5 lipca 2013

12. I'll be with you from dusk till dawn.





Zaklęcia latały w tę i z powrotem. Ludzie, którzy porwali Lily, nie wiedzieli gdzie stoi James, a więc rzucali zaklęcia na oślep, czasami trafiając przypadkiem w swoich.
Palnął się w czoło i rzucił na siebie zaklęcie kameleona. Wyszedł na pole bitwy i stanął za Malfoyem. Rzucił niewerbalne zaklęcie, powalając chłopaka na ziemię. Wszyscy wpadli w popłoch, rozglądając się z niepokojem dookoła. Drugi, większy mężczyzna trzymający Lily opadł bezwładnie, uderzając głową o korzeń.
I nagle poczuł, jak wszyscy na niego patrzą - ktoś musiał trafić w niego zaklęciem cofającym, bo znów był całkowicie widoczny.
- James... - jęknęła Lily, ocierając twarz od łez i krwi.
Chciał zrobić krok do przodu, gdy niewidzialne liny oplotły jego nogi i tors, przyklejając ręce do boków. Kątem oka zobaczył, jak spod Peleryny - Niewidki wyłania się Syriusz i przykrywa nią Lily.
Odetchnął głęboko, oceniając tym razem swoją sytuację.
- Gdzie szlama?! - krzyknął któryś zamaskowany chłopak.
- Nie nazywaj jej tak! - wrzasnął James, szarpiąc się mocno. Niestety, liny były nieustępliwe.
- Bo co, Potter? Zrobisz mu coś? - Lucjusz Malfoy podniósł się z ziemi i wypluł platynowe włosy z ust. Sięgnął po różdżkę i wymierzył w nią Szukającego.
Ostatnie, co pamiętał, to krzyk Dorcas i profesor McGonnagal.

