obiecała.
- Dziękuję ci - Blondynka objęła ją mocno - Michael opowiadał mi o was tyle wspaniałych rzeczy, okazały się prawdą.
Po policzkach Dorcas zaczęły płynąć łzy. Po raz tysięczny dzisiaj.
- My też jesteśmy ci wdzięczni. Proszę, uważaj na siebie - patrzyła, jak Natalie ubiera się i wychodzi, żeby chwilę potem teleportować się z trzaskiem.
Westchnęła i zamknęła drzwi, oszołomiona dzisiejszymi zdarzeniami.

******

James i Syriusz wybiegli z kuchni ze śmiechem.
- Jeszcze raz tu przyjdziecie, to pożałujecie ! - usłyszeli krzyk pani Potter.
- Co znowu zmalowaliście, chłopcy ? - tata Jamesa wyjrzał zza framugi.
- Cóż, Łapa był głodny... - Rogacz zakrztusił się śmiechem - Więc postanowił zjeść sobie ciasteczko... - nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem - Które mama właśnie wyciągnęła z piekarnika.
Syriusz obrażony prychnął i wskazał na swoje palce. Widniały na nich małe czerwone bąble.
- Pomóżcie mi lepiej - Charlus Potter pokręcił głową z rozbawieniem.
Chłopcy weszli do salonu. Pod ścianą przy oknie pojawiła się ogromna choinka, która była jeszcze zupełnie goła. Wokół niej porozrzucane były kartony z ozdobami.
Gdy zaczęli wieszać bombki na pachnących gałęziach, pani Potter włączyła radio i cicho podśpiewując, zaczęła robić pudding.
Godzinę później większa część drzewka była ubrana, na ziemi leżało z tuzin zbitych bombek, dodatkowo Syriusz był zawinięty w lampki, a James miała na szyi srebrny pas do ozdabiania choinki.
- Chłopcy ! - pani Potter zawołała ich z kuchni.
Męska część towarzystwa z ochotą zajrzała do pomieszczenia.
- Każdy z was ma utrzeć trochę Puddingu. Pamiętajcie, od wschodu do zachodu.
Wyszła, by się umyć.

*

Gdy wróciła, Syriusz kończył właśnie swoją kolej. Na blacie było brudno, James miał trochę masy na policzku.
Dorea westchnęła i uśmiechnęła się z rozczuleniem. Może byli nieznośni, ale byli jej mężczyznami i kochała ich bezgranicznie. Uwielbiała mieć ich w domu.
- Dobrze, Charlus, wrzucaj - zadecydowała.
Pan Potter podszedł do misy i wrzucił do środka srebrną monetę.
- Gotowe - uśmiechnął się do żony i cmoknął ją w rozbawione usta.
Pani Potter zabrała Pudding i włożyła go do lodówki.
Byli czarodziejami, ale mugolskie urządzenia nie były im obce. Dorea podziwiała Mugoli za ich sprytne rozwiązania, dlatego sama zainwestowała w lodówkę, piecyk czy inne domowe urządzenia, które mogłaby zamienić magią.
- Mam nadzieję, James, że tobie się trafi. Chciałabym, żebyś miał szczęśliwie małżeństwo ! - klasnęła w ręce i odwróciła się, by zobaczyć, jak plecy jej syna znikają za drzwiami. Zmarkotniała.

******

James wkurzony wszedł do swojego pokoju. Odkąd pojawili się w domu, ani razu nikt nie wspomniał o ślubie. Widział przygotowany stos dekoracji w pokoju mamy, ale póki nic nie mówiła, nie chciał robić awantury.
Kopnął w łóżko i warknął sfrustrowany. Po chwili położył się na miękkim materacu i spojrzał w górę.
Jego łóżko podobne było do tego w Hogwarcie, bo też miało kolumienki i zasłony. Na daszku tego łóżka wisiało kilka zdjęć.
Wyciągnął różdżkę i bawił się nią chwilę. Zastanawiał się, czy powinien zdjąć jej zdjęcie.
Nie rozmawiali już dawno, od czasu, gdy zobaczyła go z tymi pierwszakami.
Może jego wymówka była żałosna w jego oczach, ale doprawdy - tam byli koledzy jego kuzyna, nie zrobiłby mu tego.
Pewnie, kiedyś by zrobił, bo uważał się lepszy od tych uczniów.
Zaśmiał się cicho.
Miał niekontrolowaną potrzebę pokazania wszystkim, że jest lepszy, a przecież to były dzieci, słabsze od niego.
Pomyślał, że starsi od niego uczniowie musieli mieć z niego niezły ubaw, gdy wywyższał się, choć tak naprawdę sam był małym gnojkiem w ich oczach.
Westchnął znowu.
Robił to też, żeby jej się przypodobać. Jak późno zrozumiał, że jej to nie bawiło, a wręcz przeciwnie - miała o nim coraz gorsze zdanie.
Nie miał siły o tym myśleć. Za każdym razem gdy było dobrze, albo on, albo ona coś niszczyli.
I robił z siebie męczennika, zamiast powiedzieć jej wprost co tak naprawdę się wydarzyło.
Ale cholera, chciał odpłacić jej za te wszystkie lata, choć doskonale wiedział, że był temu równie winny.
W zeszłym tygodniu nie posiadał się ze szczęścia po ich pocałunku. Nie mógł o nim zapomnieć, choć wiedział, że to nie tak powinno wyglądać.
Bolało go to, że tak łatwo go oceniła, ale zdawał sobie sprawę, że miała do tego całkowite prawo, zważając na to, co kiedyś robił.
Warknął sfrustrowany.
- Uuu, spokojnie - Syriusz podniósł ręce do góry z rozbawieniem, wchodząc do pokoju.
- Czego ? - James włożył jedną rękę pod głowę.
- Nie żebym marudził, czy coś... - zaczął Łapa, siadając na ziemi i otwierając znalezioną Czekoladową Żabę - Tylko, wiesz, za kilka dni masz ślub i tak jakby, chciałbym wiedzieć....co ty do cholery masz zamiar zrobić z tym fantem ? - Syriusz odgryzł żabie nogę i spojrzał na przyjaciela z uprzejmym zainteresowaniem.
- Całe szczęście, że Dorcas nie ma takich problemów. Jej ojciec może jest surowy, ale ją uwielbia. Ciocia to samo, ta to ma szczęście - Potter westchnął.
- Ciebie też kochają, ale mają może inne poglądy. Moi by mnie wydali za którąś z dalszych kuzynek, żeby przetrwało nazwisko - Syriusz uśmiechnął się krzywo - Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Co masz zamiar zrobić ?
James spojrzał na niego poważnie.
- Nie wiem, Syriusz, nie wiem.


***********

W rozwalonym zeszycie zostało już tylko kilka przypalonych kartek.
Jedna z nich udarła się do połowy przy akompaniamencie trzasku rozwalonego okna.
Teraz ciche pytanie odbijało się wśród rozwalonych ścian.
Kiedy urwie się do końca ?

17 listopada 2014

28. What's wrong with me ?

Hej !
Zimno, brr !
Przepraszam, że nie dodawałam długo notki, ale nie mam kompletnie czasu, ale będę pisać i dodawać, gdy tylko go znajdę :)
Mam nadzieję, że chce Wam się czasem tu zaglądać i czytać to, co piszę :)

Lilka.

*******************

!!!! MUZYKA !!!!


Lily z cierpiętniczą miną oglądała  spadający z nieba śnieg. Założyła ręce na piersi i jeszcze bardziej owinęła się kocem.
- Głupia - jęknęła na głos.
- Hej ! - Dorcas podniosła głowę z nad książki - To, że tylko ja nie umiem tego tematu, nie znaczy, że jestem głupia !
- Nie. Ja jestem głupia - Lily westchnęła - Gdzie w ogóle są dziewczyny ?
- Poszły gdzieś z Huncami - odparła Meadowes, rozciągając ręce - Czemu jesteś głupia ?
- Nie osądzaj - zastrzegła od razu Rudowłosa - Całowałam się z Jamesem. Znowu.
Dorcas opadła szczęka.
- No i jak było ?! - dziewczyna odrzuciła książkę na bok i stanęła obok Lily.
- Cudownie, ale to nie zmienia faktu, że to mój przyjaciel, a na dodatek dzieciak.
- Nie - jęknęła Dorcas - Który raz będę musiała przekonywać cię, że nie jest już dzieciakiem ?
- Możesz sobie mówić ile chcesz. Dzisiaj dałam jemu i Syriuszowi szlaban za znęcanie się nad młodszymi. Powiesili ich do góry nogami ! Mnie takie rzeczy nie bawią. Dałam im szlaban, rozgoniłam dzieci i poszłam - oświadczyła chłodno.
Dorcas nie odpowiedziała, bo nie nawet nie wiedziała co. Była zaskoczona opowieścią przyjaciółki, bo w końcu myślała, że James przestał nadużywać siły.
- Zdziwiona ? - spytała Lily - Bo ja nie. Pamiętasz, jak mówiłam coś w stylu, że jest idealny ? - Dorcas pokiwała głową - Chyba nawdychałam się tego dnia eliksiru głupoty.

*****

Biały top opinał górę jej postaci, a na nogach miała obcisłe, czarne spodnie. Ciemne buty były na grubym obcasie, sprawiały wrażenie dość ciężkich. Dłuższy ciemnozielony sweter łopotał za nią.
- Idiota ! - Dorcas podeszła do Jamesa i walnęła go w ramię.
Ignorowała fakt, że razem z nim stoi także Syriusz, Ryan i dwóch chłopaków, których nie znała.
- Ciebie też miło widzieć, Dorcas - chłopak uśmiechnął się.
Czuła na sobie spojrzenia reszty, ale miała nadzieję, że powstrzymała rumieńce.
- Mamy do pogadania, Potter - warknęła i założyła ręce na piersi.
James spojrzał  zaskoczony i podążył za nią w inny korytarz. Tam dziewczyna przejechała włosy palcami i spojrzała na niego zrezygnowana.
- Powiedz mi tylko czemu ?
- Co czemu ?
- Czemu za każdym razem, gdy sprawy idą coraz lepiej, ty musisz coś spieprzyć ? Czemu za każdym razem, gdy ona coraz bardziej otwiera się na to, co może was łączyć, ty to psujesz ?
Rogacz spuścił głowę. Przez chwilę zrobiło jej się go żal, ale gdy tylko napotkała jego spojrzenie, żal minął. Był zły.
- Czemu za każdym razem myślicie, że to ja jestem tym złym ? - spytał - Przyznaję, kiedyś miałem gdzieś, że to młodsi, bawiło mnie to. Ale teraz nie wiesz jak jest, a ja nie mam zamiaru ci się spowiadać - napiął mięśnie - Miała dużo czasu, żeby się otworzyć, a jeśli jeszcze tego nie zrobiła, znaczy że sprawy nie idą wcale lepiej.
- James - zatrzymała go, gdy obracał się - Co tak naprawdę się stało ?
- Widzisz, wielu myśli, że znęcaliśmy się nad tymi dziećmi. Spytaj się ich, czy dla nich to było znęcanie. Prawdopodobnie odpowiedzą ci, że dwóch starszych chłopaków, którzy kiedyś robili im kawały, teraz postanowili im pomóc.
- James, wisieli do góry nogami - odpowiedziała smutna. Przykro jej było, że przyjaciel tak ją okłamuje.
- Owszem. Ale nie wiem czy Evans zauważyła, że z czwórki dzieciaków tylko dwójka wisiała - spojrzał na jej nic nierozumiejącą minę - Dorcas, pomyśl. Uczyliśmy ich tego zaklęcia. Wiem, że może ci się wydawać to głupią, usprawiedliwiającą historyjką, ale tak było, a jeśli mi nie wierzysz, nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Bo zrobimy wszystko z Syriuszem, co tylko w naszej mocy, żeby każdy mógł dowalić Ślizgonom. Jesli nie wiesz, wzięli sobie na cel młodszych z innych domów.
- To czemu nie pozwoliłeś siebie powiesić, hę ? - spytała.
- Nie jestem idealny, Dorcas. Merlinie, powinnaś już dawno to zauważyć - pokręcił głową i po prostu ją zostawił.
Odetchnęła głęboko. Miała już serdecznie dosyć Lily i Jamesa i ich problemów. Mimo tego jednak była zbyt dobrą przyjaciółką, żeby tak po prostu stać z boku i obserwować jak się od siebie oddalają.
W zeszłym roku byli prawie nierozłączni, a jedna głupia myśl Rudowłosej wszystko zniszczyła. Czuła się gorzej niż w piątej klasie. Tam nawzajem sprawiali sobie przykrości, ale robili to publicznie, zapominając o tym kilka dni później.
Teraz nie robili niczego na pokaz, ranili się chociażby ignorowaniem się nawzajem.
I choć łączyły ich już dwa momenty nie mogli znaleźć wspólnej drogi.
- Ale się ze mnie poetka zrobiła - prychnęła.
- Przy okazji wariatka, która gada sama do siebie - obok niej pojawił się Jay i pocałował ją w policzek.
- To też - westchnęła.
- Dawno nie ćwiczyliśmy - zauważył - Już ci się znudziło ? - zaśmiał się.
- Nie, nie. Po prostu mam urwanie głowy - odpowiedziała, po czym spojrzała na niego przenikliwie - Jay ?
- Hm ?
- Jesteś pewny, że jesteś gejem ?
Spojrzał na nią zszokowany.
- Oczywiście !
- To czemu tak mało słyszę, żeby na przykład spodobał ci się jakiś chłopak ?
Chłopak zmarkotniał.
- Nie wiem. Może jestem jedynym gejem w Hogwarcie. Nie jest mi łatwo, ujawniłem się dopiero wam - wyznał.
- Merlinie, przepraszam. Wszystko dzisiaj psuję. Nie chciałam, Jay - walnęła się w czoło.
- Nic się nie stało - objął ją - Skąd przyszło ci do głowy, że udaję ?
- Po prostu zauważyłam, jak często spędzasz czas z Rachel no i...
- Pomyślałaś, że mi się podoba ? - odgadł, a ona kiwnęła głową - Nic z tych rzeczy.
- Przepraszam, na prawdę - jęknęła -  Co jest ze mną nie tak ?


" What's wrong with me ?
  There is love all around
  What's wrong with me ?
  I keep on letting you down. "



******

Stukot pociągu wypełnił im uszy. Pociąg na stację King Cross nie był tym razem oblegany. Na święta do domów jechało nie więcej niż połowa uczniów. Niektórzy rodzice uważali, że dzieci bezpieczniejsze są z Dumbledorem, inni, że we własnych domach. James, Syriusz, Remus, Peter, Dorcas, Lily, Alicja, Ann i Frank siedzieli w jednym z niewielu zajętych przedziałów. Jay musiał zostać w Hogwarcie, gdyż jego rodzice kategorycznie zabronili wracać mu do domu, bo ich samych tam już nie było. Rachel nie chciała spędzać sama świąt, jej rodzina pracowała, więc siedziałaby sama. Tak miała znajomych i Jaya.

