Zaklęcia latały w tę i z powrotem.
Ludzie, którzy porwali Lily, nie wiedzieli gdzie stoi James, a więc rzucali
zaklęcia na oślep, czasami trafiając przypadkiem w swoich.
Palnął się w czoło i rzucił na siebie
zaklęcie kameleona. Wyszedł na pole bitwy i stanął za Malfoyem. Rzucił
niewerbalne zaklęcie, powalając chłopaka na ziemię. Wszyscy wpadli w popłoch,
rozglądając się z niepokojem dookoła. Drugi, większy mężczyzna trzymający Lily
opadł bezwładnie, uderzając głową o korzeń.
I nagle poczuł, jak wszyscy na niego
patrzą - ktoś musiał trafić w niego zaklęciem cofającym, bo znów był całkowicie
widoczny.
- James... - jęknęła Lily, ocierając
twarz od łez i krwi.
Chciał zrobić krok do przodu, gdy
niewidzialne liny oplotły jego nogi i tors, przyklejając ręce do boków. Kątem
oka zobaczył, jak spod Peleryny - Niewidki wyłania się Syriusz i przykrywa nią
Lily.
Odetchnął głęboko, oceniając tym razem
swoją sytuację.
- Gdzie szlama?! - krzyknął któryś
zamaskowany chłopak.
- Nie nazywaj jej tak! - wrzasnął James,
szarpiąc się mocno. Niestety, liny były nieustępliwe.
- Bo co, Potter? Zrobisz mu coś? -
Lucjusz Malfoy podniósł się z ziemi i wypluł platynowe włosy z ust. Sięgnął po
różdżkę i wymierzył w nią Szukającego.
Ostatnie, co pamiętał, to krzyk Dorcas i
profesor McGonnagal.
*
Obudził się obolały, leżąc na lodowatej
posadzce. Próbował się podnieść, lecz nie miał na to dość siły. I nagle poczuł
na ramieniu ciepłą dłoń, ciągnącą go do pozycji siedzącej.
- Kim jesteś? - spytał.
Wydawało mu się, że jest w czymś na
kształt lochu. Było ciemno i wilgotno, wyraźnie słyszał cichuteńkie
popiskiwanie szczurów.
- Marlena Mckinnon. Jestem w Ravenclawie,
na siódmym roku - odpowiedziała dziewczyna. Wyraźnie było słychać w jej głosie,
że jest zrozpaczona.
- Ktoś jeszcze tu jest?
- Para z Hogwartu, pewnie ich znasz,
Alicja i Frank z Gryffindoru i...
- Frank? Alicja? - powiedział cicho i
wytężył wzrok.
Słyszał, jak dziewczyna przemieszcza się i prawdopodobnie budzi śpiących Gryfonów.
Słyszał, jak dziewczyna przemieszcza się i prawdopodobnie budzi śpiących Gryfonów.
- Marlena? Coś się stało? Idą tu? -
spytał szybko Frank, obejmując Alicję.
- Nie, nie. James się obudził.
- Dzięki Bogu! - usłyszał zmarnowany głos
Ali. Nagle przypomniał sobie, że w kieszeni ma kilka huncwockich produktów.
Powoli ruszył ręką i wyrzucił w powietrze mały kamyczek, który zatrzymał się
nad ziemią i zapalił się.
- Od razu lepiej! - ucieszyła się
Marlena. I wtedy ją poznał. Była to blondwłosa piękność, z którą niegdyś często
widział Syriusza. Rozejrzał się po lochu i zauważył jeszcze trzy osoby.
Spojrzał pytająco na pozostałych.
- Są nieprzytomni, byli tu pierwsi. Nie
wiem, kiedy ich porwano, ale mnie jakieś kilka godzin temu - powiedziała
Blondynka.
- Nas też niedawno, wracaliśmy z błoni,
kiedy nas napadli...
- A Ci tam? Też z Hogwartu? - spytał,
prostując i zginając palce u prawej dłoni.
- Tak, dwóch kojarzę, bodajże również z
Gryffindoru, a tam - wskazała małą wnękę w ścianie, w której leżała jakaś
dziewczyna - jest Christy Perdes, z Huffelpufu. Na naszych oczach ją
torturowano.