*

Obudził się obolały, leżąc na lodowatej posadzce. Próbował się podnieść, lecz nie miał na to dość siły. I nagle poczuł na ramieniu ciepłą dłoń, ciągnącą go do pozycji siedzącej.
- Kim jesteś? - spytał.
Wydawało mu się, że jest w czymś na kształt lochu. Było ciemno i wilgotno, wyraźnie słyszał cichuteńkie popiskiwanie  szczurów.
- Marlena Mckinnon. Jestem w Ravenclawie, na siódmym roku - odpowiedziała dziewczyna. Wyraźnie było słychać w jej głosie, że jest zrozpaczona.
- Ktoś jeszcze tu jest?
- Para z Hogwartu, pewnie ich znasz, Alicja i Frank z Gryffindoru i...
- Frank? Alicja? - powiedział cicho i wytężył wzrok.
Słyszał, jak dziewczyna przemieszcza się i prawdopodobnie budzi śpiących Gryfonów.
- Marlena? Coś się stało? Idą tu? - spytał szybko Frank, obejmując Alicję.
- Nie, nie. James się obudził.
- Dzięki Bogu! - usłyszał zmarnowany głos Ali. Nagle przypomniał sobie, że w kieszeni ma kilka huncwockich produktów. Powoli ruszył ręką i wyrzucił w powietrze mały kamyczek, który zatrzymał się nad ziemią i zapalił się.
- Od razu lepiej! - ucieszyła się Marlena. I wtedy ją poznał. Była to blondwłosa piękność, z którą niegdyś często widział Syriusza. Rozejrzał się po lochu i zauważył jeszcze trzy osoby. Spojrzał pytająco na pozostałych.
- Są nieprzytomni, byli tu pierwsi. Nie wiem, kiedy ich porwano, ale mnie jakieś kilka godzin temu - powiedziała Blondynka.
- Nas też niedawno, wracaliśmy z błoni, kiedy nas napadli...
- A Ci tam? Też z Hogwartu? - spytał, prostując i zginając palce u prawej dłoni.
- Tak, dwóch kojarzę, bodajże również z Gryffindoru, a tam - wskazała małą wnękę w ścianie, w której leżała jakaś dziewczyna - jest Christy Perdes, z Huffelpufu. Na naszych oczach ją torturowano.
Wzdrygnął się nieznacznie. Znów sięgnął do swoich spodni i wyciągnął paczkę Fasolek Wszystkich Smaków, biorąc sobie kilka i podając reszcie.
- Jesteś naszym zbawieniem! Tylko raz dostaliśmy jeść, każdy po kromce suchego chleba. Co kryjesz jeszcze w tych swoich kieszeniach? - Alicja usiadła bliżej niego, ciągnąc za sobą Franka i wtulając się w jego tors.
- Nie wiele...
Nagle go olśniło. Przecież miał przy sobie lusterko!
Usłyszeli kroki przy drzwiach, więc czym prędzej wcisnął jedzenie pod bluzę i złapał świecący kamyk.
- Radzę się nie szarpać.
Od razu po tych słowach zostali pociągnięci do wyjścia. Jamesa niosły dwie osoby - jedna boleśnie wpijała mu palce w obolały bark, a druga zatrzymała rękę w miejscu, gdzie pod bluzą miał siniaka.
Szukający starał się zapamiętać wszystkie szczegóły miejsca, przez które ich  prowadzą. Ściany miały bladoczerwoną tapetę, co kawałek wisiały żyrandole. Obok każdych drzwi wisiały portrety z podpisem. Zdążył spojrzeć na jedno nazwisko i odetchnął cicho - wiedział, gdzie są, a jak tylko wrócą, użyje lusterka. Dalej zobaczył wielkie drzwi wyjściowe. Po bokach stali strażnicy, a przed nimi przechadzała się jakaś osoba.
- Nareszcie!
To nie był głos. Raczej coś podobnego do syku węża. James został brutalnie rzucony na ziemię, podobnie jak pozostali. Trójka, której nie poznał w lochach, padła najbliżej ich oprawcy.
Z niechęcią spojrzał na twarz Czarnego Pana, jak zwykli mówić śmierciożercy. Nie, to nie była twarz. Przypominała białą maskę, z nienaturalnie mały nosem. *
- Och, biedacy! Nie wytrzymali... - Voldemort zacmokał z rozbawieniem.
- Nic ci nie zrobili - wycedził James.
I nagle poczuł, jakby coś rozsadzało mu głowę. Przed oczami stanął mu obraz pierwszego dnia w Hogwarcie...
- Nie! - krzyknął i zablokował napływające obrazy.
- Coś podobnego! Taki utalentowany, a tak się marnuje...mało ludzi umie Oklumencję...
Jego wypowiedź przerwał cichy jęk. Christy z trudem podnosiła się na rękach i otworzyła oczy. Niemal natychmiast wrzasnęła i odsunęła się jak najdalej pod ścianę.
Obecni w pokoju zaśmiali się obrzydliwie. James spojrzał na nich z mordem w oczach, kątem oka zauważając siedem różdżek, leżących na ławie przed kominkiem.
- No cóż, jesteście tacy młodzi, tacy utalentowani! Po co marnujecie się u boku Dumbledora? Nie rozumiecie, że u mnie mielibyście lepsze życie? Bogatsze, łatwiejsze, godniejsze! - Voldemort nie tracił czasu.
- Nigdy do ciebie nie dołączę! - warknął James.
- Ani ja! - dołączył Frank. Poparły ich pomruki reszty.
- Ach! - zaśmiał się Voldemort - jesteście tacy naiwni, tacy młodzi. A ja? Mogę wszystko.
Wycelował różdżką w ucznia, którego dotąd James nie rozpoznał. Jego ciało podniosło się do góry, a z jego ust wyrwał się krzyk. Opadł bezwładnie na ziemię, ponownie tracąc przytomność.
- Przestań! - krzyknęła Marlena i zmierzyła puls ucznia dwoma palcami. Widać było, że na jej twarz wpłynęła ulga.
- Bo co? I tak nic nie zrobisz! Jestem zbyt potężny! - zagrzmiał Czarny Pan, a jego słudzy pokiwali gorliwie głową.
- Jesteś chory.
Za to zarobił zaklęciem Cruciatus. Ból był niemożliwy. Szamotał się wściekle, czując, jak każdy cal jego ciała pali żywym ogniem. Powstrzymywał się tylko od krzyku, nie chcąc dać im takiej satysfakcji. Krew krążyła szybciej w jego żyłach, boleśnie rozsadzając skórę.
- Dość.
Skończyło się, lecz jego ciało wciąż płonęło. Pierwszy raz poczuł na skórze moc tego zaklęcia i przeraził się, gdy uświadomił sobie, że Lily również przez to przechodziła.
- Słyszałeś Panie, co on powiedział? - spytała osoba, która go torturowała. Podniósł wzrok, czując ból mięśni oczu. Na przedzie stała Bellatrix Black.
- Słyszałem. Nie jestem głuchy - głos Voldemorta wciąż był obrzydliwie spokojny.
Belatrix potulnie spuściła głowę i cofnęła się do szeregu.
- Pytam, czy dołączycie do mnie? Chcecie być lepsi?
- Nigdy - odparło chórem siedem osób.
- A więc zobaczymy, co powiecie później.
I odwrócił się, nie patrząc, jak jego słudzy wloką porwanych z powrotem do lochów.
- Dorwałem was raz, nic nie powstrzyma mnie przed zrobieniem tego po raz drugi. Naprawdę myślicie, że Hogwart jest bezpiecznym miejscem ? 