James przeleciał wzrokiem gazetę i westchnął.
- Co nowego ? - spytał Syriusz, podnosząc wzrok znad magazynu o motorach.
- Trzy morderstwa, dwa przypadki działania Imperiusa. Normalka - James rzucił gazetę na mały stolik. Spojrzał w okno i jeszcze raz westchnął.
- Co tak wzdychasz ? - Dorcas ułożyła się wygodniej na jego ramieniu.
- Myślę o tym, jakie porąbane życie teraz mamy - odpowiedział lekko, jakby była to najnormalniejsza odpowiedź na świecie.
- Nie masz o czym myśleć ? - Alicja spojrzała na niego zła.
- Jak na przykład to, że jutro się żenisz ? - Remus uśmiechnął się, podnosząc brwi.
- Nie chce mi się już o tym myśleć - odpowiedział James - Nie mam o czym myśleć, jak nie o tych dwóch rzeczach. Męczy mnie to.
- Oho - Syriusz odłożył magazyn - Psychiatra Łapa ci pomoże. Mów, co ci leży na tym biednym jelenim serduszku - splótł dłonie w koszyczek i uśmiechnął się do Rogacza niby pytająco.
- Merlinie - James wzniósł oczy do nieba.
- Oh, wystarczy Syriusz - odpowiedział Black i wyszczerzył zęby.
Dorcas parsknęła śmiechem, a Potter spojrzał na nią zniesmaczony. Dziewczyna podniosła ręce w poddańczym geście.
- Moglibyśmy pograć w butelkę - odezwała się dotąd cicha Lily - Dawno tego nie robiliśmy - wyjaśniła.
- Dobry pomysł - podchwycił Frank i wyciągnął z plecaka butelkę po Ognistej Whiskey.
Pierwsza kręciła Alicja, wypadło na Dorcas.
- Pytanie czy zadanie ? - spytała, uśmiechając się.
- Pytanie - odpowiedziała Meadowes, modląc się o w miarę normalne pytanie.
- Z kim przyjdziesz na mój ślub ? - spytała podekscytowana Ala.
W przedziale zapadła cisza, każdy patrzył uważnie na Dorcas.
- Cóż, miałam iść z Jayem, ale wychodzi na to, że pójdę sama - dziewczyna uśmiechnęła się.
- Nie martw się, Frank ma mnóstwo kuzynów - Alicja mrugnęła do niej.
Dorcas przewróciła oczami i zakręciła butelką. Wypadło na Lily.
- Pytanie czy zadanie ? - uśmiechnęła się chytrze.
- Zadanie ! - Lily spojrzała surowo na Dorcas.
- To był twój pomysł, kochanie. Nie rób takich oczek ! - puściła przyjaciółce buziaka - A więc, masz pogodzić się z Jamesem.
Frank i Syriusz wydali z siebie buczenie, a dziewczyny zachichotały.
- Dorcas, stać cię na coś lepszego - James założył ręce na piersi i pokręcił głową.
- Może, ale chcę właśnie tego. Nie musicie robić tego właśnie teraz, ale macie to zrobić - Dorcas wstała - I wiecie co ? Mam was serdecznie dość. Waszych marudzeń. Merlinie, jak ja tego nienawidzę ! - rzuciła im piorunujące spojrzenia i wyszła z przedziału. Przeszła kawałek dalej i otworzyła okno. Usiadła na rozkładanym krzesełku i oparła łokcie o kolana.
- Musisz dać im czas - usłyszała głos Syriusza. Nie podniosła głowy, by nie zobaczył jej rumieńców.
- Oni mnie wykańczają. Mieli dużo czasu.
- Muszą zrozumieć, że się kochają - usiadł obok niej na ziemi.
- Są głupi - dziewczyna westchnęła i wyprostowała plecy - W zeszłym roku myślałam, że wreszcie będą razem.
- Ja też - odpowiedział Syriusz - Ale Rudzielec wszystko zniszczył. Zawsze powtarzałem Rogaczowi : co rude to wredne. Tak mnie słuchał, to teraz ma - prychnął, a Dorcas parsknęła śmiechem.
- Wciąż się ranią - mruknęła.
- To znaczy, że im na sobie zależy - odpowiedział poważnie Syriusz, a Dorcas odważyła się na niego spojrzeć. Patrzył jej prosto w oczy.
- To bez sensu - stwierdziła.
- Taka jest miłość - wciąż patrzył w jej oczy, ale dziewczyna opuściła wzrok.
- Myślałam, że nie wierzysz w miłość - mruknęła niepewnie.
- Uwierzę, jak poczuję - zaśmiał się - I choć Ruda jest dla mnie jak siostra, to teraz po prostu mam ochotę urwać jej ten rudy łeb. Ale wtedy Rogacz urwałby mi mój łeb, czyli nie mogę tego zrobić.
- Zdaję się, że masz ciężkie życie.
- Nawet nie wiesz - zaśmiali się - Dorcas ?
Spojrzała na niego wyczekująco. Przez chwilę patrzył się w jej duże, ciemne oczy, ale zaraz potrząsnął głową - Ja po ciebie przyjdę.
- Kiedy ? - zdziwiła się dziewczyna.
- W dzień ślubu Franka.
Otworzyła buzię zaskoczona.
- Nie musisz - wykrztusiła po chwili.
-Wiem, że nie muszę. Ale ja też nie mam z kim iść, skoro Rachel nie mogła jechać. Będzie fajnie - uśmiechnął się.
- Skoro tak - skinęła głową.
-  Lepiej wracajmy - Syriusz spojrzał na zegarek - Zaraz powinniśmy być w Londynie.


" When I'm in your arms
   The world is beautiful. [...]
   What's wrong with me ?
   There is love all around,
   What's wrong with me ? "

**************

Kolejna złamana noga odpadła od rozwalonego krzesła.
Trzask rozniósł się po całym rozwalonym pokoju.
Zagłuszył dźwięk rozdzierania przypalonej kartki z rozwalonego zeszytu.
Kolejnej kartki.
Kolejnego przeznaczenia.





28 września 2014

27. Zdrajca / zmuszony.

Przepraszam, że rozdziały pojawiają się tak rzadko, ale mam teraz masę nowych obowiązków.
Liceum jest wspaniałe, ale jednak zobowiązuje ;)
Mam nadzieję jednak, że mnie nie zostawicie.
Będę dalej pisać, oczywiście :)

Miłej niedzieli !

Lilka.

*******
MUZYKA


James zszedł z boiska, przewieszając sobie miotłę przez ramię.
- Kiedy następny trening ? - spytał Gideon, wyprzedzając go.
- To już koniec w tym roku - odparł z uśmiechem.
Uradowany Rudzielec poklepał go po plecach i dogonił swojego brata, przekazując mu wspaniałą nowinę.
- Rozpieszczasz ich - odezwał się głos z boku.
Obejrzał się i uśmiechnął się do Carmen.
- Kiedyś muszę - wyjaśnił.
Zerknął na nią. Wydawało mu się, jakby trochę zmizerniała.
Zaraz potem przypomniał sobie, że jej matka została porwana.
- Nie chciałbyś pogadać ? - w jej głosie nagle zabrzmiała nutka desperacji - Znam takie ładne miejsce w Zakazanym Lesie - zachichotała nerwowo na jego zdziwiony wzrok.
- Jasne, ale może najpierw się przebiorę ? - zaśmiał się, ale śmiech zamarł mu na ustach, gdy spojrzała na niego błagalnie - Chociaż w sumie, mogę już teraz - powiedział szybko.
Skręcili w stronę Zakazanego Lasu, gdy coś zabrzęczało mu w kieszeni. Wyciągnął lusterko z kieszeni, ignorując zdziwione spojrzenie Carmen.
- Co jest ? - spytał.
- Przydałoby się wsparcie - usłyszeli głos Remusa.
- Gdzie jesteście ?! - James zaczął biec w stronę szkoły - Przepraszam, Carmen ! - krzyknął w biegu.
Nie widział, jak po jej policzkach zaczynają płynąć łzy.


******


- Flint - warknął Potter, wbiegając do odpowiedniego korytarza.
- Ah, zjawił się wreszcie obrońca szlam ! - Ślizgon wyciągnął różdżkę.
- Czemu marnujesz nasz czas ? - westchnął James, stając obok Syriusza, jednocześnie rzucając miotłę na parapet.
- Ponieważ twoja mała postanowiła powalczyć - odparł chłopak.
- Moja mała ? - Potter podniósł brwi, a Flint wskazał palcem na dziewczynę stojącą obok Remusa - Evans, czy ty wszędzie musisz się pakować ?!
- Spadaj, Potter. To ten idiota zaczął ! Nie dam sobą pomiatać ! - odpowiedziała dziewczyna, patrząc na nich bojowo.
- Sam widzisz - Flint zaśmiał się - Ta mała szlama aż się prosi o dobrego Cruciatusa - rozłożył ręce.
- No chyba żartujesz ! - oburzony Remus wyciągnął różdżkę.
Dwóch pozostałych Ślizgonów zrobiło to samo.
- To chyba niepotrzebne. Dołohow już ma skopany tyłek, ty też chcesz ? - spytał Black, zaciskając pięści.
- Dołohow to ciota - westchnął Flint - No, ale znudziła mi się ta rozmowa - posłała pierwsze niewerbalne zaklęcie w stronę Rudowłosej.
Ta z łatwością je odbiła, ale musiała być przygotowana na następne.
Rogacz rzucił zaklęcie we Flinta, ale ten zdążył je odbić. Postanowił najpierw załatwić resztę Ślizgonów, więc do jednego już celował.
Po kilku minutach  ten z kręconymi włosami padł na ziemię spetryfikowany, a po kilku następnych chłopak po prawej stronie Flinta zatoczył się o ścianę.
- Poddaj się, Flint ! - krzyknął Remus i zasłonił sobą Lily.
Ta ze złością odepchnęła go i rzuciła w stronę Ślizgona oszałamiacza.
Flint z mściwym uśmiechem odwrócił się w stronę dziewczyny i machnął różdżką.
Jej bluzka rozpruła się pośrodku, ukazując czarny biustonosz.
- No, no, no. Nie wiedziałem, że szlama ma się czym pochwalić ! - zacmokał Flint, ale zaraz uśmiech zamarł mu na ustach, gdy z niesamowitą siłą odleciał do góry, zawirował i walnął o pobliską ścianę.
James dyszał ciężko i patrzył na swój wyczyn. Podszedł jeszcze do nieprzytomnego Ślizgona i z całej siły walnął go w nos pięścią.
- Rogacz, starczy - dobiegł go głos Syriusza.
Kiwnął głową na znak, że wszystko dobrze. Odwrócił się w stronę przyjaciół i ściągnął z siebie pelerynę od Quidditcha. Zarzucił dziewczynie na ramiona.
- Do wieży - mruknął tylko.
Spojrzała na niego oburzona.
- Bez gadania, Rudzielcu - zastrzegł do razu Syriusz, popychając ją przed siebie.
Lily prychnęła i zakryła się szczelniej szatą. Ruszyła przed siebie, a gdy zajęli się rozmową, dyskretnie wciągnęła głęboko powietrze, czując zapach Jamesa. Poczuła ciepło rozlewające się po całym jej ciele i uśmiechnęła się.

**********

- Pobił go w mojej obronie  - jęknęła, zrzucając z siebie jego szatę i szybko przebierając się w piżamę.
- Nie wstydź się, że to ci zaimponowało. Kobiety lubią być ratowane - stwierdziła Alicja, nie podnosząc głowy znad swoich paznokci.
- Bez przesady. Umiem o siebie zadbać - prychnęła, zakładając ręce na piersi.
- Lily, a sama potrafisz się przytulić ? Umiesz sama walnąć w gębę jakiegoś chłopaka, który chamsko cię zaczepia? - Dorcas przewróciła oczami.
Ciekawiło ją, ile jeszcze takich rozmów przeprowadzą, zanim jej przyjaciółka wreszcie się przekona.
- Nie - usiadła przy ścianie i objęła rękami kolana - Ale przeraża mnie to...
- Co ? - zaświergotała Rachel, wpadając do dormitorium. Stanęła, zauważając sytuację.
- To, że jest taki idealny...
Ann nie wytrzymała i zaśmiała się, a Lily spojrzała na nią z oburzeniem.
- Przepraszam, Lily - wymamrotała Blondynka - Chłopak jest idealny i dlatego nie chcesz się z nim spotykać. Bo jest idealny - znów zachichotała.
Reszta spojrzała po sobie i również parsknęły śmiechem.
- Jasne, śmiejcie się ze mnie.
- Przepraszamy - Alicja zeszła z łóżka - Liluś, uważam, znowu z resztą, że to zwykła wymówka. Zobacz, jak to absurdalnie brzmi. A tak nawiasem mówiąc, nikt nie jest idealny.
- Właśnie - potwierdziła Dorcas - James jest porywczy, często mu się obrywa. Nie jest idealny. Ale wyobraź sobie, że przytula cię tymi umięśnionymi rękami. Albo, że możesz dotknąć jego brzucha - zachichotała, a Rudowłosa zaczerwieniła się.
 - Właśnie! - potwierdziła ze śmiechem Alicja - Uwielbiam, gdy Frank mnie przytula. Czuję się kochana - pokiwała głową z rozmarzeniem.
- Najlepsze kochać i być kochanym - mruknęła Meadowes.
- To wszystko brzmi tak pięknie - westchnęła  w końcu Evans.
- Nie, Lily. To jest piękne - rzekła Ann - Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nie była z Remusem. Każda z nas ma dziurę w sercu, którą zapełnia miłość. Tak mawiała moja babcia - uśmiechnęła się  - I ja nie mam tej dziury. A gdy tylko czuję, że wraca, idę do Remusa - na jej policzki wkradły się urocze rumieńce.
- No nie - Dorcas wstała z poduszek - Wychodzę, zanim wyda się, że wam zazdroszczę - z nosem wycelowanym w sufit wyszła z pokoju.
Rudowłosa podniosła głowę, gdy zatrzasnęły się drzwi.
Poczucie winy spadło na nią jak kubeł zimnej wody. Była taka samolubna!
Mimo, że nie była pewna, czy James wciąż ją kocha, kiedyś to wiedziała. A Dorcas nigdy nie usłyszała nic podobnego od Blacka.
- Pójdę za nią - mruknęła i wstała. Chwyciła dwa płaszcze z wieszaka i szybko zbiegła po schodach, doganiając przyjaciółkę.
- Masz ochotę na spacer? - spytała cicho.
- Nie musisz tego robić - odpowiedziała Dorcas, przechodząc przez portret.
-Ale chcę.

