27 lutego 2013

6. I will find my strength to un-tape my mouth.



Gdy pragniesz,aby czas zwolnił,on na przekór Tobie zawsze przyśpiesza.
W tej chwili ważne są Twoje działania,ważne jest wszystko co robisz,bo tak szybko to mija.Gna do przodu,zostawiając Cię w tyle bez słowa wyjaśnienia.

Czarnowłosy chłopak zawsze wiedział,że z nim jest coś nie tak.Udało mu się jednak wykreować siebie.Dał radę zostać czempionem quidditcha,dał radę być popularny,dał radę być wybitnym uczniem.Ale wszystko to maska,istniejąca by ukryć prawdziwego jego.Od lat ukrywał się za tą zasłoną ideału,by ludzie widzieli w nim kogoś niesamowitego,niemalże właśnie idealnego.Udało mu się to,cierpiąc w milczeniu.O jego głupiej miłości wiedziała tylko Dorcas,bo dziewczynom łatwiej jest dążyć do prawdy.Syriusz nadal myśli,że Lily Evans to tylko obiekt fascynacji.
Tak bardzo chciałby wykrzyczeć wszystkim wszystko.Swoje słabości,problemy.Ale życie nauczyło go,by ukrywać uczucia i nie być hipokrytą.
Ciesz się na pokaz,ale cierp w milczeniu.
Nie chciał pokazywać innym,że James Potter ma jakieś słabości,choć przecież każdy je posiada. Nie potrafił się otworzyć,by nie zranić innych i nie obciążać ich swoimi problemami.Nie zniósł by tych współczujących spojrzeń i jednocześnie bardzo ich łaknął.
By wreszcie pokazać,że też jest człowiekiem,że też ma uczucia.I chociaż sam wybrał sobie taki los,czasem żałuje.Wtedy znów przychodzą chwile zwątpienia.Może to i dobrze,że skrywa targające nim negatywne emocje?Może każdy powinien to robić?Pokazać,że nie jest słaby,by nie dopuścić do tragedii?
No bo skąd możemy wiedzieć,że na przykład dziewczyna mijana na ulicy i potrącona przez nas,nie powiesiła się,bo była zbyt słaba na ogarniający ją świat?
Że chłopakowi,któremu podaliśmy piłkę,gdy wypadła za płot nie podciął sobie żył,bo katowany był przez ojca pijaka i był zbyt słaby by się mu postawić?
Dużo jest słabych ludzi,którzy giną na darmo.Gdyby spróbowali się postawić...
Tyle zła jest wokół,szczególnie teraz,gdy w świecie magicznym rozpoczęła się panika o dalsze jutro.Może każdy powinien skryć się za maską idealizmu?
O tak,James Potter mógł by tego uczyć.

***

Szedł szybko,ciężko oddychając.Po kilku minutach stanął przed nieużywaną klasą.Wszedł niepewnie i ogarnął go mrok.
-No,no,no.Kogo my tu mamy?-natychmiast usłyszał jadowity głos.Kobieta wyszła z cienia.Miała na sobie czarną suknię i tego samego koloru były jej włosy i oczy.W ręku miała różdżkę.I poznał ją-Bellatrix Lestrange.
-Czego chcecie?-spytał cicho.
-Raczej czego Czarny Pan chce-wysyczała jakaś inna postać,lecz nie ukazała swej twarzy.
-Nic wam nie powiem!-zawołał walecznie.Salę wypełnił Ich pusty śmiech.
-Powiesz.Wolisz,żeby Twoja plugawa matka zginęła?-Bellatrix splunęła mu pod nogi.
Chłopaka ogarnął strach.Wiele razy Huncwoci mówili,że Voldemort działa najpierw na psychikę ofiary i próbuje ją złamać.
-Nie wierzę Wam!-krzyknął.W jednej chwili poleciał na ścianę,rażony zaklęciem.Poczuł lepką ciesz,która powoli zaczęła spływać z jego głowy.Zamaskowana postać podeszła do niego i wyszeptała do ucha:
-Lepiej,żebyś uwierzył.Przynieś informacje o rodzicach Pottera,albo o planach Dumbledora.W innym razie...możesz pożegnać się ze swoją matką.
Wybiegł jak najszybciej z sali.Jego kroki dudniły w uszach,a w głowie słowa Bellatrix.
Dlaczego akurat on?Czym zawinił?Przecież nie może ich zdradzić,nie może!To oni pokazali mu,czym jest przyjaźń,nawet tego zasmakował!I ma to wszystko zepsuć? Nie wiedział nawet o co im chodzi!

***

-A więc kto mi powie coś o zaklęciu Patronusa?-głos Nauczyciela od Obrony Przed Czarną Magią rozległ się po klasie.
James obserwował jak dobrze wyćwiczona ręka Lily wystrzeliła do góry.
-Tak,panno Evans?
-Patronus jest formą pozytywnej energii,zmaterializowanej pod postacią srebrno-niebieskiego obłoku,często przybierającego formę zwierzęcą.Można wyczarować go za pomocą zaklęcia Expecto Patronum.No i trzeba się wtedy skupić na najszczęśliwszym wspomnieniu,jakie się posiada.
-Bardzo dobrze!Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru za bezbłędną odpowiedź! Sztuka Patronusa jest bardzo trudna i bardzo złożona.Nie każdy czarodziej potrafi go wyczarować.Postać może być różna,może zmienić się pod wpływem silnych emocji.Jest rodzajem antydementora,czyli jest tarczą między czarodziejem,a dementorem.Patronus może być również komunikacją-dokończył profesor-Poćwiczmy wymowę.Proszę wyraźnie powiedzieć  Expecto Patronum!
-EXPECTO PATRONUM!-klasa posłusznie wykonała polecenie.
-A teraz proszę stanąć w odstępach i spróbować wyczarować chociaż mgiełkę-rozkazał Nauczyciel.
Uczniowie wyszli z ławek,a Profesor jednym ruchem różdżki rozsunął ławki i zrobiło się dużo miejsca.
-Jak myślisz,wyczarować od razu,czy dać innym szanse?-mruknął Syriusz do Jamesa,a ten parsknął śmiechem.
-Poczekaj chwilę,nie bądź samolubny,Syriuszu!-odpowiedział i pokiwał palcem.Black uśmiechnął się łobuzersko.
-A panowie?Znudzeni?-doszedł ich głos Profesora.
-Ależ nie,profesorze.Chcemy dać szansę innym-odpowiedział beznamiętnie Łapa.
-Ach tak?-Nauczyciel założył ręce na piersi.
-Nie chcemy ich zniechęcać-szepnął konspiracyjnie James,co wywołało u Huncwotów śmiech,a u innych zaprzestanie swojej czynności.
-No więc proszę pokazać wasz geniusz!-rozkazał Profesor,patrząc na nich pobłażliwie.Syriusz uśmiechnął się do Jamesa,udając strach.
-Szanowny panie,może pan pierwszy?-zrobił miejsce Jamesowi.
-Dziękuję !-odpowiedział Rogacz i stanął na środku klasy.

Jedenastoletni chłopczyk ścisnął w dłoni kopertę.Z krzykiem pobiegł w stronę dwojga ludzi.Jego policzki były lekko zaróżowione,a oczy błyszczały.
-Mamo!Tato!Dostałem list!Jadę do Hogwartu!-wykrzyczał i rzucił im się na szyję.
-Gratuluję,Jamie!-matka chłopczyka pocałowała go w czółko.Ojciec poklepał go po plecach i powiedział:
-No to chyba musimy odwiedzić pokątną!Może wybierzesz sobie nową miotłę?