***

- Myślę, że za kilka godzin się obudzi.
Marlena i Alicja odeszły od torturowanego ucznia.
- Wiecie, on chyba ma na imię Alex - stwierdził James. 
Chłopak miał burzę lokowanych, blond włosów, teraz zlepionych krwią i brudem. James  kojarzył go z lekcji Transmutacji, bo zawsze doprowadzał do gorączki profesor McGonnagal, jeśli nie robił tego on lub Syriusz.
-A ten drugi? - spytała Marlena.
- Sam się przedstawię - zwrócili głowy w stronę chudego chłopaka z okularami na nosie - Mam na imię Zeke. Jestem na piątym roku w Gryffindorze.
- A tak. Kojarzę cię... czy to nie ty, wraz z kolegami , próbowaliście wykręcić nam jakiś numer? - James podniósł brew, przypominając sobie nieudaną próbę jakiś drugoroczniaków, mających moc w gębie, ale nie w rękach.
- Ah, tak, to ja - chłopak zarumienił się i chrząknął parę razy.
James zaczęło coraz bardziej uwierać lusterko. Nie mógł pozwolić sobie na wyciągnięcie go, gdyż doskonale widział, że za drzwiami ktoś cały czas siedzi lub stoi - przez skrawek między podłogą a  końcem drewnianych drzwi była przerwa, która wpuszczała tu odrobinę światła, więc gdy trochę go ubyło, wiedzieli, że ktoś ich pilnuje.
- Marlinie, jaki ja jestem głodny! - zamarudził Frank. On i James, jako gracze quidditcha byli przyzwyczajeni do dość solidnych posiłków, a nie tego, co serwowali im tutaj, czyli kilku kromek chleba, zapewne by utrzymać ich przy życiu.
- Trzeba coś wymyślić - szepnął James do towarzyszy, sam czując, jak kiszki grają mu marsza.
- Tylko co? Różdżek nie mamy, siłę może jeszcze znajdę, ale... - zaczął Zeke.
- Cisza. Może ty nie masz siły, ale ja mam zamiar to przeżyć, więc weź się w garść - powiedział ostro James, wciąż starając się mówić dość cicho.
- Trzeba było by wziąć ich z zaskoczenia - w ich sercach powoli zaczęła kiełkować nadzieja.
- O ile dobrze pamiętam, było ich ośmiu plus dwóch strażników - James wrócił pamięcią do momentu, gdy Voldemort zajęty był mówieniem o korzyściach, płynących z przyłączenia się do śmierciożerców.
- Nas jest siedmiu, z czego są trzy dziewczyny, jeden nieprzytomny i jeden... - Frank spojrzał wymownie na Zeke'a.
- Ja znam Kung Fu, jak co - odezwała się Christy. James parsknął śmiechem.
- To dobrze.
Przez chwilę panowała cisza, każdy zastanawiał się o różnych ewentualnościach i każdy dochodził w końcu do wniosku, że ich starania wyjdą na nic.
James, nie mogąc znieść tej ciszy, wyciągnął lusterko, ściągnął bluzę i założył ją tak, by nie wystawały z niej ręce i głowa.
- Syriusz - szepnął cicho i przyłożył palce do ust. Gdy tylko pojawił się Syriusz w odbiciu, od razu zrozumiał ten gest.
- Gdzie? - wyszeptał prawie bezgłośnie.
- Dwór Crabbów - odpowiedział krótko i jak najciszej.
Od razu potem wsadził lusterko za pasek spodni i włożył ręce i głowę w odpowiednie dziury.
- Co to było? - spytała Alicja, spoglądając na niego jak na wariata.
- Powiadomiłem Syriusza, gdzie jesteśmy - odszeptał, czując coraz większą nadzieję.