*

Na dworze było potwornie zimno. Śnieg skrzypiał im pod nogami, gdy szły ku brzegu jeziora. Z oddali widać było dym, wydobywający się z kominka chatki Hagrida.
- Dawno tam nie byłyśmy...- odezwała się  Meadowes.
- Huncowci byli wczoraj - Lily przykucnęła nad wodą i przejechała palcem po jej tafli - Jaka zimna.
- Brawo, taka woda jest właśnie podczas zimy.
- Dor...
- Jest okej, Lily.
- Nie jest, przecież widzę - położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki - Czemu ze mną o nim nie porozmawiasz?
- I co mam ci powiedzieć? - w jej głosie słychać było gorycz - Merlinie, obiecałam sobie, że już nie będę się przejmować - wzruszyła ramionami.
- Czasem lepiej jest się wyżalić - potarła ją pocieszająco.
- Ale ja się nie mam z czego żalić! - wybuchnęła - Bo nie ma nas - na ostatnie słowo uniosła dwa palce w górę i zgieła je kilka razy - Jestem po prostu ja, beznadziejnie zakochana i po prostu on, niczym się nie przejmujący.
- Oh Dorcas - Lily przytuliła ja.
- Oh Lily - odpowiedziała beznamiętnie, ale odwzajemniła uścisk - Na co mi Black ?


********


- Czekaliśmy na ciebie - już od razu usłyszała zimny głos.
- I przyszłaś sama - Bellatrix wyszła zza drzewa i zakręciła różdżkę na pojedynczym paśmie swoich włosów.
- Jego przyjaciele mieli kłopoty - wyjaśniła szybko, ściskając różdżkę pod szatą.
- Bohater Potter - prychnął Malfoy. Jego twarz wyjrzała zza cienia - Masz jakieś ciekawe informacje, czy powtórka sprzed tygodnia ?
- Wraca na święta do domu. Bierze ślub - wykrztusiła, czując, jak serce szybko jej bije.
- No, no, no. Coraz lepiej. Myślę, że zasłużyłaś tym na niespodziankę - Malfoy podszedł do niej, wpił jej palce w ramię i deportował się.
Pozostało po nich tylko echo śmiechu Bellatrix.


********


Zaśmiała się i dała kuksańca Jayowi. Wgryzła się w jabłko i spojrzała pytająco na minę Remusa.
- Kolejne mordy, tym razem bliżej Londynu.
Dorcas zmarszczyła brwi.
- Jak już o tym - zaczęła, a przyjaciele spojrzeli na nią - Ostatnio wszystkie wypadki działy się na patrolu Jamesa. Uważam, że to nie jest przypadek.
- Co masz na myśli ? - spytał Rogacz, patrząc na nią uważnie, jednocześnie wciskając w siebie kolejną parówkę.
- Ktoś ukradł twój rozkład patroli. Ktoś z Gryffindoru - przejechała po wszystkich wzrokiem.
Po zmartwionym Remusie, zastanawiającym się Syriuszu, wkurzonej Lily, zdenerwowanej Alicji i Ann, czerwonego Petera i zdziwionego Jaya. W końcu spojrzała na Jamesa.
Zapadła między nimi cisza.
Potter zmarszczył brwi.
Teoretycznie było to możliwe, ale nie chciał wierzyć, że w Gryffindorze są niehonorowi uczniowie. Z drugiej strony chciał, żeby to była prawda. Mógłby wtedy szukać sprawcy, niż zamartwiać się, że ma pecha i wszystko zawsze dzieje się na jego zmianie.
To by pasowało do Slytherinu - głupie intrygi i krzywdzenie innych.
- Myślę, że możesz mieć rację - odezwał się - Ciekawi mnie, kto to jest. Kto zadał sobie cholernego trudu, by uprzykrzyć mi życie.
Wstał z miejsca i pokręcił głową. Wziął torbę i wyszedł z Wielkiej Sali.

*****

Na Historii Magii jak zwykle było cicho.
Nie dlatego, że uważali. Każdy uczeń w tamtej chwili miał głowę na ławce i słodko drzemał. Głos profesora roznosił się po sali, a jego moc była zbawienna dla tych, którzy nie wyspali się dzień wcześniej.
- Black ! - Dorcas szturchnęła Syriusza, który właśnie zachrapał donośnie.
- Co ? - mruknął, przeciągając się.
- Jajco. Chrapiesz - odpowiedziała i zamknęła oczy z powrotem.
- Wybacz - ziewnął - Nie wyspałem się wczoraj, bo byłem...
- Nie interesuje mnie, z kim byłeś - przerwała mu oschle.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Miałem szlaban - wyjaśnił, unosząc brwi.
Zaczerwieniła się i odwróciła głowę.
- Co się z tobą dzieje, Dorcas ? - spytał, zakładając ręce na piersi.
- Nic. Czemu miałoby się coś dziać ? - posłała mu zdenerwowany uśmiech.
- Nie wiem. Zachowujesz się dziwnie.
- Wcale nie - odparła szybko.
- Denerwujesz się tym wszystkim, nie ? -  kiwnął głową ze zrozumieniem.
- Czym wszystkim ? - spytała, nie rozumiejąc.
- Śmierciożercami, Voldemortem i tak dalej.
- Tak - odpowiedziała wolno - To właśnie to.
- Nie martw się, jesteś z nami - posłał jej swój uśmiech, od którego miękły jej kolana.
- Dzięki - odparła cicho.
Zabrzmiał dzwonek. Zerwała się z miejsca i wybiegła z klasy.

******

Lily uśmiechnęła się do mijanej osoby. Od rana czuła względny spokój.
Z Dorcas ostatnio rozmawiała tak, jak przyjaciółki rozmawiać powinny.
Z Jamesem ustalili, że zapomną o tym, co się stało i są przyjaciółmi.
Wiedziała, że oczywiście nie wymaże tego z pamięci i modliła się, żeby on również tego nie zrobił.
Musiała przyznać sama przed sobą, że James Potter coraz bardziej jej się podobał.

*

Gdy nadeszła sobota, korytarze Hogwartu opustoszały.
- Jesteś pewna, że nie pójdziesz z nami ? - spytała Dorcas, zawijając szalik wokół szyi.
- Nie, dzięki. Mam randkę z tymi dwiema książkami - machnęła ręką na przedmioty przed nią.
- Przynieść ci coś ? - spytała Alicja.
- Czekoladę - Lily uśmiechnęła się i pomachała im na do widzenia.
Spokój miała przez jakieś piętnaście minut.
- To co, Evans ? Masz ochotę na kawę, czy coś ? - James oparł rękę o framugę drzwi i spojrzał na Rudowłosą przeszywającym wzrokiem, od których dostała dreszczy.
- Przykro mi, Potter - odpowiedziała, czując szczery smutek. Wskazała na dwie otwarte księgi przed nią.
- A więc chcesz siedzieć tu przez cały dzień, zamiast iść z przyjacielem na kawę ? - spytał zaskoczony.
- Muszę - odparła, marszcząc brwi.
- Jak chcesz - wyszedł, a Lily poczuła, że kolejny raz szczęście uciekło jej sprzed nosa. Spojrzała żałośnie na otwarte tomy i bez humoru zaczęła pisać esej z Obrony Przed Czarną Magią.
Była zła na samą siebie. Wszyscy pewnie siedzieli w Trzech Miotłach i popijali Kremowe Piwo, a ona siedziała nad książkami.
Przeklęła swoją wrażliwość w momencie, gdy jej oczy zaszkliły się.
Wstała szybko i zamknęła drzwi od dormitorium i obiecując sobie, że to jedyny raz - rozpłakała się żałośnie.
Rzuciła książkami w drzwi, które otworzyły się w tym momencie. Szukający uchylił głowę, dzięki czemu tomy wyleciały na korytarz.
- Tak, też bym ryczał czytając te książki. No, ale skoro musisz się uczyć - odłożył trzymany koszyk na szafkę nocną i sięgnął po księgi - To posiedzę z tobą.
Otworzyła buzię ze zdziwienia, a szczęka opadła jej jeszcze niżej, gdy jak gdyby nigdy nic, usiadł sobie na łóżku Dorcas, wyciągnął babeczkę i wgryzł się w nią wesoły.
Podrapała się po głowie.
- Będziesz tu siedział? - spytała.
- Tak. Poczekam, aż skończysz. A jak nie skończysz, to się prześpię - ułożył się wygodnie na łóżku i spojrzał na nią z wyczekiwaniem - Ucz się.
Na twarzy niedowierzającej Rudej pojawił się uśmiech. Zeskoczyła ze swojego posłania i zajrzała do koszyka. Umknęła przed ręką Jamesa wyciągając termos i słodką bułeczkę.
- Hej ! To jest akurat dla mnie. Ty się uczysz - pogroził jej palcem w zabawny sposób i wyrwał bułkę, wkładając całą do swojej buzi.
- Jak ty to zrobiłeś ?! - spytała zszokowana.
- Magia - zaśmiał się i pchnął w stronę książek.
Zmieszana wdrapała się na poduszki i otworzyła na stronie, na której poprzednio skończyła.
Pracowała nad esejem przez godzinę.
Odłożyła pióro, zgięła i wyprostowała palce, po czym spojrzała w bok.
James spał z lekko otwartą buzią. Widocznie nie miał cierpliwości i zasnął z nudów.
Pokręciła z niedowierzaniem głową i zabrała się za drugą książkę.
Pół godziny później skończyła pisać Zielarstwo. Podeszła po cichu do koszyka i już wyciągała rękę z babeczką, gdy chłopak złapał ją za nadgarstek.
Wydała z siebie zduszony okrzyk i słodkość wypadła jej z powrotem do koszyka.
- Mówiłem, że to moje - zaśmiał się - Wystraszyłem cię ? - spytał z przepraszającą miną.
- Tak - burknęła tylko. Chciała się odwrócić, ale pociągnął ją za rękę.
- Skończyłaś już ? - spytał cicho, patrząc jej w oczy.
Nogi jakby wrosły jej w ziemię. Spoglądała w jego stronę, w jego orzechowe tęczówki i nie mogła oderwać od nich wzroku. Pokiwała niemrawo głową.
Przeniosła wzrok na jego usta i zaczerwieniła się po końcówki uszu.
- Zaczerwieniłaś się - wymamrotał zaskoczony.
- Może lubię ? - wydusiła cicho, wciąż na niego patrząc.
- Co byś zrobiła, gdybym cię teraz pocałował ? - spytał, przyciągając ją bliżej.
- Zależy, czy dobrze całujesz - wyszeptała.
Chłopakowi rozbłysły oczy.
- Chcesz się przekonać? - jego szept był miodem dla jej uszu.
Uśmiechnęła się najładniej jak potrafiła i zrobiła krok bliżej.
- Przecież już wiem. Jakieś kilka dni temu, a także piąta klasa, korytarz na trzecim piętrze.
- Jak pamiętasz - wymruczał, ciągnąc ją jeszcze bliżej, tak, że biodrami już dotykała łóżka.
- Trauma do końca życia - podniosła brew do góry. James usiadł przed nią.
- Trauma mówisz? - zapadła cisza.
 Nagle, zupełnie bez ostrzeżenia wpił się w jej wargi. Zaskoczona potknęła się i wylądowała na jego klatce piersiowej.
Ciepło rozlało się po całym jej ciele, a w środku jakby wybuchła bańka szczęścia.
Oddawała pocałunki całym sercem.
James również szalał z radości w tamtym momencie. Obejmował Rudowłosą mocno w pasie, oddając jej śpieszne pocałunki.
Nie obchodziło ich, że nie są parą, że to nie tak powinno wyglądać, nie przeszkadzało im to. Szczęście i namiętność działała za nich.


*******


Złamana rama zbitego okna uderzyła o ścianę.
Na rozwalonym biurku leżał ten sam rozwalony zeszyt.
Jedyną różnicą było to, że tym razem zostało w nim tylko dziesięć przypalonych kartek.
A na każdej inna śmierć.

29 sierpnia 2014

26. Uzależniony nie od fajek.

To już koniec wakacji, jestem załamana !
To były moje najlepsze wakacje w życiu i mam nadzieję, że Wy możecie powiedzieć to samo !

Życzę Wam miłych ostatnich dni wakacji i miłego nowego roku szkolnego !