O tak,to zdecydowanie było najlepszym wspomnieniem,w jego krótkim życiu.Daczego?Otóż Jego starszy kuzyn nabijał się z niego i straszył,że tylko grzeczne dzieci dostają listy do Hogwartu.A wiadomo,że James nie był aniołkiem. Czekał niecierpliwie co roku na swój list z Hogwartu, a gdy go dostał, czuł największe szczęście w życiu. Może jeszcze jedno wspomnienie mogło konkurować z tym-pierwszy mecz quidditcha.Uśmiechnął się i wypowiedział,niemalże krzyknął,wyraźnie:
-Expecto Patronum!-z jego różdżki dosłownie wyskoczył srebrno-niebiesko jeleń z pięknym porożem.Obiegł każdego dookoła i wypłynął przez okno.James zadowolony zszokowanymi minami uczniów usunął się w bok,robiąc miejsce Syriuszowi.
-Popisywałeś się!-zarzucił mu Syriusz,ale Rogacz uśmiechnął się tylko.
Black podniósł różdżkę.

Mały chłopiec wyszedł przed szereg i usiadł na małym stołku.Spojrzał na stół Slytherinu.Uczniowie siedzieli sztywno i patrzyli w jego stronę.Kuzynka spojrzała na niego surowo,ale on pokazał jej język.Jego wzrok przesunął się w stronę stołu Gryffindoru.Mieszkańcy domu Godryka śmiali się i przytulali.
Tak,tam chcę,pomyślał.
-No cóż,szlachetna krew,czysta od wieków.Wspaniale byłoby Cię wysłać do Slytherinu...
Tylko nie do Slytherinu,błagam,błagam,tylko nie tam!
-...ale wyczuwam w Tobie ważną zdolność.Jesteś silny,umiesz się postawić..tak,nie mogę Ci tego zrobić.Odwaga,męstwo...GRYFFINDOR!-wykrzyczała Tiara Przydziału.Mały Syriusz zeskoczył ze stołka szczęśliwy.W tłumie zobaczył uniesione kciuki do góry,poznanego kolegi,Jamesa Pottera.W podskokach dotarł do stołu.Czuł,że ktoś klepie go po plecach i gratuluje.Tak...to tu pasuje.


-Expecto Patronum!-wielki,czarny pies wydobył się z jego ciemnej różdżki.Obkrążył klasę,a tuż przed oknem zrobił fikołka w powietrzu i po chwili już go nie było.
-Bo ty się wcale nie popisałeś!-prychnął James i przybił mu piątkę.Spojrzeli na Nauczyciela.Podobnie jak on,cała klasa patrzyła na nich z otwartą buzią i z uznaniem.
-Jeszcze nigdy nie miałem tak utalentowanych uczniów!Pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru!Niesamowite!

***


-Może lepiej mu tego nie pokazujmy?-zasugerował Syriusz.
-No chyba żartujesz!-oburzyła się Dorcas.
Drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się i wmaszerował do niej uśmiechnięty James.Utkwione w nim było setki współczujących,niekiedy pogardliwych,spojrzeń.Speszył się nieco i doszedł do swojego miejsca.
-Dorcas?Co się stało?-spytał,widząc jej wyraz twarzy.
-James,musisz to przeczytać-wyszeptała i podała mu gazetę.Dalej był obserwowany.Zdziwiony spojrzał na nagłówek.

                              LORD VOLDEMORT ATAKUJE!

Jak już wiemy,wczorej w nocy doszło do pojedynku.W małym mugolskim miasteczku,Little Whinching  zginęło ponad trzydziestu mugoli.Aurorzy znaleźli się tam zbyt późno,lecz udało im się uratować kilka rodzin.Nieoficjalnie wiemy,że mieszkały tam rodziny uczniów z Hogwartu.

Na największy szacunek zasługują Ci,którzy zginęli w walce ze złem:
Roger Ennem,Ivy Elbros oraz Dragon Blue.
W szpitalu walczą o życie:
Rachel Bern,Charlus Potter i Nina Robson.

Wszystkim rodzinom składamy kondolencje.

"To doprawdy tragedia.Od teraz zastosujemy lepsze warunki bezpieczeństwa,a całą społeczność czarodziei prosimy,aby rzucili zaklęcia ochronne w swoim otoczeniu,by było trochę bezpieczniej."-mówił Szef Biura Aurorów.
Wiemy jedno-na świecie nie jest już tak bezpiecznie.
                                                                                                                          Artur Wazlib


James rzucił gazetą o stół i walnął pięścią w talerz,a ten rozłamał się na pół.Wstał gwałtownie i wyszedł szybkim krokiem z sali.Otworzył drzwi wejściowe i wybiegł na błonia.Zimne powietrze uderzyło go w twarz,powodując,że załzawiły mu się oczy.
-Cholera!-krzyknął z całych sił i uderzył w drzewo,jeden raz,drugi,trzeci.Pięść stawała się coraz bardziej napuchnięta i zaczęła po niej spływać krew. Był tak przytłoczony wszystkim. Jeszcze w wakacje żyli beztrosko nie wiedząc, że czai się na nich niebezpieczeństwo, jakiego nigdy nie zaznali.
Jeszcze myślał,że jest szczęśliwy.I wystarczyła jedna chwila,żeby to zniszczyć.
Usiadł na wilgotnej trawie i spojrzał w zachmurzone niebo.
Charlus Potter zawsze był autorytetem dla Jamesa.Nie dość,że pracował jako auror,to jeszcze spełniał swoje marzenia,grając w reprezentacji angielskiej drużyny quidditcha.Dokładnie tak samo widział swoją przyszłość.Nie wyobrażal sobie,nie mieściło mu się w głowie,że może go zabraknąć.
-James?-usłyszał jej głos.
-Co?-burknął niemiło.
-Byłam u Dyrektora-Lily usiadła obok niego.
-I?
-Moi rodzice i sąsiedzi mogli zginąć,ale uratował ich twój ojciec i jego partner-wyszeptała,ale usłyszał wszystko dokładnie.
James spojrzał wreszcie na nią.Na twarzy widniały czerwone plamy,a oczy były spuchnięte od płaczu.
-Nie wiem,co mam Ci powiedzieć-przyznał,skubiąc zawzięcie źdźbło trawy.
-Nie musisz nic mówić.Za to ja powinnam podziękować - przysunęła się trochę do niego.
Serce mimo jego woli zaczęło bić mu szybciej. Siedzieli chwilę w ciszy,którą przerwał James.
-Wiesz,że to nie mi powinnaś dziękować,prawda?
-Wiem.I..-zaczęła nieśmiało-Dumbledor powiedział,że jeśli się zgodzisz,pojadę z Tobą do Munga.Chcę podziękować Twojemu Tacie.I muszę spotkać się też ze swoimi rodzicami.
Kiwnął głową ze zrozumieniem.
-Chyba nie mamy innego wyjścia.Kiedy mamy jechać?-spytał.
-Dyrektor wysyła wszystkich w różnych terminach.Powiedział,że pojedziemy,kiedy będziesz gotowy...
-Mógłbym pojechać teraz,choćby zaraz-wstał szybko i spojrzał na nią z góry.
Niepewnie wyciągnął rękę.Ujęła ją i wstała.Dopiero po chwili zorientowała się,że wciąż trzyma go za dłoń.I to nie on,tylko ona nie chce go puścić.Przeszedł ją dziwny dreszcz.
-Lily?Wszystko dobrze?-zaniepokoił się-Chodźmy już do wieży.
Pokiwała głową.
-A może lepiej pojechać w weekend?-zaproponowała.
Zastanowił się chwilę.Z jednej strony chciał jechać od razu,a z drugiej nie miał zamiaru pośpieszać Lily.
-Zgoda.
Chciał coś jeszcze powiedzieć,ale w tym momencie lunął deszcz.Spojrzał zaskoczony na dziewczynę.Ona również na Niego patrzyła, lecz zupełnie innym wzrokiem, niż się tego spodziewał.