***

- Profesorze Dumbledore! - wrzasnął Syriusz, nie trudząc się nawet, by zapukać. Profesor McGonnagal spojrzała na niego z oburzeniem.
- Coś się stało chłopcze?
- James i reszta są w Dworze Crabbów! - Syriusz cały się trząsł. Chciał jak najszybciej wyjść z zamku i zacząc poszukiwania.
- Skąd to wiesz? - dyrektor spojrzał na niego badawczo, podnosząc się z miejsca.
- Skontaktowałem się z Jamesem, nie ważne jak, musimy działać!
- Minerwo, powiadom Poppy, że niedługo będziemy mieć rannych. 
Piętnaście minut później, Huncwoci, profesor Dumbledor, profesor McGonnagal, profesor Flitwick i profesor Slughorn stali przed bramą Hogwartu.
- I co najważniejsze, chłopcy. Jeśli powiem - uciekajcie - macie natychmiast uciekać. Czy to jest dla was jasne?
Pokiwali głowami. Dumbledor spojrzał jeszcze na pozostałych i wyciągnął rękę. Obecni chwycili go za wolny kawałek i deportowali się.

***

- Zastanowiliście się już? - spytał ich obleśny typ, patrząc na nich z uśmiechem.
- Nasza odpowiedź nadal brzmi: nie.
- No trudno. Brać Pottera, Stylisa, Godnera i może jeszcze tą czarnowłosą cizię. Zobaczymy, Potetr, czy nadal będziesz taki waleczny.
Znów złapano go za ręce i wyciągnięto go z piwnicy, ciągnąc jego nogi po stopniach. Próbował iść, lecz trzymali go za nisko. Przed sobą widział Alexa, który miał otwarte oczy, a widać w nich było przerażenie. Nieco dalej szamotała się Christy, a przed nią szedł Zeke, kuśtykając.
Tym razem nie pozwolił rzucić się na ziemię. Wyrwał się im tuż nad podłogą i podparł się rękami.
- Jamesie Potterze, jesteś bardzo silny. Nadal utrzymujesz, że nie chcesz do mnie dołączyć? - Voldemort obrócił się powoli do nich.
- Nigdy - wycedził.
- Nawet, jeśli zabiję tego chłopca? - wskazał na Alexa.
- Zostaw go w spokoju!
Voldemort zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony.
- Więc pytam : dołączysz do mnie? - skierował różdżkę, tym razem na Christy.
- Nie!
Czarny Pan zacmokał z niezadowoleniem.
- Crucio! - Christy zaczęła wrzeszczeć z bólu. Jej ciało wiło się w agonii. James odczuwał prawie taki sam ból patrząc na jej cierpienie i przerażenie Alexa oraz Zeke'a.
- Wszyscy jesteście bardzo utalentowani, odważni, a tacy słabi...
Tym razem oberwał Zeke. James, mimo niechęci do chłopaka podczołgał się do niego i zasłonił jego oraz Christy własnym ciałem.
- Ah, Jamesie Potterze, jakiś ty szlachetny!
Posłał kolejne zaklęcie w stronę Zeke'a, tym razem odrzucając go w stronę kominka. Po jego twarzy spłynęła stróżka krwi.
- Więc pytam, dołączycie do mnie? Mogę robić to jeszcze naprawdę długo.
Tym razem jego zaklęcie pomknęło w stronę Alexa.
- Nie ! - chłopak darł się wniebogłosy. On z nich wszystkich najwięcej wycierpiał.
- Twój ojciec mnie obrażał, już go nie masz. Matka zginęła razem z nim, bo podobno go kochała! Nie masz już ich!
Słowa Voldemorta odbijały się boleśnie w ich głowach. Wykańczał ich psychicznie.
- Więc po co masz żyć!? A ty, Potter! Lily Evans też długo nie pożyje! A rodzice? Wczoraj moi podwładni ich wykończyli, nie masz już po co żyć! Poddaj się, a przywrócę waszym bliskim życie!
- NIE! - James złapał się za głowę, wyrzucając z niej obraz martwych rodziców i Lily.
- Stylis, Pedner! A wy? Jesteście nikim!  Nikim! - oczy Voldemorta robiły się coraz bardziej czarne, niemal płonęły szaleństwem. Alex wciąż wił się z bólu, coraz bardziej, im bardziej jego oprawca się nakręcał - Albo do mnie dołączycie, albo nie będziecie mieli kompletnie nikogo! Jesteście bezwartościowi, nie macie po co żyć! - powtarzał im to tak długo, jakby mieli w to uwierzyć . Spojrzał na Jamesa - Lily Evans  miała być podpuchą, i jak widać skuteczną. Zdolna czarownica, powinniście oboje mi służyć. 
- Zostaw nas w spokoju! - wydarł się James, czując, jak z bólu zbiera mu sie na łzy, a tego nie miał zamiaru pokazywać.
- Dołącz do mnie!
- Nigdy!
- Avada Kedavra! - zielony promień pomknął w stronę Alexa, sprawiając, że jego czy pełne przerażenia zastygły już na zawsze.
W pokoju zapadła cisza. Słychać było jedynie przyspieszone oddechy i szloch obolałej Christy.
- Zabrać ich.
Tym razem podczas odprowadzania ich do lochów, James nie stawiał oporów. Nawet wtedy, gdy śmierciożercy wrzucili go po schodach, nie ruszył się. Upadł na posadzkę, czując jej chłód na policzku. Słyszał krzyki, ktoś nim potrząsał. Po chwili nic nie czuł. Miał tylko świadomość, że na jego oczach i przez niego, zginął niewinny człowiek. Już nigdy nie będzie mógł śmiać się z jego żartów na Transmutacji. Już nigdy nie zaśnie spokojnie. Kto mu to wybaczy? To wszystko przez niego.
Zemdlał.