***********
MUZYKA - KLIK


James wybuchnął śmiechem.
- Daj spokój ! Byłem najpiękniejszą zakonnicą na całym świecie - wykrztusił.
- I miałeś gołą dupę !
- Było na co popatrzeć - odparł James wyniosłym tonem - Poza tym, ty też !
- Merlinie, ile my wtedy wypiliśmy ? - spytał Remus, wrzucając sobie do buzi kolejną Fasolkę Wszystkich Smaków.
- Chyba dwie na łebka - Syriusz zamyślił się.
- No w sumie nic dziwnego, że tyle. Lataliśmy po Zakazanym Lesie w przebraniach zakonnic, z czego wy mieliście gołe tyłki ! Godne Prefekta Naczelnego ! - Remus wskazał oskarżycielsko na Jamesa.
- Skąd my w ogóle mieliśmy te stroje ? - spytał Peter.
- Nie pamiętam. Może zabraliśmy z szafy McGonagall - zarechotał Syriusz, a reszta mu zawtórowała.
Nagle w pokoju rozległo się stukanie. James spojrzał w okno najbliżej niego i zmarszczył czoło widząc El.
Wstał szybko i wpuścił puchacza. Rozerwał kopertę i odchylił głowę z westchnieniem.
- To z domu ? - zaniepokoił się Glizdogon.
- Nie. To tylko Isla - odparł - Ta dziewczyna działa mi na nerwy - warknął.
- Co takiego robi ? Ona jest z Hogwartu ? - spytał Syriusz.
- Poznałem ją w zeszłe wakacje - James nachylił się i wyciągnął spod łóżka pudło. Otworzył wieczko i podał Syriuszowi plik zdjęć.
- O żesz ty ! - Łapa zaśmiał się i przekrzywił głowę, oglądając kolejne zdjęcie - Ma niezłe... - zaczął, ale został zmrożony wzrokiem przez Jamesa. Podał zdjęcia dalej.
Peter otworzył buzię, patrząc na jedne z nich. Remus szybko je od niego odebrał.
- Ta dziewczyna jest nieprzyzwoita ! - oburzył się - O co jej chodzi ?
- W sumie nie wiem. To ona mnie zostawiła, to po pierwsze. Po drugie z jej listów za dużo nie wynika. Pisze, że chciałaby do mnie wrócić i inne głupoty - mruknął, drąc list.
Wyciągnął z  szafki nocnej miskę i wrzucił do niej podarty list. Wyrwał Remusowi zdjęcia i również je tam wsadził.
Wycelował różdżką w miskę.
- Confringo - powiedział dobitnie, a papier zajął się ogniem i wyleciał w górę.
- Przepraszam, czy to nie ona cię rozdziewiczyła ? - spytał Syriusz marszcząc czoło.
 James spojrzał na niego, jak na głupka.
- Tak. No i co ? - spytał.
- Nie powinieneś mieć do niej jakichś cieplejszych uczuć ?
Rogacz zaśmiał się głośno.
- Wierz mi, była bardziej napalona niż ja, i pewnie bardziej nawalona. Poza tym następnego dnia usłyszałem, że to był błąd, a ona ma chłopaka. Może z nią zerwał i znowu chce się pocieszyć - parsknął śmiechem - Chłoszczyść - machnął różdżką.
Schował czystą miskę z powrotem, patrząc, jak kawałeczki spalonego papieru wylatują przez okno.
- Na prawdę ? Z tych zdjęć wynikało, że zrobiła to z tobą nie raz, a jakieś... -  Black wzniósł oczy do góry, udając, że liczy - Sto.
- No więc każde ze stu razy było błędem - zaśmiał się Rogacz.
W tej samej chwili do okna zastukała kolejna sowa.
- Tej nie znam - Lunatyk zmarszczył czoło i wpuścił ptaka. Brązowy puchacz zatoczył koło i zrzucił list na kolana Syriusza, po czym wyleciał.
- To od Dumbledora - poinformował przyjaciół Black, patrząc na podpis. Otworzył kopertę i szybko przeczytał zawartość.
- Mamy szlaban u niego, dzisiaj o osiemnastej - zmarszczył czoło i spojrzał na Rogacza.
- Zrobiłeś to beze mnie ?! - wydarli się równocześnie, po czym spojrzeli na siebie jak na debili.
- Jesteście beznadziejni - skwitował Remus - Myślę, że to raczej spotkanie Zakonu.
- Oh, no tak - Syriusz klepnął się w czoło - Wiedziałem - dodał po chwili poważnie.

*****

- Witajcie, moi drodzy - dyrektor Hogwartu, wskazując im krzesła.
W gabinecie oprócz Dumbledora był również Moody.
- O co chodzi, profesorze ? - spytała zaniepokojona Ann.
- Oh, przepraszam, jeśli was przestraszyłem - zaczął spokojnie - Chodzi o to, że za tydzień wyjeżdżacie do domów - spojrzał uważnie na wszystkich, a oni pokiwali głowami - Chciałbym, a by było jasne, że żadne z was nie ma działać na własną rękę. Zwłaszcza zwracam się do pana Potter i Blacka - podkreślił, a oni odwrócili wzrok.
- Nie macie nic robić, rozumiecie ? - warknął Moody - Jeśli coś zauważycie, macie natychmiast poinformować Zakon. Żadnego działania na własną rękę !  - nachylił się nad nimi - Czy to jest jasne ? - żadnego odzewu - Pytałem, czy wyraziłem się jasno ? - dodał głośniej, opluwając ich przy okazji.
Lily kopnęła Jamesa w kostkę. Spojrzał na nią, po czym przeniósł wzrok prosto w oczy Alastora. Wytarł policzek dłonią.
- Jak słońce -  powiedział wolno, jakby z oporem.
 Syriusz odchylił głowę i wyszeptał bezgłośnie "mięczak".
- Cudownie ! - Dumledore klasnął w ręce - A więc Wesołych Świąt i gratulację z okazji zaręczyn! - uśmiechnął się ciepło do czerwonej Alicji.
Rozumiejąc, że to koniec rozmowy, wyszli po kolei z gabinetu.
- James, mam nadzieję, że dotarły do ciebie słowa Moodyiego ? - spytała Marlena, doganiając go.
- Tak - burknął.
- Oh, przestań ! Zachowujesz się jak skrzywdzony dzieciak ! - wytknęła mu - To prawdziwe życie, Jamesie Potterze ! Jak nie dostosujesz się do zaleceń, osobiście skopię ci tyłek - założyła ręce na piersi.
- Oho, wiedziałem, że skądś znam ten uroczy głosik - Black zarzucił dziewczynie rękę na ramię.
- Oboje macie się zachowywać ! - dziewczyna zrzuciła jego rękę.
- Ranisz ! - Syriusz złapał się za serce.
- Wiecie, że obojgu mogę skopać tyłki - walnęła ich obu w pierś.
- Hej ! - James położył sobie rękę na piersi - Dotarło.
- Cudownie ! - uśmiechnęła się i odeszła w podskokach.
- Współczuję Tomowi - Syriusz pokręcił głową z westchnieniem.
- Oj tak - zgodził się James. Zarzucił przyjacielowi rękę na ramię, a drugą zakreślił przed nimi wielkie półkole - A takie miałem plany!
- Wiem, przyjacielu, wiem - przytaknął Syriusz i pchnął go w bok. Oddał mu tym samym.
- Nie, nie, stop ! - Black wyciągnął przed siebie wyprostowaną dłoń - Głodny jestem !
- Czytasz mi w myślach, Łapciu ! - Rogacz odsunął się przed pięścią przyjaciela.
Syriusz już mu miał odpowiedzieć, gdy między nimi stanęła Lily. Oboje spojrzeli w dół.
- James, możemy pogadać ? - spytała, czerwieniejąc momentalnie.
- Moglibyśmy po kolacji ? Przyjdź do mojego dormitorium - odparł sucho.
- Jasne - wyjąkała, a resztka odwagi wyparowała.
Potter odwrócił się i przekomarzając się z Syriuszem zniknął za korytarzem.
Prawda była taka, że nie potrafił się nią długo gniewać. I choć zraniła go bezpodstawnymi oskarżeniami, nie mógł udawać, że jej nie zauważa.
- Dajcie mi piętnaście minut po kolacji - poprosił przyjaciół.
- Jasna sprawa. Aż tak szybko wam pójdzie ? - spytał Syriusz, podnosząc i opuszczając brwi.
- Zadław się tym - odparł Rogacz, z godnością podnosząc głowę.

****

Stanęła przed drzwiami dormitorium męskiego. Wzięła głęboki oddech, opanowała drżenie rąk i weszła.
- Ojej - wydukała, szybko się odwracając.
James Potter przeczesał wilgotne włosy ręką. Miał na sobie jedynie spodnie od dresu.
- Wybacz, ale Łapa wylał na mnie całe mleko z kolacji.
- Przyjdę później - odparła, chcąc wyjść.
- Czekaj ! Chciałaś ze mną porozmawiać.
Wcale nie chciała okazać jakoś, że jego brzuch skutecznie rozpraszał jej uwagę. Podniosła wzrok i przełknęła ślinę.
- Strasznie cię przepraszam - zaczęła - Nie powinnam była myśleć, że robisz Johnowi krzywdę.
- Tak, trochę to było nie miłe, zwłaszcza, że przez ostatni rok mogłaś zobaczyć, że już taki nie jestem - założył ręce na piersi.
- Przepraszam, James - jęknęła. Spojrzała przelotnie na jego klatkę piersiową.
Odwróciła się z zamiarem wyjścia.
Chłopak podszedł do niej szybko i złapał ją za rękę. Odwrócił przodem do siebie i zaśmiał się, patrząc na jej ogromne rumieńce.
- Czyżbym działał na panią prefekt? - spytał zadziornie.
- Skąd - zaprzeczyła dziewczyna i spojrzała hardo w jego oczy.
 Momentalnie w nich zatonęła.
- Czyli mogę zrobić tak... - nachylił się i pocałował jej odsłonięty obojczyk - A ty nic nie poczujesz?
- Tak - potwierdziła, czując, jak kolana jej miękną.
- A gdy zrobię...- tym razem jego usta wylądowały na szyi. Przejechał ustami i językiem po wrażliwych miejscach na szyi, a gdy się odsunął, natychmiast otworzyła oczy.
- Też nic... - wyszeptała, czekając na więcej.
- Pewna? A mogę zrobić to, i nic...tak? - pocałował ją w policzek, blisko ust.
- Nic, a nic - kiwnęła niemrawo głową.
Drżała z podekscytowania, co zaraz będzie. Z wielkim rozczarowaniem poczuła, jak ją puszcza.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami i odwrócił się od niej - Wybaczam - dodał tylko.
Oniemiała zrobiła zezłoszczoną minę.
Pobiegła do niego, zastała mu drogę i maksymalnie podniosła się na palcach.
- Nie powinieneś był tego robić - burknęła i pocałowała go.
To nie był lekki pocałunek, żaden delikatny. Ten był namiętny, gorący. Obojgu brakowało tchu.
Lily poczuła ciepło w całym ciele, objęła go ciasno. Jej rozum rozpaczliwie krzyczał, że nie powinna tego robić, ale szybko został uciszony przez serce.
James ryknął triumfalnie w środku. Nie przejmując się konsekwencjami, złapał dziewczynę za pośladki i podrzucił do góry, opierając jej plecy o kolumienkę swojego łóżka.
Ich pocałunek nie przestawał być namiętny. Gdyby nie to, że musieli oddychać, w ogóle nie rozłączali by swoich ust. Potter dał dziewczynie chwilę na oddech, przenosząc pocałunki na jej wrażliwą szyję.
Złapała jego twarz i z szelmowskim uśmiechem pocałowała go kilka razy, krótko.
- Wymiękasz, Potter? - spytała zadziornie.
Spojrzał na nią tak mocnym wzrokiem, że aż przeszło ją stado dreszczy, wzbudzając ciepłe uczucie przy dole brzucha. Chwycił ją pewniej i prawie rzucił na swoje łóżko, spadając za nią. Jego ręce wsunęły się pod jej koszulkę. Od razu dostała gęsiej skórki,  a jej oddech przyśpieszył.
Przeniósł pocałunki na jej dekolt, odpinając dwa pierwsze guziki.
O ile to możliwe, zarumieniła się jeszcze bardziej, gdy cmoknął rowek między  piersiami. Jej ręce błądziły po jego umięśnionym tułowiu.
Gdy ścisnął ją za pośladek, zachichotała.
Po kilku zachłannych pocałunkach oderwał się od niej i spojrzał w jej błyszczące oczy.
- I co teraz, Evans? - spytał, wodząc kciukiem po jej policzku, co zupełnie ją dekoncentrowało.
- Nie wiem, Potter - odpowiedziała szczerze - To nic nie znaczyło - powiedziała po chwili.
- Kompletnie nic - zgodził się i mocno ją pocałował. Wstał, ciągnąc ją za sobą. Pozwolili sobie na kilka gorących pocałunków i obijając się o meble, dotarli do drzwi, które otworzył chłopak.
Spojrzała na niego szybko i wyszła.
Oparli się po dwóch stronach drzwi.
- O Mrlnie - wymamrotali.
To nie powinno się zdarzyć, jęknęli w duchu.
Przeklęli w myślach.

" I love you
  You love me
  Oh but lately
  Somethings wearing on me
  I've been growing
  I've been changing
  And seems like you're barely moving "


****


- Czasem...czasem! - Lily chodziła w tę i z powrotem po dormitorium, a dziewczyny siedziały na swoich łóżkach, czekając, aż wreszcie przyjaciółka powie im, o co chodzi.
- No co czasem? - spytała znudzona Alicja, przeciągając się.
- Ugh! Czasem myślę, że jest świetny! Oh, idealny! - warknęła - Opiekuńczy, odważny, bystry, ma bardzo dobre oceny! I przystojny! I wysoki! No nie! - znów z jej gardła wydobyło się warknięcie - Już sama nie wiem! Niby taki jest, ale jak przypomnę sobie, co kiedyś było, to...ugh! Sama nie wiem, nie wiem!
- Po pierwsze: zaraz wydepczesz dziurę w podłodze - Dorcas złapała ją za ramiona - Po drugie: Patrzy się na to, co jest teraz, nie co kiedyś. Od półtora roku jest chłopakiem idealnym, a ty wciąż masz jakieś obiekcje.
- Ale o kim my mówimy? - wtrąciła Rachel, a reszta dziewczyn rzuciła jej ganiące spojrzenie.
- O Jamesie, a o kim - odpowiedziała jej Ann.
- Mam obiekcje! Oczywiście, że je mam! - twarz rudowłosej zrobiła się czerwona - A co, jeśli się w nim zakocham? I kiedy już będę go kochała całym sercem, on zauważy, że jednak nie jestem dla niego ładna? A jak mnie rzuci? Nie, nie, nie. Ja tego nie chce. A on taki jest.
- Nie jest taki ! I dobrze o tym wiesz! - krzyknęła Dorcas na obronę chłopaka - Stara się o ciebie od tylu lat, że to chyba nie dziwne, że kiedy mu odmawiasz, nie będzie zachowywał się jak porzucony szczeniak, tylko znajdzie sobie inną! Powiedz mi, czy ktoś kiedykolwiek zabiegał o ciebie tak długo? - założyła ręce na piersi.
- Nikt! A wiesz czemu? Bo on im na to nie pozwalał ! - nadęła policzki.
- Nie sądzę, żebyś w piątej klasie na kogoś czekała, miałaś tylko piętnaście lat ! A w szóstej miałaś całkowicie wolne pole i nikt za tobą nie ganiał! - do kłótni wtrąciła się Alicja, stając obok Dorcas.
- Nic nie rozumiecie! Może i się zmienił, ale na jak długo?
- Sama sobie stawiasz przeszkody! - kolejna przyjaciółka stanęła po stronie Meadowes i Alicji - Ty też nie jesteś idealna! - Ann złapała ją za rękę, ale ta się wyrwała.
- On chce mnie tylko dla zachcianki! - Lily wycelowała w nie palcem - Gdy się już pobawi, to mnie rzuci.
- Evans, nie jesteś ideałem! Może mieć lepsze i ładniejsze! Wybrał ciebie, ale ty tego nie doceniasz! Gdyby o mnie ktoś zabiegał tak jak on, dałabym mu szansę! Ale ciebie na to nie stać - jęknęła Dorcas.
- Ma rację - stwierdziła zgodnie reszta dziewczyn.
Lily opadła na łóżko.
- Kiedy ja się boję.
- Nie. Wymyślasz sobie wszystko, byleby się nie okazało, że ci na nim zależy - stwierdziła Rachel.
- Czemu nikt nie zwraca uwagi na to, co robił mi przez te wszystkie lata? Wyzwiska, upokarzanie, kawały.
Dorcas wzięła głośno głęboki oddech i spokojnie powiedziała:
- Taki było już ponad rok temu. Sama przekonałaś się w szóstej klasie, że masz w nim przyjaciela. To ty okazałaś się zbyt niedojrzała, by się z nim umówić. Gdy okazało się, że masz go gdzieś, nawet, gdy jest grzeczny, nie miał po co już taki być. Chociaż, jakbyś nie zauważyła, jego kawały są coraz lepsze. Huncwoci się zmienili, i każdy to widzi - odetchnęła i kontynuowała - Są dojrzalsi, mądrzejsi, ambitniejsi i jakby nie patrzeć, przystojniejsi - zaśmiała się - Mimo, że czasem wkurzą, są właśnie tymi, którzy narażają swoje życie dla innych.
Evans złapała się za boki i chciała coś powiedzieć, ale przerwała jej Alicja.
- Nie. Nie masz już żadnych obiekcji.
- Mam - odpowiedziała po chwili Lily - I sama się przekonam, co do niego.