Wzdrygnął się nieznacznie. Znów sięgnął
do swoich spodni i wyciągnął paczkę Fasolek Wszystkich Smaków, biorąc sobie
kilka i podając reszcie.
- Jesteś naszym zbawieniem! Tylko raz
dostaliśmy jeść, każdy po kromce suchego chleba. Co kryjesz jeszcze w tych
swoich kieszeniach? - Alicja usiadła bliżej niego, ciągnąc za sobą Franka i
wtulając się w jego tors.
- Nie wiele...
Nagle go olśniło. Przecież miał przy
sobie lusterko!
Usłyszeli kroki przy drzwiach, więc czym
prędzej wcisnął jedzenie pod bluzę i złapał świecący kamyk.
- Radzę się nie szarpać.
Od razu po tych słowach zostali
pociągnięci do wyjścia. Jamesa niosły dwie osoby - jedna boleśnie wpijała mu
palce w obolały bark, a druga zatrzymała rękę w miejscu, gdzie pod bluzą miał
siniaka.
Szukający starał się zapamiętać wszystkie
szczegóły miejsca, przez które ich prowadzą.
Ściany miały bladoczerwoną tapetę, co kawałek wisiały żyrandole. Obok każdych
drzwi wisiały portrety z podpisem. Zdążył spojrzeć na jedno nazwisko i
odetchnął cicho - wiedział, gdzie są, a jak tylko wrócą, użyje lusterka. Dalej
zobaczył wielkie drzwi wyjściowe. Po bokach stali strażnicy, a przed nimi
przechadzała się jakaś osoba.
- Nareszcie!
To nie był głos. Raczej coś podobnego do
syku węża. James został brutalnie rzucony na ziemię, podobnie jak pozostali.
Trójka, której nie poznał w lochach, padła najbliżej ich oprawcy.
Z niechęcią spojrzał na twarz Czarnego
Pana, jak zwykli mówić śmierciożercy. Nie, to nie była twarz. Przypominała
białą maskę, z nienaturalnie mały nosem. *
- Och, biedacy! Nie wytrzymali... -
Voldemort zacmokał z rozbawieniem.
- Nic ci nie zrobili - wycedził James.
I nagle poczuł, jakby coś rozsadzało mu
głowę. Przed oczami stanął mu obraz pierwszego dnia w Hogwarcie...
- Nie! - krzyknął i zablokował
napływające obrazy.
- Coś podobnego! Taki utalentowany, a tak
się marnuje...mało ludzi umie Oklumencję...
Jego wypowiedź przerwał cichy jęk.
Christy z trudem podnosiła się na rękach i otworzyła oczy. Niemal natychmiast
wrzasnęła i odsunęła się jak najdalej pod ścianę.
Obecni w pokoju zaśmiali się obrzydliwie.
James spojrzał na nich z mordem w oczach, kątem oka zauważając siedem różdżek,
leżących na ławie przed kominkiem.
- No cóż, jesteście tacy młodzi, tacy
utalentowani! Po co marnujecie się u boku Dumbledora? Nie rozumiecie, że u mnie
mielibyście lepsze życie? Bogatsze, łatwiejsze, godniejsze! - Voldemort nie
tracił czasu.
- Nigdy do ciebie nie dołączę! - warknął
James.
- Ani ja! - dołączył Frank. Poparły ich
pomruki reszty.
- Ach! - zaśmiał się Voldemort -
jesteście tacy naiwni, tacy młodzi. A ja? Mogę wszystko.
Wycelował różdżką w ucznia, którego dotąd
James nie rozpoznał. Jego ciało podniosło się do góry, a z jego ust wyrwał się
krzyk. Opadł bezwładnie na ziemię, ponownie tracąc przytomność.
- Przestań! - krzyknęła Marlena i
zmierzyła puls ucznia dwoma palcami. Widać było, że na jej twarz wpłynęła ulga.
- Bo co? I tak nic nie zrobisz! Jestem
zbyt potężny! - zagrzmiał Czarny Pan, a jego słudzy pokiwali gorliwie głową.
- Jesteś chory.
Za to zarobił zaklęciem Cruciatus. Ból
był niemożliwy. Szamotał się wściekle, czując, jak każdy cal jego ciała pali
żywym ogniem. Powstrzymywał się tylko od krzyku, nie chcąc dać im takiej
satysfakcji. Krew krążyła szybciej w jego żyłach, boleśnie rozsadzając skórę.