***

Kilka godzin później siedzieli w kółku, w absolutnej ciszy. Nie mieli ochoty rozmawiać. James czuł na sobie współczujące spojrzenia. Nie  zasługiwał na nie.
- Kurwa! - wrzasnął i walnął pięścią w posadzkę.
Alicja i Christy spojrzały na niego zniesmaczone.
- Trzeba coś zrobić!
Podbiegł do drzwi i zaczął walić w nie pięściami. Wiedział, że to nic nie da.
- Zamknąć się, bo nie będzie wesoło! - usłyszeli gburowaty głos. Szukający osunął się po drzwiach, chowając głowę w kolanach.
- James, to nie twoja wina, że zabił Alexa - powiedziała łagodnie Marlena. Po jej twarzy płynęły łzy. Na kolanach miała głowę obolałej Christy.
- Gdybym się zgodził, nikomu by się nic nie stało.
- Zwariowałeś? Nie wolno nam się poddawać! - Frank podszedł do niego i potrząsnął nim parę razy. James wstał gwałtownie i spojrzał mu prosto w oczy.
- Nie poddamy się! Ale co dalej? Zabiją nas po kolei!
- Chłopaki, spokojnie! - Alicja spojrzała na nich ze złościa. Podbiegła do nich i pociągnęła Franka z powrotem.
- Uważam, że James ma racje. Trzeba coś wymyślić.
- Ja mam chyba pomysł - spojrzeli w stronę Zeke'a, który wreszcie odzyskał przytomność.
- Oświeć nas.
Chłopak podniósł rękę i zamknął oczy z bólu. Zaciskając zęby, włożył dłoń pod zapinaną bluzę i wyciągnął siedem różdżek. Oczy obecnych zrobiły się wielkie jak spodki.
- Jak? - wydukał James, podchodząc do niego i odbierając od chłopaka różdżki - Przepraszam, za to wcześniej.
- Nie ma za co - uśmiechnął się krzywo - Jak rzucił na mnie to zaklęcie, odleciałem pod kominek. Zanim zemdlałem, zobaczyłem te różdżki. Leżały na wyciągnięcie reki. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, więc sięgnąłem po nie i schowałem pod bluzę. Więcej nie pamiętam.
- Zabił Alexa - poinformował go Frank. 
James poczuł, jak w gardle ma wielką gulę. Zeke wytrzeszczył oczy i pokręcił głową ze smutkiem.
- Daj mi moją różdżkę, James - wyszeptała Marlena. Alicja również wyciągnęła rękę po swoją.
Dziewczyny zajęły się rannymi, tak, ze po dwudziestu minutach Zeke mógł wstać, choć wciąż kuśtykał, a Christy nie mogła tylko ruszać ręką. Na twarzy wszystkich widniało zmęczenie, z pomiędzy siniaków i zadrapań.
James powoli tracił nadzieję na to, że Syriusz kiedykolwiek ich znajdzie. Nie tracił wiary w przyjaciela, o nie, tylko w to, że kiedy on tu przybędzie, oni mogą być już martwi.
- Wszycy umieją się deportować? - spytał Frank.
- Ja umiem, ale nie mogę - odparł Zeke. Reszta odpowiedziała twierdzącym skinięciem głowy.
- Słuchajcie. Najpierw rzucę Mufliato. Frank wysadzi drzwi, a wtedy ja oszołomię strażnika. I już mamy jendego mniej. Alicja i Marlena pomożecie Zacowi i Christy. Idziecie za mną i Frankiem, starając się iść jak najciszej. Albo nie, od razu rzucę na nas potrzebne zaklęcia. Frank, pomóż mi. Każdy ma mieć na sobie kameleona i zaklęcie skradania - mówił dość szybko i cicho, wymachując sprawnie różdżką.
- Okej - powiedział, gdy Frank spojrzał na niego - Na trzy.
Rzucił szybko Mufliato na drzwi.