***

-Witam,dziewczyny!-Lily weszła do dormitorium,ściągnęła buty i opadła na łóżko.
-A ty co taka zarumieniona?-zapytała Dorcas,wychodząc z łazienki.Miała na sobie czarną sukienkę i buty na obcasach.
-Gdzie ty się  wybierasz?-zdziwiła się Alicja.
-Idę na randkę!-odpowiedziała Meadowes.
Lily wytrzeszczyła oczy.
-A z kim?-spytała.
-Z Mattem,z Ravenclawu-odparła Dorcas i wyszła z dormitorium.
Ann wyskoczyła ze swojego łóżka i skoczyła na miejsce obok Rudej.
-A ja wiem,czemu jesteś taka czerwona-oznajmiła i uśmiechnęła się szatańsko.
Lily usiadła po turecku i zrobiła pytającą minę.
-No powiedz to,albo wykrzyczę przez okno!-zagroziła Blondynka i już miała wstawać,gdy Lily złapała ją za rękę.
-Cicho siedź.Byłam z Jamesem,ale to tyko kolega,nic więcej.
-Jasne!-zachichotała Alicja i rzuciła się na miejsce obok Ann.
- Alicja, jego ojciec jest w szpitalu, a moi rodzice mogli zginąć - wysyczała Lily - Nie mam czasu analizować każdej chwili z James'em.
- Przepraszam. A, właśnie. Chodźcie ze mną.-Alicja wstała i pociągnęła je za ręce aż pod dormitorium Huncwotów. Zapukały.
-Wejść!Chyba,że to jakiś Ślizgon,to spiep...
-Łapo!-usłyszały głos Lunatyka i zachichotały.
Weszły do środka z uśmiechami i usadowiły się na łóżkach.
-Co tam?-spytał Remus,obejmując ramieniem Ann.
-Muszę Wam coś powiedzieć-oznajmiła Alicja,a oczy zaczęły jej lśnić.
-A gdzie Meadowes?-zainteresował się,niby obojętnie,Syriusz.
-Na randce-odpowiedziała mu Lily i wygodniej usadowiła się na łóżku Jamesa.
-Mniejsza z tym-Alicja machnęła ręką.-Ja i Frank się pobieramy!
W dormitorium zapadła cisza.
-Alicja,jesteś pewna,że chcesz brać ślub w tym wieku?-spytał James.
-Może jesteś w ciąży?-zasugerował Syriusz.
Alicja rzuciła mu piorunujące spojrzenie.
-Nie,nie o to chodzi.Zobaczcie,skąd możemy wiedzieć,że w przerwę świąteczną nie zginiemy?Albo podczad wypadu do Hogsmeade?
-To ma sens-przyznała Lily-Na świecie jest coraz gorzej.
-Dziękuje,Lily.Ślub odbędzie się w drugim dniu świąt.Liczę,że przyjdziecie.Zresztą,Frank na pewno będzie chciał,byście byli drużbami-zapewniła.
James podszedł do niej i objął ją z jednej strony.
-Gratuluję.Z chęcią przyjadę!Nie opuszczę weselicha!
-Skoro tak sie sprawy mają,to mnie również zastaniesz!-krzyknął Syriusz i zajął miejsce obok jej drugiego boku.
-Ale Ci zrobimy wieczór panieński!-Lily rzuciła się na przyjaciółkę.
-Ohohoh,pani Prefekt będzie szaleć?Coś podobnego!-zadrwił Black.
I za to oberwał w twarz poduszką od Lily. Huncwoci wybuchli śmiechem,a po chwili całe ich dormitorium fruwało w pierzu.James wycelował poduszką w Lily,już miał rzucać,lecz Syriusz,który na niego wpadł ,mu na to nie pozwolił.James poleciał do przodu i na nieszczęście Lily,przygniótł ją do ziemi.Okulary gdzieś mu spadły i nie widział wyraźnie.
-Na kim leże?-spytał-Ał,Łapa,ściągaj ten swój arystokratyczny tyłek z moich pleców!
-Na mnie-odparła czerwona Lily i wymacała ręką Jego okulary.Delikatnie wsunęła mu je na nos.
-Przepraszam!-wstał szybko i pomógł jej się podnieść-Nic Cię nie boli?
Pokręciła głową i uśmiechnęła się nerwowo.Ucieszyła się,na widok śmiejącego się Jamesa.Jeszcze tak nie dawno siedzieli pod drzewem i rozmawiali o tym strasznym wydarzeniu.Zauważyła jego poranione ręce i westchnęła.To wszystko było przez nią.
-To przez tego kundla!-krzyknął Rogacz i rzucił się na Syriusza.Wybuchnęli śmiechem i zaczęli się siłować.
-Co tu się...?
Zastygli w bez ruchu i spojrzeli w stronę drzwi.Stała tam Dorcas i patrzyła na nich zdziwiona.
-No,no,no,Meadowes!-Syriusz gwizdnął przeciągle.
Dziewczyna zarumieniła się,ale nic nie powiedziała. Spojrzała znacząco na dziewczyny i wyszła z pokoju w pośpiechu,nerwowo obciągając sukienkę niżej.
W dormitorium zrobiło się cicho.Syriusz wzruszył ramionami i pchnął Jamesa na łóżko.
-Ale się z niej laska zrobiła. Z Meadowes. Nie no,zawsze była ładna,ale jednak...Co one tak...się zmieniły?-spytał Syriusz,robiąc zamyśloną minę.
-O nie,Lunio!Łapa znowu gada sam do siebie!Psychiatra potrzebny od zaraz!

19 lutego 2013

5. I can't imagine a world with you gone.



" - James, nie możesz się zamartwiać. Spotykaj się z innymi dziewczynami, w końcu mamy po siedemnaście lat ! Jesteśmy młodzi i popełniamy błędy. Znaczy...nie masz jej ignorować. Bądź po prostu dobrym przyjacielem. Tylko nie takim, co jest na każde skinienie. Po prostu...bądź. "


Usłyszał ciche chlipanie i wyszedł zza rogu. Przy ścianie siedział mały chłopczyk,a właściwie zwijał się z bólu,trzymając za nogę.James uklęknął przy nim.
-Co ci jest,mały?-spytał wolno,aby nie przestraszyć ucznia.
Na nosie widniały okrągłe okulary,a za nimi zielone oczy.
-B-boli!-jęknął mały i znów zaszlochał.
-Za chwilę nie będzie-obiecał.-Jak się nazywasz?
-J-jestem Max,z Gryffindoru.
-Ja jestem James,James Potter.Kto cię tak urządził?
-N-nie wiem,jak się nazywają!
-Spokojnie,zabiorę cię do pielęgniarki.A pamiętasz może jaki kolor mieli krawatu?I co mówili?-odsunął malutką dłoń i spojrzał na spuchniętą kostkę.
-K-krawat był z-zielony.Mówili,że szlamy nie mają prawa się tu u-uczyć!I,że jakiś tam Pan zrobi z t-tym pporządek.-odpowiedział chłopiec i wybuchł jeszcze większym płaczem.
-Nic cię więcej nie boli?-upewnił się James,walczą ze wściekłością.
-Nie,tylko noga.Chciałem iść do szpitala,ale tak bardzo mnie b-bolało!
-No już dobrze,maluchu!Zaniosę Cię do pani Pomfrey.
Wziął malca na barana i ruszył do Skrzydła Szpitalnego.Nie zauważył rudowłosej dziewczyny,chowającej się za zbroją.
Uczniowie mijali go zaciekawieni,ale nie zwracał na nich uwagi.Bardziej skupiony był na tym co powie dyrektorowi,jak tylko odniesie chłopca do skrzydła.
-Hej,Potter.-usłyszał tak dobrze znany,dziewczęcy głos.
-Hej,Evans.
-Co robisz z tym małym?-stanęła przed nimi i założyła ręce na piersi.
-Czy ona może zejść nam z drogi?Boli!-jęknął Max.
Lily zbita z tropu zrobiła im miejsce,ale nie odstępowała ich na krok.
W końcu w ciszy dotarli do szkolnego szpitala.James położył dziecko na jednym z łóżek i zapukał do gabinetu pielęgniarki.
-Dzień dobrym,pani Pomfrey.Tamten chłopiec ma coś z nogą.Wydaję mi się,że złamana.
-Już się nim zajmuję.Możecie iść! Czekaj, Potter ! Co mu się stało ? Mam zawołać dyrektora ?
- Proszę się nie martwić, sam do niego pójdę - wycedził James i odwrócił się napięcie.
Był już przy drzwiach,ale zatrzymało go wołanie.
-James Potter ,zaczekaj!
-Tak ? - podszedł do łóżka Max'a.
-Dziękuję ci!-krzyknął malec i nieśmiało spróbował przytulić Jamesa.
Zdziwiony,ale w pewnym stopniu rozczulony odwzajemnił uścisk.
-No,jeśli jeszcze raz ktoś będzie cię obrażał,przyjdź do mnie! Pamiętaj, że nikt nie może nazywać cię szlamą -powiedział i wyciągnął z kieszeni czekoladową żabę.
-Dzięki!-odparł zachwycony Max i otworzył słodkości, podniecony poznaniem szkolnej legendy.