- Dość.
Skończyło się, lecz jego ciało wciąż
płonęło. Pierwszy raz poczuł na skórze moc tego zaklęcia i przeraził się, gdy
uświadomił sobie, że Lily również przez to przechodziła.
- Słyszałeś Panie, co on powiedział? -
spytała osoba, która go torturowała. Podniósł wzrok, czując ból mięśni oczu. Na
przedzie stała Bellatrix Black.
- Słyszałem. Nie jestem głuchy - głos
Voldemorta wciąż był obrzydliwie spokojny.
Belatrix potulnie spuściła głowę i
cofnęła się do szeregu.
- Pytam, czy dołączycie do mnie? Chcecie
być lepsi?
- Nigdy - odparło chórem siedem osób.
- A więc zobaczymy, co powiecie później.
I odwrócił się, nie patrząc, jak jego
słudzy wloką porwanych z powrotem do lochów.
- Dorwałem was raz, nic nie powstrzyma mnie przed zrobieniem tego po raz drugi. Naprawdę myślicie, że Hogwart jest bezpiecznym miejscem ?
- Dorwałem was raz, nic nie powstrzyma mnie przed zrobieniem tego po raz drugi. Naprawdę myślicie, że Hogwart jest bezpiecznym miejscem ?
***
- Myślę, że za kilka godzin się obudzi.
Marlena i Alicja odeszły od torturowanego
ucznia.
- Wiecie, on chyba ma na imię Alex -
stwierdził James.
Chłopak miał burzę lokowanych, blond włosów, teraz zlepionych krwią i brudem. James kojarzył go z lekcji Transmutacji, bo zawsze doprowadzał do gorączki profesor McGonnagal, jeśli nie robił tego on lub Syriusz.
Chłopak miał burzę lokowanych, blond włosów, teraz zlepionych krwią i brudem. James kojarzył go z lekcji Transmutacji, bo zawsze doprowadzał do gorączki profesor McGonnagal, jeśli nie robił tego on lub Syriusz.
-A ten drugi? - spytała Marlena.
- Sam się przedstawię - zwrócili głowy w
stronę chudego chłopaka z okularami na nosie - Mam na imię Zeke. Jestem na
piątym roku w Gryffindorze.
- A tak. Kojarzę cię... czy to nie ty,
wraz z kolegami , próbowaliście wykręcić nam jakiś numer? - James podniósł
brew, przypominając sobie nieudaną próbę jakiś drugoroczniaków, mających moc w
gębie, ale nie w rękach.
- Ah, tak, to ja - chłopak zarumienił się
i chrząknął parę razy.
James zaczęło coraz bardziej uwierać
lusterko. Nie mógł pozwolić sobie na wyciągnięcie go, gdyż doskonale widział,
że za drzwiami ktoś cały czas siedzi lub stoi - przez skrawek między podłogą
a końcem drewnianych drzwi była przerwa,
która wpuszczała tu odrobinę światła, więc gdy trochę go ubyło, wiedzieli, że
ktoś ich pilnuje.
- Marlinie, jaki ja jestem głodny! -
zamarudził Frank. On i James, jako gracze quidditcha byli przyzwyczajeni do
dość solidnych posiłków, a nie tego, co serwowali im tutaj, czyli kilku kromek
chleba, zapewne by utrzymać ich przy życiu.
- Trzeba coś wymyślić - szepnął James do
towarzyszy, sam czując, jak kiszki grają mu marsza.
- Tylko co? Różdżek nie mamy, siłę może
jeszcze znajdę, ale... - zaczął Zeke.
- Cisza. Może ty nie masz siły, ale ja
mam zamiar to przeżyć, więc weź się w garść - powiedział ostro James, wciąż
starając się mówić dość cicho.
- Trzeba było by wziąć ich z zaskoczenia
- w ich sercach powoli zaczęła kiełkować nadzieja.
- O ile dobrze pamiętam, było ich ośmiu
plus dwóch strażników - James wrócił pamięcią do momentu, gdy Voldemort
zajęty był mówieniem o korzyściach, płynących z przyłączenia się do
śmierciożerców.