- Raz, dwa, trzy ! - drzwi wyleciały w górę, od razu łagodnie opadając, prowadzone przez różdzkę Alicji.
Zdezorientowany strażnik nie zdążył nawet pisnąć, gdy runął na ziemię. James machnął ręką na pozostałych. Ruszyli długim korytarzem, niewidzialni, niesłyszani. Doszli do wielkiego salonu. Na środkowym fotelu siedział Voldemort, obok niego siedziała Bellatrix, Malfoy i reszta śmierciożerców. James puścił zaklęcie w stronę Bellatrix. Włożył w to zaklęcie wiele siły, ciągnięty nienawiścią, od razu rzucił oszałamiacza na Lucjusza Malfoya.
- A Potter znów działa z ukrycia. Nie jesteś dośc odważny? Czy właśnie taki powinien być Gryfon? - Voldemort siedział spokojnie, nie zwracając uwagi na latające w powietrzu różnokolorowe zaklęcia.
Ma rację, przemkneło Jamesowi przez głowę. Zrzucił z siebie zaklęcie i dokładnie wtedy wejściowe drzwi otworzyły się z hukiem.
- Dumbledore! Wiedziałem, że w końcu zaszczycisz nas swoją osobą! - Voldemort zaśmiał się okropnie.
- Witaj, Tom.
Źrenice Voldemorta zwęziły się.                                                                                              
- Nie nazywaj mnie tak! - rzucił w stronę dyrektora Hogwartu śmiertelne zaklęcie.
Po raz kolejny zawrzała bitwa. James celował w śmierciożerców, jednocześnie coraz bardziej zbliżając się do ciała Alexa, które leżało przy ścianie. Jego przyjaciele byli na powrót widoczni. Christy dostała zaklęciem i wylądowała tuż pod jego nogami.
- Petrificus Totalus! - wyszeptał i powalił śmierciożercę, który zaatakował Perdes.
Wygrywali. Syriusz pokonał właśnie ostatniego z dwóch śmierciożerców, Dumbledor wciąż walczył z Voldemortem.
- Potter! Do mnie! - krzyknęła profesor McGonnagal, łapiąc wszystkich uczniów, oprócz niego, Christy i Alexa, dociskając ich ręce do starego dzbanka. Przedmiot zajarzył sie na niebiesko. Nauczyciele spojrzeli na niego jeszcze z przerażeniem. I zniknęli.
Dumbledore ostatni raz machnął różdżką, a Voldemort osunął się powoli po ścianie. Wiedzieli, że nie umarł.
- Ufam ci, James - rzekł dyrektor, złapał Christy za rękę i deportował się wraz z nią.
Czyżby moje spojrzenie było tak oczywiste?, pomyślał James, podchodząc do ciała zmarłego kolegi. Po jego policzku popłynęła łza, na którą mógł sobie pozwolić bez świadków. Podniósł Alexa i zrobił z nim parę kroków. Zanim zdążył zniknąć, poczuł ból w piersi i wrzask Voldemorta.
Wylądował w Skrzydle Szpitalnym. Zapewne dyrektor ściągnął zakaz deportowania się do zamku, czekając na niego. James upadł na podłogę razem z ciałem Alexa.
- Nie mogłem go tak zostawić! Nie mogłem! To moja wina! - powtarzał, czując, jak jego koszula przesiąka krwią - Przeklęty Voldemort!
Obecni w pokoju wzdrygnęli się. Każdy, prócz Syriusza i Dumbedora.
- Już dobrze, James, uspokój się! - Syriusz podniósł go z ziemi. Rogacz wyrwał mu się, ale został unieruchomiony zaklęciem pielęgniarki. Spojrzał w dół, widząc, że bluza też zdążyła przesiąknąć krwią. Zmęczony, wściekły upadł na łóżko i odpłynął.