*

-Wejdź,James.
Szukający otworzył drzwi i zajął miejsce na przeciw dyrektora.
-Wiem już,o co chodzi.Pani Pomfrey mnie poinformowała.
-Trzeba coś z tym zrobić!Przecież to tylko dziecko!-wybuchł chłopak.
-Spokojnie.Dobrze o tym wiem i dlatego odjąłem Slytherinowi pięćdziesiąt punktów - Dumbledor wciąż mówił spokojnym głosem,a na Jamesa działało to jak czerwona płachta na byka.
-I myśli pan,że odjęcie punktów coś da?!
-Rozumiem twoją wściekłość,ale zauważ,że właśnie dlatego poprosiłem o patrolowanie korytarzy,by do takich sytuacji nie doszło-dyrektor splótł ręce w koszyczek i spojrzał na Jamesa przenikliwie.
Chłopaka przeszła fala wstydu.
-Ale ja byłem w innym korytarzu!-próbował się bronić.
-Drogi Jamesie,doskonale wiem,że masz sposoby,by wiedzieć,gdzie kto dokładnie się znajduje-Dumbledor posłał mu wymowne spojrzenie.
-Przepraszam.To się więcej nie powtórzy,obiecuję.
-Cieszę się,a teraz idź na kolację,za chwilę przyjdzie czas na wasz patrol.
-Do widzenia.-James podszedł do drzwi i otworzył je.Zanim zdążył zamknąć gabinet,usłyszał słowa dyrektora:
-Pamiętaj,James,cierpliwość popłaca...

***

Dorcas spojrzała w lustro uważnie.Zawsze robiła wszystko,co jak uważała,spodoba się Syriuszowi.Jedynie tej cholernej pewności siebie jej brakowało.
Podniosła różdżkę i przyłożyła ją do głowy.Pod wpływem skomplikowanego zaklęcia jej włosy wydłużyły się .Niegdyś krótkie włosy teraz sięgały do połowy pleców.Zmusiła swoją brew,aby podjechała nieco do góry i uśmiechnęła się kokieteryjnie.Pomalowała rzęsy i usta pociągnęła błyszczykiem.
-Boże, jestem taką idiotką.
Wyszła z łazienki i spojrzała na stertę rzeczy leżącą na jej łóżku-rzeczy były i jej i Lily. Sięgnęła po spódniczki i każdą zaczęła skracać,tak by sięgały nad kolano.Następnie buty podniosła o niewielki obcasik.W bluzkach zrobiła trochę większy dekolt.
Lekko z obawą sięgnęła po szerokie spodnie i swoje i Lily.
-Merlinie,spraw,by poszło po mojej myśli!
Machnęła wzdłuż spodni różdżką,a te jak na zawołanie zwężyły się.Zadowolona pokiwała głową.
-Hej,Dorcas,co ro...Dorcas!-Lily złapała ją za ręce i okręciła dookoła-Wow,dziewczyno!Ale z Ciebie laska !
- Ostatni raz jestem w Hogwarcie, powinnam cieszyć się ze wszystkiego w tym roku. To oznacza, że nie mogę chować się już za książkami, Lily. Cholera, ja muszę wyjść do ludzi. Co ze mną było nie tak przez te wszystkie lata ?

***

James siedział przed kominkiem i czekał na Dorcas,z którą dzisiaj miał mieć patrol.Obok niego leżał na kanapie Syriusz,również oczekujący,tyle,że Lily.Skrycie mu zazdrościł,ale zawsze wtedy karcił się za to w myślach.
"Bądź jej przyjacielem....tylko przyjacielem..."
Jeśli James miał być szczery, teraz wolał być dla Lily nikim. Po prostu znajomym, któremu raz na jakiś czas może powiedzieć "cześć" i iść dalej w swoją stronę.
Jego rozmyślania przerwał  stukot obcasów i poderwał głowę do góry. Black gwizdnął przeciągle na widok Dorcas i Lily,ale one zdawały się tego nie słyszeć. Przemierzały przez Pokój Wspólny wśród szeptów starszych Gryfonów, którzy jeszcze siedzieli nad książkami.
James zamarł,patrząc na Lily. Włosy,niegdyś sięgające do ramion,teraz pokręcone był prawie do pasa.Na sobie miała wąskie dżinsy,jakieś buty obcasach i zieloną bluzkę z dekoltem.Jedyną,tą samą rzeczą,był brązowy sweter.
-Idziemy?-z zamyślenia wyrwał go głos Dorcas.
-Jasne.Ślicznie wyglądasz!-otrząsnął się i pocałował Dorcas w policzek.
-Dzięki,Łosiu.
-Ej!Miałaś mnie tak nie nazywać!-oburzył się.
Dziewczyna zachichotała.Wyszli na korytarz i ruszyli przed siebie.
-Nie przypominasz starej Dorcas - zaczął ostrożnie James.
-Wiem - oznajmiła.Uśmiechnęła się delikatnie.
-Więc...po co ta zmiana?
-Mam dość bycia szarą myszką,okej?-odpowiedziała,zakładając ręce na piersi-Zawsze Ci zazdrościłam.
-Mi?Błagam!
-Jesteś gwiazdą Hogwartu,masz prawdziwych przyjaciół,czempion quidditcha no i tłum lasek-wytłumaczyła.
-Wiesz,to nie jest takie piękne jakie się wydaje.Może poza przyjaciółmi.Czempion quidditch,mówisz?Lata ciężkich treningów.Mimo,że kocham ten sport,wiele razy miałem dość.Gwiazda szkoły?Nie jest takie fajne.Czasami chciałbym przejść korytarzem niezauważony,ale nic z tego.Cieszyłbym się,gdyby znali moje nazwisko i tyle.Tłum lasek?A na co mi to? Do niedawna interesowała mnie tylko Evans -zatrzymał się i spojrzał na księżyc. Dorcas pociągnęła go dalej.
-Wow - skwitowała - Pierwszą i najważniejszą zasadą,jest przestać nazywać ją po nazwisku.To jest Lily,L-i-l-y!Ale...-zatrzymała się i spojrzała mu w oczy - Myślę,że powinieneś dać sobie z nią spokój.
-Rachel twierdzi,że powinienem być jej przyjacielem.
Dorcas odetchnęła głęboko.
-To posłuchaj Rachel,ona wie lepiej.
James zaśmiał się i objął ją ramieniem.
-Może masz rację?Tylko wiesz,to nie jest takie łatwe.Załóżmy,że kochasz się od trzeciej klasie w...Syriuszu,a on tego nie odwzajemnia.I nagle masz przestać go kochać,przestać mieć nadzieję.To tak,jakby odebrali ci sens życia...-James zamyślił się.
Dorcas stanęła z otwartą buzią.
-Nie myślałeś o tym,by pisać wiersze?-spytała,zaczepnie uderzając go w ramię.
-Pisałem-oświadczył z łobuzerskim uśmiechem.
-No to..gdzie one są?
Uśmiech Jamesa zbladł.
-Pewnie gdzieś w śmieciach Lily-odpowiedział i wzruszył ramionami.
-Żartujesz.
-Niby po co?-burknął.
-Gdyby ktoś mi napisał wiersz...to takie romantyczne!
James ponownie wzruszył ramionami.
-Starałem się taki być,ale ona pewnie nawet nie otworzyła koperty.
-Przykro mi-mruknęła dziewczyna.
-Wiesz,po tylu latach już się przyzwyczaiłem.
-James,po prostu źle zacząłeś.Zamiast wywrzaskiwać wyznania miłosne,mogłeś być troszeczkę-pokazała małą odległość między dwoma palcami-bardziej taktowny i nie prosić jej o randkę przy całej szkole.
-Wiem,wiem.Tylko,że na inne to działało,a na nią nie.Próbowałem wszystkiego!Wszystkiego,rozumiesz Dorcas?-spytał z goryczą-Próbowałem,by była zazdrosna.Próbowałem być przyjcielem. Próbowałem być miły,dobry.Próbowałem,próbowałem!Same próby,które nie wychodziły,gdy ona nawet na mnie nie spojrzała.Nie masz pojęcia jakie to uczucie!-nawet nie wiedział,kiedy zaczął krzyczeć i nie mógł też wiedzieć,że kilka korytarzy dalej stoi Lily i Syriusz i słyszą każde ich słowa.
-Masz rację,nie wiem.Ale nie myśl,że jesteś jedynym,który cierpi z nieodwzajemnionej miłości.
-Może i nie jestem jedynym,ale chyba najbardziej doświadczonym.Zapomnijmy o tym,dobra?Nie mam ochoty już o tym mówić.
-Cieszę się,że się wyżaliłeś.Już ci lepiej?-uśmiechnęła się pokrzepiająco.
-Nie.Ale wszystko idzie ku lepszemu.Mam wspaniałych przyjaciół.Żadne nigdy mnie nie zdradziło.Ty,Huncwoci i Rachel jesteście dla mnie jak rodzina.
-A Lily?-zdziwiła się Dorcas.
-Jak sama dobrze wiesz,nasze relacje kończą się na kłótniach.
Dorcas zaśmiała się ponuro.
-Wiem,wiem. Gdzieś w idealnym świecie wszyscy mamy tych, których kochamy, a nasza przyjaźń trwa wiecznie.
-Cóż, witamy w rzeczywistości.
Rogacz usłyszał jakiś dźwięk. Zatrzymał Dorcas i przyłożył palec do ust. Wyciągnął różdżkę z kieszeni i wyjrzał na korytarz. Odetchnął z ulgą,widząc Syriusza i Lily.
-No,wracamy do wieży, nie ? - spytał Syriusz.
Kiwnęli twierdząco głowami i ruszyli na siódme piętro w całkowitej ciszy, każde zagłębione we własnych myślach.