- Nas jest siedmiu, z czego są trzy
dziewczyny, jeden nieprzytomny i jeden... - Frank spojrzał wymownie na Zeke'a.
- Ja znam Kung Fu, jak co - odezwała się
Christy. James parsknął śmiechem.
- To dobrze.
Przez chwilę panowała cisza, każdy
zastanawiał się o różnych ewentualnościach i każdy dochodził w końcu do
wniosku, że ich starania wyjdą na nic.
James, nie mogąc znieść tej ciszy,
wyciągnął lusterko, ściągnął bluzę i założył ją tak, by nie wystawały z niej
ręce i głowa.
- Syriusz - szepnął cicho i przyłożył
palce do ust. Gdy tylko pojawił się Syriusz w odbiciu, od razu zrozumiał ten
gest.
- Gdzie? - wyszeptał prawie bezgłośnie.
- Dwór Crabbów - odpowiedział krótko i
jak najciszej.
Od razu potem wsadził lusterko za pasek
spodni i włożył ręce i głowę w odpowiednie dziury.
- Co to było? - spytała Alicja,
spoglądając na niego jak na wariata.
- Powiadomiłem Syriusza, gdzie jesteśmy -
odszeptał, czując coraz większą nadzieję.
***
- Profesorze Dumbledore! - wrzasnął
Syriusz, nie trudząc się nawet, by zapukać. Profesor McGonnagal spojrzała na
niego z oburzeniem.
- Coś się stało chłopcze?
- James i reszta są w Dworze Crabbów! -
Syriusz cały się trząsł. Chciał jak najszybciej wyjść z zamku i zacząc
poszukiwania.
- Skąd to wiesz? - dyrektor spojrzał na
niego badawczo, podnosząc się z miejsca.
- Skontaktowałem się z Jamesem, nie ważne
jak, musimy działać!
- Minerwo, powiadom Poppy, że niedługo
będziemy mieć rannych.
Piętnaście minut później, Huncwoci,
profesor Dumbledor, profesor McGonnagal, profesor Flitwick i profesor Slughorn
stali przed bramą Hogwartu.
- I co najważniejsze, chłopcy. Jeśli
powiem - uciekajcie - macie natychmiast uciekać. Czy to jest dla was jasne?
Pokiwali głowami. Dumbledor spojrzał
jeszcze na pozostałych i wyciągnął rękę. Obecni chwycili go za wolny kawałek i
deportowali się.
***
- Zastanowiliście się już? - spytał ich
obleśny typ, patrząc na nich z uśmiechem.
- Nasza odpowiedź nadal brzmi: nie.
- No trudno. Brać Pottera, Stylisa,
Godnera i może jeszcze tą czarnowłosą cizię. Zobaczymy, Potetr, czy nadal
będziesz taki waleczny.
Znów złapano go za ręce i wyciągnięto go
z piwnicy, ciągnąc jego nogi po stopniach. Próbował iść, lecz trzymali go za
nisko. Przed sobą widział Alexa, który miał otwarte oczy, a widać w nich było
przerażenie. Nieco dalej szamotała się Christy, a przed nią szedł Zeke,
kuśtykając.
Tym razem nie pozwolił rzucić się na
ziemię. Wyrwał się im tuż nad podłogą i podparł się rękami.
- Jamesie Potterze, jesteś bardzo silny.
Nadal utrzymujesz, że nie chcesz do mnie dołączyć? - Voldemort obrócił się
powoli do nich.
- Nigdy - wycedził.
- Nawet, jeśli zabiję tego chłopca? -
wskazał na Alexa.
- Zostaw go w spokoju!
Voldemort zaśmiał się, wyraźnie
rozbawiony.
- Więc pytam : dołączysz do mnie? -
skierował różdżkę, tym razem na Christy.
- Nie!
Czarny Pan zacmokał z niezadowoleniem.
- Crucio! - Christy zaczęła wrzeszczeć z
bólu. Jej ciało wiło się w agonii. James odczuwał prawie taki sam ból patrząc
na jej cierpienie i przerażenie Alexa oraz Zeke'a.
- Wszyscy jesteście bardzo utalentowani,
odważni, a tacy słabi...
Tym razem oberwał Zeke. James, mimo
niechęci do chłopaka podczołgał się do niego i zasłonił jego oraz Christy
własnym ciałem.