***

Tej nocy nie spał spokojnie, mając przed oczami wydarzenia sprzed kilku godzin. Rzucał się po pościeli, aż spadł z łóżka. Zaklął głośno, spoglądając w stronę gabinetu pielęgniarki. Ściągnął koszulkę, czując, że jest mu gorąco. Usiadł ostrożnie i spojrzał na stos słodyczy. Skrzywił się, ale żołądek dawał mu o sobie znać. Pierś nadal go bolała, miał na niej duży opatrunek. Sięgnął po dyniowe paszteciki.
- Nie radziłabym - odezwał się głos, kilka łóżek dalej. Spojrzał w tamtą stronę i zauważył parę zielonych oczu.
- Lily.
- Wiesz, nawet stąd czuć, ze są przesiąknięte Eliskirem Miłości.
- Nic ci nie jest? - spytał, ignorując jej słowa, ale odrzucając przysmak z powrotem.
- Nic. Dzięki tobie. Kolejny raz muszę ci podziękować - Lily zarumieniła się.
- To aż takie straszne? - spytał, podchodząc bliżej, lekko się zataczając.
- Wracaj do łóżka! Nie możesz się z niego ruszać! - oburzyła się Rudowłosa i wstała. Pociągnęła go za rękę i odprowadziła z powrotem do łóżka. Położył się i wsunął dłonie pod głowę.
- Dziękuję ci. Gdyby nie ty, pewnie już by mnie nie było. Alicja opowiedziała mi, co zrobiłeś. Zachowywałeś się bardzo dojrzale...
Nie mógł słuchać, jak go chwali.
Przez niego zginął człowiek! 