***

Gdy tylko weszły do dormitorium,Dorcas od razu sięgnęła do kufra Lily, prawie przewracając się o siedzącą na ziemi Rachel.
- Czemu grzebiesz mi w rzeczach ? - Lily stanęła nad nią zdziwiona.
- Mam ! - wykrzyknęła Meadowes triumfalnie i usiadła na łóżku z plikiem kopert w ręce.
- Po co ci listy od Pottera ? - tym razem odezwała się Alicja.
- Zaraz zobaczycie...och ! Słuchajcie:

Jest cos takiego na świecie.Coś,od czego nigdy nie ucieknie żaden człowiek.Wali drzwiami i oknami,wpycha się do naszego życia.To coś rozjaśnia ci mrok,jest twoim nieodłącznym towarzyszem.Żyje się z tym wiele lat i z dnia na dzień jest to coraz silniejsze,a najgorsze jest to,że nigdy się tego nie pozbędziesz,chodź byś próbował ze wszystkich sił.To nie zniknie...to,co tak bardzo siedzi Ci w sercu i nie chce odejś.Pogódź się z tym,bo tylko to trzyma Cię przy życiu.Wiesz co to jest?

To miłość,którą Ja czuję do Ciebie,Lily.
James Potter.

***

Wykończeni weszli do swojego dormitorium.Wyglądało tak,jak zawsze.Panował artystyczny nieład,jak to zwykle mawiał Syriusz
Ściany były  pozasłaniane,a była to sprawka każdego z nich.
Obok łóżka Blacka wisiały plakaty mugolskich dziewczyn w bikini,których uśmiech zastygł na zawsze. Na dodatek, na szafce nocnej jeździł sobie mini model motoru.
Nad szafką James'a wisiało kilka plakatów drużyn quidditcha i zdjęcie całej paczki Huncwotów.
Remus był chyba najbardziej uporządkowany.Na kawałku jego ściany wszystko wisiało równo-zdjęcie Huncwotów, jego i Ann oraz plan lekcji.
Peter za to był najbardziej sentymentalny.Na szafce nocnej stało zdjęcie ich całej czwórki.Na ścianie również wisiało ich zdjęcie,tyle,że zrobione podczas jakiegoś kawału,ale znalazło się też tam zdjęcie ich ośmioosobowej grupki,czyli Huncwotów i dziewczyn.
Wiele ludzi zastanawiało się,jak to możliwe,że to on dostał się do ich grupy.Nigdy nie był ani przystojny,ani mądry.Uważali go za swojego przyjaciela i to było najlepsze,co go w życiu spotkało.

Tylko szkoda,że ludzie nie okazują się tym,kim myślałeś,że są.
Życie jest pełne rozczarowań i ty,niestety,musisz się z nimi pogodzić.
Raz na górze,raz na dole.Po prostu życie. Trzeba po prostu...być.