- Ah, Jamesie Potterze, jakiś ty
szlachetny!
Posłał kolejne zaklęcie w stronę Zeke'a,
tym razem odrzucając go w stronę kominka. Po jego twarzy spłynęła stróżka krwi.
- Więc pytam, dołączycie do mnie? Mogę
robić to jeszcze naprawdę długo.
Tym razem jego zaklęcie pomknęło w stronę
Alexa.
- Nie ! - chłopak darł się wniebogłosy.
On z nich wszystkich najwięcej wycierpiał.
- Twój ojciec mnie obrażał, już go nie
masz. Matka zginęła razem z nim, bo podobno go kochała! Nie masz już ich!
Słowa Voldemorta odbijały się boleśnie w
ich głowach. Wykańczał ich psychicznie.
- Więc po co masz żyć!? A ty, Potter!
Lily Evans też długo nie pożyje! A rodzice? Wczoraj moi podwładni ich
wykończyli, nie masz już po co żyć! Poddaj się, a przywrócę waszym bliskim życie!
- NIE! - James złapał się za głowę,
wyrzucając z niej obraz martwych rodziców i Lily.
- Stylis, Pedner! A wy? Jesteście
nikim! Nikim! - oczy Voldemorta robiły
się coraz bardziej czarne, niemal płonęły szaleństwem. Alex wciąż wił się z
bólu, coraz bardziej, im bardziej jego oprawca się nakręcał - Albo do mnie
dołączycie, albo nie będziecie mieli kompletnie nikogo! Jesteście
bezwartościowi, nie macie po co żyć! - powtarzał im to tak długo, jakby mieli w
to uwierzyć . Spojrzał na Jamesa - Lily Evans
miała być podpuchą, i jak widać skuteczną. Zdolna czarownica, powinniście oboje mi służyć.
- Zostaw nas w spokoju! - wydarł się
James, czując, jak z bólu zbiera mu sie na łzy, a tego nie miał zamiaru
pokazywać.
- Dołącz do mnie!
- Nigdy!
- Avada Kedavra! - zielony promień
pomknął w stronę Alexa, sprawiając, że jego czy pełne przerażenia zastygły już
na zawsze.
W pokoju zapadła cisza. Słychać było
jedynie przyspieszone oddechy i szloch obolałej Christy.
- Zabrać ich.
Tym razem podczas odprowadzania ich do
lochów, James nie stawiał oporów. Nawet wtedy, gdy śmierciożercy wrzucili go po
schodach, nie ruszył się. Upadł na posadzkę, czując jej chłód na policzku.
Słyszał krzyki, ktoś nim potrząsał. Po chwili nic nie czuł. Miał tylko
świadomość, że na jego oczach i przez niego, zginął niewinny człowiek. Już
nigdy nie będzie mógł śmiać się z jego żartów na Transmutacji. Już nigdy nie
zaśnie spokojnie. Kto mu to wybaczy? To wszystko przez niego.
Zemdlał.
***
Kilka godzin później siedzieli w kółku, w
absolutnej ciszy. Nie mieli ochoty rozmawiać. James czuł na sobie współczujące
spojrzenia. Nie zasługiwał na nie.
- Kurwa! - wrzasnął i walnął pięścią w
posadzkę.
Alicja i Christy spojrzały na niego zniesmaczone.
- Trzeba coś zrobić!
Podbiegł do drzwi i zaczął walić w nie
pięściami. Wiedział, że to nic nie da.
- Zamknąć się, bo nie będzie wesoło! -
usłyszeli gburowaty głos. Szukający osunął się po drzwiach, chowając głowę w
kolanach.
- James, to nie twoja wina, że zabił
Alexa - powiedziała łagodnie Marlena. Po jej twarzy płynęły łzy. Na kolanach
miała głowę obolałej Christy.
- Gdybym się zgodził, nikomu by się nic
nie stało.
- Zwariowałeś? Nie wolno nam się
poddawać! - Frank podszedł do niego i potrząsnął nim parę razy. James wstał
gwałtownie i spojrzał mu prosto w oczy.
- Nie poddamy się! Ale co dalej? Zabiją
nas po kolei!