**********

Gdy weszli do klasy do Transmutacji, Lily pociągnęła Jamesa i usiadła w nim w ławce.
- Przepraszam - zaczął uprzejmie Syriusz, kładąc ręce na blacie stołu - Chyba coś ci się przestawiło w tej rudej głowie.
Lily przewróciła oczami i posłała błagalne spojrzenie Dorcas.
- Chodź, Black - zaczęła Meadowes - Mam twoje ulubione bułeczki - kusiła.
Poklepała miejsce obok siebie. Czuła, że jej twarz płonie, jednak nadal udawała w miarę wyluzowaną, jakby ta sytuacja była normalnością.
- Masz szczęście, Evans - Syriusz z godnością odrzucił grzywkę z czoła, na co kilka dziewczyn w klasie westchnęło.
Usiadł obok Dorcas i położył rękę na oparciu jej krzesła.
- To gdzie te bułeczki ? - spytał.
Meadowes wypuściła wolno powietrze z ust i wyciągnęła jedną, ostatnią.
Chłopak zmarszczył czoło i przedzielił bułkę na dwie części. Oddał jedną dziewczynie, a drugą wsadził całą do buzi, uśmiechając się na widok jej zaskoczenia.
W tym samym czasie James patrzył niedowierzająco na swojego przyjaciela.
- Nie wierzę.
- Co takiego ? - spytała podenerwowana Lily.
- Podzielił się z nią bułeczką - wyjaśnił szybko - On nigdy nie dzieli się bułeczkami - dodał dla jasności.
Lily parsknęła śmiechem, ale chwilę później uśmiech zamarł na jej wargach, gdy napotkała pytające spojrzenie Pottera.
Odchrząknęła.
- Chciałam cię prosić, żebyśmy zapomnieli o tym, co stało się wczoraj - szepnęła. Unikała jego wzroku.
- Proś o wszystko, ale nie o to, bym to zapomniał - uśmiechnął się złośliwie - Tego nie da się zapomnieć, pani Prefekt.
Zarumieniła się.
- Ja nie żartuję, Potter!
- Przyznaj się, byłaś wniebowzięta - mruknął. Do sali weszła McGonagall.
- Wcale nie. Okazało się tylko, że wcale nie jesteś tak odpychający, jak myślałam - odparła równie cicho.
- Ranisz - szepnął do jej ucha, wywołując u niej gęsią skórkę. Jeszcze bardziej się zaczerwieniła wiedząc, że to zauważył - Ależ oczywiście rozumiem. Jakby to wpłynęło na reputację wzorowej Lily Evans ?
Rzuciła mu ostre spojrzenie i z godnością odwróciła głowę.
Nie odzywali się już więcej.

********

Wiatr wtargnął przez rozwalone okno. Podarte kartki w rozwalonym zeszycie zaczęły przerażający taniec, szeleszcząc złowieszczo.
W końcu wiatr ucichł.
Podarte kartki w rozwalonym zeszycie zatrzymały się.

"  Maj, 1978 r.

Zależy mi na niej, cholera. 
A wiesz, co to znaczy, przyjacielu ? 
To znaczy, że ja jestem od niej uzależniony. Ale nie tak jak ty, od fajek. 
Ja jestem uzależniony od jej uśmiechu, który sam przywołuję na jej wargi. 
Od rozmów z nią, które ciągną się godzinami, a dzięki którym ona staje się weselsza. 
Od jej radości, która jest dla mnie diablo ważna. 
Od bycia jej podporą, na której może się oprzeć, gdy opadnie z sił. 
Od bycia jej Aniołem Stróżem, który unosi ją w górę, kiedy upada na dno. 
Od patrzenia w jej oczy, roześmiane i pełne czegoś, czego nie jestem w stanie nazwać. 
Od jej obecności i ciepła, które mi daje.
Dlatego nie chce jej stracić. 
Bo mi na niej zależy, przyjacielu. 
Jak cholera. "

                                     

**********






30 lipca 2014

25. A strzał przechodzi przez moją głowę...

Nareszcie udało mi się złapać kawałek wolnego czasu !
Przepraszam, że tak długo to trwało, ale chyba więcej czasu mam podczas roku szkolnego, niż w wakacje !
Oczywiście nie narzekam, opalona jestem na brązowo, wspomnienia mam wspaniałe, a to przecież jeszcze nie koniec !
Mam nadzieję, że Wam również wakacje mijają...magicznie !

Upalne całusy,
Lilka.

*****

MUZYKA HEJ !


Widziała wszystkie współczujące spojrzenia i chciało jej się znowu płakać. Wiedziała jednak, że nie mogła pokazać, że nie jest dość silna. Na Ślizgonów patrzyła z podniesioną głową i wysyłała im wyzywające spojrzenia.
Nikt jednak nie widział, co działo się  z nią po zmroku, gdy mogła ukryć się na jednej z wież. Wtedy kolejne łzy toczyły się po jej gładkich policzkach, a ona nie mogła ich zatrzymać. Śmiała się z siebie, że znów się rozkleja i mimo to nadal płakała.
Prawie wszystkie jej myśli zaprzątał Voldemort. W jednej z nieużywanych sal była tablica, na której było o nim wszystko. Pogłoski o nim, jego zdjęcia, zdjęcia ofiar, choć na nie nie było już miejsca, a nie wiedziała pewnie nawet o połowie. Wszystko co tam umieściła miało ze sobą spójny związek.
Na korytarzach szła dumnie, nie pokazując, jak bardzo dotknęła ją śmierć brata. Co kilka dni dostawała kondolencje, nawet listownie od przyjaciół Michaela i od rodziny, która nie była na pogrzebie.
Obiecała, że go pomści i właśnie to miała zamiar zrobić.
Próbowała unikać Syriusza, ale zbytnio jej to nie wychodziło. Było jej wstyd za to, że musiał zobaczyć ją w takim stanie. Wiedziała, że być może to nie ostatni raz, biorąc pod uwagę teraźniejsze czasy, ale nie chciała nigdy, by oglądał ją taką słabą.
W głębi duszy czuła się coraz bardziej pewna siebie.
Te trzy miesiące szkoły zmieniły ją dość diametralnie. Tyle bólu i nieszczęścia dookoła nie pozwoliło jej już bujać w obłokach, a nauczyło twardo stąpać po ziemi. Wiedziała, że człowiek nie może się tak szybko zmienić, bo wciąż w środku pozostawała miękka na wszystko. Przeklinała swoją wrażliwość, że też musiała ją mieć ! Może uznałaby to za zaletę, ale biorąc pod uwagę czasy, jakie nastały, nie mogła być jak jajko. I właśnie to zamierzała zmienić.
Ze smutkiem zauważyła, że zamyka się coraz bardziej w sobie, ale nie miała odwagi wypowiedzieć na głos wszystkich swoich lęków. Przecież to by było słabe.


" And the shot goes through my head and back
  Gun shot, I can't take it back
  My heart cracked, really loved you bad
  Gun shot, I'll never get you back "

****

- Cześć - do klasy wkroczył Jay. Skinęła mu głową, obserwując go uważnie.
Od kilku dni nie zauważyła, by rozglądał się za innymi chłopakami, a niegdyś przy niej robił to bardzo, a czasem zbyt często. Za to ze zdziwieniem zauważyła, że najchętniej czas spędza z Rachel, co wydało jej się bardziej niż dziwne.
- Możemy zaczynać, czy chcesz pogadać ? - spytał, siadając na jednej z ławek.
- A o czym chcesz tu rozmawiać ? - podniosła brwi.
- Dorcas, od kilku dni zachowujesz się jak maszyna. Niepokoję się o ciebie - wyznał, zakładając ręce na piersi.
To była prawda. Wstawała, szła na śniadanie, na lekcje, na jedzenie, odrabiać lekcje, do nieużywanej sali i szła spać.
- Bez obaw, Jay. Panuję nad sytuacją, nie widać ? - podniosła różdżkę - A teraz zobaczymy, czy powtórzyłeś zaklęcia - posłała w jego stronę kilka niegroźnych zaklęć.
Prawda była taka, że aż nie mogła się doczekać, kiedy zaczną grać na poważniej. Złość i frustracja, która zbierała się w niej od kilku dni, znalazła wreszcie ujście.
- Confringo! - krzyknęła, a krzesło tuż przy stopie Jaya rozprysło się na wszystkie strony.
Chłopak zdążył wyczarować tarczę, by nie dotknęły go kawałki drewna, ale Dorcas była zbyt przejęta, że mogła go skaleczyć. Jeden kawałek przeciął jej twarz, a drugi obojczyk.
- Przepraszam - wyszeptała przejęta, gdy pył opadł.
- Nic się nie stało - odparł spokojnie i podszedł do niej - Trzeba to zaleczyć.
- Lily to zrobi, lepiej zobaczyć, czy nie ma żadnych drzazg.
Pokiwał głową.
- Chyba masz dość na dziś, Dor - pogłaskał ją po głowie. Odwróciła się do okna.
- Zaraz do ciebie dołączę - obiecała, gdy spojrzał na nią podejrzliwie. Wyszedł z klasy i zamknął drzwi. Meadowes odczekała chwilę a następnie odchyliła tablicę i wsadziła za nią własną, której na szczęście Jay nie zauważył. Rzuciła jeszcze kilka zaklęć ochraniających i opuściła salę.

****

Gdy weszła do Pokoju Wspólnego, ci którzy zobaczyli ją, posłali jej przerażone spojrzenia. Przypomniała sobie o ranach. Rzuciła im ostre spojrzenia by się odczepili i podeszła do przyjaciół w niepełnym składzie.
- Dorcas! Co ci się stało ? - spytał ostro James, wstając gwałtownie i podchodząc do niej. Lily przeszła pod jego ramieniem i stanęła obok.
- Nic ci nie jest ?
- Nie. Mogłabyś mi pomóc ? - spytała z przepraszającym uśmiechem. Rudowłosa kiwnęła głową.
- Ale co się stało ? - Potter złapał ją za rękę.
- Ja...- zastanawiała się gorączkowo - Zbyt bliskie spotkanie z Bijącą Wierzbą - zaśmiała się.
James i Lily odetchnęli z ulgą. Dorcas z ubolewaniem patrzyła na to, że nie są parą. Pasowali do siebie w zasadzie w każdym aspekcie.
- Chodź, zobaczymy, czy nie ma drzazg - zarządziła Evans i pociągnęła przyjaciółkę do dormitorium.

****

Śnieg znów zawitał do Hogwartu. Na ich szczęście było już po lekcjach i teraz każdy zajmował się swoimi sprawami.
Była jednak jedna osoba, która nie obawiała się śniegu prószącego w oczy i gnała przez błonia, jakby gdzieś się spóźniła. Jej długie ciemne włosy falowały na wietrze.
- Spóźniłaś się - oznajmił kobiecy głos - Głupia dziewucha.
- Głupia dziewucha, która ma lepszy dostęp do Jamesa Pottera niż ty - odgryzła się dziewczyna.
- I wyszczekana - Bellatrix uśmiechnęła się z pobłażaniem - Czy sprawy nabrały tempa ?
- Przez tą Meadowes dawno się z nim nie widziałam.
- Ta mała dziwka co raz bardziej mnie wkurza. Zabiliśmy jej brata ! To miało pomóc, czyż nie, Malfoy ? - zwróciła się do Blondyna stojącego obok.
- Myślę, że nasza przyjaciółeczka powinna postarać się bardziej, a śmierć Meadowsa powinna jej to ułatwić - oznajmił stanowczo - Masz z niego wyciągnąć co się da. Zrób coś, może poświeć cyckami, nie wiem. Oby zadziałało - syknął jadowicie i zniknął.
- Doprawdy ! - dziewczyna aż zapowietrzyła się ze złości.
- Słyszałaś go, a teraz spadaj - Bellatrix podniosła różdżkę - Nie wiem ile jeszcze czasu zechce bawić się z twoją matką. Nudzi go to - dodała, po czym deportowała się z trzaskiem.
Brunetka otarła łzę z policzka i czym prędzej wróciła do zamku.