9 lutego 2013

4. When I leave this world, I'll leave no regrets.



- Arabell Ansat !
- Ravenclaw !
- Zack Potter !
James wyprostował się trochę na siedzeniu i wlepił oczy w kuzyna - kruczoczarnego chłopca. Gdy mały Potter wskoczył na podest wyraźnie dało się słyszeć jęk Profesor McGonnagal :
- Kolejny Potter !
Kilka osób zachichotało, a James wywrócił oczami.
- Tak, dobrze wiem, gdzie cię przydzielić. Cóż, oczywiście...GRYFFINDOR ! - wydarła się Tiara, a Zack podbiegł do Jamesa. Przybili sobie piątkę. Mały z wielkimi wypiekami na twarzy usiadł obok kolegów.
Ceremonia Przydziału trwała nadal. Wszyscy z napięciem czekali, aż Tiara wyda werdykt odnoście miejsca zamieszkania seksownej Hiszpanki. Wpatrywali się w nią tak, że dziewczyna dostała rumieńców.
- GRYFFINDOR ! - wrzasnęła Tiara Przydziału, a Rachel pobiegła zadowolona do stołu Gryfonów. Usiadła obok Jamesa. 
- Jak co roku, chciałbym uświadomić pierwszorocznych, ale także i starszych uczniów, że wstęp do Zakazanego Lasu jest absolutnie zabroniony. Reszta zakazów wisi na drzwiach gabinetu pana Filcha. Nie będę was już zanudzał, a więc smacznego ! - zawołał dyrektor beztrosko i sam usiadł czym prędzej do stołu. James spojrzał uważnie na stół nauczycielski - niby wszystko wydawało się po staremu, jednak między nauczycielami panowało nieznane napięcie i wymowne szepty.
James odwrócił wzrok od katedry i skierował go na potrawy. Sięgnął po półmisek z kurczakami w tym samym momencie co Lily. Przypadkiem otarł się o jej dłoń. Spojrzał na nią obojętnie, ale ona wymamrotała tylko coś zła. Na pytający wzrok Rachel wzruszył ramionami i wstał od stołu.
Odszedł kawałek w stronę dziewczyn z szóstej klasy.
- Pozwolicie, drogie panie, że wezmę kurczaka ? - spytał, przeczesując sobie włosy.
- Tak, tak, tak ! - usłyszał w odpowiedzi.
 Dziewczyny były słodko zarumienione, a ich oczy błyszczały. Wziął miskę z jedzeniem i wrócił na swoje miejsce z normalną miną.
- No przystojniaku, ty to potrafisz załatwić. Dawaj kurczaka ! - Rachel z radością sięgnęła po potrawę.
- Wiadomo ! - odparł, uśmiechając się z zadowoleniem.
Nie przeszkadzało im to, że Rachel zwraca się do nich czule. Słowa typu "kochanie", przystojniaku", słoneczko" i inne były na porządku dziennym. Niektórzy uważali ich za parę, ale nic sobie z tego nie robili. Przy okazji nieźle się bawili. Raz nawet jakaś starsza kobieta zaczęła wyzywać Rachel o niewierną, bo podobno słyszała jak najpierw mówi do Jamesa "kochanie", a później do Syriusza "słoneczko".
- A więc nowy rok czas zacząć ! Do łóżka, kochani ! - usłyszeli głos Dumbledora.
James wraz z Huncwotami zebrał się z miejsca i wyszedł powoli z Wielkiej Sali.
- James, Syriusz, pozwólcie na moment.
James klepnął się w czoło. Przecież miał spotkać się z dyrektorem zaraz po uczcie. 
Obaj zawrócili i udali się za nim. Wiele uczniów szeptało, gdy ich mijali. Cóż im się dziwić, wielu nie mieściło się w głowach, że już za coś idą na"dywanik" do gabinetu Dyrektora.
Gdy zamknęły się za nimi drzwi, dyrektor wskazał im dwa wolne miejsca przy biurku i sam usiadł. Splótł dłonie w koszyczek i spojrzał na nich przenikliwie.
- Jak wiesz, James, mianowałem cię Prefektem Naczelnym - zaczął - Nie będzie to to taka zwykła posada. Jednakże zauważyłem, że przez ostatni czas wydoroślałeś, James. Muszę powiedzieć, że jest dość imponujące, widzieć jak pełen potencjału człowiek staje się jego godny. Sądząc po waszej przygodzie na Pokątnej zapewne wiecie, że niepokojące rzeczy zaczęły dziać się w świecie czarodziejów. Nie, nie powiem wam jeszcze, o co chodzi. Miejmy nadzieję, że nie będziecie musieli wiedzieć. Chciałbym, abyście obaj byli czymś w rodzaju stróżów nocnych wraz z innymi wybranymi przeze mnie osobami. Profesor McGonnagal potępiała mnie za ten pomysł, ale wiem, że jesteście gotów zrobić wszystko, aby chronić swoich przyjaciół  - skończył i wlepił w nich skupione spojrzenie.
- Oczywiście, że tak, dyrektorze. Ale chciałbym o coś pana prosić - zaczął James.
- Tak ? 
- Chciałbym, aby żadna Prefekt nie uczestniczyła w nocnych patrolach.
- Nie uważasz, że same chciałyby zdecydować ?
- No to nich chodzą grupami. Będziemy spokojniejsi - założył ręce na piersi  -Albo my będziemy z nimi chodzić.
-  Mogłem spodziewać się tego po was - dyrektor uśmiechnął się ciepło - Myślę, że porozmawiamy o tym przy oficjalnym spotkaniu w tym tygodniu. Na pewno dostaniecie moje zaproszenie. 
 Wstali z miejsc i ruszyli do drzwi.
- A! I jeszcze jedno - zatrzymał ich głos dyrektora - Chciałbym cię prosić James, abyś nie nadużywał roli Prefekta. Zaufałem ci i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. 
- Oczywiście, dyrektorze. 

***

- Uważam, że to ekstra sprawa ! - zawołał po raz kolejny tego wieczoru Syriusz.
- Tak. Ale wiesz, nie chcę,żeby dziewczyny brały w tym udział... - mruknął James i wyciągnął stopy w stronę kominka.
- Rycerz się znalazł. Daj spokój. One są dobre w magii. Zapomniałeś już, jakimi zaklęciami ciskał w Ciebie Rudzielec ? - spytał Black i wybuch śmiechem, przypominając sobie jedną scenę z wielu takich zdarzeń.
- Bardzo śmieszne - burknął James w odpowiedzi.

***

-Się macie, dziewczyny - mruknął sennie Syriusz, siadając na przeciw Dorcas. 
Dziewczynie poróżowiały lekko policzki.
-Witamy, przystojniaku. Jak tam noc ? - spytała beztrosko Rachel, a cały dobry humor uleciał z Dorcas w jednej chwili.
- W sumie było okej.
- No, nie licząc tego, że Syriusz śnił o pewnej długowłosej dziewczynie. Nie dowiedziałem się więcej na jej temat, bo chyba zaczęli się całować - James zrobił usta w dzióbek.
Gryfoni parsknęli śmiechem.
Lily popatrzyła na niego chwilę i uśmiechnęła się, ledwo zauważalnie. W oczach miał znajome wesołe iskierki, a na głowie niezły bałagan. Zaraz zganiła się za to w myślach.
-Tak? Ale to nie ja śniłem o nogach pewnej rudej Gryfonki! - odciął mu się Syriusz i uśmiechnął się niewinnie. 
James poczerwieniał. Już chciał mu się odgryźć, gdy podeszła do nich profesor McGonnagal.
-Oto wasze plany - podała im kartki z rozpiską dnia - Potter mam nadzieję,że masz już zaplanowany trening ? Potrzebujemy nowych zawodników. Chciałabym, aby i w tym roku w moim gabinecie stał puchar, a nie w gabinecie profesora Slughorna - skrzywiła się nieznacznie - No nic, rozejść się do klas ! - odeszła szybko do innych uczniów.
- Co mamy pierwsze ? - spytał beznamiętnie Peter.
- Zaklęcia.
Wstali od stoły i chwilę później byli już przed klasą.
Zabrzmiał dzwonek. Uczniowie wsypali się do sali i zajęli swoje miejsca.
- Jeszcze ani razu się na mnie nie wydarła - szepnął James do ucha Syriusza.
- To dobry znak - stwierdził Łapa.
- A więc dzisiaj zaczniemy od najprostszego z możliwych zaklęć, a mianowicie : Wingardium Leviosa! - po sali potoczył się piskliwy głosik niziutkiego Flitwicka.
Uczniowie nieco zdziwieni takim łatwym zadaniem wzięli różdżki i po chwili w całej sali latały piórniki i zeszyty. Okazało się to dobrym zajęciem, gdyż nie którym nie udało się za pierwszym razem.
- Bardzo dobrze, wielu z was opanowało to zaklęcie do perfekcji. A dlaczego je powtarzamy ? Ponieważ w tym roku piszecie ostatnie testy, decydujące o waszej przyszłości.
- Zaczęło się! - jęknęli zgodnie James i Syriusz. 
Dziewczyny rzuciły im piorunujące spojrzenia, ale nie przejęli się tym zbytnio.
Do końca lekcji pisali formułki zaklęć z pierwszej klasy, a pod koniec lekcji profesor zebrał ich pergaminy i oznajmił, że je oceni.
- Na następną lekcję proszę o opisanie zaklęcia Wingadrium Leviosa ! Minimum półtora stopy ! - dopowiedział jeszcze, przy zgodnym akompaniamencie jęków uczniów.
- Wspaniale ! Pierwszy dzień i już coś zadane ! - burknął Syriusz. James pokiwał wolno głową.