- Chłopaki, spokojnie! - Alicja spojrzała
na nich ze złościa. Podbiegła do nich i pociągnęła Franka z powrotem.
- Uważam, że James ma racje. Trzeba coś
wymyślić.
- Ja mam chyba pomysł - spojrzeli w
stronę Zeke'a, który wreszcie odzyskał przytomność.
- Oświeć nas.
Chłopak podniósł rękę i zamknął oczy z
bólu. Zaciskając zęby, włożył dłoń pod zapinaną bluzę i wyciągnął siedem
różdżek. Oczy obecnych zrobiły się wielkie jak spodki.
- Jak? - wydukał James, podchodząc do
niego i odbierając od chłopaka różdżki - Przepraszam, za to wcześniej.
- Nie ma za co - uśmiechnął się krzywo -
Jak rzucił na mnie to zaklęcie, odleciałem pod kominek. Zanim zemdlałem,
zobaczyłem te różdżki. Leżały na wyciągnięcie reki. Nikt nie zwracał na mnie
uwagi, więc sięgnąłem po nie i schowałem pod bluzę. Więcej nie pamiętam.
- Zabił Alexa - poinformował go Frank.
James poczuł, jak w gardle ma wielką gulę. Zeke wytrzeszczył oczy i pokręcił głową ze smutkiem.
James poczuł, jak w gardle ma wielką gulę. Zeke wytrzeszczył oczy i pokręcił głową ze smutkiem.
- Daj mi moją różdżkę, James - wyszeptała
Marlena. Alicja również wyciągnęła rękę po swoją.
Dziewczyny zajęły się rannymi, tak, ze po
dwudziestu minutach Zeke mógł wstać, choć wciąż kuśtykał, a Christy nie mogła
tylko ruszać ręką. Na twarzy wszystkich widniało zmęczenie, z pomiędzy siniaków
i zadrapań.
James powoli tracił nadzieję na to,
że Syriusz kiedykolwiek ich znajdzie. Nie tracił wiary w przyjaciela, o nie,
tylko w to, że kiedy on tu przybędzie, oni mogą być już martwi.
- Wszycy umieją się deportować? - spytał
Frank.
- Ja umiem, ale nie mogę - odparł Zeke.
Reszta odpowiedziała twierdzącym skinięciem głowy.
- Słuchajcie. Najpierw rzucę Mufliato.
Frank wysadzi drzwi, a wtedy ja oszołomię strażnika. I już mamy jendego mniej.
Alicja i Marlena pomożecie Zacowi i Christy. Idziecie za mną i Frankiem,
starając się iść jak najciszej. Albo nie, od razu rzucę na nas potrzebne
zaklęcia. Frank, pomóż mi. Każdy ma mieć na sobie kameleona i zaklęcie
skradania - mówił dość szybko i cicho, wymachując sprawnie różdżką.
- Okej - powiedział, gdy Frank spojrzał
na niego - Na trzy.
Rzucił szybko Mufliato na drzwi.
- Raz, dwa, trzy ! - drzwi wyleciały w
górę, od razu łagodnie opadając, prowadzone przez różdzkę Alicji.
Zdezorientowany strażnik nie zdążył nawet
pisnąć, gdy runął na ziemię. James machnął ręką na pozostałych. Ruszyli długim
korytarzem, niewidzialni, niesłyszani. Doszli do wielkiego salonu. Na środkowym
fotelu siedział Voldemort, obok niego siedziała Bellatrix, Malfoy i reszta
śmierciożerców. James puścił zaklęcie w stronę Bellatrix. Włożył w to zaklęcie
wiele siły, ciągnięty nienawiścią, od razu rzucił oszałamiacza na Lucjusza
Malfoya.
- A Potter znów działa z ukrycia. Nie
jesteś dośc odważny? Czy właśnie taki powinien być Gryfon? - Voldemort siedział
spokojnie, nie zwracając uwagi na latające w powietrzu różnokolorowe zaklęcia.
Ma rację, przemkneło Jamesowi przez
głowę. Zrzucił z siebie zaklęcie i dokładnie wtedy wejściowe drzwi otworzyły
się z hukiem.
- Dumbledore! Wiedziałem, że w końcu
zaszczycisz nas swoją osobą! - Voldemort zaśmiał się okropnie.
- Witaj, Tom.