****

James zmęczony przetarł twarz. Dzisiejszy trening Quidditcha mocno dał mu w kość, choć sam taki zarządził. Chyba wtedy zapomniał, że wieczorem ma jeszcze do odbębnienia obchód. Był sam, bo Dorcas oświadczyła, że idzie spać.
Westchnął, gdy przypomniał sobie, że ma jeszcze do odrobienia Transmutację.
I jak zwykle na mojej warcie, pomyślał, gdy usłyszał pojedynczy jęk i huk.
Wyszarpnął różdżkę z rękawa i wbiegł na sąsiedni korytarz.
Trzech Ślizgonów mierzyło z różdżek do jednego Puchona.
Super, Dor, wielkie dzięki!
- No nie, znowu to samo! Trzech na jednego, serio ? - spytał głośno, stając obok drżącego Puchona - O, się masz, John.
- A bohater Potter jak zwykle pojawia się w samą porę - zaszydził jeden z wychowanków Domu Węża.
- Skoro pałętają się po tej szkole takie szumowiny jak wy, to ktoś musi - założył ręce na piersi.
- Uważaj na słowa - Dołohow podniósł różdżkę i wycelował w Jamesa - Drętwota!
Rogacz był dobrze przygotowany na atak i odbił zaklęcie leniwym ruchem.
Pozostali też rozpoczęli pojedynek, niestety to na Jamesa poszło dwóch przeciwników.
- Bardzo nie czysto! - skomentował i podciął nogi wyższemu ze Ślizgonów.
- Defodio! - krzyknął kolejny Ślizgon, a posadzka pod Jamesem załamała się.
W ostatniej chwili z niemałym wysiłkiem wskoczył na stabilną podłogę, jednocześnie czując silny ból w kostce. Zacisnął zęby i walnął zaklęciem w najbliżej stojącego Ślizgona, który zaraz odpowiedział mu o wiele groźniejszym zaklęciem.
- Chłoszczyść ! - buzia Dołohowa wypełniła się pianą, która zaczęła mu skapywać po brodzie. John przerażony patrzył na to co zrobił, gdy Ślizgon zwrócił rozwścieczony wzrok na niego.
- Crucio! - jak w zwolnionym tempie Potter patrzył, jak zaklęcie leci w stronę Puchona. Chłopak wygiął się z bólu i padł na posadzkę jęcząc.
- Spadamy! - wrzasnął Dołohow i cofnął zaklęcie.
James przez chwilę rozważał, czy za nimi nie pobiec, jednak zmienił zdanie, gdy John jęknął. Ukucnął przy nim i zobaczył rozcięcie na nodze. Chłopak drżał jeszcze po klątwie.
- Nie wierzę, że użył Cruciatusa - wyjąkał z przejęciem, ledwo przełykając ślinę. Czuł, jakby jego ciało stało w ogniu.
- Tak, ja też - przytaknął mu James - Nie jestem w tym taki dobry, więc może zaboleć - ostrzegł kolegę i przyłożył różdżkę do rany - Episkey !
Chłopak wrzasnął z bólu, ale rozcięcia po chwili nie było.
- Merlinie, Potter, nigdy się do ciebie nie zgłoszę w razie czego - wymamrotał i zaśmiał się. James również parsknął śmiechem, świadom swoich umiejętności w dziedzinie medycyny.
John podczołgał się do ściany i oparł się o nią, odpoczywając po klątwie. Jęknął kilka razy, a James stanął nad nim z różdżką, zastanawiając się, czy jest jakieś zaklęcie, które uśmierzyłoby mu bólu. Przedtem jednak odwrócił się i naprawił podłogę na korytarzu.
Chwilę potem musiał złapać się parapetu, ponieważ noga się nad pod nim ugięła. John wciąż siedział u jego stóp.
- No nieźle - wyjąkał - Będę miał przerąbane do końca szkoły - jęknął.
- Potter! - jej głos rozpoznałby na milę.
- Oho, wspaniale - westchnął i obrócił się w stronę Lily.
- Słucham, Evans? - odparł grzecznie.
- Zostaw go w spokoju! - krzyknęła i odepchnęła go od Johna. Ten wytrzeszczył na nią oczy.
- Lily, on... - nie zdążył dokończyć. James podniósł rękę.
- Jak sobie życzysz - odparł chłodno i zostawił ich na korytarzu.
Było mu cholernie przykro, że wciąż mu nie ufała. Uważała pewnie, że zaatakował Johna dla zabawy. Myślał, że po roku przyjaźni z nim przejrzy na oczy. Już dawno skończył z zachowywaniem się jak dzieciak. Wstydził się tego, że kiedyś reagował tak na każdą zaczepkę lub krzywe spojrzenie.
Był tylko piętro od Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Spojrzał w ścianę, gdzie widniała dość spora dziura - efekt któregoś zaklęcia. Tam na swojej  warcie Remus i Ann znaleźli kilku nieprzytomnych uczniów, których natychmiast przenieśli do Skrzydła Szpitalnego.
Nie wiedział, kiedy w szkole zrobiło się tak niebezpiecznie. Miał takiego pecha, że chyba go najbardziej Ślizgoni nie trawili i na jego warcie tyle razy ktoś ucierpiał, że aż bał się policzyć.
Lily i Syriusz tylko kilka razy musieli interweniować, Frank z przyjacielem raz obronili kilkoro pierwszaków.
Kolejny raz tego wieczoru westchnął. Nawet nie zauważył jak zawędrował przed obraz Grubej Damy.
- Dzwoneczki - powiedział.
- Oh, James! Konstancja właśnie powiedziała mi, co się stało, musisz się czuć okropnie ! Ale w końcu uratowałes tego biednego Puchona ! - uśmiechnęła się z rozmarzeniem i otworzyła mu przejście.
Szybko znalazł się w dormitorium, przeszukując Mapę Huncwotów. Patrzył, czy Lily i John bezpiecznie docierają do swoich domów. Gdy w końcu tak się stało, rzucił Mapę pod łóżko i jego głowa opadła na poduszki. Noga coraz bardziej dawała mu o sobie znać. Zacisnął zęby. Co miał zrobić, skoro nie znał zaklęcia ? Do Skrzydła nie pójdzie, bo zaraz zaczną się niewygodne pytanie. Nie pozostało nic tylko czekać na Lunatyka.
- Czemu ?! - do pokoju wpadł Syriusz, zaraz za nimi reszta Huncwotów - Powtarzam: czemu ?!
- Ale o co ci chodzi ? - spytał zmęczonym głosem.
- Czemu zawsze najciekawsze akcje są beze mnie ?!
- Bo jesteś na wartach z Lily - odpowiedział cierpliwie. Poczuł, jak głowę rozsadza mu ból - Lunatyk, masz coś na migrenę ?
Remus pokiwał głowa i szybko wyszperał coś w swojej szafeczce.
- Ale Dorcas nie było ? - upewnił się Syriusz.
- Nie, nie było - odpowiedział James - I całe szczęście ! John Arrow oberwał Cruciatusem.
- Że co ? - wyjąkał Peter, robiąc wielkie oczy.
- No właśnie to - odpowiedział niedbale - Oberwał Cruciatusem. Ich już nic nie powstrzyma - oznajmił bez ogródek. Usiadł gwałtownie - Niedługo zaczną zabijać, mówię wam. To jest tak popieprzone - złapał rzuconą mu przez Lupina fiolkę z żółtawym eliksirem i jednym haustem wszystko wypił. Po kilku chwilach ból ustąpił i poczuł się senny.
- Lunatyk ? Masz jakieś zaklęcie na skręcenia ?
Lupin rzucił mu zaniepokojone spojrzenie. Podszedł do niego i sam wiedział, która noga ucierpiała, bo już była mocno spuchnięta. Rzucił zaklęcie niewerbalne.
James jęknął, gdy poczuł gwałtowne gorąco, a chwilę później niesamowitą ulgę.
- Wypij jeszcze to i idźże spać - rozkazał mu Remus, dał mu kolejną fiolkę i przewrócił oczami, gdy James się skrzywił.
- Zachowujesz się jak baba - skomentował Syriusz, ściągając koszulkę.
- O, serio ? A kto dzisiaj jęczał, że mu dłonie zamarzają ? Takie masz delikatne paluszki ? - spytał wysokim i słodkim głosem.
- Spadaj! - burknął Łapa i zasłonił kotary swojego łóżka, dając im do zrozumienia, że rozmowa skończona.
W ich dormitorium dało się słyszeć głośny i męski śmiech.

*****

Następnego dnia noga już go nie bolała. Ucieszył się, że nie musi dziś zakładać mundurka, więc wbił się w najwygodniejsze rzeczy i pomaszerował na śniadanie. Było stosunkowo wcześnie, a na dodatek sobota, więc w Wielkiej Sali było mało uczniów.
Idąc do swojego miejsca przez chwilę mierzył się spojrzeniem z Dołohowem, aż w końcu ten odwrócił głowę z uśmiechem. Pełen podejrzeń opadł na krzesło obok Alicji.
- Jestem na ciebie obrażona - powiedziała od razu, zanim zdążył się przywitać.
- Z jakiej racji ? - zdziwił się. Czekając na odpowiedź nałożył sobie jajecznicę, tosty i parówki.
- Lily nam wszystko opowiedziała - odparła i wytrzeszczyła oczy na widok zawartości jego talerza - Masz zamiar to wszystko zjeść  ?!
- Wczoraj nie jadłem kolacji, był trening a na dodatek skręciłem nogę. Tak, mam zamiar to wszystko zjeść.
- Czemu skręciłeś nogę ? - spytała zaniepokojona.
- Z nudów - odpowiedział ironicznie, ale widząc jej spojrzenie odparł chłodno -  Cóż, skoro Lily wam wszystko opowiedziała, powinnaś doskonale wiedzieć - wcisnął parówkę do buzi. Patrzył, jak na twarzy Alicji pojawia się zrozumienie.
- Och, na tym korytarzu był ktoś jeszcze, tak ? - zaczerwieniła się ze wstydu.
- Trzech Ślizgonów, Alicjo - odpowiedział spokojnie i zaczął jeść jajecznicę.
- Trzeba iść do dyrektora ! - zawołała natychmiast.
- Cicho ! - ofuknął ją - Nie rozumiesz, że nie możemy ? Nie możemy pokazać, że jesteśmy słabi. To ich jeszcze bardziej zmotywuje, wiedząc, że uderzają w czułe miejsca - wyjaśnił.
- Ależ oni właśnie to robią!
- Tak, a gdybyśmy poszli do Dumbledora, pogorszylibyśmy sprawę. Uwierz mi, i nigdzie nie idź, dobrze ?
Pokiwała głową.
- A co się stało z tym chłopakiem ? - spytała po chwili.
- Johnem ? Więc... - zawahał się, czy powiedzieć jej prawdę - Tylko nie krzycz ! I nikomu ani słowa! On... dostał Cruciatusem - wykrztusił.
Alicja wydała z siebie zduszony okrzyk i widelec opadł jej na talerz.
- Coś ty taka strachliwa, kochanie ? - Frank usiadł obok nich z uśmiechem na twarzy.
- James właśnie... - zaczęła, ale on rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Właśnie oznajmiałem jej, że niestety ale dzisiaj również nie będziesz miał wolnego wieczoru - uśmiechnął się przepraszająco - Mecz już w styczniu, trzeba trenować !
Frank jęknął, a Alicja rzuciła Jamesowi smutne spojrzenie.
- Wiesz, myślę, że Lily powinna o tym wiedzieć.
- Po co jej wiadomość o treningu ? - spytał Frank, nic nie rozumiejąc.
- Umówiła się z Dorcas - odpowiedział za nią Rogacz - I nie, nie uważam, że powinna wiedzieć. Wyciągnęła błędne wnioski, choć podobno tak dobrze mnie zna - Potter wstał.
- Okej, o co tu chodzi ? - Longbottom założył ręce na piersi.
- Nic, Frank. Smacznego - James odwrócił się i wyszedł z Wielkiej Sali, odprowadzony czujnym spojrzeniem Alicji i w stanie głębokiego niezrozumienia.

****

Idealną popołudniową ciszę zakłócały dwa głosy, dochodzące z korytarza na szóstym piętrze. Piękna Hiszpanka szła ramię w ramię z wysokim i przystojnym Krukonem.
- Jesteś idiotką i tyle ! - Jay założył ręce na piersi.
- I kto to mówi, kretynie ! I nie pouczaj mnie! - warknęła Rachel.
- Wcale cię nie pouczam !  Ja ci tylko mówię, że zachowujesz się jak idiotka !
- Nie jak idiotka ! Nie pozwolę, by jakiś facet mnie tłamsił ! Broń Merlinie, jakby zaczął mi rozkazywać !
- Głupia feministka - burknął.
Zapowietrzyła się i walnęła go w bark. Rzucił jej wściekłe spojrzenie.
- A z ciebie marny gej - odparowała.
- Lepiej marny gej niż zagorzała feministka - odparł wyniośle i otworzył przed nią drzwi do kolejnego korytarza.
- Nie mam zamiaru zmieniać swoich poglądów, tylko dlatego, że mi tak mówisz ! Widzisz, nawet nie jesteśmy razem, a mną rządzisz ! - na policzki wpłynęły jej rumieńce, a jej wzrok mógł zabijać.
- I dzięki Merlinowi ! - krzyknął z rzeczywistą ulgą w głosie - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Zastanów się nad tymi swoimi poglądami, bo zostaniesz starą panną - uśmiechnął się złośliwie, posłał jej buziaka w powietrzu i zniknął za korytarzem.
Rachel wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i odwróciła się na pięcie.

****

James narysował kolejną linię na papierze, po czym zmarszczył czoło i szybko ją usunął. W końcu z uśmiechem nałożył czarną kropkę z napisem 'Black' obok prowizorycznych bramek na makiecie boiska do Quidditcha.
Wyciągnął nogi i rozejrzał się po Pokoju Wspólnym. W końcu jego wzrok natrafił na zbliżającą się do niego dziewczynę i uśmiechnął się.
- Cześć - przywitała się wesoło i rzuciła się na kanapę obok.
- Dawno się nie widzieliśmy - zauważył, zmniejszając makietę i chowając do kieszeni.
- Tak, tyle teraz zamieszania - mruknęła.
- Strasznie mi przykro z powodu twojej mamy, Carmen - położył łokcie na kolanach.
- Tak. Powiedziałabym "na szczęście tylko ją porwali" , ale nie wiem, czy to dobre zdanie - wzruszyła ramionami, a w jej oczach zalśniły łzy.
- Nie przejmuj się, Aurorzy i... - zająknął się - Na pewno robią wszystko, by pomóc ją odnaleźć - usiadł obok niej na kanapie i pogłaskał ją po ramieniu.
- Tak, jedyna w nich nadzieja - wymamrotała, po czym otrząsnęła się i spojrzała na niego - Słyszałam o twoim małym wyczynie wczoraj.
- Nic mi nie mów, bo mnie aż krew zalewa, że krzywdzą niewinnych ludzi - warknął, spinając się - To są potwory, które nas zdradziły. Jak można robić coś takiego ? Współpracować z Voldemortem ? - wbił spojrzenie w kominek, nie widząc, że Carmen nagle zbladła.
- Nie wiem. Muszą być naprawdę okropnymi ludźmi, choć skoro są zmuszani do współpracy też możemy ich winić ? - spytała nieśmiało, bojąc się, że da po sobie coś poznać.
Potter odwrócił do niej głowę.
- Jeśli ktoś otrzymał od niego propozycję współpracy, powinien powiedzieć do Dumbledorowi, jeśli chodzi o któregoś z uczniów - podniósł brwi - Choć wiem, że gdyby coś takiego się stało, pod jego groźbą też pewnie bym milczał. Ale taki już jestem - wzruszył ramionami, a Carmen niezauważalnie odetchnęła.
- Krążą plotki, że Gruba Dama wraz z przyjaciółkami napisała o tobie piosenkę - zmieniła temat.
James zaśmiał się prawdziwym, szczerym śmiechem.
- Ciekawe o czym ?
- No wiesz, pewnie pełno w niej słowa "bohater", "ukochany", "zabójczo przystojny" - zachichotała.
- Jesteś pewna, że to one pisały o mnie piosenkę, nie ty ? - pociągnął ją za włosy. Jednocześnie spochmurniał na myśl, że znów ktoś nazywa go bohaterem.
- Jestem całkowicie pewna, jednak nie mówiłam, że im nie pomagałam - uśmiechnęła się rozbawiona.
- Wiedziałem - uśmiechnął się triumfalnie - Przepraszam, że cię zostawię, ale mam do zrobienia jeszcze Obronę Przed Czarną Magią - wywrócił oczami. Wstał, nachylił się.
- To może mały buziak dla bohatera ? - uśmiechnął się chytrze i z wielkim zadowoleniem przyjął od niej całusa w policzek.
- Zasłużyłeś, ale następnym razem odpłacasz mi się spacerem - zaśmiała się.
- Masz to jak w banku - przyrzekł.
Gdy wspinał się do dormitorium, nie dojrzał zadowolonego szarego spojrzenia i zagubionego spojrzenia zielonego.
A już tym bardziej nie zauważył smutnego uśmiechu Carmen, którą  zżerały wyrzuty sumienia.