******

Na dworze robiło się coraz zimniej. Drzewa powoli zaczęły gubić liście, a trawy było coraz mniej. Uczniowe lgnęli na błonia, aby zakosztować ostatnich promieni słonecznych.
Lily tęsknie wpatrywała się w uczniów na dworze. Z przyjaciółmi zmierzała do gabinetu dyrektora. Odrobinę się przestraszyła. Niby nic nie zrobiła, ale nigdy nic nie wiadomo, zwłaszcza, że szła tam również z Huncwotami.
- Kurde, jakie było hasło ? - spytał Syriusz drapiąc się po głowie.
- Musy-świstusy ?
Nic. Chimera ani nie drgnęła.
- Żelki miętowe?
- Kokosanki ?
- Fasolki wszystkich smaków ?
- Kociołkowe pieguski ! - wykrzyknął Peter i przy uldze wszystkich, chimera odskoczyła na bok ukazując jasne schody. Weszli przez nie gęsiego i zapukali.
- Proszę - odezwał się lekko przytłumiony głos dyrektora Hogwartu. 
Weszli wolno. Profesor wskazał im krzesła. Usiedli na nie i spojrzeli na Dumbledora zaciekawieni, oprócz oczywiście Huncwotów, którzy wszystko wiedzieli. Oprócz nich w gabinecie była też Alicja, Frank Longbottom, Caradoc Deaborn i prefekci z Ravenclawu i Huffelpufu.
- Ach, wszyscy już jesteście. Pewnie nie wiecie, co tu robicie - zaczął Dyrektor - A więc przejdę do sedna. Chciałbym, abyście patrolowali korytarze w możliwych wam godzinach. Każdy.
Dziewczyny pokiwały gorliwie głową i podobnie zrobiła reszta.
- Jednakże, za inicjatywą pana Pottera, dziewczyny nie będą same chodziły. Zawsze proszę iść w minimum trójkę, a najlepiej by było, gdybyście brały ze sobą jakiegoś kolegę. Czy to jasne ?
Lily naburmuszona założyła ręce na piersi. 
 Pewnie myśli, że będę chciała z nim patrolować ! Nie doczekanie Twoje, Potter!, pomyślała ze złością.
- Przynajmniej do północy proszę, by przynajmniej dwie pary patrolowały korytarze i pilnowały porządku. Nie daję wam pozwolenia na nadużywanie władzy, jedynie proszę o panowaniem aby szkoła toczyła się swoim rytmem, bez żadnych zakłóceń. Zgadzacie się ?
Znów pokiwali twierdząco głowami.
- Doskonale ! - ucieszył się Dumbledore - Dobranoc, kochani !
Trochę zaskoczeni szybkim spotkaniem wyszli po kolei z gabinetu i zaaferowani opowiadali o swoich wrażeniach.
-To co ? Rachel, może my obejmiemy dziś pierwszą wartę ? - spytał James, a Lily wytrzeszczyła oczy.
- No jasne! - zgodziła się Hiszpanka z uśmiechem. 
Oboje skręcili w inny korytarz i zniknęli Lily z oczu.

Kiedyś przez niego zginę !

 ****

- Hej, James, możesz powiedzieć mi, o co chodzi z Lily ? - zaczęła rozmowę Rachel. 
Byli w połowie czwartego piętra, więc mieli idealny widok na błonia.
James oparł się o parapet i zapatrzył na widoczny z oddali Zakazany Las. Wzruszył ramionami.
- To długa historia.
- Mamy dużo czasu.


3 lutego 2013

3. Don't tell me I'm not ready for love.




Stali na przeciwko siebie. Dziewczyna ze spuszczoną głową, za to on ze wzrokiem skierowanym gdzie poza jej głową.
- Chciałaś ze mną pomilczeć? - spytał wreszcie lekko wkurzony.
- Nie. Chciałam cię przeprosić... - wydukała, podnosząc na niego wzrok.
James westchnął cicho.
- Nie masz za co. Przynajmniej wiem, co o mnie myślisz, a ja powinienem zostawić cię już dawno w spokoju. 
- Właśnie, że mam. Dlatego przepraszam - odpowiedziała.
Kiwnął głową i otworzył buzię, jakby chciał coś powiedzieć, lecz zamknął ją z powrotem. Nie tego się spodziewał, zaczynając od tego, że myślał, iż dziewczyna w ogóle go nie przeprosi, a jak już, to powie mu, że się myliła, że wcale tak nie myśli, a ona sprawiała wrażenie jakby robiła to z przymusu, lub zaczęły zżerać ją wyrzuty sumienia.
- Idźmy już do nich,bo na pewno czekają - powiedział tak swobodnym tonem, że dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. 
Oboje czuli się niezręcznie. Kiedyś James cieszyłby się, że jest z Lily sam na sam, ale teraz było to nieco uciążliwe.
- Tak, masz rację - przyznała i ruszyła w stronę Dziurawego Kotła. W środku jak zwykle było ciemno i duszno, a do tego atakował ich zapach tytoniu. Syriusz spojrzał z nadzieją na przyjaciela, ale ten machnął tylko ręką i w jego oczach można było dostrzec rozczarowanie.
- To skoro wszystko mamy, to możemy się zbierać, nie? - spytała Dorcas niepewnie, widząc to samo w oczach Rogacza, co ujrzał Syriusz.
- Tak,mamy wszystko - potwierdził Remus i pierwszy ruszył ku drzwiom.
Wyszli na świeże powietrze. Pożegnali się szybko i deportowali się do swoich domów.