Źrenice Voldemorta zwęziły się.
- Nie nazywaj mnie tak! - rzucił w stronę
dyrektora Hogwartu śmiertelne zaklęcie.
Po raz kolejny zawrzała bitwa. James
celował w śmierciożerców, jednocześnie coraz bardziej zbliżając się do ciała
Alexa, które leżało przy ścianie. Jego przyjaciele byli na powrót widoczni.
Christy dostała zaklęciem i wylądowała tuż pod jego nogami.
- Petrificus Totalus! - wyszeptał i
powalił śmierciożercę, który zaatakował Perdes.
Wygrywali. Syriusz pokonał właśnie
ostatniego z dwóch śmierciożerców, Dumbledor wciąż walczył z Voldemortem.
- Potter! Do mnie! - krzyknęła profesor
McGonnagal, łapiąc wszystkich uczniów, oprócz niego, Christy i Alexa,
dociskając ich ręce do starego dzbanka. Przedmiot zajarzył sie na niebiesko.
Nauczyciele spojrzeli na niego jeszcze z przerażeniem. I zniknęli.
Dumbledore ostatni raz machnął różdżką, a
Voldemort osunął się powoli po ścianie. Wiedzieli, że nie umarł.
- Ufam ci, James - rzekł dyrektor, złapał
Christy za rękę i deportował się wraz z nią.
Czyżby moje spojrzenie było tak
oczywiste?, pomyślał James, podchodząc do ciała zmarłego kolegi. Po jego
policzku popłynęła łza, na którą mógł sobie pozwolić bez świadków. Podniósł Alexa
i zrobił z nim parę kroków. Zanim zdążył zniknąć, poczuł ból w piersi i wrzask
Voldemorta.
Wylądował w Skrzydle Szpitalnym. Zapewne
dyrektor ściągnął zakaz deportowania się do zamku, czekając na niego. James
upadł na podłogę razem z ciałem Alexa.
- Nie mogłem go tak zostawić! Nie mogłem!
To moja wina! - powtarzał, czując, jak jego koszula przesiąka krwią - Przeklęty
Voldemort!
Obecni w pokoju wzdrygnęli się. Każdy,
prócz Syriusza i Dumbedora.
- Już dobrze, James, uspokój się! -
Syriusz podniósł go z ziemi. Rogacz wyrwał mu się, ale został unieruchomiony
zaklęciem pielęgniarki. Spojrzał w dół, widząc, że bluza też zdążyła przesiąknąć
krwią. Zmęczony, wściekły upadł na łóżko i odpłynął.
***
Tej nocy nie spał spokojnie, mając przed
oczami wydarzenia sprzed kilku godzin. Rzucał się po pościeli, aż spadł z
łóżka. Zaklął głośno, spoglądając w stronę gabinetu pielęgniarki. Ściągnął
koszulkę, czując, że jest mu gorąco. Usiadł ostrożnie i spojrzał na stos słodyczy. Skrzywił się, ale żołądek dawał mu o sobie znać. Pierś
nadal go bolała, miał na niej duży opatrunek. Sięgnął po dyniowe paszteciki.
- Nie radziłabym - odezwał się głos, kilka
łóżek dalej. Spojrzał w tamtą stronę i zauważył parę zielonych oczu.
- Lily.
- Wiesz, nawet stąd czuć, ze są
przesiąknięte Eliskirem Miłości.
- Nic ci nie jest? - spytał, ignorując
jej słowa, ale odrzucając przysmak z powrotem.
- Nic. Dzięki tobie. Kolejny raz muszę ci
podziękować - Lily zarumieniła się.
- To aż takie straszne? - spytał,
podchodząc bliżej, lekko się zataczając.
- Wracaj do łóżka! Nie możesz się z niego
ruszać! - oburzyła się Rudowłosa i wstała. Pociągnęła go za rękę i odprowadziła
z powrotem do łóżka. Położył się i wsunął dłonie pod głowę.
- Dziękuję ci. Gdyby nie ty, pewnie już
by mnie nie było. Alicja opowiedziała mi, co zrobiłeś. Zachowywałeś się bardzo
dojrzale...
Nie mógł słuchać, jak go chwali.
Przez niego zginął człowiek!