 

   

                                             
                                                                                 Henryk Elzenberg



 ********
* - Voldemort już był zniekształcony wtedy, dopiero po śmierci Lily i Jamesa stracił nos całkowicie.









16 komentarzy:

  1. Notka świetna! Zresztą jak zawsze <3
    Tylko smutna... mam nadzieję, że następna będzie weselsza :)
    Zauważyłam tylko kilka literówek, al eto nic ;)
    Pozdrawiam, Skrzat :*

    PS. Nowy rozdział u mnie! ---> straznicy-czasu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda że dopiero teraz zajrzałam na tego bloga.od jakiegoś czasu czytam twojego 2 bloga i myślę że są bardzo fajne :) + wreszcie znalazłam kolejne przyzwoite opowiadanie gdzie Lily i James nie umierają

    OdpowiedzUsuń
  3. Natka jest świetna :) Mam nadzieje że szybko pojawi się nowa, Pozdrawiam i życze dużo weny, Katrian

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna notka Lilka. Mam nadzieję, że za niedługo pojawi się nowa. Lily Evans

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział był świetny ;* Dobrze że James miał te lusterko i poinformował Syriusza że zostali porwani. Super że ten Zac zabrał te różdżki, bo tak to by się nic nie udało ;) Na szczęście Lily przeżyła. :) Szkoda że tego Alexa zabili Voldemort :(
    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. O rany.
    Tyle jestem w stanie z siebie wydusić, tylko tyle, naprawdę ;D
    Rozdział genialny. Świetna akcja, nic nie przesadzone, niczego nie brakuje, ale kurde... Przerywać w takim momencie to niemoralne! Pozostaje mi tylko czekać na następny rozdział ;P
    Życzę więc moc weny i czasu oraz dobrze spędzonych wakacji ;)
    Pozdrawiam cieplutko, trzymaj się ;3

    PS Ach, i chciałam jeszcze przypomnieć o Liebster Award. Tak, tylko. Jeśli nie masz ochoty to rozumiem ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Dużo lepiej niż na LABIRYNT ŻYCIA. Świetny blog.

    OdpowiedzUsuń
  9. O jejku. Duo się działo. Przyznam ,że na początku nie mogłam tego ogarnąć. Najpierw Marlena rozmawia z Jamesem, a tu nagle Potter "wchodzi" przez drzwi. Tak czy owak rozdział super. U mnie tez nareszcie jest już nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ty mnie chyba wykończysz psychicznie. Powaga.
    W poprzednim rozdziale jeszcze jakoś się trzymałam, ale teraz doprowadziłaś mnie do łez. Nawet nie wiesz, jak bardzo było mi smutno z powodu Jamesa- ale, ale uratował Lily! Na szczęście... Serio, po raz kolejny pokazał kto tu rządzi. Twój blog jest dla mnie cudem, przede wszystkim dlatego, że jest w nim więcej Jamesa niż Lily, bo jak wiadomo praktycznie w każdym blogu o tematyce J&L jest punkt widzenia Lily. To denerwuje, chociaż sama tak piszę.
    Czekam na więcej, może coś w końcu zaiskrzy w naszej ulubionej parze?
    PS U mnie Rozdział 12.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej,
    Nominowałam Cię do Libster Blog Awards i the Versatile Blogger Award.
    Szczegóły u mnie na blogu http://cala-ja-evangeline.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć:-P.Nominowałam Cię do Libster Blog Awards oraz The Versatile Blogger Award.Więcej szczegółów znajdziesz na moim blogu:http://dorcas-meadowes-jej-historia.blogspot.com/ Pozdrawiam
    Czarna Róża:-D

    OdpowiedzUsuń
  14. http://rocznik-lily.blogspot.com/ W koncu mogę Cię zaprosić na nowy rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  15. strażnicy-czasu.blogspot.com :) zapraszam na nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  16. Dobra, nienawidzę Voldemorta już od...początku ! xD
    Psuje wszystko naokoło i w ogóle D:
    Ale podoba mi się jak ty to opisujesz . Mam wielką nadzieję, że Voldemort niedługo zginie :D
    James, nie zamartwiaj sie ! Jesteś super ! Dajesz sobie tak świetnie radę , normalnie nie wierzę ! W sumie to wierzę, w końcu jesteś Potter ! XD

    OdpowiedzUsuń

CZYTAM=KOMENTUJĘ