****

- No...i co tam? - zagadnął go niepewnie Syriusz.
- Po staremu - odpowiedział ponuro i włożył do kieszeni różdżkę i mapę Huncwotów.
- Myślałem, że się bardziej postara - mruknął Black i spojrzał na zapakowany kufer sprawdzając, czy nic z niego nie wystaje.
- Nie ważne, Łapo.
- Ej, czyli koniec z Rudą? - spytał z nadzieją.
- Najwyraźniej -  westchnął.
- Spoko. Wiesz, że jestem kiepski w pocieszaniu. Chyba,że...
- Chyba, że co? - ożywił się Rogacz.
- Smark Ci na pewno pomoże - zaproponował szyderczo.
- Nie - odpowiedział cicho James - koniec z tą szumowiną. Nie chcę tracić na niego czasu.
- Czyli od dzisiaj koniec ze Smarkiem. W sumie i tak jesteśmy na to za starzy. Ale na nic więcej się nie godzę - Syriusz założył ręce na piersi.
- Nie chcę Cię ograniczać, Łapo. Po prostu ci w tym nie pomogę. Ale co do reszty, pozostaje to bez zmian.
- No dobra, jakoś to zniosę - Syriusz westchnął teatralnie.
- Za dwadzieścia minut odjeżdża pociąg! - usłyszeli z dołu głos Dorei.
Zbiegli po schodach ciągnąc za sobą kufry i przepychając się przy tym ze śmiechem.
- Uważajcie na siebie! I błagam, mniej szlabanów! - jęknęła pani Potter, a na jej policzkach pojawiły się łzy. 
Przytuliła obu  bardzo mocno, jak na tak wątłą budowę ciała i pocałowała w czoła.
Błędny Rycerz już na nich czekał. Wpakowali bagaże i zajęli bezpieczne miejsca. Autobus ruszył i mknął teraz przez zatłoczone uliczki. Przez całą drogę milczeli - lekko ich zemdliło.
- Stacja King's Cross! - zawołał młody mężczyzna i otworzył drzwiczki. Wysiedli z niego prędko i z ulgą nabrali powietrza. Rozejrzeli się dookoła, a gdy nikt nie patrzył ruszyli wprost na barierkę. 
Niektórzy pomyśleliby, że chłopcy oszaleli, ale oni zamiast walnąć o ścianę, po prostu za nią zniknęli. Powitał ich niesamowity gwar rozmów i płaczu pierwszorocznych. Do odjazdu została zaledwie minuta. Wskoczyli do czerwonej lokomotywy i rozpoczęli poszukiwania przedziału przyjaciół. Pociąg zaczął nabierać prędkości i kilka razy o mało co nie wywrócili by się na ziemię. Nagle James zatrzymał się gwałtownie.
- Rogacz? - Syriusz popchnął przyjaciela. Bez skutku.
- Czy ja mam jakieś omamy? Bo jeśli nie, to siedzi tu Rachel.
Syriusz spojrzał zaskoczony do przedziału i uśmiechnął się.
- Coś czuję, że w tym roku zapomnisz o Evans.
James rzucił mu ostre spojrzenie, ale zaraz złagodniał. Na jego twarz wypłynął dobrze znany Syriuszowi uśmiech. Otworzył drzwi od przedziału i krzyknął, niby to zaskoczony.
- Syriusz, tu wolne! - obrócił się do dziewczyny - Rachel? Na Merlina, co ty tu robisz? - udał głęboki szok. 
Black pokręcił głową ze śmiechem.
- Się masz, Rachel - przywitał się.
- James! Syriusz! Już myślałam, że nie będzie nikogo znajomego! Querido! - ucieszyła się.
Rachel była Hiszpanką. Miała długie ciemnobrązowe włosy,a Oczy miała uderzająco ciemne, prawie że czarne.  Była szczupła, ale Merlin nie poskąpił jej obfitych kształtów, których zazdrościła jej nie jedna dziewczyna.
W zeszłym roku poznali się w wakacje. Ją i Jamesa połączyło gorące uczucie, które jednak szybko zgasło i od tej pory byli przyjaciółmi. 
- Co ty tu robisz?-zainteresował się Rogacz.
- Wiecie jaki jest mój papa. Dostał pracę tutaj, więc przeprowadziliśmy się, a mnie wysłali do Hogwartu. Na początku byłam załamana, ale przypomniałam sobie, że przecież wy tu chodzicie! A gdzie Remus i Peter?
- Siedzą gdzieś z naszymi przyjaciółkami. Nie mogliśmy ich znaleźć - odpowiedział jej Syriusz.
- Możemy spróbować jeszcze raz.
I tak wyszli z przedziału ciągnąc za sobą kufry, zaglądając co jakiś czas przez szybki.
- Hej, czy to nie Remus? - spytała nagle Rachel.
- Witam ferajnę! - zawołał Syriusz pakując się do przedziału. James wpuścił Hiszpankę przed siebie. Uśmiechnęła się słodko i pocałowała resztę Huncwotów w policzki na powitanie. 
Dziewczyny patrzyły na to ze zdziwieniem. Dorcas skuliła się w sobie, obserwując rękę Syriusza, która obejmowała talię nieznajomej.
- O to Rachel Rasbon - przedstawił przyjaciółkę James - A to Lily, Dorcas, Ann i Alicja.
Dziewczyny podały sobie rękę, ale tylko Lily, Ann i Alicja uśmiechnęły się przyjaźnie. Dorcas już znienawidziła nieznajomą, za to, że jest tak blisko z Syriuszem. Po raz kolejny przeklęła swój los. 

********
James ze znużeniem wpatrywał się w okno. Za szybą robiło się coraz ciemniej i wakacyjny słońce chowało się za horyzontem. Czuł się dość dziwnie ze świadomością, że w tą stronę, nie licząc świąt i ferii, jedzie po raz ostatni. Siedem lat nauki, szkolnych wygłupów, miłości i przyjaźni minie bezpowrotnie już za około dziewięć miesięcy. Spojrzał na swojego przyjaciela. Przez te siedem lat Łapa  nie zmienił się prawie wcale. Wciąż był jego wiernym przyjacielem, gotowym rzucić dla niego wszystko w jednej chwili. 
Remus również wydoroślał, na ciele przybyło mu wiele blizn, z resztą tak ,jak jemu. Oczywście  Lunatyk nadal był starym, inteligentnym i rozrywkowym przyjacielem.
Peter. Przez te wakacje nieco schudł. Nie był już takim małym prosiaczkiem jak w pierwszej klasie. Był niezmiennym od siedmiu lat, dobrym, wrażliwym i bystrym Glizdogonem. Choć James miał wrażenie, że ostatnio jest nieco przygaszony.
Czymże zasłużył na takich świetnych przyjaciół? Zdarzały się małe spięcia, ale bywały tak rzadko, że nikt o nich nie pamiętał.
Spojrzał na Dorcas. Jego najlepszą przyjaciółkę. Była pełna kontrastów. Cicha, ale rozrywkowa. Oszałamiająco piękna, ale niezbyt pewna siebie. Rozgadana za trzech, ale nieśmiała. Szczególnie ostatnio. Może się w kimś zakochała ?
James wzdrygnął się ze wstrętem. Już jej tego współczuje.
- Zaraz wracam - mruknał do Syriusza i przeszedł się na koniec wagonu, aż wyszedł na świeże powietrze na mały podest za drzwiami. Wiatr rozwiał mu włosy. James wyciągnął papierosy i zapalił jednego, po czym powoli się zaciągnął. Wrócił myślami do przedziału.
Obok Dorcas siedziała Ann. Drobna, blondwłosa Ann. Nie był z nią jakoś szczególnie blisko, ale jako jedna z niewielu umiała go pocieszyć i rozbawić. No i była dziewczyną jego przyjaciela. Odciągała Remusa go od nauki i rozpaczaniem nad swoim "nędznym" życiem. Znów prychnął. Jak Remus może tak uważać?
Alicja. Tak, ona szczególnie potrafi go rozbawić. Czasami planowała z nimi nowe kawały i była niesamowicie rozrywkowa. Miała chłopaka już od dwóch lat, Franka Longbottoma. Byli świetną parą i James często przyłapywał się na tym,że im zazdrościł.  Zwykle wtedy rzucał się w ramiona przypadkowych dziewczyn.
Lily Evans. O niej James nie chciał myśleć. 
- Hej, James, czemu tak nagle zniknąłeś? - usłyszał głos Hiszpanki za swoim ramieniem.
- Duszno mi się zrobiło - odparł krótko, mając nadzieję, że dziewczyna wróci do przedziału.
- Co jest? - dopytywała Rachel. Wyciągnęła z jego ręki papierosa i zaciągnęła się. James spojrzał na nią uważnie. 
- Nic nie jest. Nie możecie dać mi wszyscy świętego spokoju? - zdenerwował się. 
Wziął głęboki oddech, pogłaskał Rachel po ramieniu i wrócił do wnętrza pociągu. Wszedł do przedziału i ściągnął z półki swój kufer podróżny. Opuścił przyjaciół, ignorując ich zdziwione spojrzenia. Zdążył usłyszeć jeszcze,jak Syriusz mówi:
- No i znów muszę przygotować terapię. Skończy się na tym, że wyląduje w psychiatryku.
Prychnął z niedowierzaniem i wpakował się do przedziału braci Prewett.
- Witaj...
- Przyjacielu...
- Miło cię....
- Widzieć...
Mówili jeden przez drugiego.James uśmiechnął się.
- Siemka. Mogę z wami siedzieć?
- Jasne,to chyba....
- Oczywiste...
- No nie?
- Dzięki.Widzieliście mecz Os? - spytał James,bawiąc się plakietką Prefekta w kieszeni.
- Jasna sprawa!
- Widziałeś co zrobił...- zagłębili się w rozmowie i zapomnieli o świecie.
Pociąg powoli zwalniał,na dworze było już zupełnie czarno.James z radością wyskoczył z pociągu i wciągnął rześkie powietrze. Usiadł w powozach razem z bliźniakami Prewett i jakimiś dwoma dziewczynami z Ravenclawu.
Spojrzał przez okienko na zarys zamku.

Witaj w domu, pomyślał z uśmiechem.