********
* - Voldemort już był zniekształcony wtedy, dopiero po śmierci Lily i Jamesa stracił nos całkowicie.
Notka świetna! Zresztą jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńTylko smutna... mam nadzieję, że następna będzie weselsza :)
Zauważyłam tylko kilka literówek, al eto nic ;)
Pozdrawiam, Skrzat :*
PS. Nowy rozdział u mnie! ---> straznicy-czasu.blogspot.com
szkoda że dopiero teraz zajrzałam na tego bloga.od jakiegoś czasu czytam twojego 2 bloga i myślę że są bardzo fajne :) + wreszcie znalazłam kolejne przyzwoite opowiadanie gdzie Lily i James nie umierają
OdpowiedzUsuńNatka jest świetna :) Mam nadzieje że szybko pojawi się nowa, Pozdrawiam i życze dużo weny, Katrian
OdpowiedzUsuńFajna notka Lilka. Mam nadzieję, że za niedługo pojawi się nowa. Lily Evans
OdpowiedzUsuńTen rozdział był świetny ;* Dobrze że James miał te lusterko i poinformował Syriusza że zostali porwani. Super że ten Zac zabrał te różdżki, bo tak to by się nic nie udało ;) Na szczęście Lily przeżyła. :) Szkoda że tego Alexa zabili Voldemort :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny ;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO rany.
OdpowiedzUsuńTyle jestem w stanie z siebie wydusić, tylko tyle, naprawdę ;D
Rozdział genialny. Świetna akcja, nic nie przesadzone, niczego nie brakuje, ale kurde... Przerywać w takim momencie to niemoralne! Pozostaje mi tylko czekać na następny rozdział ;P
Życzę więc moc weny i czasu oraz dobrze spędzonych wakacji ;)
Pozdrawiam cieplutko, trzymaj się ;3
PS Ach, i chciałam jeszcze przypomnieć o Liebster Award. Tak, tylko. Jeśli nie masz ochoty to rozumiem ;D
Dużo lepiej niż na LABIRYNT ŻYCIA. Świetny blog.
OdpowiedzUsuńO jejku. Duo się działo. Przyznam ,że na początku nie mogłam tego ogarnąć. Najpierw Marlena rozmawia z Jamesem, a tu nagle Potter "wchodzi" przez drzwi. Tak czy owak rozdział super. U mnie tez nareszcie jest już nowy :)
OdpowiedzUsuńTy mnie chyba wykończysz psychicznie. Powaga.
OdpowiedzUsuńW poprzednim rozdziale jeszcze jakoś się trzymałam, ale teraz doprowadziłaś mnie do łez. Nawet nie wiesz, jak bardzo było mi smutno z powodu Jamesa- ale, ale uratował Lily! Na szczęście... Serio, po raz kolejny pokazał kto tu rządzi. Twój blog jest dla mnie cudem, przede wszystkim dlatego, że jest w nim więcej Jamesa niż Lily, bo jak wiadomo praktycznie w każdym blogu o tematyce J&L jest punkt widzenia Lily. To denerwuje, chociaż sama tak piszę.
Czekam na więcej, może coś w końcu zaiskrzy w naszej ulubionej parze?
PS U mnie Rozdział 12.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Libster Blog Awards i the Versatile Blogger Award.
Szczegóły u mnie na blogu http://cala-ja-evangeline.blogspot.com/
Cześć:-P.Nominowałam Cię do Libster Blog Awards oraz The Versatile Blogger Award.Więcej szczegółów znajdziesz na moim blogu:http://dorcas-meadowes-jej-historia.blogspot.com/ Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzarna Róża:-D
http://rocznik-lily.blogspot.com/ W koncu mogę Cię zaprosić na nowy rozdział :3
OdpowiedzUsuństrażnicy-czasu.blogspot.com :) zapraszam na nowy rozdział
OdpowiedzUsuńDobra, nienawidzę Voldemorta już od...początku ! xD
OdpowiedzUsuńPsuje wszystko naokoło i w ogóle D:
Ale podoba mi się jak ty to opisujesz . Mam wielką nadzieję, że Voldemort niedługo zginie :D
James, nie zamartwiaj sie ! Jesteś super ! Dajesz sobie tak świetnie radę , normalnie nie wierzę ! W sumie to wierzę, w końcu jesteś Potter ! XD