*****

Kolejna rozwalona kartka wyleciała z rozwalonego notesu.
Jednak nie wyleciała przez rozwalone okno.
Zatrzymała się na ramie.
Zatrzymując czyiś oddech.


1 lipca 2014

24. To nie o anioły chodzi.

"Gwiazd naszych wina" - polecam. Piękne, wzruszające.

Dla ludzi, których dosięgnął rak. Bezuczuciowy potwór, który odbiera życia.
Byście mieli odwagę.
I żyli jak chcecie.
Za wszelką cenę.


*****
MUZYKA.


Na śniadaniu jak zwykle panował gwar, jednak każdy był spięty. Nerwowe uśmiechy, chichoty, zdania urywane w połowie.
Wreszcie do Wielkiej Sali zaczęły zlatywać się różnorodne sowy. Zapanowała cisza, każdy miał nadzieję, że jego zwierzę nie wyląduje przed nim.
Dorcas cicho jęknęła, gdy wypatrzyła swojego puchacza. Gdy wylądował, dała mu kawałek naleśnika i odwiązała szybko zwitek pergaminu.

Dorcas, 
Trudno mi o tym mówić, choć której matce by nie było. Wiem, że Ty i Michael nie jesteście w pokojowych stosunkach, ale powinnaś wiedzieć, że został zaatakowany przez Śmierciożerców. Przez ich zaklęcia dostał wylewu, co bardzo pogorszyło stan jego mugolskiej choroby. Na prawdę nie wiem jak on ją załapał, ale nie ważne. Jest bardzo słaby i na pewno chce, żebyś była z nim. Medycy nie dają mu dużo czasu, mugole nie wymyślili żadnego lekarstwa na jego chorobę, a eliksiry nie chcą działać. Ten atak przesądził sprawę. Wrócił z Bułgarii i jest w Świętym Mungu.
Córeczko, bardzo Cię proszę. Odłóż spory na bok i poproś profesora Dumbledora o pozwolenie. Nie wiem, czy to za dużo, ale liczę, że się zgodzi. 
To naprawdę dla nas ważne, i jestem pewna, że dla Michaela też. 

                                               Masz pozdrowienia od Taty, kocham Cię,
                                                                                                                                                                                                                                                                                                      Mama.

Zacisnęła palce na kartce, aż pobielały jej knykcie, a na wewnętrznej części dłoni pojawiły się odciski w kształcie półksiężyców od jej długich paznokci.
Schowała list do torby i schowała twarz w dłoniach.
- Dor, co się stało ? - spytała Lily.
- Michael - wymamrotała.
- Kto ? - spytał Remus, patrząc zdziwiony na Meadowes.
- Mój brat - wyjaśniła cicho.
- To ty masz brata ? - zdziwił się Syriusz, wpychając sobie grzankę do ust.
- Już niedługo pewnie nie - zdobyła się na pogardliwy uśmiech - Załapał jakąś zarazę od mugoli, a teraz zaatakowali go Śmierciożercy, pogarszając sprawę.
- Myślałem, że siedzi w Bułgarii - wtrącił chłodno James.
- Jest w Mungu - wywróciła oczami - Mama się zastanawia, skąd mógł przynieść to paskudztwo. No cóż, nie wiem jak jej powiedzieć, że pewnie od jakiejś mugolskiej dziwki - warknęła, wstała i wyszła szybko z Wielkiej Sali.
- Biedna Dorcas - mruknęła Ann, wtulając się w Lunatyka.
- Czemu ? Przecież go nie lubi - Black podrapał się po głowie.
- Może i nie, ale to jej brat. Pieprzeni Śmierciożercy! - Lily jęknęła i schowała twarz w dłoniach.
James pocieszająco potarł jej ramię, a jej serce wykonało niezrozumiały dla niej ucisk, który potoczył się aż do jej ust, prawie wyginając je w uśmiechu.

*****

Dyrektor Hogwartu nie sprzeciwił się, gdy Dorcas w liście wyjaśniła mu, o co chodzi. Nie czuła się na tyle ważna, by stawać z nim w cztery oczy.
Zażądał jedynie, by w podróży towarzyszył jej któryś z członków Zakonu Feniksa.
Od razu zapytała Jamesa, lecz ten jej odmówił. Było mu przykro z powodu jej za chwilę poniesionej straty, ale nie chciał być na pogrzebie kogoś, kogo nienawidził.
Od razy przyszedł mu do głowy Syriusz, więc szybko wbrew jego woli oznajmił, że Łapa na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
Black przyciśnięty do muru zgodził się niechętnie. Nie cierpiał pogrzebów.
Dwa dni później, po ponagleniu ze strony mamy Dorcas, stanęli w kominku profesor McGonagall i rzucali pod stopy zielony proszek.
Wylądowali w uroczej wiosce, zwanej Doliną Godryka. Rozglądając się na boki szybko dotarli do domu dziewczyny.
- Oh, Dorcas, tak bardzo cieszę się, że jesteś - mama dziewczyny pocałowała ją w oba policzki. Spojrzała pytająco na Syriusza, który nieznacznie potarł się po karku.
-  Dyrektor nie chciał puścić mnie samej, a James...wiesz, że nie pojawiłby się na jego pogrzebie - założyła ręce na piersi.
- Dorcas! - kobieta zakryła usta dłonią, a w jej oczach pojawiły się łzy - Nie wolno ci tak mówić - wyszeptała.
- Przepraszam - powiedziała ze skruchą dziewczyna i objęła matkę w pasie, wprowadzając do wnętrza domu. Obejrzała się za siebie.
- Poczekaj u góry - powiedziała, czerwieniąc się.
- Dorcas - usłyszał zatroskany głos jej ojca - Cieszę się, że cię widzę.
Poczuł ucisk w sercu, zdając sobie sprawę, że on nigdy czegoś takiego nie usłyszał, i nie usłyszy.

*

Syriusz wszedł po schodach. Czuł się co najmniej nieswojo. Nigdy nie był w jej pokoju, jedynie w salonie, czekając razem z Jamesem, by później w trójkę pobiec na mini boisko do Quidditcha.
Spoglądał na obrazy na ścianach. Im wyżej się wspinał, tym Dorcas na zdjęciach była starsza. Co jakiś czas pojawiał się też jasnowłosy chłopak, który był bardzo podobny do dziewczyny.
- Michael - mruknął Black. Ostatnie kilka zdjęć było bez brata Dorcas, była na nim sama, piękna, uśmiechnięta.
Doszedł w końcu na piętro. Otworzył pierwsze drzwi na lewo i zamknął je po chwili, widząc wielkie łoże i jedną szafę. To z pewnością nie była sypialnia nastolatki. Otworzył kolejne i również się wycofał, widząc łazienkę. Doszedł do ostatnich i z ulgą wszedł do pomieszczenia.
Ściany było pomalowane na biało, ale jedna ściana przy drzwiach do łazienki była cała niebieska. Rozglądał się po pokoju, nie mogąc się przyzwyczaić do pozytywnych akcentów. Na ścianach powieszone były zdjęcia ich paczki, samej Dorcas z przyjaciółmi, których nie znał. Ze zdziwieniem dostrzegł również różne napisy, od sentencji do nazw zespołów, których sam słuchał. Znajdowało się tam też kilka plakatów, które  miał powieszone w dormitorium. Nigdy nie słyszał, żeby Dor słuchała takiej muzyki, jak on.
Nad łóżkiem miała powieszone lampki, a na nim samym leżało ogrom poduszek. Biurko było zawalone różnymi papierami i książkami, na podłodze znajdował puchaty dywan. Pod oknem stał stoliczek i stary, wielki fotel. Szafa była otwarta i pusta, na jednym ze skrzydeł wisiały szale i torebki.
Usiadł na fotelu i uśmiechnął się. Dokładnie tak wyobrażał sobie jej pokój.
Po chwili wparowała Dorcas i przeczesała włosy palcami.
- Zaraz zaprowadzę cię do pokoju gościnnego i będziesz mógł się położyć, czy coś - uśmiechnęła się z roztargnieniem.
- Dorcas.
Spojrzała na niego zrezygnowana.
- Słucham ? - spytała, przestępując z nogi na nogę.
- Wiem, że się denerwujesz, jak chcesz, mogę posłuchać - wzruszył ramionami. Wysłuchiwał jedynie Huncwotów, więc miał jako taką wprawę. Nie chciał, aby jego przyjaciółka czuła się obarczona tyloma problemami i zagrożeniami.
- O czym ? - zaśmiała się - Nie ma o czym, Syriuszu. Chodź, mam nadzieję, że pokój ci się spodoba.
I wyszła, zanim zdążył coś dodać. Nie mając wyboru ruszył za nią, bacznie ją obserwując.
Doszli do drzwi, wpuściła go przodem. Sypialnia była prosta. Wyposażenie było skromne, bo pod ścianą stało łóżko, pod oknem biurko, szafa oraz mały dywan.
Chłopak odłożył torbę. I nagle ciszę rozdarł dźwięk tłuczonego szkła.
- Dzieci! Teleportujemy się do Munga! Coś się sta... - następnie słychać było szloch i odgłos deportacji.
Dorcas spojrzała z paniką na Syriusza i pozwoliła, by złapał ją za rękę i razem z nią zniknął z pokoju.

*****

Nienawidził szpitali. Było w nim pełno śmierci i bezsensownych nadziei, obietnic.
Teraz jednak szedł za rodziną Dorcas Meadowes i obserwował, jak ta ze zdenerwowania mnie rąbek bluzki.
Zastanawiał się, kiedy ją tak polubił. Parsknął pod nosem, maskując to kaszlem.
Jej rodzina zamartwia się nad jednym z dzieci, a on myśli o takiej błahej sprawie.
A jednak coś nie pozwalało mu przestać myśleć o tym, jakby mógł jej pomóc. Może miało to związek z tym, że jej brat, choć znienawidzony, był zaatakowany przez Śmierciożerców.
Za oknami było już ciemno. Z rozumiejącym uśmiechem oznajmił, że poczeka na zewnątrz.
Położył ręce za głowę i wyciągnął nogi. Obserwował pięlegniarki i niektóre dziewczyny, które rumieniły się od tego. Po chwili zganił sie w myślach, gdy usłyszał szloch pani Meadowes.
Siedział tak jeszcze kilkanaście minut, gdy Państwo Meadowes wyszli na zewnątrz i oznajmili, że idą do bufetu i wrócą za godzinę, a w razie czego natychmiast ich powiadomić.
Syriusz wstał i niepewnie otworzył drzwi sali. Panował w niej półmrok. Oparł się o framugę i założył ręce na piersi, starając się być jak najciszej.
- Wyszli ? - spytał chłopak na szpitalnym łóżku. Jego głos był słaby.
Dorcas pokiwała głową.
- Bardzo boli ? - głos dziewczyny brzmiał sucho.
- Jakby co chwilę miażdżyli ci płuca - starał się uśmiechnąć, z tego co widział Syriusz w półmroku - Uzdrowiciel powiedział mi, że raczej nie dożyję jutra.
- Naprawdę nie wiem, co mam ci powiedzieć - oznajmiła Dorcas.
- Przepraszam, Dori - dziewczyna drgnęła na to zdrobnienie - Nie chciałem, żeby to wszystko się tak skończyło.
- Zostawiłeś mnie - wyjąkała cicho i objęła ramiona.
- Chciałem wrócić, ale wtedy...zachorowałem - jego słaby głos dzwonił w uszach Blacka.
- Michael - westchnęła - Przecież wiesz, że mogłeś wrócić. Na pewno wszyscy by ci wybaczyli. A teraz... - jęknęła.
- Chcę tylko wiedzieć, że mi wybaczyłaś - stęknął i wziął głęboki wdech.
- Tak - odpowiedziała po chwili - Mimo tych wszystkich lat. Wybaczam ci, Michaelu Meadowsie. I choć jesteś niesamowicie irytujący, nie chcę cię stracić - po jej policzkach popłynęły łzy.
Syriusz parsknął by śmiechem, gdyby nie powaga sytuacji.
- Hej, jeszcze nie umarłem. Medycy robią wszystko co mogą, na pewno mi się poprawi.
Cała trójka wiedziała, że to kłamstwo. Dorcas jeszcze bardziej się rozpłakała i złapała brata za rękę.
- Nienawidziłam cię przez tyle lat. Ale nigdy, przenigdy nie życzyłam ci śmierci. I proszę, akurat ciebie to spotkało. Gdybyś był z nami, żadna mugolska choroba by ci nie zagroziła. Cholera! - wstała i pociągnęła nosem - Nie rozumiesz, że za dużo ludzi już straciliśmy. Michael ? - rozpłakała się na dobre, siadając przy ścianie i kuląc nogi do siebie.
Syriuszowi z wrażenia opadła szczęka.
- Dorcas, wiedz, że was kocham i chciałem wrócić. Wystarczy mi, że to będziecie wiedzieć i mogę spokojnie umrzeć.
- Przestań - dziewczyna zatkała uszy rękami - Nie masz umierać, proszę, nie umieraj! - jej szloch poniósł się po sali, łapiąc obu młodzieńców za serca.
- Dorcas - karcący głos Michaela zmusił ją, aby otworzyła oczy - Przestań, bo poczuję się jeszcze gorzej. Poza tym, wolę umrzeć. Nie chcę się już męcz...
Nagle przez chwilę łapał gwałtownie powietrze. Syriusz już chciał biec po pielęgniarkę, Dorcas wstała i złapała brata za rękę. Wtedy ten uśmiechnął się słabo, a jego głowa opadła na poduszki.
- Prawie w ogóle cię nie znam, a ty nagle pojawiasz się w moim życiu, żeby po chwili odejść. To takie niesprawiedliwe - wymamrotała.
- Przepraszam - w jego głosie na prawdę słychać było skruchę - Ale musisz się do tego przyzwyczaić. Jest wojna, Dori. Gość, który dzisiaj sprzedawał ci chleb, jutro może leżeć bez życia pod sklepem. Nie masz na to wpływu, Voldemort...póki co jest nie do pokonania. Ja jestem tylko kolejnym pionkiem w grze. Moje odejście ma was nakłonić do wstąpienia w jego szeregi - zrobił pauzę - Cokolwiek by się działo, nigdy do tego nie dopuść.
- Nigdy - wyszeptała.
- Moją sytuację pogarsza ta głupia choroba, na którą nawet mugole nie mają wpływu. Jest nieuleczalna. Śmierciożercy musieli o tym wiedzieć.
- Jak ją załapałeś, hę ? - spytała, nie mogąc się powstrzymać.
- Moja dziewczyna - na chwilę przerwał - Moja miłość miała tę chorobę. Umarła jakieś siedem miesięcy temu - westchnął.
- Przykro mi - dziewczyna pociągnęła nosem, nie mogąc uwierzyć, że tak źle oceniała brata.
- Mnie też. Wiesz, nie chcę się dłużej męczyć - słychać było, że jego gardło ścisnęły łzy.
- Cholera, Michael. Nie mogłeś na to zachorować - jęknęła - Czemu ty ? Czemu mój brat ?
- No już dobrze - wymamrotał chłopak i powoli wyciągnął ręce, by objąć siostrę - Obiecasz mi jeszcze kilka rzeczy ?
Pokiwała głową.
- Dbaj o mamę i tatę. Nie wystawiaj się na niebezpieczeństwo, ale jeśli bardzo chcesz walczyć w Zakonie...
- Skąd wiesz o Zakonie ? - wyszeptała zaskoczona.
- Myślisz, że skąd Dumbledore miał informację o sytuacji w Bułgarii ? Albo bez problemów zgodził się, abyś opuściła szkołę ?
Pokiwała głową. Na kilka minut zapadła cisza. Słychać było świszczący oddech Michaela i jęk Dorcas.
- Michael, jak możesz nam to robić ? - spytała kolejny raz , cicho, bez emocji.
- Kocham cię.
- Przepraszam za to, co mówiłam - wyjąkała jeszcze.
Syriusz widział, jak jej ramionami targa szloch.
- Kocham was - uśmiechnął się.
Usiadła przy nim, pocałowała go w czoło i patrzyła, jak zasypia. Łzy wciąż leciały z jej oczu.
I nie przestały, gdy trzy godziny i dwadzieścia sześć minut później Michael Meadowes przestał oddychać.
Wszystko działo się w jak zwolnionym tempie.
Michael podniósł się z łóżka i chciał coś powiedzieć, lecz z jego gardła wydobył się charkot.
Syriusz wyskoczył z cienia i walnął w przycisk.
Pielęgniarki coś krzyczały, kilku Uzdrowicieli wpadło do sali.
Black odciągnął Dorcas od szpitalnego łóżka i zamknął w swoich ramionach.
Przez drzwi wpadli Państwo Meadowes, zaczęli coś wrzeszczeć. Matka Dorcas zaczęła płakać.
- No już, Dor - wyszeptał dziewczynie do ucha - Przynajmniej już nie cierpi.
Odpowiedział mu szloch. Czuł jej gorące łzy na swoim torsie, pozwolił jej na to.
Z nad jej głowy patrzył, jak jeden z Uzdrowicieli pokręcił wolno głową i coś ciężkiego opadło mu na żołądek. Przymknął oczy.
Pani Meadowes krzyknęła coś niezrozumiałego, ojciec Dorcas spojrzał w ziemię. Dziewczyna w jego ramionach jeszcze bardziej się skuliła.
- Wyprowadzę cię - objął ją jedną ręką - Proszę Państwa, zabiorę ją do domu.
Jej rodzice pokiwali głowami, w ich oczach dostrzegł łzy. Zmieszał się mocno. On nigdy za nikim nie płakał. Nikt  nie kochał go tak, ani on nikogo, by mieć za kim tęsknić, kogo opłakiwać.
Deportował się z cichym pyknięciem, wprost przed furtkę.
Wprowadził dziewczynę do domu, pokonując zabezpieczenia.
Łzy przesłaniały jej oczy, a rozpacz umysł. Nie była zdolna cieszyć się, że Syriusz Black się nią opiekuje, nie była w stanie podziękować.
- Miałam brata przez godzinę - jęknęła - Tylko tyle nam dał. Nienawidzę Voldemorta. Kiedyś go zabiję, Merlinie, kiedyś go zabiję.
- Pomogę ci - obiecał i wiedział, że to nie są puste słowa.
Położył ją na łóżku i ściągnął jej buty oraz sweter. Opatulił ją kołdrą i z szafki nocnej wyciągnął eliksir Słodkiego Snu. Dał jej łyżkę i wstał.
- Nie idź - wyszeptała łamiącym się głosem.
Pokiwał głową i usiadł obok łóżka. Zdążyła złapać go za rękę, gdy targana szlochem zamknęła powieki. Siedział tak oszołomiony, wciąż z jej delikatną dłonią w jego.
Był całkowicie oszołomiony, wszystkim co się dzisiaj wydarzyło.
W jednym dniu, w jednym momencie podziwia pokój wesołej Dorcas, a w drugim momencie tego samego dnia słucha, jak robite rodzeństwo wybacza sobie wszystkie krzywdy, przy czym jedno z nich umiera.
Jakie życie jest kruche, przeszło mu przez myśl.
Dorcas nie miała okazji pobyć trochę z bratem. On sam musiał cierpieć już przez wiele miesięcy.
Wezbrała się w nim taka nienawiść do Voldemorta, że miał ochotę w jednej chwili odnaleźć drania i go zatłuc na śmierć. Wiedział, że nie dałby rady, choć jego determinacja słaba nie była.
I wiedział, że nie zostawi tej dziewczyny, która tak ufnie ściskała jego dłoń, która dopiero co straciła jedyne rodzeństwo.
Moze nienawidziła go przez długie lata, ale był jej bratem i cokolwiek by nie zrobił, jego śmierć była wielkim, kolejnym ciosem dla nastoletniej czarownicy.
Puścił delikatnie jej palce i ruszył do swojej tymczasowej sypialni, by wysłać list Jamesowi.
Naskrobał kilka zdań i wysłał sowę do Hogwartu. Patrzył za nią długo, wzdychając co chwila.

***********

- James, co my tu robimy o szóstej nad ranem ? -  Ann ziewnęła.
- Syriusz wysłał mi sowę, że brat Dorcas zmarł przed godziną - wymamrotał.
Lily zasłoniła usta ręką, Alicja i Rachel spojrzały przygnębione. Peter wymamrotał coś pod nosem, po czym wrócił do dormitorium. Remus westchnął.
- Bardzo to przeżyła ? - spytała cicho Rudowłosa.
- Syriusz pisze, że bardzo. Położył ją do łóżka i zasnęła po eliksirze - pokręcił głową - Nie lubiłem go, cholera, ale tak mi go żal. Był w Zakonie.
Powoli każdy rozchodził się do sypialni.
- Czemu akurat Dor ? Już tyle osób zginęło wokół niej - po policzku Lily spłynęła łza. Choć to nie jej rodzeństwo umarło, była zbyt przytłoczona tym wszystkim.
- I na tym się nie skończy - mruknął ponuro Potter. Pociągnął dziewczynę na kanapę obok siebie i objął ją ramieniem.
Wtuliła się w nie ufnie, czując się naprawdę bezpiecznie.
- Kiedyś będzie lepiej - wymamrotała.
- Będzie - pokiwał głową - Nie możemy się załamywać. Będziemy silni dla Dorcas, prawda ? - podniósł jej głowę, łapiąc jej twarz w dłonie.
- Prawda - wymamrotała. Pocałował ją w czoło i dźwignął z kanapy. Odprowadził ją aż do drzwi jej dormitorium, obiecując sobie, gdzieś głęboko w sercu, żeby ona nigdy nie przeżyła takiej tragedii. Chociaż wiedział, że to nieuniknione, nikt nie zakazał posiadania pragnień.
*****
Otworzyła oczy i od razu je zamknęła. Czuła, że ma je okropnie zapuchnięte. Głos uwiązł jej w gardle, gdy przypomniała sobie poprzednią noc.
Zacisnęła zęby, żeby nie zacząć płakać. Ktoś zapukał do jej pokoju.
- Meadowes, musisz wstawać - w drzwiach pojawiła się głowa Syriusza.
- Muszę ? - opadła na poduszki, prosząc Merlina, aby się nie rozpłakać. Wciąż miała żywy obraz brata, a następnie jego szybkiej, bezsensownej śmierci - Cholera - mruknęła.
Wydawało jej się to takie dziwne, tak odległe. Jeszcze kilka dni temu nie pamiętała o Michaelu, gardziła nim. Wczoraj wybaczyli sobie wszystko i pokochała go na nowo, a los okrutnie z niej zadrwił, odbierając mu życie.
- O czwartej jest msza, a później pogrzeb - zawahał się, a po chwili wsunął się do pokoju cały.
- Dziękuję ci za wczoraj - mruknęła zawstydzona, przypominając sobie jak się nią zaopiekował. Jednocześnie radość ścisnęła jej serce.
- To nic wielkiego - uśmiechnął się szelmowsko, czując, że jego obowiązek został spełniony i poczuł się dziwnie lekki - A teraz wstawaj. Twoja mama już od rana lata, cały czas płacze. A twój tata...zamknął się w gabinecie - patrzył, jak uśmiech spełza z jej twarzy, jak zaciska szczęki powstrzymując płacz.
- To nie tak miało się skończyć - pokręciła głową - Jeśli chcesz, możesz wrócić do Hogwartu, przecież na pewno nie chcesz iść na pogrzeb.
- Obiecałem Rogaczowi, że się tobą zajmę. Poza tym, nie zostawiłbym cię, nie na pogrzebie - urwał, jakby powiedział za dużo - Przecież ktoś musi cię podtrzymywać, gdy będzie mdleć - uśmiechnął się.
- No tak - zdobyła się na tą krótką odpowiedź, po czym wstała z łóżka. Wyszeptała znowu podziękowanie i weszła do łazienki.
Syriusz stał jeszcze przez chwilę, myśląc nad czymś intensywnie.
Było mu niesamowicie ciężko na duszy, gdy patrzył, jak cierpi. Od niedawna wolał ją z rumieńcami  na policzkach i nieśmiałym uśmiechem.
Teraz wciąż widział ją zalaną łzami, spuchniętą i z potarganymi włosami. Może nie był to za piękny widok, ale on nie widział w tym nic, prócz jej cierpienia, przy którym o dziwo czuł się nieswojo, bo chciał jej uśmierzyć ból.

" Ale nawet gdybyś poznał cały świat
Odważyłbyś się pozwolić mu odejść? "

****
Dla niej wszystko działo się za szybko. Śmierć Michaela, nazajutrz jego pogrzeb.
Z jednej strony chciała mieć to już za sobą, by nie móc do dnia pogrzebu wciąż płakać, tylko pożegnać brata i spróbować zapomnieć.
Z drugiej strony była oszołomiona tak szybkim biegiem wydarzeń.
Spojrzała w lustro i przeraziła się. Każdy kosmyk jej włosów odstawał w inną stronę, twarz była czerwona i zapuchnięta.
Wzięła szybki prysznic i odpędzając łzy ubrała czarną sukienkę.
Wyszła z łazienki i pierwsze co zobaczyła to Syriusz ubrany cały na czarno. Miał poważną minę, gdy usłyszał szczęk drzwi drgnął.
- Twoi rodzice już czekają - wyszeptał.
Kiwnęła głową i zeszła na dół. Jej matka nie szlochała, lecz po jej twarzy spływały łzy. Ojciec również miał zaczerwienione oczy.
Chwilę potem złapali się za ręce i wylądowali kościołem. Większość rodziny i znajomych już na nich czekała, więc gdy tylko ich ujrzeli, zaczęli przeciskając się do wejścia.
*

Szli w milczeniu, Syriusz po chwili oporu objął Dorcas ramieniem, pozwalając, by zaczęła moczyć mu marynarkę.  Pogoda jakby wyczuwała ich nastrój, słońce zasłoniły chmury, zaczął dąć wiatr.
Black nienawidził pogrzebów tak samo jak szpitali.
Ksiądz, który prowadził mszę był zwięzły, za co Łapa dziękował Merlinowi.
Nie cackał się z "będzie lepiej". Mówił o wojnie, o ofiarach, o bohaterstwie zmarłego.
- Nie zapomnimy Michaela, tak jak on nie zapomni o nas. Bo tych, których kochamy są z nami zawsze, w naszych sercach - wypowiadał mocnym głosem.
Syriuszowi te słowa zapadły na długo w pamięć.
Dorcas przestała go obejmować i otarła twarz. Wzięła głęboki wdech i wpatrzyła się w trumnę.
Przed oczami przeleciały jej te wszystkie momenty z bratem. Ich dzieciństwo, wielka awantura, po której wyjechał, pogodzenie aż w końcu śmierć.
Nie chciała już płakać, najchętniej odeszłaby stąd jak najdalej.
Spojrzała na boki. Wszystkie znane i nieznane jej osoby płakały, na ich twarzach widziała smutek, przygnębienie.

" A co z aniołami?
One przyjdą, odejdą i uczynią nas wyjątkowymi. "


I nagle zrozumiała.
Pogrzeby nie są dla zmarłych. Są dla ludzi, którzy żegnają zmarłego. Mogą przyjść, pokazać, jak bardzo kochali zmarłą osobę, jaka to dla nich tragedia.
Fakt, przyjechali tu na pogrzeb Michaela.
Ale nie dla niego.
Ona inaczej by to zorganizowała. Zrobiłaby wielką imprezę na jego cześć, z mnóstwem alkoholu, bo właśnie taki był jej brat. Rozrywkowy, zabawny. Nie chciał, żeby ludzie płakali na jego pogrzebie, wiedziała to na pewno.
Jak w oddali słyszała mowy członków jej rodziny : " nigdy go nie zapomnę", "był wspaniałym człowiekiem" -- te słowa tłukły jej się po głowie.
Stała w miejscu nie ruszając się. Już nie płakała.

"Ale to nie o, ale to nie o anioły chodzi. "


*****

Przez rozwalone okno wpadł pierwszy płatek śniegu.
Przynosząc za sobą śmierć.
Wysyłając do nieba anioła.